38447.fb2 Jak Wytrzyma? Ze Sob? Nawzajem - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

Jak Wytrzyma? Ze Sob? Nawzajem - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

Ponadto: Omawiany niniejszym zasadniczy mebel przydaje nam się dodatkowo w chwilach rozmaitych konfliktów.

Niestety, różnie, bo co innego mąż, a co innego żona.

I pozwolimy sobie na drobny przykładzik właściwego sposobu postępowania.

Załóżmy, że nasza żona awanturuje się, grymasi, czepia, zgłasza pretensje, płacze i odsądza nas od czci i wiary.

Zwariować można. Otóż nie ma lepszego sposobu zamknięcia jej gęby i poprawienia nastroju, jak metoda praszczura: złapać ją za kudły i siłą zawlec gdzie należy, tamże zaś dobitnie okazać jej nasze płomienne uczucia małżeńskie. Gwarantowane, że później powieje z niej ku nam sama słodycz i pełna tolerancja, a grymasy skończą się jak ręką odjął.

Być może, tylko do nazajutrz, ale nie wymagajmy za wiele…

Jak łatwo zgadnąć, odwrotność nie wchodzi tu w rachubę.

Mężczyźni wprawdzie noszą już długie i obfite kudły, jednakże reszta ich anatomii pozostała bez zmian i wleczenie ich siłą dokądkolwiek dla przeciętnie normalnej kobiety raczej nie jest możliwe. Nie mówiąc już o tym, że samo zawleczenie nie wystarczy…

Żona zatem użytkuje łóżko w sposób odmienny, mianowicie leży w nim. Albo na nim. W dzień.

Dla zastraszenia.

Leżący na łóżku w biały dzień mężczyzna to nic takiego, widok powszechnie spotykany, natomiast leżąca w łóżku żona…

Najlepiej z zamkniętymi oczami, względnie twarzą osłoniętą ramieniem, spod którego można nieznacznie łypać okiem i patrzeć, co on robi… wywołuje w mężu potężny wstrząs i budzi śmiertelne przerażenie. Musiało się coś stać! Pogotowie!!1

Jeśli nasz wystraszony mąż zaczyna się miotać po mieszkaniu i wszystko mu leci z rąk, my, jako żona, leżymy sobie spokojnie dalej, nie reagując nawet na litry wody, wylewane gdzie popadnie (bo wątpliwe jest, czy on zdoła donieść do naszych ust bodaj jedną pełną szklankę), Jeśli jednak widzimy, że chwyta słuchawkę, wydajemy z siebie jęk i odzyskujemy odrobinę siły.

Przyczyn zjawiska nie wyjaśniamy, bąknięciami tylko dając do zrozumienia, że nasz organizm nagle odmówił posłuszeństwa. Ale nic nic, już nam lepiej, zaraz wstajemy i przystępujemy do pełnienia obowiązków.

Niech nas ręka boska broni zerwać się dziarsko i od razu rozkwitnąć pełnią wigoru! Podnosimy się stopniowo, z bladym uśmiechem na obliczu, zręcznie symulując ukrywanie wysiłków, bo wszak nie chcemy go martwić, i powolutku udajemy się tam, gdzie nas wzywa obowiązek. Wskazane jest zachwiać się lekko przy pierwszych krokach.

O ile nie jesteśmy zdeklarowaną alkoholiczką, narkomanką albo śmierdzącym leniem, gwarantowane jest, że nasza łóżkowa dywersja, razem ze wstrząsem, sprowadzi pożądaną odmianę w uczuciach i zachowaniu naszego męża. W dodatku wstając i podejmując swoje zajęcia, okazujemy się nad wyraz dzielne, opanowane, troskliwe i kochające.

Co może doprowadzić nawet do tego, że on pozmywa po obiedzie i nigdzie tego dnia nie pójdzie.

Pójdzie następnego. Ale nie wymagajmy za wiele…

Zastosowanie łóżka właściwie jest wszechstronne, można bowiem: 1. Nie ścielić go na dzień, z łatwością wywołując wrażenie obrzydliwego bałaganu.

Patrz: wprowadzanie nagłej, zmiany i czynienie wstrętów.

2. Ścielić je kusząco i zachęcająco.

Patrz: jw.

3. Lokować na nim kotkę, wydającą właśnie na świat małe kocięta.

4. Uczynić je wściekle niewygodnym po jego stronie.

Jak to, dlaczego? Głupie pytanie. Żeby nie zasypiał od razu, nie zwracając na nas uwagi. Proste chyba, nie?

5. Uczynić je wygodnym idealnie.

Niech zaśnie w diabły czym prędzej i da nam święty spokój.

6. Nie mieć go dla gości.

Niespodziewanych i natrętnych.

I tak dalej.

Nie wspominając już o tym, że, najzwyczajniej w świecie, można w nim ze sobą zgodnie współżyć.

Po tej, niewątpliwie pocieszającej, uwadze od łóżka możemy się odczepić.

pozostaje nam uczucie straszliwe, zwykle, uzasadnione, nieuzasadnione i zgoła patologiczne, a mianowicie Zazdrość.

Coś okropnego.

Zwykła zazdrość to jeszcze pół biedy, aczkolwiek można ją czuć o: – przeszłość, – teraźniejszość, – przyszłość, – jednostki żywe, – przedmioty martwe, – uczucia.

O przeszłość zazdrosne bywają najczęściej kobiety, chociaż mężczyznom też nic nie brakuje. (Ten pierwszy mąż, ten były gach, te wcześniejsze podrywki…) Teraźniejszość może nam zatruć życie w sposób niebotycznie urozmaicony. Wszystkim jednakowo.

W przyszłości kobiety zdecydowanie biorą górę. (Pytanie: „Co byś zrobił, gdybym umarła?” z ust męskich na ogół nie pada.) W wypadku doznań na powyższym tle umiarkowanych i możliwie racjonalnych wytrzymać wzajemnie ze sobą jest całkiem łatwo.

Wystarczy z jednej strony nieco się hamować, a z drugiej nie podsycać złośliwie (względnie bezmyślnie). I już. Z głowy.

Zwykła zazdrość o jednostki żywe zazwyczaj bywa zarazem uzasadniona. Jeśli jest nieuzasadniona, przeistacza się w patologiczną.

Jesteśmy zatem zazdrośni: a. O psa, którym nasza Istota zajmuje się z troską, jakiej sami od niej w życiu nie doświadczymy, Pies jest stuprocentowo niewinny.

b. o współpracowników naszej Istoty (płeć obojętna), z którymi Istota radośnie znajduje wspólny język i godzinami „dyskutuje, czego sami się od niej nijak nie możemy doczekać, a Pociechą może nam być myśl, że Istoty współpracowników też cierpią.

c. O osoby postronne, które naszej Istocie mają (chcą, starają się, usiłują) opromieniać.

O niewinności nie warto nawet mówić. Wstrętne szantrapy i pawiany.

Z psem i współpracownikami nie mamy co konkurować, ich poziomu nie osiągniemy. Musielibyśmy sami być psem albo współpracownikiem, co pociągałoby za sobą dodatkowe utrudnienia (na przykład kwestia machania ogonem).

Ponadto okazywanie niechęci wyżej wymienionym wzbudziłoby w naszej Istocie niechęć do nas i silne podejrzenia, że mamy zły charakter (jak to, nie lubimy psów…?) I zły gust (Kazio, który strzela twórczymi pomysłami, Ela, która w pół minuty zaprogramuje wszystko, Jurek, który może i siąka nosem, ale wykołuje każdego wroga…).

Zatem dajemy im spokój i cierpimy w milczeniu, okazując nasze uroki i naszą niezbędność na jakimkolwiek innym polu.

Ewentualnie staramy się posiadać własnego psa i własnych współpracowników.

Jako Istota po drugiej stronie medalu (dostatecznie inteligentna, żeby rozumieć sytuację) po pierwsze: ograniczamy nieco nietaktowne wybuchy entuzjazmu w obecności naszej Istoty z pierwszej strony medalu, a po drugie: po każdym wybuchu prezentujemy naszej Istocie jw. równorzędny wybuch na jakimkolwiek tle odmiennym.

Dzięki czemu łagodzimy doznania Istoty i bez trudu udaje nam się wzajemnie ze sobą wytrzymać.

Osoby postronne… O ho, ho…1