38467.fb2
Chłopiec zsunął się z konia, powiedział coś i uciekł. Zanim zniknął między drzewami, odwrócił się i przez chwilę próbował powiedzieć na migi, że była to piękna podróż.
– To była piękna podróż – krzyknął za nim Hervé Joncour.
Przez cały dzień Hervé Joncour podążał w pewnej odległości za karawaną. Gdy zobaczył, że zatrzymuje się na noc, jechał dalej, aż do chwili, gdy dwóch uzbrojonych mężczyzn wyszło mu naprzeciw, zabrało konia i bagaże i zaprowadziło do jakiegoś namiotu. Czekał długo. Potem pojawił się Hara Kei. Nie przywitał go. Nawet nie usiadł.
– Jak pan się tutaj znalazł, Francuzie?
Hervé Joncour nie odpowiedział.
– Zapytałem, kto pana tu przyprowadził.
Milczenie.
– Tutaj nie ma nic dla pana. Jest tylko wojna. I to nie pańska wojna. Proszę stąd odejść.
Hervé Joncour wyciągnął małą skórzaną sakiewkę, otworzył ją i wysypał na ziemię zawartość. Złote krążki.
– Wojna to kosztowna gra. Pan mnie potrzebuje. A ja potrzebuję pana.
Hara Kei nie spojrzał nawet na rozsypane po ziemi złoto. Odwrócił się i wyszedł.