38447.fb2
Mój praszczur, gdy z prababcią chciał sprawę mieć intymną,
Za łeb ją brał i ciągnął w przedpotopowy gaj,
A gdy stroiła fochy, to jeszcze kijem rymnął
I wiedział sprytny dziadzio, że w to babuni graj.
Jerzy Jurandot JAK WYTRZYMAĆ ZE SOBĄ NAWZAJEM?
Otóż to…1
Z góry uprzejmie komunikuję, że osobami płci jednakowej, NIE powiązanymi ze sobą nakazem siły wyższej czyli natury, a zatem rodzinnie, zajmować się nie będziemy. Chcą – ich rzecz, nikt ich nie przymusza, z istnieniem i rozwojem gatunku ludzkiego nie mają nic wspólnego, pożytku nie przynoszą, niech więc robią, co im się podoba, we własnym zakresie i na własną odpowiedzialność, całej reszcie nie trując. Cała reszta ma dość zmartwień, w które wrąbały ją prawa przyrody, nie zostawiając żadnego wyboru.
Exemplum: – Mamusia.
– Tatuś.
– Córeczka.
– Synek.
– Siostrzyczka.
– Braciszek.
Innymi słowy istoty, którymi obdarzyła nas siła wyższa, nie zważająca wcale na nasze poglądy i upodobania. Na osoby towarzyszące, ściśle z naszą najbliższą rodziną związane, pewien wpływ możemy już mieć. Są to bowiem: – Teściowa.
– Teść.
– Zięć.
– Synowa.
– Bratowa.
– Szwagier.
– I szwagierka.
Innymi słowy powinowaci, element napływowy, leżący nam na głowie niejako pośrednio.
Odrębną pozycję stanowią dzieci, którym chwilowo damy święty spokój. Nasza wytrzymałość ma jakieś granice.
W zasadzie to chyba wszystko w dziedzinie pokrewieństwa i powinowactwa, a z niuansami w rodzaju tu jątrew, tu świekra, tu mąż kuzynki, tam żona kuzyna, dajmy sobie spokój.
Wchodzą nam w ten cały interes, niestety, także osoby obce, a to: – Szef.
– Szefowa.
– Podwładny.
– Podwładna.
– Współpracownik.
– Współpracownica, które to osoby, na szczęście, nie stanowią z nami monolitu i zawsze możemy się od nich jakoś odczepić.
No i najgorsze ze wszystkiego: Mąż i Żona.
Te właśnie istoty ludzkie, z zasady płci odmiennej niż nasza, wybieramy sami, dobrowolnie, z własnej i nieprzymuszonej woli zakładając sobie jarzmo na kark, jako też kajdany na ręce i nogi. Elementarna przyzwoitość, niekiedy zaś także konieczność życiowa, zmusza nas do wytrwania przy własnej decyzji.
Oczywiście, że i w takim wypadku również możemy się wypiąć, zrezygnować, oderwać od osoby i udać w siną dal, ale tu akurat nie o to chodzi. Tu mamy wytrzymać, no i pojawia się rozpaczliwe pytanie: JAK…?1
Odpowiedź brzmi: RÓŻNIE.
Zasadnicze sposoby istnieją trzy: Pierwszy: poddać się osobie całkowicie i bez reszty.
Drugi: walczyć z osobą do upadłego i wreszcie ją przydeptać.
Trzeci: iść na kompromis.
Najbardziej humanitarny wydaje się sposób trzeci.
Co nie znaczy, że najłatwiejszy.
Zważywszy jednak, iż sposób wytrzymywania ściśle jest uzależniony od charakterów i potrzeb osób zainteresowanych, osoby zainteresowane zaś kojarzą się i łączą w pary bez żadnego opamiętania i z całkowitym lekceważeniem jakiejkolwiek systematyki, w wielkim rozgoryczeniu zmuszeni jesteśmy wprowadzić w utworze taki sam melanż, jaki prezentuje nam życie.
I wymieszać ze sobą wszystkie trzy sposoby.
Ze zdecydowaną przewagą propozycji kompromisowych.
Można powiedzieć, że cała impreza zawiera w sobie kilka zasadniczych punktów, które należy rozważyć z wielką starannością. Bez tego się nie obejdzie. Ostatecznie, musimy jakoś dojść, czego właściwie chcemy i o co nam chodzi.
A zatem: PUNKT I.
Stwierdzenie, po głębokim namyśle, czy aby na pewno życzymy sobie koegzystencji z tą właśnie a nie inną, jednostką ludzką płci odmiennej niż nasza.
Jeśli bowiem sobie nie życzymy, po jakiego diabła mielibyśmy z nią wytrzymywać…?
PUNKT II.
Ustalenie z sobą samym (sobą samą) osobiście przyczyn, które nas wiodą w kierunku upatrzonej jednostki i celów, jakie nam przyświecają w wytrzymywaniu z wyżej wymienioną.
PuNKT III.
Wnikliwe i dokładne poznanie cech intelektu i charakteru, jako też upodobań istoty ludzkiej, którą jesteśmy obarczeni.