37865.fb2
Pan Bennet złożył wizytę panu Bingleyowi jako jeden z pierwszych. Od początku nosił się z tym zamiarem, choć do samego końca zapewniał żonę, że ani mu to w głowie, toteż biedaczka nie wiedziała o niczym aż do owego wieczoru, kiedy wizyta została złożona. Dowiedziała się zaś w sposób następujący. Pan Bennet, spoglądając na swą drugą z rzędu córkę, która zajmowała się przystrajaniem kapelusza, zwrócił się do niej znienacka:
– Przypuszczam, Lizzy, że ten kapelusz spodoba się panu Bingleyowi.
– Nie będziemy mogły sprawdzić, co się panu Bingleyowi podoba – odparła z wyrzutem pani Bennet – ponieważ nie mamy zamiaru złożyć mu wizyty.
– Zapominasz, mamo – wtrąciła Elżbieta – że spotkamy go na naszych asamblach i że pani Long obiecała nam go przedstawić.
– Nie wierzę, by pani Long to zrobiła. Ma dwie własne siostrzenice. To kobieta samolubna i w dodatku hipokrytka. Nie mam o niej dobrego mniemania.
– Ja również – odparł pan Bennet – i cieszę się widząc, że nie liczycie na jej usługi.
Pani Bennet nie raczyła odpowiedzieć, nie mogąc powstrzymać złości, zaczęła łajać jedną ze swych córek.
– Na litość boską, Kitty, przestańże kaszleć! Miej trochę litości dla moich nerwów. Targasz je na strzępy.
– Kitty jest bardzo nieoględna z tym kaszlem – dorzucił ojciec. – Zawsze kaszle w nieodpowiedniej chwili.
– Nie kaszlę dla przyjemności – odparła Kitty gniewnie. – Kiedy przypada nasz następny bal, Lizzy?
– Od jutra za dwa tygodnie.
– No właśnie! – zawołała matka. – A pani Long wraca zaledwie dzień wcześniej, więc nie będzie mogła nam go przedstawić, bo sama jeszcze nie będzie go znała.
– A więc, moja duszko, możesz mieć przewagę nad przyjaciółką i sama jej przedstawić pana Bingleya.
– Niemożliwe, mój drogi, niemożliwe, bo przecież go nie znam. Nie dręcz mnie, proszę!
– Szanuję twoją ostrożność. Rzeczywiście, dwutygodniowa znajomość to bardzo niewiele. Trudno po dwóch tygodniach wiedzieć, co to naprawdę za człowiek. Ale jeśli my się nie odważymy przedstawić jej pana Bingleya, to ktoś inny to zrobi. Pani Long i jej siostrzenice muszą też stanąć w szranki, a ponieważ byłoby im na rękę, gdybyś ty odmówiła tej przysługi, sam się jej podejmę.
Dziewczęta ze zdumieniem spojrzały na ojca, pani Bennet zaś powtarzała tylko:
– Co za niedorzeczność! Co za niedorzeczność!
– Cóż mają znaczyć te patetyczne okrzyki? – zapytał. – Czyżby niedorzecznością były dla ciebie formy obowiązujące przy zawieraniu znajomości lub też waga, jaką się do nich przywiązuje? W tym akurat wypadku absolutnie nie mogę się z tobą zgodzić. A cóż ty na to powiesz, Mary? Jesteś, jak wiem, młodą osobą o dociekliwym umyśle, czytasz uczone książki i robisz z nich notatki.
Mary chciała powiedzieć coś niesłychanie mądrego, ale nie bardzo wiedziała co.
– Podczas gdy Mary będzie formować swe opinie – ciągnął pan Bennet – powróćmy do pana Bingleya.
– Mam już dosyć pana Bingleya! – zawołała pani Bennet.
– Przykro mi, że to słyszę, ale czemuś mi nie powiedziała o tym wcześniej? Gdybym o tym wiedział dziś rano, z pewnością bym do niego nie jeździł. Fatalnie się stało – no, ale skoro złożyłem wizytę, znajomość jest już zawarta.
Zdumienie pań całkowicie spełniło jego oczekiwanie, a już zdumienie jego żony przeszło wszystko. Mimo to, kiedy minął pierwszy wybuch radości, pani domu oświadczyła, że właśnie tego i nie czego innego spodziewała się przez cały czas.
– Jak to pięknie z twojej strony, moje serce! Wiedziałam, że cię wreszcie przekonam! Byłam pewna, że za bardzo kochasz swoje dziewczęta, by stracić taką okazję! Jakam rada! Co za pyszny figiel, żeby pojechać rano i do tej chwili ani słówkiem o niczym nie pisnąć!
– No, Kitty, teraz możesz już kaszleć, ile ci się tylko podoba – rzekł pan Bennet i z tymi słowy opuścił pokój, zmęczony uniesieniami żony.
– Jaki nadzwyczajny jest wasz ojciec, dziewczęta! – zawołała matka, gdy tylko drzwi się za nim zamknęły. – Nie wiem, jak mu się kiedyś odwdzięczycie za jego dobro – jemu czy mnie… Mogę was zapewnić, że w naszym wieku takie codzienne zawieranie nowych znajomości to żadna przyjemność, ale czegóż my dla was nie zrobimy! Lidio, kochanie, myślę, że pan Bingley będzie z tobą tańczył na najbliższym balu, chociaż jesteś najmłodsza.
– Och – odparła Lidia śmiało – wcale się nie boję! Jestem najmłodsza, ale i najwyższa.
Reszta wieczoru upłynęła na domysłach, kiedy pan Bingley przyjdzie z rewizytą, i ustalaniu dnia, na który młody człowiek zostanie zaproszony na obiad.