38447.fb2
Mianowicie:, – uczucia Istoty – jej czas, – siły, – pieniądze, – bywa, że zdrowie…
– wspólne przyjemności, – wspólne kłopoty, – niekiedy nawet wspólne dzieci.
I niby dlaczego mamy o to nie być zazdrośni? (Sposoby postępowania w wypadku pojawienia się osoby postronnej w egzystencji naszej Istoty zostały opisane nieco wcześniej i należałoby się do nich zastosoWaĆ.
Zazdrości ukrywać wcale nie należy, najwyżej racjonalnie dozować okazywanie.
Ponieważ: nadmiar zazdrości wściekle naszą Istotę męczy i denerwuje, całkowity jej brak każe mniemać, iż nam na niej wcale nie zależy.
Większość Istot (płci obojga) uwielbia, jeśli jesteśmy o nie zazdrośni, bez względu na to czy słusznie, w stopniu mniej czy bardziej potężnym: od: wdzięczne, żartobliwe, acz nieco kąśliwe i cierpkie uwagi do: dzika awantura, połączona z chwytaniem noża, demolowaniem lokalu i próbami wyskakiwania oknem.
O ile zaspokoimy gusta i temperamenty tak nasze, jak i naszej Istoty, wszystko ułoży się pomyślnie.
Co pozwoli nam nie przeżywać niepotrzebnych katuszy.
Szczególnie, że tak osoba postronna, jak i opromienianie mogą mieć charakter marginesowy i wymagają tylko lekkiej korekty, a w gruncie rzeczy nasza Istota kocha nas i na nas jej najbardziej w świecie zależy. Porzuci wszelkie uboczne rozrywki, jeśli tylko drgnie w niej obawa, że mogłaby nas stracić.
Ostrzegamy: nie przesadzać ze straszeniem1
Bo w końcu naprawdę będziemy zmuszeni położyć się na torze kolejowym, najbardziej strasząc całkowicie niewinnego maszynistę.
Zazdrość o przedmioty martwe ściśle się łączy z zazdrością o uczucia, w najmniejszym stopniu bowiem nie będziemy zazdrośni o abażur na lampie, naszej Istocie idealnie obojętny, o lewarek, przez naszą Istotę serdecznie znienawidzony, o pralkę, użytkowaną z konieczności, o wycieraczkę, zgoła niedostrzeganą, i tym podobne, nawet gdybyśmy byli psychopatą i do tego jeszcze upadli na głowę.
Będziemy zazdrośni natomiast o: – gitarę, czule tuloną do łona, – samochód, miłośnie głaskany, – marynarkę, noszoną z wściekłym upodobaniem, Która w dodatku przebywa z nim więcej niż my.
– komputer, powodujący rozanielony wyraz twarzy, – książkę, czytaną z wypiekami i zachłannością dziką, – walory filatelistyczne, kolekcjonowane namiętnie, – broń palną, pieczołowicie czyszczoną, nawet bez potrzeby i różne inne podobne.
Jasne jest dla każdego (i nawet dla nas), że przedmioty, jako takie, kichają na czułość, miłość i troskę, i niczym tu nie zawiniły, niemniej jednak przychodzi chwila, kiedy wybucha w nas nienawiść do gitary, samochodu, komputera, książki i znaczków pocztowych.
Bo Istota kocha ten cały śmietnik, zamiast kochać nas.
Opamiętajmy się troszeczkę.
Jeśli zaczniemy ujawniać naszą nienawiść na każdym kroku, wcześniej czy później stracimy naszą Istotę, która w żaden sposób nie wytrzyma z nami.
Szczególnie, jeśli potniemy nożyczkami marynarkę, wrzucimy do pieca walory, rozbijemy w drzazgi komputer… Niech nas ręka boska przed czymś takim broni1
Z dwojga złego dokonajmy w głębi duszy przełomu i spróbujmy zaprzyjaźnić się z obrzydliwymi przedmiotami.
Trudne potwornie, ale skuteczne.
Pieczołowitość, z jaką potraktujemy ukochany przedmiot Istoty, spowoduje, że część uczuć przeniesie się na nas…
Mamy tu na myśli część, dotychczas ukierunkowaną niewłaściwie… i tym sposobem stratę poniosą przedmioty, a nie my. My okażemy się bóstwem bezcennym.
Zazdrość patologiczna, z reguły nieuzasadniona z łatwością wpędzi do grobu nas, naszą istotę i całe nasze otoczenie. (Nas na końcu, bo gdybyśmy padli wcześniej, reszta by ocalała.) Załóżmy, iż, jakiejkolwiek płci jesteśmy, naturę mamy monogamiczną, temperament przeciętny, pracujemy ciężko i nie w głowie nam jakieś tam głupie ekscesy Powiedzmy, że: a. Na zakończenie leczniczych wysiłków ostatnim tchem sobaczymy instrumentariuszkę – idiotkę, która sześć razy podała nam niewłaściwy przyrząd, które to sobaczenie opóźnia chwilę naszego powrotu do domu, b. walczymy ze sztormem na morzu przy przeciwnym wichrze, który się zerwał znienacka i opóźnia chwilę naszego powrotu do domu, C. Warcząc i plując, omawiamy scenariusz ze współtwórcą, który ma poglądy odwrotne od naszych i którego nienawidzimy przeraźliwie, przy czym kontrowersje nie do rozwikłania opóźniają chwilę itd…
d. Usiłujemy skłonić do zeznań zatwardziałego przestępcę, na którego patrzymy z najserdeczniejszym obrzydzeniem i którego kretyński upór opóźnia chwilę itd., po czym w domu wita nas rozhisteryzowane i zapłakane szaleństwo, które strasznym krzykiem zawiadamia nas, iż cały czas do tej pory spędzaliśmy na rozrywkach natury erotycznej i bez najmniejszego powątpiewania instrumentariuszka, współtwórca, przestępca, a możliwe że i wicher, są naszymi gachami i gaszycami.
Gaszyca – rodzaj żeński od gacha.
Nie, nie da rady, nie wytrzymamy tego.
My, z drugiej strony medalu…
No i co począć, skoro nas szarpie? Skoro natychmiast, kiedy tylko Istota zniknie nam z oczu, zaczynamy sobie wyobrażać Bógwico?
Skoro okropne obrazy pchają nam się natrętnie, a w dodatku na ekranie telewizora albo mąż zdradza żonę, albo żona męża, skoro w każdej książce oni gźą się ze sobą jak dzikie…?
Po pierwsze: Prawdopodobnie nie mamy co robić, więc może byśmy się zajęli, czymś pożytecznym.
Po drugie: Nie ma przymusu oglądania telewizji.
Po trzecie: Możemy czytać Kubusia Puchatka.
Po czwarte: Nic gorszego niż niepewność. Proszę bardzo, możemy naszą Istotę pośledzić i sprawdzić, czy przypadkiem jej wyjaśnienia nie są zgodne z prawdą.
Sposób wątpliwy.
Złośliwość losu sprawi, że szpital opuścimy przypadkowo w towarzystwie pani doktór pediatry, obojętnej urody, ale płci przeciwnej niż nasza, na przystani będzie czekać cudownie piękna narzeczona kumpla, dokumenty przestępcy przyniesie nam sekretarka komendanta, a zmierzając na spotkanie z współtwórcą akurat spotkamy Pawła Deląga. No i co?
Osoba silnie cierpiąca, zacięta i dysponująca wolnym czasem, powinna zatem oddać się temu miłemu zajęciu nie jeden raz, a co najmniej dwadzieścia razy.
Potem jej przejdzie, a co najmniej złagodnieje.
Potem znów zacznie.
Jeżeli naszej Istocie się nie chce i woli pożerać sama siebie podejrzeniami i zazdrością o wyimaginowane elementy (żywe i martwe, bo równie dobrze może to być ekspedientka w sklepie spożywczym, jak i automat w kasynie), przy czym nie słucha argumentów, upajając się własnym szałem, to znaczy, że Istota nam zwariowała i trzeba ją leczyć.
Albo uciekać na drugi koniec świata.
Z zazdrością typu: Bo jemu się zawsze wszystko udaje.
Bo na niej każda kiecka lepiej leży.
Bo on ma lepszy samochód.
Bo jej mąż kupił futro, a nam nie.
Bo on co chwila awansuje.
Bo jej za każdy występ więcej płacą itd. dajemy sobie spokój, ponieważ na myśl o takich doznaniach ogarnia nas zwyczajne zniechęcenie.
Nie zawracajmy głowy.
Podnieśmy swoje kwalifikacje.