38474.fb2
„Chrystus nigdy nie istniał, został wymyślony przez Kościół katolicki i jest produktem fantazji, tak jak inni bohaterowie bajkowi" – tak twierdzi Luigi Cascioli, autor książki „Bajka o Chrystusie", która wywołała we Włoszech wiele zamieszania. Chociaż sama książka ostatecznie nie zasługuje na większą uwagę, dotyka niezwykle złożonego i trudnego problemu podstaw wiary chrześcijańskiej. Autor jest zdania, że postać Jezusa zbudowana została na postaci Jana z Gamali, syna Judy Galilejczyka, przywódcy jednej z rewolucyjnych grup żydowskich. Należy żałować, że Cascioli popełnia tak wiele pomyłek w swoim tekście, jawnie ignorując znane od dziesięcioleci okoliczności historyczne związane z opisanymi w ewangeliach sytuacjami i postaciami. Niemniej jednak sam fakt podjęcia problematyki jest interesujący. Teza Cascioliego nie jest ani nowa, ani odkrywcza. Przynajmniej od Oświecenia umysły racjonalistów zajmowało pytanie, kim Jezus był naprawdę. Od tego czasu powstało na ten temat sporo opracowań, chociaż nie zyskały one szerszego rozgłosu. Zwłaszcza w Polsce, ale także w innych ultrakatolickich krajach, upowszechnianie wiadomości o braku dowodów na historyczność postaci Jezusa było i jest zadaniem o tyle trudnym, co niebezpiecznym. Zbyt wielkie przywiązanie do tradycji zawsze krępowało rozum.
Luigi Cascioli nadał swoim wątpliwościom wymiar prawny o zasięgu międzynarodowym. Kiedy w 2002 roku w jednym z włoskich dzienników ukazał się artykuł księdza Enrico Righiego, proboszcza w starożytnym mieście (założonym jeszcze w VI wieku p.n.e. przez Etrusków) Bagnoregio, że Chrystus narodził się jako syn Marii i Józefa i był prawdziwym człowiekiem z krwi i kości, Luigi Cascioli zareagował natychmiast. Złożył doniesienie w prokuraturze przeciwko Kościołowi, który poprzez osobę proboszcza Righiego, wykorzystując naiwność osób trzecich nakłania je do wiary w rzeczy fałszywe. Postępowanie przed sądem w Viterbo trwało do stycznia 2006 roku. Ksiądz Righi nie przedstawił żadnych dowodów, że Chrystus istniał w rzeczywistości, mimo to trybunał umorzył postępowanie, a kosztami procesu obciążył Cascioliego. Ten, korzystając z pomocy prawnej adwokata Giovaniego di Stefano z jednej z najważniejszych rzymskich kancelarii adwokackich, skierował skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Skarga została przyjęta, a jej rozpatrzenie wyznaczono na 2007 rok. Jest to wydarzenie bez precedensu. Oto bowiem przed trybunałem międzynarodowym sądzone będą sprawy podstaw wiary jednego z najliczniejszych wyznań religijnych na świecie. Kancelarii adwokackiej nie chodzi o prawdę historyczną o Jezusie, a o rozgłos międzynarodowy. Specjalizuje się ona w najbardziej znanych procesach w skali świata. Uczestniczyła między innymi w postępowaniu przeciwko Saddamowi Husejnowi czy postępowaniu w sprawie śmierci Lady Diany oraz Roberta Calviego z masońskiej loży P-2, zamieszanego w aferę watykańskiego Banku Ambroziano.
Luigi Cascioli sam siebie nazywa ateistą i antyklerykałem. Pochodzi z tradycyjnej włoskiej rodziny katolickiej. Jako dziecko regularnie chodził do kościoła i praktykował, chociaż, jak dziś przekonuje, od zawsze miewał wątpliwości co do słuszności nauk przekazywanych przez księży. Przez wiele lat mieszkał we Francji, tam został członkiem Unii Ateistów. Przyznaje się do gruntownych studiów nad Biblią, szczyci się, że poznał ją „od deski do deski". Po raz pierwszy natknął się na problem historyczności Jezusa właśnie we Francji, w jednym z tamtejszych pism ateistycznych. Sprawa ta zaintrygowała go do tego stopnia, że poświęcił jej dalsze badania, których efektem jest wspomniana już książka „Bajka o Chrystusie".
Cascioli na pytanie o powody uporu i cel swojej akcji przed Trybunałem Praw Człowieka odpowiada tak: „Kościół katolicki od wieków nadużywa ignorancji ludzkiej, zmuszając ludzkość do wiary w rzeczy nieprawdziwe na podstawie Starego Testamentu i czterech wybranych ewangelii. Książka Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci" sprawia Watykanowi wiele kłopotów, gdyż ludzie są ciekawi i chcą poznać prawdę. Procesu ujawniania prawdy nie da się zatrzymać. Watykan musi pokazać światu prawdziwe, niepodważalne dowody na istnienie Chrystusa, a nie tylko opowiadać bajki biblijne". Cascioli stawia sobie trudne zadanie. Co bowiem oznaczałoby dla ludzkości udowodnienie przed strasburskim trybunałem, że Chrystus naprawdę nie istniał? Czy byłby to koniec Kościoła katolickiego? Luigi Cascioli tak odpowiada na to niezwykłe pytanie: „Udowodnienie tego w sądzie będzie oznaczać z punktu widzenia prawnego anulowanie dogmatów, na jakich opiera się chrześcijaństwo. Nie będzie już można twierdzić, że Chrystus przybył na ziemię pod postacią człowieka, by odkupić grzech pierworodny ludzkości. To również koniec Eucharystii. Żaden ksiądz udzielając komunii nie mógłby już mówić: „Oto ciało Chrystusa". Celebracja sakramentu Eucharystii stałaby się oszustwem ściganym prawnie. Kościół nie mógłby twierdzić, że dogmat przemiany wina oraz chleba w krew i ciało Chrystusa jest prawdą. To tylko niektóre dogmaty, jakie musiałyby zniknąć, ponieważ są fałszywe". /Cytat za „Fakty i Mity"/. Tezy i oczekiwania formułowane przez Cascioliego wielu mogą zainteresować. Są nośne i prowokujące, choć mało prawdopodobne. Przytaczamy je z kronikarskiego obowiązku.
W tej książce przedstawimy wiele pytań kierowanych do Urzędu Nauczycielskiego papieża Benedykta XVI, autora książki „Jezus z Nazaretu", co do pojawiających się wątpliwości na temat Jezusa historycznego. Do takiego postawienia zagadnienia zachęca nas sam papież, zapraszając do poznawania prawdy, która, według ulubionego papieskiego ewangelisty Jana, nas wyzwoli.
Ta książka wielu oburzy. Do tej pory nie ukazała się bowiem w Polsce żadna publikacja, w której tak jasno i zdecydowanie formułowane byłyby wątpliwości co do istnienia Jezusa. Nikt tak odważnie nie stawiał pytań, choć wielu poszukiwało na nie odpowiedzi. Czy po lekturze tej książki teza, że Jezus nigdy nie istniał, wyda nam się bardziej prawdopodobna? Czytelnik odpowie sobie sam.
Przystąpiłem do lektury książki papieża Benedykta XVI z entuzjazmem. Ogromnie zachęcające były zapowiedzi na jej temat, ukazujące się od kilku miesięcy w prasie na całym świecie. Liczyłem na to, że papież odważnie rozprawi się z coraz częściej pojawiającymi się publikacjami wątpiącymi w istnienie Jezusa.
Miałem nadzieję, że nie będzie to kolejna książka teologiczna, zawiła ze swojej natury, skierowana do bardzo wąskiego grona wtajemniczonych. Wierzyłem, że kto jak kto, ale papież nie będzie przekonywał przekonanych, że podejmie wielki trud i zmierzy się z tymi, którzy odważyli się mieć przeciwne zdanie i, co więcej, szukają dowodów na inne widzenie osoby Jezusa.
Książka Benedykta XVI jest z pewnością interesująca. Świetnie napisana, bogato udokumentowana, czerpiąca głęboko z dorobku teologów, zwłaszcza niemieckiej strefy językowej, nie jest jednak książką, która przybliża nas do prawdziwego poznania Jezusa. Nie odpowiada na żadne wątpliwości, nie podejmuje żadnego z drażliwych tematów. Jest pewną nadzieją, że papież w zapowiadanym drugim tomie książki „Jezus z Nazaretu" podejmie dyskusję na temat dowodów na istnienie Jezusa. Najwięcej wątpliwości co do osoby Jezusa dotyczy Jego dzieciństwa i wczesnej młodości. A właśnie temu okresowi chce poświęcić swoją zapowiadaną już książkę Benedykt XVI, stąd nasze pytania kierowane do papieża.
Benedykt XVI, najbardziej wnikliwy naukowiec-teolog naszych czasów, zdaje sobie sprawę z istnienia rozdźwięku między Jezusem historycznym a Jezusem wiary. Bezgranicznie jednak wierzy i ufa ewangeliom. Pisze wprawdzie, że biblijna wiara z samej swojej istoty bowiem musi się odnosić do autentycznie historycznego wydarzenia, że nie opowiada ona historii jako symboli prawd ponadhistorycznych, lecz zasadza się na historii, która toczyła się na naszej ziemi, ale jednak poprzestaje – póki co – na kolejnym przedstawieniu postaci i orędzia Jezusa dla umocnienia żywej z Nim relacji. Papież wierzy i bezgranicznie ufa ewangeliom, a książka jest wynikiem jego osobistego szukania „oblicza Pana".
Odnosząc się do bogatej literatury teologicznej poświęconej Jezusowi, którą Joseph Ratzinger zachwycał się u progu swojego życia kapłańskiego, zauważa, że „wszystkie one ukazywały tworzony na podstawie ewangelii obraz Jezusa Chrystusa: Człowieka żyjącego na ziemi, który jednak – będąc w pełni człowiekiem – jednocześnie przynosił ludziom Boga, z którym jako Syn stanowił jedno. W ten sposób przez Człowieka Jezusa stał się widzialny Bóg, a w Bogu – obraz autentycznego człowieka". I dalej pisze Benedykt XVI: „Począwszy od łat pięćdziesiątych sytuacja się zmieniła. Rysa dzieląca historycznego Jezusa od Chrystusa wiary stawała się coraz głębsza i te dwie rzeczywistości coraz bardziej oddalały się od siebie. Co może jednak znaczyć wiara w Jezusa Chrystusa, w Jezusa Syna Boga żywego, jeżeli Człowiek Jezus zupełnie różni się od Tego, którego ukazują ewangeliści i na podstawie Ewangelii głosi Kościół? Rozwój badań historyczno-krytycznych prowadzi do coraz bardziej drobiazgowego wyróżnienia warstw tradycji, a ukazująca się spoza nich postać Jezusa – do którego przecież odnosi się wiara – była coraz mniej wyraźna i jej kontury coraz bardziej zamazane. Jednocześnie rekonstrukcje tego Jezusa, którego musiano szukać poza tradycjami ewangelistów i ich źródłami, stawały się coraz bardziej sobie przeciwstawne: od antyrzymskiego rewolucjonisty, dążącego do obalenia panujących potęg i ponoszącego porażkę, po łagodnego moralistę, który na wszystko zezwala, a mimo to, nie wiadomo dlaczego, sam zostaje stracony. Kto przeczyta kilka takich rekonstrukcji, może od razu stwierdzić, że są one bardziej fotografiami ich autorów i ich własnych ideałów niż ukazywaniem Ikony, która straciła wyrazistość. W tym samym czasie narastała co prawda nieufność wobec tych obrazów Jezusa, sama jednak Jego postać coraz bardziej się od nas oddalała.
Jako wspólne osiągnięcie tych wszystkich prób pozostało w każdym razie wrażenie, że o Jezusie mamy niewiele pewnych wiadomości i że Jego obraz dopiero później ukształtowała wiara w Jego boskość. Tymczasem wrażenie to przeniknęło w znacznym stopniu do świadomości chrześcijan. Sytuacja ta jest dramatyczna dla wiary, ponieważ niepewny staje się właściwy punkt jej odniesienia: zachodzi obawa, że wewnętrzna przyjaźń z Jezusem, do której przecież wszystko się sprowadza, trafia w próżnię".
Papież zdaje sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie dla wiary i Kościoła poszukiwanie Jezusa historycznego. Jeszcze nie podejmuje próby odpowiedzi na pytania szerokich kręgów wiernych, jednakże wie, że w niedalekiej już przyszłości Kościół będzie zmuszony do zmierzenia się z tym problemem. Kościół nie może nie liczyć się z wątpiącymi, poszukującymi innej prawdy niż przekazywana w ewangeliach. Żeby przetrwać musi odpowiedzieć na ich pytania i to językiem konkretu, a nie zawiłych dyskusji teologicznych. Przynajmniej część z tych pytań stawiamy w naszej książce.
Chrześcijaństwo jest paradoksalne, jak mawiali Grecy. Oby te pozornie poprawne założenia nie prowadziły do sprzeczności i fałszu.
Historyczny Jezus, Żyd z Galilei, syn Józefa i najprawdopodobniej Marii, niewiele ma wspólnego z Chrystusem – ideą, na której zbudowano chrześcijaństwo. Jezus, jakiego znamy z opowiadań ewangelistów, w ogóle nie istniał!
Luty-maj 2007 roku