38511.fb2 Karniej-szczuro?ap - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

Karniej-szczuro?ap - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 3

- Zaraz poprosi, żeby go zostawić samego - powiedział policjant. - U niego zawsze tak...

Kiedy go rzeczywiście zostawiono samego, uklęknął w jednym z kątów, gdzie ziała olbrzymia mysia dziura. Wargi jego mełły jakieś słowa. Wydobył z torby olbrzymi pęk zielska, zanurzył w nim palce i - marszcząc do bólu czoło, by coś sobie przypomnieć - na maleńkim metalowym przedmiocie przesunął palcami strzałkę na cyfrę dziewięć. Wepchnął to wszystko do dziury naumyślnie przez siebie powiększonej, załatał ją deseczką. Przeszedł do następnego otworu i wsunął do niego pęczek ziół, podobnie postąpił z innymi norami. Zabawił tam może całą godzinę.

Przy wyjściu zatrzymano go i zaprowadzono do kuchni. Zawahał się, ale poszedł. Tutaj nie mogli go zostawić samego, taki bowiem był rozkaz. Wszyscy z zainteresowaniem patrzyli na niego, jak do dziur wtykał swoje zioła, szepcząc przy tym swoje zaklęcia dzikusa.

Kucharz nawet zechciał powąchać zioła, zaś szczurołap zapytał go, czy podoba mu się ich zapach.

Nie wolno było zdradzić się z pośpiechem.

Przy wychodzeniu znowu go zatrzymano, gdyż powinien był złożyć sprawozdanie samemu gospodarzowi, ten zaś jeszcze me wrócił. Zjawił się wreszcie w grupie sześciu osób, wśród których znajdowały się dwie dziewczyny.

- Wszystko zrobione, szanowny panie - oznajmił szczurołap - będzie pan spać jak nowo narodzony... I te ładne panienki tak samo.

Towarzystwo się roześmiało, gospodarz zaś dał mu kolorowy banknot. Szczurołap zmiętosił go w dłoni, a przy wyjściu zerknął na ścienny zegar. Strzałka przeszła połowę drogi od cyfry, przypominającej zakręcony ogonek prosięcia.

Brnął przez śnieg, nie oglądając się za siebie, czuł bowiem, że jeżeli się obejrzy i zobaczy werandę, na której z chłopakiem popijał kiedyś herbatę, zobaczy okno pokoju, w którym sypiał jego chłopak, to może nie wytrzymać i powrócić. Żeby razem z domem...

Poszedł na przełaj. Obok swojej łaźni zeszedł na lód rzeczułki, wdrapał się na jej przeciwległy brzeg, czepiając się nagich gałęzi krzaków. Zatrzymał się na pagórku i stanął w zimnym poblasku zorzy. Za jego plecami czerniał niedaleki las, droga do niego.

Czas mijał wyjątkowo wolno.

Nagle na tamtym brzegu rzeki rozległ się wybuch, powietrze zabarwiło się ogniem. Jego dom, najprzytulniejszy z domów na całym bożym świecie, płonął jak świeca, różowe odblaski łuny drżały na śniegu.

Od strony magazynu biegły małe, czarne figurki, ale nie mogły dostać się do wnętrza domu, miotały się wkoło, potykały, odskakiwały.

Człowiek, znajdujący się na wysokim brzegu przeciwległym, upadł na kolana, zapłakał, potem wytarł oczy łatanym rękawem, zaczął się śmiać:

- Szczury! Dalibóg, szczury! Jeszcze nigdy nie widziałem takich tłustych!