38823.fb2
- Wielki znawca serc, reżyser! A nie umiał rozeznać się w tej dziewczynie. Ten zaś łatwowierny poecina, dureń w sprawach sercowych - poznał się na niej. Warto było, bo ona... ach, cóż za dziewczyna! "Wprowadzili w błąd" człowieka swoim głupim żartem! A teraz, pytam was, panowie, z kogo będzie na prawdę śmiać się Mińsk?
Hrabouski poczerwieniał. Siedział, nie spuszczając oczu z tańczącej pary, którą liczni goście obserwowali z nie ukrywanym zachwytem.
- Jak ona patrzy - powiedział - gdyby tak patrzyła na mnie.
- Cóż, przegrałeś - dokuczał krytyk - nie dla psa kiełbasa...
Kiedy opuszczali restaurację, Hrabouski zatrzymał Morszcza i cicho powiedział:
- Wybacz mi, Wincuk, byłem durniem i, szczerze mówiąc, bydlakiem. Jeśli chcesz, przeproszę Kasaczeuskiego?
- Po co? - zahuczał Morszcz. - Ty przecież chciałeś ich wykpić, a im teraz i bez nas dobrze!
Hrabouski milczał, dopiero po jakimś czasie powiedział z przekonaniem:
- Trzeba jednak wierzyć.
W tym czasie Maria i Lawon szli brzegiem morza, coraz bardziej oddalając się od miasteczka. Szli w milczeniu, on trzymał ją pod rękę, zaś morze cicho wzdychało pod bladym niebem północnym.
Znacznie później powiedział Lawon:
- Wdzięczny jestem temu durniowi...
- Wdzięczna jestem temu "Latającemu Holendrowi" - oznajmiła ona. - Wszędzie duże miasta, w których pełno zagubionych ludzi. A oto ze statku-zwidu przyszedł list. Jakie piękne są dawne, stare noclegi na biwakach.
- Pani dziś jest zupełnie inna - cicho odparł Lawon. - Jakaś taka uległa wobec losu, tego nieba, tego morza.
- Tak - oświadczyła. - Przynajmniej tutaj można się rozprostować, czuć się zwyczajną, słabą dziewczyną.
Kasaczeuski pochylił się nad nią, wpatrzył się w jej miłe, zmęczone oczy w gwiezdnych odblaskach tego ubogiego nieba.
- Mario - powiedział zdecydowanie. - Nie chciałbym z panią się rozstawać. Znamy się ze sobą nie od trzech dni, ale od trzystu lat. Jeśli będę musiał chodzić innymi ulicami, nie widywać pani, zapomnieć o pani, byłoby to dla mnie największym nieszczęściem.
W odpowiedzi opuściła rzęsy i nieznacznie wsparła się o jego ramię.
Ledwo dosłyszalnie wzdychało spokojne morze, wyrzucając ze swojej głębiny na piasek resztki bursztynowego pałacu, zburzonego kiedyś z powodu pierwszej na ziemi wielkiej miłości. W turkusowej mgle, w zwiewnych welonach, pod którymi ukrywały się senne wody, mknęły gdzieś po falach statki-widma.