38527.fb2
W poprzednim rozdziale próbowaliśmy zarysować stosunek Kościoła i Watykanu do kobiet. Z natury rzeczy szkic ten był tylko próbą rekonesansu – być może w dalszej części tej serii wydawniczej do sprawy jeszcze wrócimy. Z całą pewnością jednak, kolejny IV tom serii poświecimy sprawom, które zarysujemy e tym rozdziale. IV tom serii, ukaże się w marcu 2000 roku i nosił będzie tytuł „Życie seksualne w Kościele”.
Właśnie w tym tomie gruntownie przyjrzymy się wszystkim przypadkom znanych „przygód” seksualnych papieży, praktykom w tym zakresie stosowanym w klasztorach, a także na szczytach władzy duchownej. Będzie to tom, który choć głównie odnosić się będzie do historii, w ostatniej części zaprezentuje opis kilku współczesnych, co bardziej pikantnych przypadków.
Ten rozdział jest, więc streszczeniem kolejnego tomu serii. Jeżeli stali nasi Czytelnicy będą bardziej zainteresowani przedstawionymi tu sprawami, odsyłamy ich do tamtego wydawnictwa.
Kościół u zarania swojej organizacji formalnie borykał się z stosunkiem kobiet do niego i ich roli w rozwoju misi ewangelizacyjnej. Wydaje się, że najstarsze gminy chrześcijańskie, głównie rzymska, zdominowane były przez kobiety. To one odgrywały czołowa w nich rolę i należały do tej grupy wyznawców, które chętniej i łatwiej przyjmowały nowa wiarę. Podobnie, z biegiem lat, zwłaszcza w czasach nasilających się prześladowań, w kobietach umocowanych na dworach cesarskich, chrześcijaństwo i chrześcijanie szukali dróg ocalenia. Były tez przy tym niewiasty „twórcami” pierwszych sekt heretyckich rozbijających jedność Kościoła.
Oto dwa przykłady z II wieku naszej ery na poparcie podjętych tez. Kiedy biskupem Rzymu był Anicet (155-166) w Rzymie pojawiła się niejaka Marcelina. Uchodziła za znawczynię teologii, a jej celem było nawrócenie Rzymian na „prawdziwa wiarę” wedle tez karpokracjan. Karpokracjanie wywodzili się z Egiptu, z Aleksandrii. Twórcą tej sekty był żyjący przez cały czas w Aleksandrii Karpokrates. Rozwój zaś, sekta zawdzięczała jego synowi Epifaniuszowi. Matką Epifaniusza była właśnie Marcelina. Szczegółowe poglądy karpokracjan dla naszego wywodu nie maja większego znaczenia. Dość wspomnieć, że stworzenie jest dziełem boskim, przypisywali je aniołom, twórcom zarówno świata widzialnego, jak i dusz ludzkich. Herezja karpokracjan rozwijała się w Kościele do VI wieku.
Ciekawe dla nas były ich wywody natury obyczajowej. Młody Epifaniusz, w swoim dziele „O sprawiedliwości” opowiedział się za całkowitą wspólnotą dóbr i kobiet. Jego matka Marcellina, dość wiernie stosując się do nauk syna, słynęła w Rzymie ze swobody obyczajów. Swobody trudnej do zaakceptowania nawet w mieście, które zdaje się za niektórych cesarzy widziało już wszystko. Karpocjanie, przynajmniej według ich przeciwników, żywili ogromne upodobanie do rozkoszy. Gdyby ciało miało być jedynie więzieniem duszy, gardziliby nim.
Marcellina w takiej sytuacji musiała być poważnym zagrożeniem dla nowej przecież ideologii chrześcijańskiej, nieokrzepłej ani w formach organizacyjnych ani w teologii. Niemało musiał, natrudzić się biskup Anicet, żeby obronić gminę przed wpływami pięknej, zgrabnej „roztaczającej woń perfum” i rozwiązłej osóbki. Mimo to wielu nowych, zwłaszcza młodych chrześcijan, głównie płci męskiej wolało takie „nauki” Marcelliny niż obietnicę zbawienia niesioną przez Aniceta.
Nie minęło jednak pokolenie, kiedy w Kościele pojawiła się kolejna kobieta o podobnym imieniu – Marcja, czasem w innych źródłach historycznych zwana Markią. Kiedy po śmierci cesarza filozofa i humanisty Marka Aureliusza na tronie rzymskim zasiadł w 180 roku Marcus Aurelius Commodus Antoninus, ostatni władca z dynastii Antoniów, dla chrześcijan nastały lepsze czasy. Choć cesarz uznany był przez współczesnych i historyków jako „wykolejony szaleniec” przestał uważać chrześcijan i ich Boga za swoich wrogów. Nazwał się Nowym Herkulesem czując opiekę Jupitera mógł uznać Boga chrześcijan za niegroźnego dla sprawowania silnej władzy cesarskiej.
Jest jednak pewne, że to nie wiara w Herkulesa, uchroniła gminę przed kolejnymi prześladowaniami. Cesarską faworytą, mającą ogromne wpływy na dworze była młoda i bardzo piękna osóbka Marcja, znana także z tego, że potrafiła zaspokoić wszelkie żądze młodego Commodusa. Cesarz objął rządy mając lat 19, a gdy zginął jako ofiara spisku – zaledwie 31.
Zdania historyków są podzielone, co do faktu czy Marcja była, czy też nie chrześcijanką. W każdym razie jej wychowawcą był eunuch Hiacynt, który właśnie w gminie chrześcijańskiej był kapłanem i członkiem rady kapłańskiej biskupa Rzymu Eleuteriusza i jego następcy Wiktora I (189-199). Warto przy tej okazji wspomnieć, że właśnie od tego biskupa możemy już swobodnie mówić o potędze papiestwa. To właśnie on zarysował kształt i formy organizacyjne najtrwalszej, zhierarchizowanej struktury w historii świata.
Eunuch, z który z przyczyn naturalnych sam, nie zaznał zbyt wielu przyjemności życia, zachęcał swoją wychowanicę, aby złożyła z swojego ciała ofiarę Bogu. Jako cesarska faworyta, miała tak zaspakajać władcę, aby odsunąć jego gniew od chrześcijan. A że była całkiem biegła w tym dziele, udało jej się wielokrotnie pomóc „współwyznawcom”. Pewnego razu nawet sam biskup zwrócił się do niej z listą chrześcijan skazanych na ciężkie roboty w kopalniach Sardynii, aby spróbowała, korzystając z wdzięków ciała, nie tylko ich uratować, ale nawet sprowadzić z powrotem do Rzymu. Postawione zadanie wypełniła skrupulatnie. Eunuch – opiekun osobiście popłynął po skazanych.
Marcja jednak nie długo cieszyła się ze swojego szczęścia. Kiedy przestała być cesarska faworytą, a stała się cesarską małżonka, wkrótce znalazła się na liście osób, które małżonek zdecydował się zgładzić następnej nocy. Był to „sylwestrowy”, choć jeszcze nie Sylwestrowy, wieczór 192 roku. Marcja zdobyła już tak silną pozycję, że sama postanowiła i potrafiła się obronić. Natychmiast zorganizowała zamach stanu i jeszcze tej nocy Commodus musiał opuścić świat, łącząc się z Herkulesem, swoim bohaterem na ziemi.
Przypadek cesarzowej Marcji i rozpoczynający się właśnie wtedy pontyfikat silnego Wiktora I był początkiem wszystkiego w papiestwie, w tym także tych spraw, które opisujemy na kartach naszej książki.
W znanej pracy znajdziemy takie oto zdanie: „Na zewnątrz Kościół zawsze starał się zachować wrażenie nieskazitelności i nienagannego prowadzenia się. W zaciszu murów p[pozwalano sobie na wiele. Już Augustyn dał swoje błogosławieństwo na utrzymywanie przez duchownych stosunków z prostytutkami. Aby uciszyć ciągle powracające żądania zniesienia celibatu. Kościół ogłosił, że uprawianie przez księży seksu z prostytutkami jest rozwiązaniem zalecanym, a w każdym razie mniejszym złem. W tej dziedzinie zwierzchnicy Kościoła sami zresztą dawali najlepszy przykład”.
Ostro postawiona i zdecydowana teza. W tej i następnej książce z naszej serii przedstawimy dziesiątki może setki przykładów na jej poparcie. Jaka jest prawda Czytelnik sam oceni.
W naszym opracowaniu często korzystamy z listów i dokumentów epoki, autorstwa samych bohaterów wydarzeń. Głównym jednak źródłem informacji są kroniki Kościoła, pióra jego przedstawicieli – mnichów, biskupów, kardynałów. W wielu kolejnych rozdziałach będziemy te kroniki jak i ich autorów szczegółowo przedstawiać. Tam, gdzie było możliwe, korzystaliśmy z dokumentacji pozostawionej przez świadków wydarzeń. Z natury rzeczy, wszystkie te dokumenty mogły być tylko podstawą opracowań. Dostęp do nich jest, bowiem bardzo ograniczony, a ich współczesne omówienia prawie nie istnieją. Prawdziwym i niezwykle bogatym źródłem informacji pozostały, więc dla nas opracowania historyczne z Niemiec, Włoch, Francji i Polski. Część tych opracowań przedstawimy w wyborze literatury, pomieszczonym na końcu książki. Pełną ich listę przedstawimy jednak dopiero w IV tomie serii.
Niezwykle wiele pikantnych szczegółów obyczajowości dworów papieskich i dostojników Kościoła znajdziemy w „Żywotach kurtyzan”, których autorem był Arentino. Pietro Arentino swoje relacje oparł o własne doświadczenia. Papieże i Kuria Rzymska była pod stałym obstrzałem jego krytyki. Nazywano go od czasu do czasu „władcą prawdy” i „sekretarzem całego świata”. Mówienie prawdy przysporzyło mu sławy. Z jego opiniami liczyli się wszyscy wielcy epoki, przynajmniej chętnie się z nimi zapoznawali.
Sam miał wiele za uszami, bowiem otaczał się licznymi kochankami. Z tej racji, jak mówił, mógł opisywać żywota innych. Grzech był mu, bowiem doskonale znany. Jego kurtyzany nazywano, „arentynkami”, a niektórzy nawet od nazwiska Arentino wywodzą rasę koni – arentino. Piszą, bowiem, że papież Urban VII, chcąc mieć z nim dobre stosunki, podarował mu konia, od którego nazwę przyjąć miała cała rasa tych zwierząt, a pisarz miał się papieskim podarunkiem szczycić. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że papież Urban VII panował tylko w roku 1590, a Arentino zmarł 21 października 1556 roku, mając sześćdziesiąt cztery lata. Gian Battista Castagna – przyszły papież Urban VII mógł oczywiście spotkać się z Arentino, lecz z pewnością nie jako papież, lecz jako początkujący, choć już wpływowy dygnitarz Kurii. Kardynałem został dopiero w 1583 roku, a więc prawie trzydzieści lat po śmierci literata. Dziś wiemy, że konia podarował mu papież Klemens – też siódmy. Opisywany problem, to wprawdzie drobny szczegół, ale przedstawiający dziesiątki przykładów, raf, na jakie natrafiają interesujący się wybranymi elementami historii Kościoła. Wiele informacji jest niespójnych, niedokładnych, często wzajemnie się wykluczających. Sąd i my w swojej pracy z pewnością nie ustrzegliśmy się tych defektów.
Arentino urodził się w 1492 roku w Arezzo. Ojciec był szewcem, a matka lokalną pięknością. Sam utrzymywał, że jest szlachcicem. Debiutował „na rynku towarzyskim” jako dwudziestolatek. Obserwował i opisywał, więc bogactwo życia w Rzymie, na Lateranie, w Watykanie i innych miastach włoskich niemal przez 45 lat. Po Aleksandrze VI z rodu Borgiów poznał aż dziewięciu papieży. Często jednak odwoływał się do przykładów z przeszłości.
Przeszedł wszystkie szczeble „kariery” od ulicznego śpiewaka, stajennego, mnicha żebraka, kata, lichwiarza, poborcy podatkowego, kochanka mężczyzn, malarza, birbanta, hulaki, mistrza w sztuce kochania, do bliskiego przyjaciela i doradcy papieży. Przede wszystkim był literatem i kronikarzem. Ucztował z papieżami, kardynałami i kurtyzanami, potępiał przy tym wszystkie grzechy papieskich protektorów. Dziwne, że ci nie dość, że zabiegali o jego względy i towarzystwo, to jeszcze oficjalnie wynagradzali go za to, materialnie.
W łożu Arentino było miejsce dla podstarzałych i młodych kobiet, częściej chyba dla chłopców. Podejrzewano go też o sodomie. Ten nie tylko się do tego publicznie przyznawał, ale nawet się szczycił. Papieże uznawali go za rajskiego ptaka i chętnie widzieli u siebie.
Jedynym wyjątkiem był Hadrian VI (1522-1523) chłodny i niedostępny Flamandczyk.
O jego względy i przyjaźń zabiegali przedstawiciele najpotężniejszych papieskich rodów Chigi, Farnese, Medici – Medyceuszy, del Monte i Carafia, podobnie zresztą jak cesarz Karol V i król Francji Franciszek I. Największymi jego protektorami byli dwaj papieże z klanu de Meduici – Leon X i Klemens VII. Papież Leon otrzymał Arentino w prezencie jako partnera do towarzystwa od bankiera Agostino Chigi. Ten bogacz, krewniak papieży pojawi się w naszej książce wiele razy.
Opisywał eskapady swoje i kardynałów do rzymskich burdeli. Jeden z biskupów, którego bujne życie erotyczne Arentino publicznie „przedstawił”, chciał go nawet zamordować, organizując grupę zbirów, z zadaniem pozbycia się gadatliwego kompana rozrywek. Niemal cudem udało mu się ujść cało0 z opresji. Rzym nazywał „penisem świata”. Inni „artyści” tworzyli rysunki do jego poetyckich opowiadań o życiu rozwiązłym w Watykanie. Vasari zastanawiał się nawet, co było większym grzechem „czy oglądanie sztychów dla oczu, czy słowa Arentina dla uszu”.
Inni nazywali go „moralnym syfilisem na duchowym organizmie narodu”. Był i jest nierozwiązaną zagadka do dziś, dlaczego tak zepsuty i wyuzdany człowiek cieszył się sympatią, przyjaźnią i towarzystwem aż tylu papieży. A może to nie zagadka?
Arentino zmarł spadając z krzesła, gdy jego siostra opowiadała mu sprośny dowcip. Zmarł ponoć ze śmiechu.
Śmiech Arentina nie był jednak śmiechem Kościoła, a jedynie komentarzem do blisko 1700 lat dziejów nieobyczajowości na dworach papieskich, w klasztorach, pałacach biskupów, opatów i kardynałów, a może częściej na proboszczowskiej plebani.
Sprawa celibatu, żywa od samego początku w Kościele, do dziś należy do najtrudniejszych problemów duchowieństwa. Wydaje się, że przed tym problemem Kościół ponownie stanie w przyszłości. Celibat próbowało przez tysiąc lat wprowadzić wielu papieży, zapominając, że przykład powinien iść z góry.
Pytanie, czy pierwsi biskupi Rzymu mogli być żonaci, należy do tych z rzędu naiwnych. Oczywiście, że tak. Aż nadto znajdujemy na to dowodów w ich życiorysach i pismach Ojców Kościoła. Następcy świętego Piotra nie tylko byli żonaci, ale otoczeni wcale nie małymi gromadami własnych dzieci.
Papież Damazy I (366-384), do osoby, którego jeszcze wrócimy, w liście do biskupów Galii pisał: „Biskup i kapłan muszą pokazać, iż przedkładają ojcostwo duchowe nad cielesne”. Dysputy miedzy teologami na temat celibatu omówimy szerzej w IV tomie serii.
Oficjalnie za początek kościelnego nakazu dochowywania wstrzemięźliwości przez duchownych szukać możemy w uchwałach Synodu w Elwirze (Illiberis) w 306 roku. Synod ten zasłynął z wprowadzeniu wielu srogich przepisów dla księży. Uchwalono wówczas tzw. Kanon 33 dotyczący wstrzymywania się przez duchownych od stosunków cielesnych. Ale już wtedy znalazła się wcale nie mała grupa biskupów, przestrzegających przed skutkami wprowadzenia tak trudnych do przyjęcia przez mężczyzn przepisów.
Biskup Pafnucy przestrzegał: „kto chce stworzyć anioła, tworzy zwierzę”. Pisał dalej: „Czyż nie uważacie, iż narzucając taki obowiązek, otwieracie wrota najgorszym bezeceństwom? Spętana natura potrafi potajemnie znaleźć zadośćuczynienie. Godne pożycie małżeńskie zawsze przewyższać będzie skrywane związki”.
Okaże się, że przestrogi biskupa Pafnurego będą aktualne przez kolejne tysiąc lat, skoro jeden z największych myślicieli Kościoła, św. Tomasz z Akwinu będzie tym sprawom poświęcał wiele uwagi.
Święty Augustyn pisał: „wygnaj kurtyzany, a wkrótce namiętności zakłócą wszystko… wiodą one – co się tyczy obyczajów – żywot całkowicie nieczysty, ale prawo porządku wyznaczają im jakieś miejsce, choćby najnędzniejsze”.
Dobro powszechne zakłada istnienie zła. Propagując ideę mniejszego zła, także w Kościele dopuszczano, kontakt duchownych z prostytutkami, aby mogli łatwiej prowadzić swoje owczarnie ku powszechnemu dobru. Bo, przestrzegano za Arystotelesem: „jeśli żołnierze nie mają kobiet, wykorzystują mężczyzn”. I nie o przenośnię tu tylko chodzi.
W XIII i XIV wieku przez Europę, szczególnie przez Francję przetoczyły się ożywione dyskusje, czy Kościół może czerpać korzyści materialne z prostytucji? Czy te kobiety mogą wpłacać na rzecz Kościoła odpowiednie sumy pochodzące z ich pracy publicznej! Kiedy paryskie prostytutki chciały sfinansować jeden z witraży w Katedrze Notre – Dame, szukano argumentów, aby pieniądze przyjąć. Ostatecznie zdecydowano, że pieniądze te pochodzące z pracy, godne są przyjęcia. Inaczej byłoby gdyby robiły „to” dla przyjemności, gdyby „oddawały swoje ciało z czystej „żądzy rozkoszy”. Wtedy nie wykonywałyby pracy i pieniądze tak uzyskane byłyby równie godne pogardy jak i ich rozwiązłość”. Św. Tomasz tak argumentował tę decyzję: „Jeżeli nawet sposób pozyskiwania (pieniędzy) jest sprzeczny z prawem boskim, to, co się pozyskało, nie jest przez to niesłuszne; w przypadku prostytutki hańbiąca jest jej kondycja, nie zaś jej zarobek i jeśli nawet nie może ona uczynić daru ze swych dóbr na rzecz Kościoła, Kościół ma pełne prawo, aby przyjmować od niej jałmużnę”.
Było powszechnym zwyczajem, że miasta, w tym papieskie, popierały podatki od prowadzących zakłady nierządu. Najlepszym dowodem współistnienia obu instytucji był fakt, iż domy publiczne w papieskim Rzymie funkcjonowały niemal zawsze (z wyjątkiem dwóch, krótkich okresów przerwy) do XIX wieku. Tymczasem zakazane zostały w wielu miastach należących do Kościoła.
Kiedy w Awinionie rezydowali papieże, marszałek dworu Jego Świątobliwości przynajmniej od roku 1337, pobierał specjalne opłaty na rzecz skarbca papieskiego od „kobiet podejrzanej konduity i ich towarzyszy”. Chociaż papież Innocenty VI w 1358 roku zakazał tych praktyk, czas pokaże, że współpraca była korzystna dla obu stron, jeszcze przez wiele stuleci.
Papież Innocenty IV (1243-1254), który objął urząd po jednej z najdłuższej z przerw w ciągłości władzy papieskiej (wakans trwał aż 18 miesięcy), ponad połowę swojego pontyfikatu (6 lat) spędził wraz ze swoim dworem w Lyonie. Kiedy stamtąd odjeżdżali w 1250 roku, pozostawili w mieście jeden „dom uciech”. Przynajmniej taką relację zostawił w tej sprawie kardynał Hugo. „Kiedy przyjechali były trzy albo cztery domy publiczne, gdy wyjeżdżali, pozostał jeden – ale za to sięgał od jednej bramy miejskiej do drugiej”.
Prostytutki były wreszcie nieodłącznym elementem krajobrazu każdego zgromadzenia biskupów. Szczególnie sobory, zbierające się dość często w średniowieczu „były zgromadzeniami duchownych o dużych potrzebach i możliwościach seksualnych”. W niewielkiej Konstytucji, w czasie Soboru w latach 1414-1418 na stałe rezydowało kilkaset dam dla zaspakajania potrzeb obradujących duchownych. Ten sam Sobór potępił papieża Jana XXIII (dziś jego pontyfikat uznany jest za nielegalny) za kazirodztwo i cudzołóstwo.
Do dziś obyczaje panujące w trakcie Soboru w Konstancji wzbudzają żywe emocje. Przed paroma laty w tym pięknym niemieckim mieście, położonym nad Jeziorem Bodeńskim, w samym jego centrum, naprzeciw nowego ratusza, przy ulicy Obere Laube, ustawiono pomnik upamiętniający tamte wydarzenia. Obelisk przedstawia papieża, duchowych Ojców Soboru w otoczeniu rzesz kurtyzan oraz przedstawieniem scen pijaństwa i obżarstwa. Pomnik nie jest tylko wizja artysty. W powszechnej opinii mieszkańców Konstancji Sobór właśnie takie w nich budzi skojarzenie.
Sam pomnik został przez większość zaakceptowany. Od niego rozpoczynają zwiedzanie miasta tysiące turystów. Kościół natomiast od początku sprzeciwiał się zarówno samej idei budowy pomnika, a przede wszystkim jego wyglądowi. Biskupi niemieccy protestowali. Do akcji potępiania włączył się także Watykan, mimo to pomnik stoi nadal.
„Opłaty od dziewek” były wcale intratnym źródłem dochodów kościołów lokalnych. Biskupi i metropolici, chętnie szli w tej sprawie w ślady najwyższych nauczycieli. Np. w XIV wieku biskup Strasburga otworzył „własny” „dom kobiet”, czerpiąc z niego dochody. W Moguncji, miejscowy arcybiskup prowadził poważne spory z miastem o pieniądze, zarobione tam przez „upadłe żony i córki”. Było powszechnym zwyczajem, niemal w całej Europie, że biskupi tolerowali związki duchownych z kobietami, o ile ci wpłacali do kiesy ordynariusza odpowiednie sumy.
Od wczesnego średniowiecza po późny renesans, w spisach kobiet pojawiających się na papieskich dworach równie dużo było świętych, godnych wiary, co upadłych, rozpustnych. Kilka przykładów przypomnimy w dalszej części tego rozdziału.
Niemniej zawsze tym przykładom towarzyszyła myśl o grzechu i potrzebie zbawienia. Wybitni myśliciele Kościoła dowodzili w specjalnych traktatach, że życie intymne „miało swój korzystny wpływ na psychikę duchowych”. Św. Tomasz musiał znaleźć usprawiedliwienie dla duchownych mężczyzn. W życiu grzesznym, ktoś musiał być winny za grzechy. Wszystkiemu ostatecznie winna była kobieta. W „samej jej naturze leżała lubieżność, rozwiązłość i nienasycenie. Im była urodziwsza, tym więcej miała w sobie naturalnych skłonności do grzechu”. Duchowny mężczyzna, kiedy zadawał się z taką właśnie niewiastą, mniejszą ponosi winę. O grzech można było się prawie wcale nie martwić, kiedy kontakty odbywały się z bezbożnymi i rozpustnymi prostytutkami. Gorzej było w przypadku kobiet „pełnych cnót i pobożnych”. W takich razach grzech był ciężki. Ale czy na pewno takie kobiety były „pełne cnót”. Duchowny był pewien, że nie popełnia grzechu, gdy spotyka się z prostytutkami. Ważne było, aby za każdym razem spotykał się z inną. Związek z jedną kobietą biskupi obradujący w Bazylei uznali za szczyt zepsucia.
Niezwykle interesującą ocenę dysput soborowych znajdujemy w cytowanej już pracy „Zebrani doszli do wniosku, że wytrysk nasienia jest zjawiskiem nie tylko naturalnym, lecz także zdrowym i niezbędnym dla zachowania równowagi psychicznej, w związku, z czym nierząd stanowi dla nieżonatych – w tym oczywiście dla sług Bożych – czynność nie tylko nieunikniona, lecz zgoła konieczną”.
Raz jeszcze przypomnijmy, że świeci mężowie woleli takie rozwiązanie, mając w pamięci przypomnianą już przestrogę Arystotelesa, „jeżeli żołnierze nie mają kobiet, wykorzystują mężczyzn”.
A grzechu bardziej ciężkiego niż ten nie było. Chrześcijanie, bowiem, popełniali grzech ciężki, kiedy cieleśnie obcowali z Żydami lub Żydówkami i poganami lub pogankami. Ci, bowiem utożsamiani byli z diabłem. Tak jak w Starym Testamencie – homoseksualizm był najohydniejszą z praktyk. Papież Grzegorz IX w 1232 roku uznał homoseksualizm za grzech równy kacerstwu. W ogóle odszczepieńcy od nauki chrześcijańskiej, często określani byli jako homoseksualiści lub sodomici.
W kilkakrotnie już zapowiadanym IV tomie naszej serii homoseksualizmowi księży i jego przypadkom na dworach papieskich poświęcimy specjalny rozdział.
Poczynając od pierwszych wieków wczesnego średniowiecza po renesans, przez komnaty pałaców apostolskich, na dworach biskupich i probostwach, przewinęło się sporo dzieci, których dostojnymi ojcami byli Jego Świątobliwość – papież, Jego Ekscelencja – biskup i wielebny – ksiądz. Kilkudziesięciu następców świętego Piotra zbyt dosłownie potraktowało swój urząd. Papa – znaczy przecież ojciec.
Biskup Henryk z Bazylei był ojcem dwudziestu dzieci. Biskup żył na początku XIII wieku. Inny biskup: Henryk z Lutich, żyjący pięćdziesiąt lat później, miał aż sześćdziesięciu jeden potomków. Był przy tym zwyczajnym mordercą. Zgładził, bowiem swego następcę. Sam za różne grzechy został zdjęty z urzędu. Im bliżej papieskiego tronu, tym bywało gorzej.
Szambelan dworu Bonifacego VIII, którego już w tej książce poznaliśmy, nie dość, że miał stały romans z żona swego brata, gdy został kardynałem i arcybiskupem Bolonii, miał stosunki seksualne z dwustu kobietami. Były wśród nich zakonnice.
Wróćmy jednak do pierwszych wieków papiestwa.
Anastazy I był papieżem w latach 399-401. Sam może w dziejach nie zapisał się wielką liczbą zasług. Był bardzo pobożny i ceniony przez wielkich myślicieli epoki Hieronima i Augustyna. Pontyfikat tego papieża przypadł na czas upadku cesarstwa zachodniego, zagrażającego też Kościołowi, gdyby nie kilku wybitnych jego przywódców. Wydaje się, że największą zasługą Anastazego był jego syn, Innocenty I – wybrany na biskupstwo rzymskie natychmiast po śmierci Anastazego. Innocenty I panował w latach 401-417, a fakt pokrewieństwa z poprzednim papieżem potwierdzony został przez bliskiego przyjaciela Anastazego, świętego Hieronima.
Innocenty I nie był jedynym papieżem – potomkiem innego papieża. Sto dwadzieścia lat później na tron wstąpił Sylweriusz (536-537), syn papieża Hormizdasa (514-523). Hormizdas, potomek arystokratycznej rodziny, był żonaty przed otrzymaniem święceń kapłańskich. Owocem tego małżeństwa był właśnie przyszły papież Sylweriusz. Tron papieski zawdzięczał on królowi Ostrogotów, Teodahadowi, który wymusił na duchowieństwie wybór swojego zaufanego. Protektor papieża sam zginął, uduszony przez własnych żołnierzy.
O kolejnym papieskim ojcu już na kartach tej książki wspominaliśmy. Był nim Hadrian II (867-872). Jego ojciec sam był biskupem i nic dziwnego, że Hadrian przed przyjęciem święceń kapłańskich miał żonę i dzieci. Kiedy obejmował tron miał już 75 lat. Przyszło mu jednak przeżyć jeszcze wielką tragedię, porwanie, gwałt i zamordowanie swej córki i jej matki. Papieska córka miała zostać małżonką Eleuteriusza, syna biskupa Orte. Ten jednak zgotował im inny – tragiczny los. Sam też został ścięty.
Mężem i ojcem był także Mikołaj V – antypapież Pietro Ruinalducci (1328-1330). Antypapież Mikołaj różnił się bardzo od swojego imiennika – prawowitego papieża Mikołaja V (1447-1455), który za swoje zasługi uznany został przez historyków za papieża stulecia.
Antypapież Mikołaj był żonaty. Po pięciu latach związku opuścił małżonkę i wstąpił do zakonu Franciszkanów. W domu zakonnym Świętej Marii w Aracoli w Rzymie wiódł życie ascety, dążąc do skrajnego ubóstwa. Cesarz Ludwik IV Bawarski, niezadowolony z rządów papieża Jana XXII, tuż po cesarskiej koronacji w Rzymie, kazał usunąć z tronu Jana i obrać nowego następcę św. Piotra. Wybór padł właśnie na Pietro Rainalducciego.
Kiedy zabrakło opieki protektora, Mikołaj stracił swój urząd, okazując skruchę przed prawowitym papieżem Janem. Za wielką sumę i obietnicę zachowania życia potwierdził nielegalność swojego pontyfikatu i ostatnie trzy lata swego życia spędził internowany w Awinionie.
Kończy się epoka średniowiecza. Europę ożywia duch renesansu, przynoszący nie tylko odnowę idei, wielkie odkrycia geograficzne, ale także swobodę w sztuce i obyczajach. Tej ostatniej nie był pozbawiony dwór papieski w Rzymie. Kolejnych czterech papieży: Innocenty VIII, Aleksander VI, Paweł III i Juliusz III 447-1455), było szczęśliwymi, dbającymi o rodzinę ojcami.
Innocenty VIII (1484-1492), Giovanni Battista Cibo, urodził się w 1432 roku w Genui. Jego ojciec był senatorem rzymskim i wicekrólem Neapolu. Gorący klimat u stóp Wezuwiusza nie pozostał bez wpływu na gorące serce młodego, bardzo przystojnego, dobrze zbudowanego i wysokiego arystokraty. W Neapolu został ojcem trójki nieślubnych dzieci. Potomstwo Giovanniego było wcale liczne. Rozmaite miłostki w Rzymie, Padwie i Neapolu dawały owoce. Giovanni karierę duchową rozpoczął dość późno. W 1467 roku został biskupem Savony, pięć lat później Molfetty, a w 1473 roku papież Sykstus IV ofiarował mu kardynalska purpurę. Po śmierci tego papieża w Rzymie rozpoczęły się walki miedzy stronnictwami rodziny della Rovere (rodzina Sykstusa IV) i rodziny Borgiów. Jak zwykle przy takich okazjach bywa, z zamieszania skorzystał trzeci kandydat. Giovanni Battista Cibo został wybrany i przyjął imię Innocentego VIII.
Gdy został papieżem, oficjalnie uznał dwójkę spośród licznego swego potomstwa – dzieci z nieprawego łoża. Pozostałych przedstawiał jako swoich bratanków. Wszystkich natomiast skoligacił poprzez małżeństwa z najlepszymi rodami Italii i Europy. Córka papieża, Teodoryna, sama była już matka.
Jej córka Battistia – papieska wnuczka została żona Ludwika Aragońskiego, króla Neapolu. Ukochanym dzieckiem papieża był jednak syn Fanceschetto Cibo. Wytworne życie licznego potomstwa domu papieskiego kosztowało ogromne sumy7. Najwięcej korzyści przyniósł papieżowi ślub jego syna Franceschetto z przedstawicielka rodu Medicich. Florencja rządzona przez Medyceuszy była pięknym i bogatym miastem. Medyceusze byli natomiast jednym z najbogatszych rodów Italii. Nic dziwnego, że z takiego związku dwie strony, papież i Medyceusze, musieli wynieść jak największe korzyści.
Franceschetto poślubił Magdalenę, córkę Lorenzo de Medici – Wawrzyńca Wspaniałego. Lorenzo uzyskał dla swojej rodziny od papieża kapelusz kardynalski dla swojego trzynastoletniego syna, Giovanniego, który sam wkrótce został papieżem, przyjmując imię Leona X (1513-1521).
Z osoba Innocentego VIII związana jest tragiczna i makabryczna historia. Schorowany papież przyjąć miał krew młodych chłopców.
Schorowany – choć jeszcze niezbyt stary – Innocenty VIII rozstawał się z życiem długo. Dwa ostatnie lata pontyfikatu to nieustanne walki o schedę po odchodzącym papieżu. Innocenty, karmiony wyłącznie kobiecym mlekiem, zmarł w 1492 roku. Zastąpił go na tronie Piotrowym osławiony Aleksander VI (1492-1503), Rodrigo de Borgia y Doms.
Tę postać przywołaliśmy w książce parokrotnie. Aleksander utrzymywał nielegalny, długi związek z rzymska arystokratka Vannozzą Cattanei, z która miał czworo dzieci. Kolejną faworytą papieża była Giulla Farnese. Kroniki nie wspominają nic o potomstwie z tego związku. Złośliwi natomiast przypisują Aleksandrowi jeszcze jedno dziecko – owoc kazirodczego związku z własna córka Lukrecją. Wydaje się jednak, że ta informacja jest zupełnie nieprawdziwa.
Aleksander VI piątkę uznanych swoich dzieci darzył wielka miłością i zapewnił im poprzez małżeństwa i beneficje najlepsze życie. Los całej piątki nie oszczędził. Dziećmi Aleksandra VI byli: Cesare Borgia (1457-1507), od 1491 roku biskup Pampeluny, potem arcybiskup Walencji i kardynał. Za zrzeczenie się tej godności otrzymał księstwo Valentinois oraz księstwo Romanii. Intrygant wchodził w układy z dworem francuskim. Nie bezpodstawnie oskarżony o współudział w zamordowaniu brata Juana. Cezar był księciem Modeny i Reggia jako lenna Rzeszy. Goffredo Borgia (1481-1517), książę Squillance, poślubił Sancię, córkę Alfonsa II, z dynastii aragońskiej – króla Neapolu. Juan Borgia (1474-1497), książę Gandii, później także książę Beneventu, głównodowodzący wojsk papieskich, poślubił Marię Enriqez, siostrzenicę króla Fryderyka II Aragońskiego, męża Izabeli I Kastylijskiej. Skrytobójczo zamordowany. Jego śmierć była powodem wielkiego bólu Aleksandra VI. Lukrecja Borgia (1480-1519) – więcej o niej w specjalnym rozdziale.
Pedro Luis (1458-1488), książę Gandii w Katalonii. Pedro Luis nie był synem Vanmnozzy, podobnie jak inne córki Rodriga – Geromina i Izabella. Imienia matki tej trójki nie znamy.
Vanozza związała się z kardynałem Borgią około roku 1470. Aby ukryć związek, kardynał hojnie wynagradzał kolejnych mężów Vanozzy. Było ich przynajmniej trzech. Vanozza przeżyła Aleksandra i po jego śmierci również i ona przyjęła jako swoje nazwisko Borgia.
Niemal równie licznym potomstwem, co Aleksander VI szczycił się papież Paweł III (1534-1549), Alessandro Farnese, który wielką karierę duchowną zawdzięczał swojej siostrze Giulli – kochance Aleksandra VI.
Dwoistość pontyfikatu Pawła III jest zaiste zaskakująca. Był typowym przedstawicielem swojej epoki. Jak całe jego otoczenie prowadził rozwiązły tryb życia. Wystawność dworu papieskiego i nepotyzm udowadniały słuszność zarzutów wysuwanych w tej sprawie przez zwolenników reformacji. Także życie ostatnich papieży – Innocentego VIII, Aleksandra VI, Pawła III i następcy Juliusza III było główną przyczyną kolejnego wielkiego podziału Kościoła.
W młodości przebywał na dworze Medyceuszy we Florencji. Tu zaprzyjaźnił się z Giovannim de Medici – wspomnianym już papieżem Leonem X. Aleksander VI dzięki siostrze – pięknej Giulli, obdarował Alessandra wieloma beneficjami kościelnymi. Mimo, że nie był księdzem, otrzymał kilka intratnych biskupstw: miedzy innymi Cornelo – Montefiascone. Był czas, że młody Alessandro był jednocześnie pasterzem trzech diecezji. Także dzięki protekcji siostry w Rzymie jako dwudziestolatek został skarbnikiem Kościoła, a rok później Aleksander VI obdarzył go godnością kardynalską. Wyniesienie do wysokości godności kościelnych dzięki La Belli – jak nazywano siostrę Giullę – dało też Alessandrowi adekwatne przezwisko – zwano go z tego powodu „kardynałem spódniczką”. Jego długie, ponad 81-letnie życie można podzielić na niemal równe okresy. Do 1513 roku pędził życie w pełni renesansowe. Jako bardzo popularny i lubiany rzymski prałat wdał się w bujny romans z rzymska arystokratką, z którą miał czworo dzieci – trzech synów i córkę.
Jego życie odmieniło się zupełnie od 1513 roku, kiedy zerwał kontakty ze swoja konkubiną. Sześć lat później został księdzem, a po śmierci Klemensa VIII był poważnym kandydatem do tronu papieskiego. Wielu odnowicieli Kościoła właśnie z nim wiązało nadzieje na zmiany. Był w czasie konklawe najstarszym kardynałem, biskupem Ostii, a tym samym Dziekanem Świętego Kolegium Kardynalskiego. Nic, więc dziwnego, że po krótkim dwudniowym konklawe powierzono mu kierowanie nawą św. Piotra. Przyjmując imię Pawła III – objął tron w 1534 roku.
Spośród czwórki dzieci papieża: synów – Pierra Luigiego, Paola i Ranuccia oraz córki – Konstancji, Paweł uznał troje. O synach Paulu i Ranuccio nie pozostało wiele zapisów w historii. Kolejna dwójka natomiast sama i poprzez swoje potomstwo zapisała się przynajmniej na całe stulecie grubymi zgłoskami w dziejach Rzymu.
Córka Konstancja została żoną Bosio II Sforzy, z tego związku narodził się chłopiec Guido Ascanio Sforza, który jako 16-letni chłopiec w 1534 roku mianowany został przez dziadka papieża kardynałem. Inny z wnuków Pawła III, także jako dziecko Aleksandra Farnesego, został kardynałem w wieku 14 lat. Najwięcej jednak wiemy o ulubionym synu Jego Świątobliwości, Pierro Luigim. Podobnie jak ojciec Pier Luigi prowadził dość rozwiązłe, żeby nie powiedzieć rozpustne życie. Obdarowany był przez ojca wieloma tytułami i dobrami, głównie kosztem Państwa Kościelnego.
Ulubiony syn Pier Luigi został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach we wrześniu 1547 roku. Paweł III za śmierć syna obwiniał bezpośrednio cesarza, co jeszcze w większym stopniu pogorszyło stosunki papiestwa z cesarstwem.
Następca Pawła III – papież Juliusz III (1550-1555), Giovanni Maria Ciocchi del Monte, został obrany ku powszechnej radości Rzymian. Sam był Rzymianinem. Po latach obcych papieży miasto świętowało przez dziesięć dni. Hucznym zabawom i festynom nie było końca. Atmosfera radości i powszechnego święta przypominała czasy Leona X i Pawła III. Urządzano maskarady, polowania, festyny. Karnawał przywrócony przez Pawła III trwał nieustannie. Było lato 1550 roku – początek kolejnego Roku Świętego. Do Rzymu napływały nieprzebrane tłumy pielgrzymów, aby w nabożności oddać hołd pierwszemu z apostołów. Tymczasem Rzym, nie bez udziału papiestwa, bawił się. Jego Świątobliwość osobiście przewodził niektórym uroczystościom obchodzonym w iście pogańskim stylu.
Najsłynniejszym epizodem w życiu Juliusza III było wyniesienie do godności kardynalskiej piętnastoletniego chłopaka. Cała sprawa wywołała wielkie oburzenie kurii. Kim był ów chłopak, trudno jednoznacznie powiedzieć. Historycy Kościoła dowodzą, że Juliusz spotkał Innocentego, (bo tak miał na imię nasz bohater) przypadkowo w Parmie. Poprosił swego brata, aby ten usynowił papieskiego faworyta. Wielkie wrażenie musiało wywrzeć na papieżu to przypadkowe spotkanie, skoro Innocenty nie dość, że adoptowany został przez rodzinę del Monte, to otrzymał kapelusz kardynalski od opiekuna. Tak czy owak chłopak, choć kardynał, opiekował się papieskimi małpami.
Inni dowodzą bliższych związków papieża z Innocentym. Chłopak, wedle tych relacji, był zadziwiająco podobny – choć trochę nierozgarnięty – do Juliusza III. Obsypywany przez Jego Świątobliwość wszelkimi łaskami, stał się powodem pogłosek, że był synem Ojca Świętego, a podobieństwo obu nie budziło żadnych wątpliwości. Los nie był dla Innocentego – syna i faworyta papieża zbyt łaskawy. Po wyniesieniu do godności kardynalskiej przeżył trzydzieści lat. Skończył marnie. Papież Pius IV uwięził go w Zamku św. Anioła pod zarzutem podwójnego morderstwa. Innocenty zginął w wieku 46 lat.
Juliusz III nie był ani pierwszym, ani ostatnim papieżem, dobrze dbającym o interesy rodziny, w tym swoich potomków. Nie popadając zbytnio w przesadę, niemal połowę historii papieży można by przedstawić poprzez prezentację losów ich uznanych potomków i adoptowanych krewnych.
Inny papież Pius IV (1559-1565), Giovanni Andelo de Medici – choć spokrewniony ze słynnymi Medyceuszami z Florencji – należał do bardzo ubogich krewnych rodów włoskich. Pius IV także doczekał się potomków. Miał czwórkę nieślubnych dzieci, choć niektórzy przypisują mu tylko trójkę – dwie dziewczynki i chłopca.
Także potomstwo trzech papieskich sióstr cieszyło się opieka Jego Świątobliwości.
Dwie córki miał Guy Folques – papież Klemens IV (1256-1268). Urodził się w Portugalii. Najpierw był rycerzem, a później – po ukończeniu studiów prawniczych w Paryżu – wzorem ojca służył radą i pomocą traktatową królom francuskim. Był żonaty z Gwidą Falcodi le Gros. Właśnie z tego związku zrodziły się dwie córki. Miało to być szczęśliwe i kochające się małżeństwo, skoro po śmierci żony Guy z rozpaczy chciał wstąpić do klasztoru. Za namową króla Ludwika IX jednak tego nie uczynił. Stan duchowny był mu pisany. Został w nagrodę za zasługi dla dworu francuskiego biskupem, arcybiskupem, a później kardynałem. Nic, więc dziwnego, że jako papież także bronił interesów monarchii w osobie Karola Andegawskiego.
Syna miał też papież Grzegorz XIII (1572-1585) – Ugo Boncompagni. Sam papież miał być bękartem i w okresie, kiedy był profesorem prawa (1531-1539) na uniwersytecie w Bolonii, prowadził bardzo bujne i rozwiązłe życie. Owocem przelotnego flirtu był syn Giacomo.
Niektóre kroniki podają, że ojcem był również papież Klemens VIII (1592-1605). Miał syna Cezara, który urodził się w roku 1552. Wszystko byłoby możliwe gdyby nie fakt, że przyszły papież miał wtedy 16 lat i w zasadzie w związku z tułaczką, jaką przebywała jego rodzina, nie miał możliwości do takiego życia.
Ojcem był także Jan XVIII (1003) – Giovanni Siccone, który zanim został papieżem, był żonaty i miał z tego związku trzech synów. Potomkowie papieża zostali także kapłanami.
Dwór papieski Aleksandra VI, szczególnie za sprawą jego syna Cezara, był szczególnie rozpasany. Zachowały się opisy orgii urządzanych za sprawą dostojnych krewnych Jego Świątobliwości. „Wieczorem urządził książę Valentino, w swoich komnatach w Watykanie biesiadę z pięćdziesięcioma czcigodnymi dziewkami, zwanymi kurtyzanami. Po jedzeniu najpierw ubrane, a potem nagie tańczyły ze służba i innymi gośćmi”. Dalej: „Papież, Cesare i jego goście przeznaczali jako nagrody dla tych, którzy mieli z tymi dziewkami najwięcej stosunków, jedwabną bieliznę, obuwie, birety. Przedstawienie było publiczne, a nagrody rozdzielano zwycięzcom na podstawie werdyktu współuczestników”. To relacja prawdziwa, bo jej autor był świadkiem wydarzeń =- papieski mistrz ceremonii. W tym czasie papież niby pod pretekstem choroby, nie wziął udziału w kościelnych uroczystościach Wszystkich Świętych w bazylice św. Piotra.
Do Rzymu ciągnęły wtedy z całej Europy rzesze prostytutek. Wabione blaskiem bogactw i hojnością duchownych protektorów, uważały, że tylko tam osiągną szczyty. O międzynarodowym charakterze uciech i rozpusty watykańskiej mogą świadczyć „nazwiska” głównych bohaterek. Najsłynniejsze nazywały się: Beatrice Spagnola i La Grechetto, czy Beatrice da Ferrara, pochodziły z Hiszpanii, z Grecji i Ferrary. Inne – już swoje – to Imperia i Hortensja. Karierę rozpoczynały najczęściej w gospodach w pobliżu pałaców apostolskich. Najsłynniejszą z nich była gospoda Tierra di Nona położona niedaleko Zamku św. Anioła, p[o drugiej stronie Tybru, niemal dokładnie naprzeciw Zamku – najstarszego i najsłynniejszego domu rozpusty z czasów wielkich kurtyzan Teodory Starszej i jej córek (szczegóły w następnym rozdziale).
Rzymskie „donny” – Meretrix honesta, miały nawet swoje kościoły. Arentino informuje nas, że spotykały się one głównie w Kościele św. Augustyna i Santa Maria della Pace przy Piazza Navona w centrum Rzymu. Kościoły te służyły aż nazbyt często nie tylko jako miejsce schadzek z wielkimi duchownymi, ale dla poszukiwania nowych kandydatów do uciech.
Sposoby ekspozycji rzymskich kurtyzan w oknach burdeli, czerwone rękawiczki i czerwone poduszki, dowodzą, że w tej dziedzinie do dziś nie zaszło zbyt wiele zmian.
Jedną z najbarwniejszych kobiet epoki była Lukrecja – cortigione papieża Juliusza II. Giuliano della Rovere nim został papieżem prowadził bardzo bujne życie. Jedna z trzech jego córek, pochodziła z całą pewnością ze związku z Lukrecją. Po matce odziedziczyła i to z nawiązka wszystkie piękne cechy kobiece. Była jedna z najbardziej urodziwych kobiet Rzymu.
Della Rovere, przygotowując się już do objęcia papieskiego tronu, nie zapomniał o swej ulubionej kurtyzanie. Dobrze zadbał o jej przyszłość. Wydano ja za mąż za przedstawiciela bogatego i wpływowego rodu Cuppio, pochodzącego z Umbrii. Inny przedstawiciel rodu otrzymał w „podzięce” kapelusz kardynalski.
Zabezpieczenie przyszłości kurtyzan, poprzez ich związki małżeński z przedstawicielami dobrych rodów, było zwyczajem epoki i przykładem, że i tą drogą można było osiągnąć wielkie sukcesy. Pod warunkiem jednak znalezienia wpływowych protektorów.
Słynna rzymska kurtyzana Fiametta, „nieźle musiała dawać się we znaki”, skoro w 1479 roku kardynał Ammannati, jako jej kochanek, zostawił w testamencie wcale niemały spadek dla oblubienicy. Za zgodą papieża Sykstusa IV kurtyzana otrzymała „z woli Boga” pokaźny majątek i wielką posiadłość. Szczodry dar, sprawił, że Fiametta stała się dla młodych, bogatych Rzymian łakomym kąskiem. Nie dość, że była biegłą w swoim fachu, to jeszcze bogata. Szybko trafił się jej jeszcze atrakcyjniejszy niż zmarły kardynał kochanek. Był nim syn papieża Aleksandra VI Cesare Borgia. Choć w kronikach nazywana jest „panną o szczególnej piękności”, kiedy w swoim łożu znajdowała osiemnastoletniego Cesara, mogła być raczej jego matką, a nie kochanką.
Przywoływany już mistrz ceremonii na dworze Aleksandra VI – Burchard, pozostawił w swoich wspomnieniach wiele opisów odnoszących się do rzymskich kurtyzan. Opisuje miedzy innymi ciekawy przypadek służącej kurtyzany Cordetty, Barbary. Barbara, nie dość, że w efekcie okazała się mężczyzna, to jeszcze Maurem – poganinem. Dworowanie sobie z kościelnych dostojników nie mogło być tolerowane. Cordetta wprawdzie obeszła się bez kary, ale „Barbara” musiała oddać życie. Została uduszona stalową obręczą, a jej ciało publicznie spalone na Campo di Fiori, ku przestrodze innych.
Huczne życie na dworze papieskim i na dworach kardynałów nie mogło być organizowane bez udziału „fachowców”. Rzymskie kurtyzany posiadały cały przemysł rozrywkowy. Ich wdzięki zachwalali gdzie trzeba „mezzani” – dziś byśmy powiedzieli stręczyciele, a o urodę i wygląd dbały, „ruffana” – rajfurki. To one dbały także o ciągłość usług kurtyzan. Jedna odchodziła, a na jej miejsce natychmiast pojawiała się nowa.
W Rzymie tworzyły się całe klany i dynastie kurtyzan. Odnotowano miedzy innymi przypadek niejakiej Diany, która jako kurtyzana przez lata „obsługiwała” Watykan. Wyszła później za mąż za Paolo Trotti z chóru Kaplicy Sykstyńskiej. Z ich związku urodziła się córka Imperia, po latach uznana za najbardziej wpływową i najlepiej zarabiającą „damę”. Jej interesy prowadzili rodzice. Szybko, więc udało się im wzbogacić by kupić luksusową rezydencję w najlepszej dzielnicy.
Historycy sztuki nie bez racji snują przypuszczenia, że Imperia uwieczniona została przez Rafaela Santi. Z całą pewnością wielki malarz umieścił ja na obrazie „Psyche i Galatea” w willi Farmesina Agostina Chigi. Agostino Chigi z piękną kurtyzaną łączyły lata burzliwego związku, uwieńczonego córką Margheritą. Papież Leon X, żyjący w znakomitej komitywie z Chigi, uznał Margheritę za dziecko ślubne, chociaż rodzice nigdy związku małżeńskiego nie zawarli.
Imperia była damą niezwykle kulturalną, obytą, wykształconą. Była humanistką, miłośnicą literatury, muzyki, sztuki, a jej wpływy i kontakty w Watykanie były, nieograniczone. Kiedy jeden z sekretarzy Kurii Watykańskiej, zazdrosny o wdzięki Imperii zamordował rywala, poseł z Mantuii tak pisał: „…Nie sądzę, żeby pan nasz papież, był tym szczególnie oburzony i pewnie kurtyzana wyjdzie z tego obronną ręką, głównie, dlatego, że jest bardzo znana, a także dzięki łaskom, jakimi cieszy się u pewnych kardynałów, których nie możemy tu wymienić z nazwiska”.
Imperia zdaje się była osóbką kochliwą. Nie wystarczały jej już związki z Agostino Chigi, sekretarzami Kurii. Sama przeżyła zawód miłosny i chyba z tego powodu, targnęła się na życie. Zażyła truciznę i wbrew wszelkim naukom Kościoła otrzymała na łożu śmierci rozgrzeszenie i błogosławieństwo od papieża Juliusza II. Chyba jeden z jej adoratorów – Biagio Pallia, zostawił o niej takie wspomnienie:
„Bogowie dali miastu dwa wielkie podarunki,
Mars dał imperium, a śmierć Imperię.
Imperium jest cząstka serca naszych ojców,
Jednak z Imperią straciliśmy serce”.
Inna wspomniana już piękność Rzymu nazywała się Beatrice da Ferra. Choć naprawdę nazywała się de Bonis, pochodząc z Ferrany, wzorem zwyczaju epoki, przylgnęło do niej nowe nazwisko. Zaczynała podobnie jak wszystkie kurtyzany. Wkrótce sięgnęła szczytów, zostając kochanką księcia Lorenzo de Medici. Lorenzo był patrycjuszem rzymskim, księciem Urbino, a przede wszystkim bratankiem papieża Leona X – synem młodszego brata papieża Giuliano. Żył krótko, acz burzliwie w objęciach pięknej kochanki. Zmarł mając 27 lat. Zachowały się jej przejmujące, barwne i pełne opisów listy do Lorenzo, które do dziś mogą być dobrym p[przykładem erotycznej sztuki epistolograficznej.
I ta rzymska kurtyzana uwieńczona została w sztuce. Rafael Santi, zafascynowany zdaje się urodą prostytutek, tę umieścił w Palazzo Barbarini.
Beatrice, trochę podobnie jak jej wielkie swoje poprzedniczki, zginęła marnie. W czasie słynnych wydarzeń „Sacco di Roma”, kiedy w 1527 roku Rzym został splądrowany przez najemników z Niemiec i Hiszpanii, nasłanych przez cesarza Karola V, zaraziła się chorobą weneryczna – syfilisem. Skończyła jako praczka i sprzedawczyni świec pod kościołem, zapomniana przez wszystkich.
W tytule tego rozdziału wspomnieliśmy o nieodłącznym atrybucie opisywanych czasów – o pieniądzach. W gruncie rzeczy to wokół nich i w związku z nimi kwiknęło bujne i hulaszcze życie w Watykanie. Tej sprawie jednak poświęcimy, dopiero VI tom naszej serii.
Z kolei w tomie piątym, powrócimy do wspomnianego już „Sacco di Roma”. Kiedy w ciągu ośmiu dni Rzym został doszczętnie spalony i splądrowany przez wojska cesarskie pod wodza Karola de Burbon. Armię, tworzyli żołnierze z prowincji luterańskich, którzy twierdzili, że ich jedynym celem jest „wyczyszczenie stajni watykańskiego antychrysta”. Nawiązywali tym samym do krytykowanych przez Marcina Lutra obyczajów panujących na dworach, szczególnie ostatnich papieży. Zapomnieli jednak, że Luter, krytykując biskupów Rzymu za ich niemoralne prowadzenie, sam nie był bez winy.
Do legendy przeszły już opisy obyczajów dworu papieży z rodu Borgiów Kalista III, a zwłaszcza Aleksandra VI. Tych papieży przywołujemy w naszej książce kilkadziesiąt razy. Córce Aleksandra, Lukrecji poświęcony został rozdział pt. „Watykańska zbereźnica Lukrecja Borgia”. Wiele, bardzo wiele uwagi należałoby poświecić innym kobietom z otoczenia Aleksandra – Vanozzy Cantauei i Julii Fanese. Odłóżmy to jednak do tomu czwartego serii, a więc następnego, który w całości poświęcimy życiu seksualnemu w Kościele. Tam też sporo uwagi poświęcimy sprawom papieży: Klemensa VI, Mikołaja V, Piusa II, Sykstusa IV, Bonifacego VIII i wielu innych, a szczególnie ulubionego papieża autora Innocentego VIII.
Stałych już czytelników, zachęcamy tym samym do lektury kolejnych tomów.
Celibat przez całe stulecia nie był przez duchownych przyjmowany bez oporu. Papieże, kardynałowie, biskupi i zwykli księża wreszcie mogli chwalić się światu wcale licznym potomstwem.
Papież Wiktor II (1055-1057), podobnie jak poprzednik Leon IX (1049-1054) zdecydowanie przeciwstawił się zarówno małżeństwu księży, jak i posiadaniu przez nich potomstwa. Kilku biskupów pozbawionych zostało za ten występek urzędów. Zabroniono żonatym księżom sprawowania funkcji w dużych miastach, zsyłając ich na prowincję. Małżonkom duchownych odbierano prawa społeczne. Dzieci z takich związków zostały za nieślubne. Zabroniono im dziedziczenia dóbr kościelnych. To – jak chcą historycy – nie było podyktowane obrona Kościoła przed niemoralnością jego funkcjonariuszy, lecz powodowane troską o zachowanie majątku kościelnego, który w prawie feudalnym miałby być podzielony miedzy potomstwo duchownych.
Wielu z następców świętego Piotra było synami duchownych. Synem kapłana był z pewnością papież Damazy I (366-384). Jego ojciec Antoniusz był kapłanem przy kościele S. Lorenzo w Rzymie. Inni uważają, że Damazy był synem biskupa Leona.
Damazy z powodu kobiety miał wiele kłopotów. Oskarżony został o cudzołóstwo. Jednym z oskarżycieli miał być niejaki Izaak – Żyd. Papież musiał bronić się przed oskarżeniami nie tylko przed prefektem Rzymu, ale także przed synodem rzymskim. Biskup przez siedem lat usiłował dać odpór pomówieniom, w efekcie oczyszczony został z wszelkich zarzutów.
Synami duchownych byli:
– papież Bonifacy I (418-422), syn kapłana Sekunsa (Iocundusa),
– papież Feliks III (II) (483-492), syn duchownego z Fascioli. Feliks zresztą sam był żonaty i miał co najmniej dwoje dzieci,
– papież Anastazy II (496-498), syn duchownego o imieniu Piotr,
– papież Agapit I (535-536), syn prezbitera Giordiana przy Kościele świętych Giovanni e Paolo w Rzymie.
– papież Teodor I (642-649), syn biskupa. Teodor pochodził z Jerozolimy,
– papież Marcin I (649-655), syn kapłana Fabrycjusza z Umbrii,
– antypapież Anastazy III (855) według części historyków był synem biskupa Orte Arseniusza,
– papież Bonifacy VI (896) był synem biskupa Adriana,
– Stefan VI (VII) (896-897), syn kapłana Jana,
– papież Jan XV (985-996), syn księdza Leona z Rzymu,
– papież Hadrian IV (1154-1159), syn kleryka wywodzącego się z chłopstwa w hrabstwie Hertfordshire w Anglii. Ojciec Hadiana został zakonnikiem w opactwie Langley w pobliżu St. Albanas. Był jedynym Anglikiem na tronie Piotrowym.
W kolejnych dziewięciu rozdziałach książki przedstawimy studia wybranych przypadków. Najwięcej jednak uwagi problemom seksualizmu w Kościele poświęcimy w IV tomie tej serii pt. „Życie seksualne w Kościele”.