38334.fb2
Po 3 czy 4 dniach Jon Pinchot odezwał się znowu. Jego znajomy, Danny Server, młody reżyser i producent, miał w Venice całe studio filmowe. Danny obiecał udostępnić salę projekcyjną, żebyśmy mogli obejrzeć dokument Pinchota Śmiech Bestii, o czarnym kacyku, który dogadzał swoim krwawym zachciankom. Najpierw jednak mieliśmy wypić parę kieliszków u Pinchota. W ten sposób kolejny raz wylądowaliśmy na Sailboat Lane…
Otworzył Jon. Weszliśmy z Sarą do środka. Jon nie był sarn. Stał przy nim jakiś facet. Miał zadziwiającą czuprynę – sprawiała jednocześnie wrażenie siwej i blond. Twarz różową, a właściwie czerwonawą, niesamowite, okrągłe niebieskie oczka, bardzo okrągłe i bardzo niebieskie. Wyglądał jak uczniak, który szykuje tęgiego psikusa. Z czasem przekonałem się, że zawsze miał taką minę. Wzbudzał sympatię od pierwszego wejrzenia.
François Racine – przedstawił go Jon. – Grywał w wielu filmach, moich i cudzych.
– W cudzych mi płacono… – Ukłonił się. – Jak się macie?
Jon wyszedł po drinki.
– Przepraszam was na chwilkę – powiedział François. – Zaraz skończę.
Na stole stała mała elektryczna ruletka. Kręciła się za przyciśnięciem guzika. Obok leżał stos żetonów i długi arkusz papieru z obliczeniami. Była też tabela zakładów. François ułożył żetony i nacisnął guzik.
– Moja Pani z Wirującą Głową. Kocham ją – wyznał.
Wyłonił się Jon z drinkami.
– Kiedy François nie gra, to ćwiczy, a przynajmniej myśli o ruletce.
Koło zatrzymało się. François zgarnął wygraną.
– Udało mi się rozgryźć permutacje koła – odezwał się François. Wygrywam, bo zawsze przewidzę, gdzie się zatrzyma.
– Jego system się sprawdza – dorzucił Jon – tylko że czasem po wejściu do kasyna lubi się przerzucić na inny system.
– Często padam ofiarą Chęci Samounicestwienia – wyjaśnił François.
– Hank też lubi hazard – powiedziała Sara. – Gra na wyścigach. Nie opuszcza ani jednej gonitwy.
– A, konie! – François przyjrzał mi się. – Wygrywasz?
– Tak mi się przynajmniej wydaje…
– Musimy się kiedyś wybrać razem!
– Jasne.
François z powrotem zajął się swoim kółkiem, a my siedliśmy popijając.
– Wygrał i przegrał setki tysięcy – poinformował Jon. – Zgadza się występować, tylko kiedy jest spłukany do suchej nitki.
– Bardzo rozsądnie pochwaliłem.
– A propos wtrącił Jon – rozmawiałem z producentem Haroldem Pheasantem. Zainteresował się scenariuszem. Gotów zainwestować w film.
– Harold Pheasant! ucieszyła się Sara. – Słyszałam o nim. Jeden z najpoważniejszych producentów w branży.
– Zgadza się – potwierdził Jon.
– Przecież nie napisałem jeszcze żadnego scenariusza zaoponowałem.
– Nieważne. Pheasant wie, że piszesz. Jest zdecydowany.
– To chyba niezbyt uczciwe.
– Zawsze działa w ten sposób i zawsze wychodzi na swoje.
Jon poszedł po butelkę.
– Może jednak powinieneś napisać jakiś scenariusz – podsunęła Sara.
– Przypomnij sobie tylko, jak pisanie scenariusza posłużyło F. Scottowi Fitzgeraldowi.
– Nie jesteś Fitzgeraldem.
– Nie, bo on przestał pić. To go zabiło.
François dalej sterczał przy miniaturowej ruletce. Jon wrócił z butelką.
– Jeszcze po jednym i będziemy musieli lecieć.
– O.K.
– François, zabierzesz się z nami? – spytał Jon.
– Bardzo żałuję, ale mam jeszcze pewien problem do przestudiowania.