38467.fb2
Przez wiele dni Hervé Joncour nosił złożony we czworo list przy sobie, w kieszeni. Jeśli zmieniał ubranie, przekładał go do nowej marynarki. Nigdy go nie rozłożył, by na niego popatrzeć. Czasami, rozmawiając z dzierżawcą czy siedząc na werandzie w oczekiwaniu na kolację, obracał go w palcach. Pewnego wieczoru obejrzał go pod światło przy lampie w swoim gabinecie. Prześwitujące przez papier ślady maleńkich ptaszków przemawiały niewyraźnym głosem. Czy mówiły coś zupełnie nieistotnego, czy też coś, co mogło wstrząsnąć całym życiem: nie sposób było odgadnąć i to się Hervé Joncourowi podobało. Usłyszał kroki Hélène. Położył list na stole. Ona zbliżyła się i jak co wieczór, przed odejściem do swego pokoju, chciała go pocałować. Kiedy pochyliła się nad nim, koszula nocna rozchyliła się nieznacznie z przodu. Hervé Joncour zobaczył, że nie ma nic pod spodem i że jej piersi są drobne i białe jak piersi dziewczynki.
Przez cztery dni prowadził życie jak zawsze i nic w regularnym rytmie jego dni nie uległo zmianie. Piątego dnia rano włożył elegancki szary garnitur i pojechał do Nîmes. Powiedział, że wróci przed wieczorem.