37887.fb2 Echo Przesz?o?ci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Echo Przesz?o?ci - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

4

– Nie możesz mi odebrać dziecka! Nie możesz mi odebrać Mattiego!

Liisa trzymała syna Mattiasa przed sobą jak tarczę. Dziecko obudziło się z popołudniowej drzemki i zanosiło się teraz głośnym płaczem, wyczuwając nagi strach opiekunki.

– Nie pozwolę na to! – krzyczała dalej żona Olego przenikliwym głosem, cofając się w stronę alkierza z chłopcem mocno przyciśniętym do piersi. Nie czuła, że sprawia dziecku ból.

Mały płakał z bólu i ze strachu. Nikt wcześniej tak się z nim nie obchodził. Zawsze dotykały go lekkie dłonie, pełne miłości, troski, łagodności. Liisa z czułością tuliła go do siebie, ojciec i wuj delikatnie go podnosili. Jego maleńkie ciałko nigdy nie zaznało przemocy. Nikt nie krzyczał ponad jego głową. Nikt nie wydawał z siebie dźwięków, które wbijały się w uszy jak noże, szarpały i rozrywały głowę.

Teraz Matti się bał i wrzeszczał ile tchu w piersi.

– Nie możesz mi zabrać Mattiego!

– Mattias jest jego ojcem – stwierdził Ole ponuro i wyjął małego z objęć Liisy.

Chłopczyk nie przestawał płakać, Ole musiał więc podnieść głos, by przekrzyczeć przenikliwy płacz dziecka.

– To nie jest twoje dziecko, Liiso! Zawsze wiedziałaś, że to nie jest twój syn. Nie udawaj. Zawsze wiedziałaś, że dzieciak pewnego dnia wróci do Mattiasa. Inna kolej rzeczy byłaby wbrew naturze.

Liisa z trudem chwytała oddech. Nie mogła krzyknąć na męża. Nie mogła podnieść na niego głosu. To było Samuelsborg. To był jego dom. To Ole był panem tego domu. To on w tej rodzinie nosił spodnie. Liisa już teraz to wiedziała, niewiele zresztą czasu potrzebowała, by się tego nauczyć.

– Tak go kocham – powiedziała cicho. Mattias niezgrabnie wziął z jej rąk wierzgającego, prężącego się chłopca. Swojego syna. Nie był przyzwyczajony do trzymania go na rękach. Ruchy go zdradzały. Od dawna już nie czuł się dobrze z dzieckiem w objęciach. Zresztą przed Mattim nosił jedynie Synneve. Nie nawykł do dzieci. Tkwił w nim poza tym lęk, wrażenie, że syn go nie lubi.

Matti nie chciał, żeby Mattias trzymał go na rękach.

Jak gdyby chłopczyk wiedział, że mało brakowało, a Mattias po zniknięciu Raissy porzuciłby dziecko. Nie interesował się synem. Chodziło mu jedynie o odnalezienie żony. Nie był w stanie wykrzesać z siebie uczuć dla małego, bezradnego ciałka w kołysce. To Raissę kochał. Raissa zajmowała wszystkie jego myśli, w każdej minucie doby tkwiła mu we krwi. Lęk o to, co mogło ją spotkać, nie pozwalał mu zasnąć. Do Mattiasa nie docierało, że jest odpowiedzialny również za to dziecko.

Nie był w stanie tego zrozumieć.

Matti umarłby, gdyby nie Liisa. To ona otoczyła małego całą swoją troską i miłością. Zajęła się chłopczykiem, jakby był jej rodzonym synem. Nie brakowało chwil, w których Mattias niemal gotów był się na to zgodzić.

Zamierzał oznajmić Liisie, że mogą z Olem zostać rodzicami jego syna. Przyjąć go do siebie tak naprawdę, a on zrezygnuje z wszelkich praw, z wszelkich roszczeń wobec chłopca.

Wielokrotnie miał takie oświadczenie na końcu języka. Obracał te słowa w myśli. W głowie układał długą, piękną przemowę. Za każdym razem jednak, gdy już chciał ją wygłosić, odnosił wrażenie, że ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu. Mattias czuł ją, jak gdyby rzeczywiście ktoś go dotykał, chociaż nigdy tej ręki nie zobaczył. Ktoś stał za nim, za jego plecami i wstrzymywał go przed tym krokiem.

Sam tłumaczył to małżeńskimi kłopotami Olego i Liisy. Jakaś jego cząstka nie chciała oddawać im Mattiego, dopóki w Samuelsborg panowała niezgoda.

Mattias nie wiedział, czy to prawdziwa przyczyna, ale wciąż miał prawo nazywać chłopca swoim synem. Był jego ojcem i tak naprawdę nigdy go nie oddał. Teraz chciał go odzyskać. To nie było wcale nierozsądne żądanie. Pod wieloma względami rozumiał Liisę i nadzieje, które w sobie nosiła, nadzieje, które wiązała z Mattim, ale on ze swojej strony nigdy nie wypowiedział ani jednego słowa, które ożywiłoby płomień jej tęsknoty. Nigdy nie powiedział, że Liisa dostanie kiedyś chłopca.

Współczuł jej, ale Matti był jego dzieckiem.

Tymczasem jego syn płakał. Nie lubił go. Wyciągał rączki do Liisy i nazywał ją aiti.

Mamą.

Mattias już wcześniej był tego świadkiem, ale do tej pory nigdy się nie przejmował. Tymczasem teraz zabolało go, że jego syn pierwsze słowa wypowiedział po fińsku.

– Zaopiekowałaś się nim, kiedy ja nie mogłem się nim sam zająć, Liiso – powiedział, ale głosem na tyle wysokim i głośnym, aby Matti dalej się go bał. – Wspaniale się o niego troszczyłaś. Nie mam słów na wyrażenie ci swojej wdzięczności!

– Wolisz więc mi podziękować, zabierając go ode mnie? – spytała Liisa. Policzki w okrągłej twarzy płonęły, jasnoniebieskie oczy błyszczały jak lód. – Wobec tego cieszę się, że nie potrafisz znaleźć słów, Mattiasie. Obawiam się, że mogłyby zapiec jeszcze boleśniej.

– To mój syn!

– Diabelnie się tym przejmowałeś w ostatnim roku! – odcięła się Liisa.

Celnie trafiła.

– Dlaczego uważasz, że teraz będziesz w stanie się nim zająć? – ciągnęła wyzywająco. – Zamierzasz przestać pić? Zamierzasz przestać się zadawać z upadłymi kobietami? Wyszorujesz zapach zgnilizny w domu? Pozatykasz szpary w ścianach? Zdobędziesz opał przed nadejściem zimy? Zamierzasz coś zrobić z ziemią, która leży odłogiem? A może myślisz o znalezieniu sobie porządnej pracy, tak żebyś miał dość pieniędzy i mógł zadbać o rodzinę? Co, u diabła, tak skutecznie cię odmieniło, Mattiasie Mattiassenie, że nagle uważasz, że jesteś w stanie zająć się synkiem?

– Zamierzam zrobić wszystko to, o czym mówiłaś – rzekł Mattias spokojnie.

– Słyszałam tę piosenkę już nie raz – odparła rozgoryczona Liisa, zerkając na Olego. – I to nie tylko od ciebie, ojczulku. Ale do tej pory jeszcze nie byłam świadkiem takiego cudu i również tym razem nie spodziewam się, że go zobaczę. Nie pozwolę ci zabrać chłopca, dopóki się nie przekonam, że niczego nie będzie mu u ciebie brakowało.

– Nie możesz zabronić człowiekowi odebrania tego, co do niego należy – upomniał ją Ole.

– Nie mogę? – rzuciła Liisa wyzywająco, z wyraźną drwiną w głosie. – Cóż, chyba co wieczór ci w tym przeszkadzam, Ole Samuelsen!

– Akurat do tego nie potrzeba tak dużo siły – odparł z goryczą Ole. – Bo ja nie pragnę już tego, co do mnie należy. Gorzej by było, gdybym tego pożądał…

Liisa nie odpowiedziała.

– Nie będzie mu źle – rzekła pocieszająco Roza.

Trzymała się z tyłu. Uważała, że nie powinna mieszać się w to, co dotyczyło bezpośrednio życia Mattiasa. Na zewnątrz to nie była jej sprawa. To, co ona i on postanowili między sobą, było przeznaczone jedynie dla ich uszu. Ale tu wrzało tyle goryczy, iż uznała, że musi przypomnieć wszystkim, kim są.

– Nic dziwnego, że tak mówisz! – powiedziała gniewnie Liisa. – Musisz tak mówić. Ty i Mattias byliście zawsze…

Ugryzła się w język i przemilczała to, co zamierzała wykrzyczeć. Oczy jej się zwęziły. Wolnym gestem z niezwykłą starannością Liisa złożyła ręce na piersi. Uśmiechnęła się. Na okrągłej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.

– Oczywiście! – pokiwała głową. – Oczywiście, jak mogłam być taka głupia! Jak mogłam być tak wyjątkowo niedomyślna! – Wybuchnęła śmiechem, prawie opierając się o ścianę. Śmiała się, aż łzy pociekły jej po policzkach. – A ja cię do tego zachęcałam! Popchnęłam cię do niego. Chciałam, żeby tak się stało, ale nigdy nie sądziłam, że odbierzesz mi Mattiego! – Z trudem przełknęła ślinę. – A więc żenisz się z Rozą, Mattias. Dasz jej Mattiego w ślubnym podarunku? Niezły posag, prawda? Ona nie potrzebuje Mattiego! Ma własne dziecko! Nie musi mi odbierać mojego Mattiego! Ja nie mam innego dziecka. Żadnego! Ty możesz jej dać jeszcze tuzin dzieciaków, Mattias. Powiedz jej o tym! Ona bez kłopotu zachodzi w ciążę. Wystarczy, że sobie tego zażyczy. Dlaczego nie miałaby urodzić twoich synów? Już wcześniej rodziła dzieci innym, prawda? Rodziła je po to, by je sprzedać!

– Zamknij gębę, Liiso! – rzucił ostro Mattias.

– Niech mówi – zaprotestowała Roza. – Ona tak myśli. Chcę wiedzieć, co myśli o mnie.

– Nie pozwolę, żeby to powiedziała – upierał się Mattias.

– Nie możecie mnie powstrzymać – triumfowała Liisa. – Roza nie potrzebuje Mattiego! Zrób jej dziecko, a nie będzie chciała tego twojego syna, który przypomina jej Raissę. Nie widzisz, jaki Matti jest do niej podobny? Będziesz umiała być dla niego matką, nie myśląc jednocześnie o Raissie, Rozo? Potrafisz być żoną Mattiasa ze świadomością, że to Raissa dała mu pierworodnego i że to ją kochał bardziej niż ciebie? Że zostawił cię dla niej…

– Matti to mój syn i chcę, żeby był ze mną – oznajmił Mattias.

Dziecko przestało wreszcie płakać. Mattias posadził sobie synka na ramieniu. Mały był teraz spokojny, mógł oglądać świat z góry, mógł ciągnąć za długie, ciemne kędziory ojca, Mattias mu tego nie bronił. Nie jęczał też tak jak Liisa.

– Uważaj, co bierzesz, Rozo! – przestrzegła Liisa. – I nie mam teraz wcale na myśli dziecka.

– Nie wezmę z nim ślubu – powiedziała Roza. – Będę dbała o jego dom, zajmowała się jego dzieckiem. A w zamian dostanę dach nad głową i jedzenie dla mnie i dla Lily.

– Dach nad głową i wyżywienie? – powtórzyła Liisa prześmiewczo.

– Dzięki temu wyprowadzę się stąd – dodała Roza.

– A więc będziesz jego gospodynią? – spytała Liisa, śmiejąc się jeszcze głośniej niż przedtem. – Już wcześniej zdarzyło ci się być gospodynią – dodała. – Za każdym razem niewiele dobrego z tego przyszło.

– Już jutro mnie tu nie będzie – powiedziała Roza.

– Jutro?

– Teraz za późno, żeby się spakować – odrzekł Mattias krótko. – Prześpię się w stodole.

– Możesz spać z nią. – Liisa niczego nie oszczędzała. – Wszyscy wiemy, że to nie będzie pierwszy raz. Wiemy też, że jak wrócisz do domu, nie będziesz spał w pustym łóżku. Dlaczego więc tutaj mielibyśmy udawać? Boisz się okazać szczerość wobec bliskich, Mattias? Zamierzasz zabrać Mattiego do stodoły?

– Roza się nim zajmie – oświadczył Mattias, chociaż wcześniej tego nie uzgadniali.

Godziny, jakie spędzili unosząc się na wodach fiordu, wypełniły inne słowa. Mattias wciąż nie mógł do końca przetrawić historii, opowiedzianej przez Rozę. Nie wiedział, czy jej wierzy. Ale nie mieściło mu się też w głowie, by ktokolwiek potrafił wymyślić opowieść choćby trochę podobną do tej, którą Roza opowiedziała mu o swoim życiu w ostatnich latach.

– Dopóki Matti jest pod moim dachem, ja będę się nim zajmować – upierała się Liisa.

Roza puściła oko do Mattiasa i bez słowa zabrała chłopczyka z rąk ojca. Uspokoiła Mattiego, zdziwiony chłopiec sięgnął do wstążki, którą nosiła we włosach. Zerwał ją z głowy, Roza nie protestowała, pozwoliła mu wziąć ją do buzi. Uśmiechała się do dziecka, świadoma, że dla malca wciąż jest obca. Również niemowlęta mają prawo do szacunku.

Wiedziała, że łatwo będzie pokochać tego malca. Gorąco pragnęła, aby tak się stało bez budzenia jednocześnie niezgody pomiędzy ludźmi, których uważała za swoich najbliższych.

Bez słowa przeszła po zniszczonych, lecz wyszorowanych do białości deskach podłogi. Na podłodze leżały czyste szmaciane chodniki. Pojawiły się, odkąd Liisa została panią na Samuelsborg. Wielki Samuel, ojciec Rozy, nigdy nie pochwalał takich rzeczy, twierdził, że to zbytek. Matce Rozy i Olego, Nannie, nigdy nie pozwalał wypełnić domu niepotrzebnymi ozdobami. Nie wiedziała nawet, że za nimi tęskni, powszedni dzień i tak był dostatecznie ciężki. Roza natomiast musiała myśleć o przetrwaniu. Nie w głowie jej były chodniki, nie mieli zresztą dostatecznej ilości zniszczonych ubrań, z których można by było je utkać. A i też brakowało jej zdolności do tkania ładnych rzeczy przy krosnach. Cała ręczna robota, jaką wykonywała, musiała się do czegoś przydać. Oczywiście zawsze lubiła to, co piękne, ale też i zawsze trzymała się od tego na pełen szacunku dystans. Nigdy niczemu nie przyglądała się z bliska. Przypatrywała się temu, co piękne, jak przestraszony ptaszek. Serce waliło jej mocno pod cienką skórą na piersi za każdym razem, kiedy zbliżała się do czegoś, od czego biło promienne piękno. Roza je dostrzegała, lecz zawsze była pewna, że nie jest przeznaczone dla niej.

Teraz podała chłopca Liisie, druga kobieta się zawahała. W końcu wzięła Mattiego na ręce.

– Nie będziemy się o niego kłócić – oświadczyła Roza.

– Ty nie masz do niego żadnego prawa!

– Ale Mattias je ma – odparła Roza cicho. Nie powiedziała nic ponad to, co już zostało powiedziane. Liisa już to wiedziała, lecz Roza rozumiała, jak trudno jej jest się z tym pogodzić. Palcem pogładziła chłopczyka po włosach. Nie poczuł tego, nie zwracał na nią uwagi, to Liisa była jego aiti, bezpiecznymi objęciami.

– Nigdy nie będę jego mamą – powiedziała Roza. – Jestem mamą Lily…

… i Michaela…

– Tobie będzie do tego najbliżej, Liiso. On cię nie zapomni. Będziemy odwiedzać ciebie i Olego. Wy będziecie odwiedzać nas.

– To tak daleko! – poskarżyła się Liisa.

– Łodzią to tylko jedna chwila – pochwalił się Ole. – Ja nie potrafię pływać łodzią! -.Wobec tego będziesz się musiała nauczyć – stwierdził bezlitośnie piękny brat Rozy. – Skoro tyle masz serca dla tego dzieciaka. Gorzej jest dręczyć konia ciężarem nas obojga, babo. Koń przynosi talary do tego domu, jedzenie na stół. A nie widzę, żebyś się skarżyła na jego widok…

– Może to rzeczywiście nie tak bardzo daleko – usiłowała pocieszać się Liisa. – Musicie go zabierać już jutro?

Roza pomyślała, że mogli jej dać więcej czasu. Było miejsce na miłosierdzie. Po obejrzeniu domu Mattiasa wiedziała, że potrzebne tam jest gruntowne sprzątanie, a trudno będzie wszystko wyszorować z dwójką dzieci plączących się pod nogami. Ale Mattias zdecydował za nich oboje.

– Jutro zabiorę Rozę i jej dziecko. I Mattiego, Liiso. Następnym razem przyjedziemy tylko z wizytą.

Później długo siedzieli we dwoje, Roza i Mattias. Przyglądał się, kiedy karmiła piersią Lily. Jeden kącik ust delikatnie mu drżał.

– Są kobiety, które pozwalają dzieciom ssać, nawet kiedy te mają kilka lat – rzucił w powietrze. – Matti nigdy tego nie zaznał. Nigdy nie leżał przy niczyjej piersi, oprócz tych paru pierwszych tygodni, które dała mu Raissa. Które dała nam.

Nie prosił jej, a Roza była mu za to wdzięczna. Może tak bardzo bał się odmowy, że nie chciał spytać. Tak czy owak wiedział, że go zrozumiała. Bez względu na to, w jaki sposób to powie, i tak będzie to oznaczać odrzucenie.

Poczuła, jak ściska jej się serce.

Michael. Tego krzyku nie mogła z siebie wypuścić. Nie powiedziała Mattiasowi o synku. Nie powiedziała o żadnym innym dziecku niż Lily. Nie wiedział, że na świecie istnieje jeszcze jedno dziecko, które urodziła.

– Nie mogę przyłożyć twojego synka do piersi – orzekła, starając się, aby jej głos zabrzmiał jak najspokojniej. Nigdy nie zdoła mu wytłumaczyć swojego bólu, nie kłamiąc przy tym, a tego nie chciała.

– Nie powinienem był o to prosić.

– Przecież nie prosiłeś.

– Oboje dobrze wiemy, że tak było. Przepraszam, nie pomyślałem. Oczywiste, że musisz przede wszystkim myśleć o swojej malutkiej. Matti przyzwyczaił się już do innego jedzenia. Dobrze znosi krowie mleko i owsiankę. Zaczyna być już dużym chłopcem. Zapominam o tym. Nie mieszkał ze mną, nie opiekowałem się nim. Liisa pod wieloma względami ma rację…

Roza przyłożyła Lily do drugiej piersi, pozwoliła ją ssać. Czuła, jak maleńkie usteczka ufnie zaciskają się na brodawce, i z oczu popłynęły jej łzy, gdy pomyślała o Michaelu.

Mattias źle to zrozumiał. Przykucnął przed nią i jej córeczką, koniuszkami palców ocierał łzy z twarzy Rozy. Był delikatny i czuły, słowa wypowiadał jedynie szeptem.

– Wybacz mi, kochana – prosił. – Nie miałem prawa pytać cię o to. Nie miałem żadnego prawa, Rozo. Zapomnij. Tak bardzo cię proszę, nie płacz!

Szukasz mnie, ukochany?

Szukasz mnie, Seamusie?

Długo już siedzę tu po ciemku. Wydaje mi się, że nikt nie słyszał, jak wykradam się z domu. To Ole musiał naoliwić zawiasy w drzwiach. Nie wychodził dziś w nocy. Jest za jasno. I wciąż jeszcze jest lato. Musiałby też przejść przez kuchnię, żeby dotrzeć do drzwi. A w kuchni śpię ja i Lily.

Ze względu na Liisę mogłabym może zostać dłużej. Odkąd wróciłam, Ole jest spokojniejszy. Wydaje mi się, że się wstydzi. Ale do mnie też by się przyzwyczaił. Znów zaczęłoby się to samo. Teraz trzyma się w ryzach, ponieważ ja tu jestem. Ale ta skromność potrwa zaledwie przez chwilę. Wkrótce znów nic by go nie powstrzymało.

Poznaję w nim swoje własne mroczne tęsknoty.

Nie próbuję wcale nas tłumaczyć. Wiem, że można walczyć z ciemnością, którą ma się w środku. Codziennie toczę walkę. Po prostu tłumaczę. Niektórym łatwiej jest ustąpić. Cały czas ustępować.

Przyjemność.

Ty mnie tego nauczyłeś, Seamusie. Nauczyłeś mnie otwierać oczy na przyjemności. Słuchać ślepego pożądania, które w sobie miałam. Zatonąć w krzyku, którego nie wywołał ból.

Czasami było to również bolesne.

Pociągnąłeś mnie za sobą, a ja chciałam za tobą iść. Albo to ja tak wyraźnie czułam, dokąd zmierzam, popychałam cię przed sobą.

Żadne z nas nigdy się nie skarżyło.

Nie możesz mnie nigdy opuścić, Seamusie! Przyrzekłeś. Obiecałeś mi to w dzień świętego Patryka, kiedy odsłoniliśmy przed sobą nasze serca. Dotrzymałeś wszystkich obietnic. Później przysięgaliśmy sobie kochać się, szanować i chronić się nawzajem, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Tej przysięgi również dotrzymałeś. Wywiązałeś się ze wszystkich obietnic, jakie mi złożyłeś, Seamusie, ale nie przypuszczałam, że kiedykolwiek mi umrzesz. Być może ty to wiedziałeś, dlatego czuję wdzięczność, dlatego płaczę ze szczęścia za każdym razem, gdy pokazujesz nam, że jeszcze nas nie opuściłeś.

Nigdy nie możesz nas zostawić!

Nigdy nie możesz zostawić mnie, Seamusie!

Ona tego doświadczyła. Przeżyła to, że on odwrócił się do niej plecami i zostawił samą. Rozerwało ją to niemal na strzępy. Bliska była szaleństwa, gdy to odkryła.

Kocham cię tak, jak ona kochała jego. Nawet śmierć nas nie rozdziela tak do końca. Śmierć jest tylko przesunięciem w czasie. On czekał na nią w wieczności, której nie da się określić miarą czasu. Czekał na nią cierpliwie, cierpliwie wytrzymywał. Nie od niego zależało określenie dnia i godziny.

Ale ja ciągle żyję.

Muszę żyć dla Lily.

Jestem żywa i chociaż wciąż cię potrzebuję, to nie ma cię przy mnie, nie mogę się na tobie wesprzeć.

Nie opuszczaj mnie, nawet jeśli ci się to nie podoba. Nie odchodź ode mnie, nawet jeśli zwiążę się z innym. Na razie nie łączy nas nic więcej.

Nie jesteśmy kochankami.

Tym razem chcę, aby wszystko odbyło się jak należy. Chcę wyjść za niego za mąż. Nie chcę dzielić z nim łóżka ze świadomością, że popełniamy grzech. Między nami tak nie jest.

Nie pozwól, abym wzywała cię krzykiem, ukochany! Nie dopuść do tego, abym się przed tobą czołgała! Muszę wiedzieć, że jesteś niedaleko…

Nie słyszysz, jak twój mąż przychodzi, Rosi?

– Nikt nie porusza się tak cicho jak ty, Seamusie.

Roza śmiała się i płakała na przemian. Noc czerwieniała pod niebem, którego sklepienie zaczęło nabierać intensywniejszej barwy błękitu.

Ja dotrzymuję swoich obietnic, mój aniele. Wypowiedziałem je z całą powagą i dotrzymam ich z powagą nie mniejszą. Czuwam nad twoimi krokami i czuwam nad naszym dzieckiem. Lily jest bardziej bezpieczna, niż się tego spodziewasz…

– Wiem – odparła Roza. – Znam go. Nade mną też czuwał.

On nie by} twoim ojcem.

– Kocham cię – powiedziała. – Tęsknię za tobą. Nie potrafię bez ciebie żyć.

Nie mogę cię przeprowadzić przez granice. Poruszam się pomiędzy tym, co moje, a tym, co twoje, ale ty możesz dokonać wyboru wyłącznie spośród tego, co widzisz wokół siebie.

– Ale ty mnie nie opuścisz? – rzekła błagalnie. Nigdy cię nie opuszczę, najdroższa! Kiedy Roza wracała do domu, krok miała o wiele lżejszy.

Mattias siedział. Jedno z okienek w ścianie stodoły było uchylone i przez nie zobaczył, że Roza wymyka się z domu. Zaciekawiło go, dokąd pójdzie, i zdumiał się, gdy schowała się za krótką ścianą, dzięki czemu mógł ją obserwować.

W pierwszej chwili wydawało mu się, że na kogoś czeka. Takie sprawiała wrażenie. Świadczyły o tym wszystkie jej gesty. Ale nikt nie przyszedł.

Siedziała na miękkiej ziemi i w roztargnieniu nazbierała bukiecik drobnych polnych kwiatków. Całe jej ciało było napięte jak wierzbowa witka w pełnych zapału chłopięcych dłoniach.

W końcu się rozluźniła. Uśmiechnęła. Mówiła do siebie, w powietrze, a Mattias, który nie spuszczał z niej wzroku, odkąd tu przyszła, nie pojmował, co się dzieje.

Roza mówiła.

Prowadziła rozmowę.

Przyszło mu do głowy, że może rozmawia z którąś z kobiet. Może z Natalią.

W końcu jednak wypowiadane przez nią słowa dotarły do jego świadomości i zrozumiał, że w taki sposób rozmawia się tylko z osobą bardzo drogą sercu. Tak rozmawia się z kochankiem.

Z żoną.

Z mężem.

Roza wracała do domu dużo lżejszym krokiem. Zniknęła za drzwiami Samuelsborg, ale Mattias przez całą noc źle spał.

W koszmarach, które go nawiedziły, poruszał się po rozedrganym w upale bagnisku. Ktoś go ścigał, ale nie potrafił powiedzieć, kto.