37865.fb2
W parę dni po owym obiedzie przyjechał pan Bingley, i to sam. Przyjaciel jego wyjechał tego ranka do Londynu, lecz miał powrócić za dziesięć dni. Młody człowiek zabawił w Longbourn godzinę przeszło – był w wyśmienitym humorze. Pani Bennet chciała go zatrzymać na obiedzie, ale niestety, był już zaproszony gdzie indziej, co wyznał z wyraźnym smutkiem.
– Za następną pańską wizytą – mówiła – będziemy może mieli więcej szczęścia.
Będzie mu zawsze ogromnie przyjemnie… i jeśli tylko pani Bennet pozwoli, wybierze najbliższą sposobność…
– Czy może pan przyjść jutro?
– Tak, jutro nie jestem zajęty. – Przyjął zaproszenie z wielką ochotą.
Przyszedł… i to przyszedł tak punktualnie, że żadna z pań nie była jeszcze ubrana. Pani Bennet wpadła w szlafroku, z włosami w papilotach, do pokoju córki.
– Spiesz się, Jane, spiesz i pędź na dół. On już przyszedł! Pan Bingley już przyszedł! Przyszedł, powiadam ci! Szybko, szybko! Saro! Proszę tu przyjść do najstarszej panienki! Pomóż jej włożyć suknię! Rzuć czesanie panny Lizzy, to nieważne!
– Postaramy się jak najszybciej zejść na dół – odparła Jane – ale chyba Kitty pierwsza będzie gotowa bo już pół godziny temu poszła na górę.
– Co tam Kitty! Cóż ona ma do tego! Szybko, Jane, szybko! Gdzie twoja szarfa, kochanie?
Jednak kiedy matka wyszła, Jane nie chciała zejść na dół bez którejś z sióstr.
Wieczorem matka zabiegała równie niecierpliwie, by tych dwoje zostało samych. Po herbacie pan Bennet jak zwykle udał się do biblioteki, a Mary poszła poćwiczyć na górę na pianinie. W ten sposób z pięciu przeszkód dwie zostały usunięte. Teraz pani Bennet usiadła i przez dłuższą chwilę mrugała na Elżbietę i Katarzynę bez najmniejszego jednak rezultatu. Elżbieta nie zwracała na to uwagi, a Kitty spytała wreszcie niewinnie:
– Co się stało, mamo? Czemu na mnie mrugasz? Co mam zrobić?
– Nic, dziecko, nic! Wcale na ciebie nie mrugam. Potem pięć minut siedziała spokojnie, lecz nie chcąc dopuścić, by zmarnowała się tak drogocenna okazja, wstała nagle i zwróciła się do Kitty:
– Chodź, kochanie, chcę z tobą pomówić – i wyprowadziła ją z pokoju.
Jane rzuciła Elżbiecie rozpaczliwe spojrzenie błagając, by ona przynajmniej nie dołączała się do tego spisku. Po chwili pani Bennet otworzyła drzwi:
– Lizzy, kochanie! Chcę z tobą pomówić.
Elżbieta musiała wyjść.
– Widzisz, serce, możemy ich tam na jakiś czas zostawić samych – tłumaczyła, gdy znalazły się w hallu. – Kitty i ja idziemy na górę, posiedzimy sobie w mojej gotowalni.
Elżbieta nie próbowała nawet dyskutować z matką. Spokojnie poczekała w hallu, póki obie panie nie zniknęły na górze, po czym wróciła do salonu.
Wszelkie wysiłki pani Bennet spełzły tego wieczoru na niczym. Bingley był ze wszech miar czarujący, lecz się nie oświadczył. Był uroczy i pogodny, a towarzystwo jego stanowiło miły dodatek do zebranego wieczorem rodzinnego grona. Całe natręctwo matki i wszystkie jej idiotyczne uwagi znosił z cierpliwością i spokojem szczególnie miłym jej córce.
Niemal nie trzeba go było zapraszać na kolację, a nim odjechał, ustalono – a właściwie ustaliła z nim pani Bennet – że następnego ranka młody człowiek przyjedzie na polowanie z panem domu. Od tego dnia Jane nie mówiła już o swojej obojętności. Siostry nie zamieniły na ten temat ani jednego słowa, lecz Elżbieta kładła się do łóżka z miłym przekonaniem, że cała sprawa wkrótce się zakończy, chyba że pan Darcy wróci wcześniej, niż zamierzał. W głębi serca jednak była właściwie pewna, że wszystko to dzieje się za jego zgodą.
Bingley przyszedł punktualnie i – tak jak uzgodniono – spędził z panem Bennetem przedpołudnie na polowaniu. Ten ostatni okazał się o wiele przyjemniejszym towarzyszem, niż młody człowiek mógł przypuszczać. Bingley nie był ani zarozumiały, ani głupi – nie prowokował więc pana Benneta do drwin czy pełnego niesmaku milczenia. Pan domu okazał się więc bardziej niż zwykle rozmowny, a mniej dziwaczny. Bingley, oczywiście, wrócił razem z nim na obiad, a wieczorem pani Bennet znowu łamała sobie głowę, jak by tu wyprosić wszystkich z pokoju i zostawić młodą parę sam na sam. Elżbieta miała list do napisania, toteż zaraz po herbacie poszła do pokoju śniadaniowego. Widziała, że wszyscy siadają do kart, nie myślała więc, że zajdzie potrzeba przeciwdziałania matczynym zabiegom.
Skończywszy list, wróciła do salonu i tam ku niepomiernemu swemu zdumieniu stwierdziła, że matka okazała się jednak od niej sprytniejsza. Otworzywszy drzwi, zobaczyła siostrę i Bingleya stojących razem przy kominku – jakby pogrążonych w poważnej jakiejś rozmowie. Gdyby już to samo nie budziło podejrzeń, można by wyczytać prawdę z ich twarzy, kiedy obrócili się gwałtownie i odsunęli od siebie. Byli w dość niezręcznej sytuacji, Elżbieta jednak chyba w jeszcze gorszej. Nikt nie powiedział ani słowa, młodsza siostra już chciała odwrócić się i wyjść, gdy Bingley wstał nagle (poprzednio usiadł był, tak samo jak jego towarzyszka) i szepnąwszy coś Jane, wybiegł z pokoju.
Jane nie miała tajemnic przed Elżbietą, o ile, oczywiście, były to przyjemne tajemnice, toteż teraz objęła ją mocno i ze wzruszeniem wyznała, że jest najszczęśliwszą istotą na świecie.
– To zbyt wiele – mówiła. – To zbyt wiele. Nie zasługuję na to! Och, czemu wszyscy nie są równie szczęśliwi?
Elżbieta winszowała jej gorąco, z głębokim i szczerym przejęciem, które trudno było wyrazić. Każde jej słowo było nowym źródłem radości Jane. Nie chciała jednak pozostać z siostrą ani powiedzieć jej nawet części tego, co jeszcze zostawało do powiedzenia.
– Muszę natychmiast iść do mamusi. Za żadne skarby nie będę igrać z jej serdecznym niepokojem i nie pozwolę, by kto inny niż ja zaniósł jej tę wiadomość. On poszedł już do ojca. Och, Lizzy! Jak można znieść tyle szczęścia! Ta świadomość, że wszyscy moi najdrożsi tak się strasznie z tego ucieszą!
Pospieszyła więc do matki, która umyślnie przerwała grę i siedziała teraz na górze razem z Kitty nerwowo oczekując na rozwój wypadków.
Pozostawiona w samotności Elżbieta uśmiechnęła się teraz na myśl, jak szybko i jak łatwo została wreszcie zakończona sprawa, która przez tyle miesięcy bolała ich i dręczyła.
Taki jest oto rezultat troskliwości i ostrożności jego przyjaciela, mówiła sobie. Tak oto skończyły się wszelkie kłamstwa i zabiegi jego sióstr. Szczęśliwy, mądry, ze wszech miar rozumny koniec.
W kilka minut później zobaczyła Bingleya, którego rozmowa z ojcem była krótka i zadowalająca.
– Gdzie jest siostra pani? – zapytał spiesznie, otwierając drzwi.
– Jest u matki na górze. Będzie tu pewno za chwilę.
Zamknął więc drzwi i podszedł do niej, prosił o życzenia i siostrzane uczucie. Elżbieta szczerze i serdecznie mówiła, jak bardzo się cieszy z ich przyszłego związku. Mocno uścisnęli sobie dłonie, a potem, aż do powrotu Jane, Elżbieta słuchała, co Bingley miał do powiedzenia o własnym szczęściu i doskonałości jej siostry. Mimo iż był zakochany, jego nadzieje na przyszłość były, zdaniem Elżbiety, zupełnie rozsądne – opierały się bowiem na tak rzetelnych podstawach, jak wzajemne zrozumienie, nadzwyczajny charakter Jane oraz podobieństwo usposobień i upodobań.
Był to dla wszystkich wyjątkowo miły wieczór. Świadomość spełnienia marzeń opromieniła twarz Jane tak słodkim wyrazem, że wyglądała dziś piękniej niż kiedykolwiek. Kitty chichotała i uśmiechała się w nadziei, że i na nią wkrótce przyjdzie kolej. Pani Bennet uważała, iż żadne słowo nie może dostatecznie gorąco wyrazić jej zadowolenia i aprobaty, choć przez pół godziny nie rozmawiała z Bingleyem o niczym innym. Kiedy zaś pan Bennet przyłączył się do nich podczas kolacji, wyraźnie można było poznać po jego głosie i zachowaniu, jak bardzo jest szczęśliwy.
Nie wspomniał jednak o całej sprawie, dopóki gość nie pożegnał się z nimi dość późno wieczorem. Natychmiast jednak po jego wyjściu zwrócił się do najstarszej córki:
– Winszuję ci, Jane. Będziesz z pewnością bardzo szczęśliwą kobietą.
Jane podeszła ku niemu, ucałowała serdecznie i podziękowała za okazaną dobroć.
– Jesteś kochane dziecko – odparł – i z radością myślę o tak dobrym dla ciebie związku. W moim przekonaniu, świetnie pasujecie do siebie. Usposobienia macie identyczne. Oboje jesteście tak ustępliwi, że nigdy nie podejmiecie żadnej decyzji, tak łatwowierni, że cała służba będzie was oszukiwać, i tak hojni, że zawsze będziecie żyć ponad stan.
– Chyba nie, tatusiu. Nigdy nie wybaczyłabym sobie bezmyślności czy braku zastanowienia w sprawach pieniężnych.
– Jakżeż mogą żyć ponad stan! Mężu drogi, o czymże ty mówisz! Przecież on ma cztery czy pięć tysięcy rocznie, a może nawet więcej! Kochana moja Jane – tu zwróciła się do córki – takam szczęśliwa! Nie zmrużę oka przez całą noc, zobaczysz! Wiedziałam, że tak będzie! Zawsze powtarzałam, że tak to się wszystko skończy! Nie darmo jesteś taka ładna! Przypominam sobie, że zaraz, jak go pierwszy raz zobaczyłam po jego przyjeździe do Hertfordshire w zeszłym roku, pomyślałam sobie, że jesteście dla siebie stworzeni! To najprzystojniejszy młody człowiek pod słońcem!
Wickham, Lidia, wszystko poszło w niepamięć. Jane była teraz jej ukochanym dzieckiem i żadna z sióstr nie mogła się z nią równać. Młode panny zaczęły się wkrótce dopraszać o to, co każdej z nich mogło sprane największą przyjemność, a o czym niedługo Jane miała decydować. Mary prosiła o wstęp do biblioteki w Netherfield, a Kitty o kilka bali w zimie.
Od tego wieczora Bingley stał się, oczywiście, codziennym ich gościem. Często przyjeżdżał jeszcze przed śniadaniem i zawsze zostawał na kolacji, chyba że jakiś bezlitosny sąsiad, o którym nie sposób było mówić bez wstrętu, przysłał zaproszenie na obiad i nie można się było od tego wykręcić.
Niewiele miała teraz Elżbieta czasu na rozmowy z siostrą, gdyż podczas wizyt Bingleya Jane nie zwracała na nikogo uwagi. Tylko w godzinach rozłąki a i takie musiały być – Elżbieta okazywała się bardzo użyteczną dla obydwojga. Kiedy Jane nie było, Bingley zawsze trzymał się blisko Elżbiety, mógł z nią bowiem rozmawiać o swojej wybranej, kiedy zaś jego nie było Jane z kolei szukała u siostry tej samej możliwości rozmowy.
– Taką mi zrobił ogromną przyjemność – wyznała pewnego wieczoru – mówiąc, że nic nie wiedział o moim przyjeździe do Londynu w zeszłym roku. Myślałam, że to niemożliwe.
– Przypuszczam, że tak było – odparła Elżbieta. – Ale jak to tłumaczył?
– To chyba przez jego siostry. Z pewnością od początku niechętnie odnosiły się do naszej znajomości, czemu zresztą nie mogę się wcale dziwić. Mógłby zrobić wiele lepszy pod każdym względem wybór. Kiedy jednak zobaczą – a wierzę, że zobaczą – iż brat ich jest ze mną szczęśliwy, z pewnością po pewnym czasie będą z naszego związku zadowolone i znowu powrócą dobre stosunki, choć nigdy już takie jak bywały dawniej.
– To najbardziej nielitościwe słowa, jakie od ciebie słyszę. Dobry Boże! Byłabym okropnie zła, gdybym znów widziała, jak padasz ofiarą fałszywych czułości panny Bingley.
– Czy ty uwierzysz, Lizzy, że kiedy on w zeszłym roku w listopadzie jechał do Londynu, to już wtedy mnie nie kochał i nie wrócił tylko dlatego, że był przekonany o mojej obojętności.
– Chyba się troszkę pomylił, lecz dobrze to świadczy o jego skromności.
Wywołało to uniesienia Jane nad jego brakiem zarozumialstwa i niedocenianiem własnych zalet.
Elżbieta cieszyła się słysząc, że Bingley nie zdradził udziału przyjaciela w całej sprawie, choć bowiem Jane była niezwykle szlachetna i łatwo puszczała ludzkie winy w niepamięć, w tym przypadku mogłaby się jednak uprzedzić do Darcy’ego.
– Jestem najszczęśliwszą istotą pod słońcem, to pewna – mówiła Jane. – Och, Lizzy, czemu to właśnie ja jedna z rodziny zostałam na to wybrana, czemu mnie lepiej niż wszystkim? Żebyś chociaż ty mogła być równie szczęśliwa! Żeby znalazł się dla ciebie drugi taki mężczyzna.
– Nawet gdyby się znalazło czterdziestu podobnych, nie mogłabym być taka szczęśliwa jak ty. Trzeba by jeszcze do tego mieć twoje usposobienie i dobroć, wtedy dopiero szczęście mogłoby być równe. Nie, nie, pozwól mi samej zająć się własnym losem. Jak mi się poszczęści, to może kiedyś spotkam jeszcze jakiegoś pana Collinsa. Nie można było długo trzymać w tajemnicy tego, co się działo w Longbourn. Pani Bennet miała przyjemność szepnąć o tym pani Philips, a ta bez upoważnienia ośmieliła się szeptać dalej wszystkim sąsiadom naokoło.
Uznano więc wkrótce, że Bennetowie mają niebywałe szczęście, choć zaledwie parę tygodni temu po ucieczce Lidii uważano, iż zły los się na nich uwziął.