38936.fb2 List w butelce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

List w butelce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

Rozdział ósmy

Teresa spędziła resztę popołudnia na zwiedzaniu, podczas gdy Garrett pracował. Nie znała zbyt dobrze Wilmington, więc pytała o wskazówki, jak dojść do historycznej części miasta, a potem kilka godzin buszowała w sklepach. Większość z nich była przeznaczona dla turystów. Znalazła kilka przedmiotów, które spodobałyby się Kevinowi, ale nic, co odpowiadałoby jej gustowi. Kupiła mu dwie pary szortów, które mógł nosić po powrocie z Kalifornii. Potem wróciła do hotelu na krótką drzemkę. Ostatnie dni dały się jej we znaki i zasnęła niemal natychmiast.

Garrett natomiast borykał się z kłopotami. Dostawa nowego sprzętu przyjechała tuż po jego powrocie. Spakował wszystko, czego nie potrzebował, i zadzwonił do firmy, by umówić się na przesyłkę zwrotną. Późnym popołudniem dowiedział się, że trzy osoby, umówione na weekend na zajęcia z nurkowania, muszą wyjechać z miasta i odwołały lekcje. Sprawdził listę oczekujących, ale to nic nie dało.

O szóstej trzydzieści był zmęczony. Odetchnął z ulgą, gdy wreszcie zamknął sklep. Wstąpił do spożywczego i zrobił zakupy na kolację. Po powrocie do domu wziął prysznic, włożył czyste dżinsy i bawełnianą koszulkę. Wyjął z lodówki piwo i z otwartą puszką w ręku przeszedł na ganek. Usiadł na kutym z żelaza krześle. Zerknął na zegarek i uświadomił sobie, że Teresa zaraz tu będzie.

Wreszcie usłyszał odgłos zwalniającego w pobliżu samochodu. Zszedł z ganku, okrążył dom i zobaczył Teresę. Zaparkowała samochód na ulicy tuż przy jego ciężarówce.

Wysiadła. Miała na sobie dżinsy i tę samą bluzkę, którą nosiła wcześniej, a która tak fantastycznie podkreślała jej figurę. Sprawiała wrażenie spokojnej. Podeszła do niego i uśmiechnęła się ciepło. Wtedy uświadomił sobie, że coraz bardziej mu się podoba, co go speszyło. Poczuł się nieswojo, ale nie chciał się przyznać przed samym sobą dlaczego.

Podszedł do niej, próbując zachować spokój. Spotkali się w połowie drogi. Teresa niosła butelkę białego wina. Gdy znalazł się blisko, poczuł zapach perfum. Wcześniej się nie perfumowała.

– Przyniosłam wino – powiedziała, podając mu butelkę. – Pomyślałam, że przyda się do kolacji. Jak ci minęło popołudnie? – spytała po krótkiej przerwie.

– Pracowicie. Klienci przychodzili aż do zamknięcia. Miałem masę papierkowej roboty, z którą musiałem się uporać. Dopiero niedawno wróciłem do domu. – Poszedł w kierunku frontowych drzwi, a Teresa ruszyła tuż za nim. – A ty? Co robiłaś przez resztę dnia?

– Musiałam się zdrzemnąć – rzekła z przekąsem, a on roześmiał się głośno.

– Zapomniałem zapytać cię wcześniej, co chcesz zjeść na kolację.

– Co zaplanowałeś?

– Pomyślałem o usmażeniu steków na grillu, ale potem zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle jadasz takie rzędy.

– Chyba żartujesz? Zapomniałeś, że wychowałam się w Nebrasce. Uwielbiam dobrze usmażone steki.

– To czeka cię przyjemna niespodzianka.

– Jaka?

– Przypadkiem przyrządzam najlepsze steki na świecie.

– Czyżby?

– Zaraz ci to udowodnię – obiecał, a ona roześmiała się serdecznie.

Podeszli do drzwi. Teresa po raz pierwszy popatrzyła na dom. Był niewielki, jednopiętrowy, o prostokątnym kształcie. Z drewnianych desek nad oknami obłaziła farba. W przeciwieństwie do budynków na ŃWrightsville Beach ten dom stał bezpośrednio na piasku. Kiedy zapytała go, dlaczego nie zbudowano go tak jak inne, wyjaśnił, że postawiono go przed wprowadzeniem nowych przepisów budowlanych.

– Teraz domy muszą stać na podwyższeniu, żeby wielka fala przepłynęła pod spodem, nie naruszając głównej konstrukcji. Następny wielki huragan prawdopodobnie zabierze ten stary domek do morza, ale do tej pory miałem szczęście.

– Nie martwi cię to?

– Nie bardzo. Nie jest to pałac i właśnie dlatego było mnie stać na kupno. Podejrzewam, że poprzedni właściciel miał dość denerwowania się za każdym razem, gdy na Atlantyku zaczynał się sztorm.

Dotarli do popękanych schodków i weszli do środka. Teresa najpierw zauważyła widok z głównego okna. Sięgało od sufitu do podłogi i biegło przez całą tylną ścianę domu, wychodziło na ganek i Carolina Beach.

– Widok jest niewiarygodny – powiedziała zaskoczona.

– Prawda? Mieszkam tu już od kilku lat i nadal nie mogę w to uwierzyć.

Na przeciwległej ścianie znajdował się kominek. Nad nim wisiały fotografie wykonane pod wodą. Teresa podeszła do nich.

– Mogę się rozejrzeć?

– Proszę bardzo. Muszę wyciągnąć i przygotować grill. Trzeba go trochę oczyścić – odparł Garrett i wyszedł przez przesuwane szklane drzwi.

Teresa przez chwilę oglądała zdjęcia, potem obeszła resztę domu. Widziała wiele domów zbudowanych na plaży – tak jak w nich, tak i w tym nie było za dużo miejsca. Do jedynej sypialni wchodziło się z saloniku. Były tu okna od sufitu do podłogi, wychodzące na plażę. We frontowej części domu, znajdującej się najbliżej ulicy, mieściła się kuchnia, mała jadalnia i łazienka. Wszędzie panował porządek, ale dom wyglądał tak, jakby nic nie zmieniano w nim od lat.

Wróciła do saloniku, przystanęła na progu sypialni i ogarnęła wzrokiem wnętrze. Znowu zauważyła podwodne fotografie. Nad łóżkiem wisiała duża mapa wybrzeża Karoliny Północnej. Zaznaczono na niej położenie prawie pięciuset wraków. Kiedy spojrzała na nocny stolik, zobaczyła oprawioną fotografię kobiety. Upewniła się, że Garrett czyści na zewnątrz grill, i weszła do środka, by przyjrzeć się zdjęciu z bliska.

Catherine musiała mieć dwadzieścia kilka lat, gdy wykonano tę fotografię. Garrett zrobił ją chyba sam. Teresa zastanawiała się, czy została oprawiona przed wypadkiem czy po nim. Sięgnęła po zdjęcie. Zobaczyła, że Catherine była atrakcyjną kobietą, drobniejszą od niej, z długimi jasnymi włosami, opadającymi do połowy pleców. Na fotografii było wyraźnie widać ziarno, jakby powiększono ją z małego zdjęcia. Mimo to Teresa zauważyła oczy Catherine. Ciemnozielone, kocie. Wydawało się Teresie, że patrzy wprost na nią. Ostrożnie odstawiła zdjęcie na stolik i sprawdziła, czy stoi teraz pod tym samym kątem co przedtem. Odwróciła się, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że Catherine śledzi każdy jej ruch.

Na komodzie stało tylko jedno zdjęcie jego żony. Była to fotografia Garretta i Catherine, szeroko uśmiechniętych, na pokładzie „Happenstance”. Łódź wyglądała na odnowioną, więc Teresa uznała, że fotografię zrobiono na kilka miesięcy przed śmiercią Catherine.

Zdawała sobie sprawę, że Garrett w każdej chwili może wejść, opuściła więc sypialnię, odczuwając wyrzuty sumienia, że okazała się taka wścibska. Podeszła do szklanych drzwi prowadzących z saloniku na ganek, otworzyła je i oparła się o poręcz na ganku. Garrett czyścił grill i uśmiechnął się do niej.

– Czy to twoje zdjęcia, te, które wiszą na ścianach? – spytała.

Wierzchem dłoni odgarnął włosy z twarzy.

– Tak. Przez jakiś czas zabierałem aparat prawie przy każdym zanurzeniu. Większość powiesiłem w sklepie, ale tyle ich było, że postanowiłem kilka powiesić tutaj.

– Wyglądają tak, jakby robił je zawodowiec.

– Dzięki. Sądzę jednak, że ich jakość ma związek z tym, iż pstrykałem bez opamiętania. Powinnaś zobaczyć te, które wyrzuciłem.

Garrett zdjął górę grilla. W kilku miejscach była przypalona, ale wyglądała na oczyszczoną. Odłożył ją na bok. Sięgnął po worek z węglem drzewnym i wysypał na dno, wyrównał ręką. Potem wlał trochę paliwa, nasączając przez chwilę każdy brykiet z osobna.

Odezwała się tym samym kpiarskim tonem, którego użyła wcześniej.

– Wiesz, że już produkują grille na propan?

– Wiem, ale lubię to robić tak jak wtedy, gdy dorastaliśmy. Poza tym taki stek lepiej smakuje.

Uśmiechnęła się lekko.

– A ty obiecałeś mi najlepszy stek w życiu.

– Dostaniesz go. Zaufaj mi.

Skończył nalewać paliwo i postawił pojemnik obok węgla.

– Niech wsiąka przez dwie minuty. Chcesz coś do picia?

– A co masz? – spytała.

Garrett chrząknął.

– Piwo, mineralna lub wino, które przyniosłaś.

– Piwo brzmi nieźle.

Garrett wziął worek z węglem oraz pojemnik z paliwem i schował do starej skrzyni stojącej przy domu. Otrzepał piach z butów i wszedł do środka, zostawiając rozsuwane drzwi otwarte.

Teresa odwróciła się i popatrzyła na plażę. Słońce powoli zachodziło, większość wczasowiczów wróciła do domów, zostali tylko nieliczni. Biegali i spacerowali. Mimo że na plaży było pustawo, w krótkim czasie przeszło obok chyba z dziesięć osób.

– Nie męczy cię ten ciągły tłum? – spytała, gdy wrócił.

Podał jej piwo.

– Nie bardzo. Poza tym nie przesiaduję tu zbyt długo. Gdy wracam do domu, plaża jest prawie pusta. Zimą nikogo tu nie ma.

Przez chwilę wyobrażała go sobie, jak siedzi na ganku, patrzy na wodę, jak zwykle samotny. Garrett sięgnął do kieszeni i wyjął pudełko zapałek. Rozpalił węgiel, cofnął się szybko, gdy płomień gwałtownie wystrzelił w górę. Lekki wiatr zmuszał ogień do tańca.

– Skoro węgiel się już pali, zaczynam przygotowania do kolacji.

– Mogę ci w czymś pomóc?

– Nie ma dużo do roboty – odparł. – Jeśli będziesz miała szczęście, to może zdradzę ci swój tajny przepis.

Zadarła głowę i spojrzała na niego z szelmowskim uśmiechem.

– Zapowiadasz prawdziwą ucztę.

– Wiem. Ale nie brakuje mi wiary.

Mrugnął do niej. Roześmiała się i poszła za nim do kuchni. Garrett otworzył szafkę i wyjął kartofle. Stanął przy zlewie, umył ręce, następnie kartofle. Po włączeniu pieca zawinął je w folię aluminiową i ułożył na blasze.

– Co mogę zrobić?

– Jak już powiedziałem, niewiele. Sądzę, że panuję nad wszystkim. Kupiłem gotową sałatkę. Nic więcej w karcie nie ma.

Teresa przystanęła z boku. Garrett ułożył ostatnią porcję ziemniaków w piecu i wyciągnął sałatkę z lodówki. Gdy wykładał sałatkę do miseczki, spojrzał na Teresę ukradkiem. Co w niej było takiego, że nagle zapragnął znaleźć się jak najbliżej? Otworzył lodówkę i wyjął steki, które przygotował na kolację. Zajrzał do szafki obok lodówki i znalazł resztę potrzebnych rzeczy. Zebrał je i postawił przed Teresą.

Spojrzała na niego z uśmiechem, jakby rzucała mu wyzwanie.

– Czemu te steki są takie szczególne?

Nalał trochę brandy do płytkiej miski.

– Chodzi o kilka rzeczy. Po pierwsze, masz dwa grube kotlety bez kości. W sklepach zazwyczaj nie kroją tak grubo, musisz o to poprosić. Potem posypujesz je odrobiną soli, pieprzem i startym czosnkiem. Wkładasz do brandy. Marynują się, dopóki węgiel nie rozpali się do białości.

Opowiadał, wykonując poszczególne czynności. Po raz pierwszy od chwili poznania wyglądał na swój wiek. Doszła do wniosku, że jest co najmniej cztery lata od niej młodszy.

– To jest twój sekret?

– To dopiero początek – obiecał i uświadomił sobie nagle, że jest piękna. – Zanim położę je na grillu, dodaję środek zmiękczający. Reszta polega na sposobie smażenia, a nie na przyprawach.

– Mówisz jak prawdziwy kucharz.

– Tak naprawdę to nim nie jestem. Umiem przyrządzać parę dań, ale nie gotuję zbyt często. Kiedy już dotrę do domu, nie chce mi się przygotowywać czegoś, co wymaga wysiłku.

– To tak jak ja. Gdyby nie Kevin, chybabym w ogóle nie gotowała.

Skończył przygotowywanie steków. Podszedł do szafki, w szufladzie znalazł nóż i wrócił do Teresy. Sięgnął po leżące na blacie pomidory i zaczął je kroić w plasterki.

– Wygląda na to, że doskonale się rozumiesz z Kevinem.

– Mam nadzieję, że tak pozostanie. Jest już nastolatkiem i boję się, że gdy wydorośleje, będzie chciał coraz mniej czasu spędzać ze mną.

– Nie martwiłbym się tym za bardzo. Z twojego sposobu mówienia o nim można się domyślić, że zawsze będziecie sobie bliscy.

– Mam nadzieję. Teraz jest wszystkim, co mam. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby zechciał wyłączyć mnie ze swego życia. Mam kilkoro przyjaciół z synami trochę starszymi od niego i mówią mi, że to nieuniknione.

– Jestem pewien, że trochę się zmieni. Każdy się zmienia, ale to nie oznacza, że twój syn nie będzie się z tobą kontaktował.

Spojrzała na niego.

– Mówisz z własnego doświadczenia czy chcesz mnie pocieszyć?

Wzruszył ramionami. Znowu poczuł jej perfumy.

– Po prostu przypominam sobie, co przeszedłem z moim ojcem. Zawsze byliśmy sobie bliscy i to się nie zmieniło, gdy poszedłem do szkoły średniej. Zacząłem robić inne rzeczy i więcej czasu spędzałem z przyjaciółmi, ale nadal rozmawialiśmy ze sobą.

– Mam nadzieję, że tak samo będzie ze mną.

Trwały przygotowania do kolacji. Zapadła między nimi pełna spokoju cisza. Prosta czynność krojenia pomidorów w jej obecności złagodziła trochę zdenerwowanie, jakie odczuwał do tej pory. Teresa była pierwszą kobietą, którą zaprosił do tego domu. Garrett zdał sobie sprawę, że jej osoba przywraca równowagę.

Skończył, przełożył pomidory do miseczki i wytarł ręce w papierowy ręcznik. Potem pochylił się nad stołem, żeby odstawić drugą butelkę po piwie.

– Masz ochotę na jeszcze jedno?

Wypiła ostatni łyk, zdziwiona, że skończyła tak szybko. Skinęła głową i odstawiła pustą butelkę. Garrett zdjął kapsel i podał jej następną. Otworzył też jedną dla siebie. Teresa opierała się o stół. Gdy wzięła butelkę, coś w jej postawie wydało mu się znajome: uśmiech błąkający się na ustach, jego spojrzenie z ukosa przypatrujące się, jak unosi butelkę do warg. Przypomniał sobie tamto leniwe letnie popołudnie z Catherine, gdy przyszedł do domu, by zrobić jej niespodziankę… Dzień, który po latach wydawał się pełen znaków… Czy mógł przewidzieć, co się wydarzy? Stali w kuchni, jak teraz z Teresą.

– Rozumiem, że już zjadłaś – powiedział Garrett, gdy zobaczył Catherine przed lodówką.

Zerknęła na niego.

– Właściwie nie jestem głodna – odparła. – Ale chce mi się pić. Napijesz się mrożonej herbaty?

– Świetny pomysł. Nie wiesz, czy już była poczta?

Catherine skinęła głową i wyciągnęła dzbanek na herbatę z górnej półki.

– Leży na stole.

Otworzyła szafkę i sięgnęła po dwie szklanki. Odstawiła pierwszą szklankę na blat; gdy nalewała do drugiej, szkło wysunęło się jej z palców.

– Dobrze się czujesz? – Zatroskany Garrett odłożył listy.

Catherine przesunęła palcami po włosach, trochę zawstydzona. Potem pochyliła się i zaczęła zbierać odłamki szkła.

– Na chwilę zakręciło mi się w głowie. Nic mi nie będzie.

Garrett podszedł do niej i pomógł jej sprzątać.

– Znowu źle się czujesz?

– Nie, ale może za dużo czasu spędziłam dziś rano na dworze.

W milczeniu zbierał szkło.

– Jesteś pewna, że powinienem wrócić do pracy? Miałaś ciężki tydzień.

– Nic mi nie będzie. Poza tym wiem, że masz mnóstwo roboty.

Miała rację, ale kiedy wreszcie wyruszył do sklepu, dręczyło go uczucie, że nie powinien był jej posłuchać.

Nagle Garrett zdał sobie sprawę z ciszy panującej w kuchni.

– Sprawdzę, czy się rozpalił węgiel – powiedział. Musiał coś zrobić. Cokolwiek.

– Mogę w tym czasie nakryć do stołu?

– Oczywiście.

Pokazał jej, gdzie ma szukać potrzebnych rzeczy, i wyszedł na zewnątrz. Nakazał sobie w duchu spokój i spróbował oderwać się od wspomnień. Doszedł do grilla i sprawdził węgiel, całą uwagę skupiając na wykonywanej czynności. Prawie białe. Jeszcze tylko kilka minut. Raz jeszcze zajrzał do skrzyni i tym razem wyjął małe ręczne miechy. Położył je na kratce przy grillu i wziął głęboki oddech. Powietrze znad oceanu było orzeźwiające. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że mimo wizji Catherine, jaka go nawiedziła, nadal się cieszy z obecności Teresy. Czuł się niemal szczęśliwy. Od dawna tego nie doświadczył.

Nie chodziło tylko o sposób rozmowy, ale też jej uśmiech, spojrzenie, dotknięcie ręki. Czuł się tak, jakby znał ją znacznie dłużej. Zastanawiał się, czy to z powodu podobieństwa do Catherine i czy miał rację jego ojciec, mówiąc, że powinien od czasu do czasu porzucić samotność.

Tymczasem Teresa nakrywała do stołu. Postawiła kieliszki obok talerzy, potem przeszukała szafkę, aby znaleźć sztućce. Natknęła się na dwie małe świece w niewysokich lichtarzykach. Po krótkim namyśle postanowiła postawić je na stole. Gdy skończyła, wrócił Garrett.

– Mamy dwie minuty. Chcesz poczekać na dworze?

Teresa zabrała piwo i poszła za nim. Tak jak poprzedniego wieczoru wiał wiatr, tyle że nie tak silny. Usiadła na krześle. Garrett zajął miejsce tuż obok, krzyżując nogi w kostkach. Teresa przyglądała mu się, gdy patrzył na wodę. Jasna koszula podkreślała ciemną opaleniznę. Zamknęła na chwilę oczy, uświadamiając sobie, że już dawno tak się nie czuła. Wiedziała, że żyje naprawdę.

– Założę się, że nie masz takiego widoku w Bostonie – powiedział, przerywając nagle ciszę.

– Masz rację – zgodziła się. – Nie mam. Moi rodzice uważają, że zwariowałam, ponieważ mieszkam w centrum. Ich zdaniem powinnam wyprowadzić się na przedmieście.

– Dlaczego się nie wyprowadzasz?

– Przed rozwodem mieszkałam w domu na przedmieściu. Teraz do pracy mam zaledwie kilka minut jazdy. Szkoła Kevina mieści się niemal za rogiem. To znaczne ułatwienie. Nie muszę jeździć autostradą, chyba że wyjeżdżam z miasta. Chciałam odmiany po rozpadzie mojego małżeństwa. Nie mogłam dłużej znieść spojrzeń sąsiadów, gdy się dowiedzieli, że David mnie zostawił.

– O czym mówisz?

Wzruszyła ramionami i ściszyła głos.

– Nigdy nikomu nie powiedziałam, dlaczego rozstaliśmy się z Davidem. Po prostu uważałam, że to nie ich sprawa.

– Bo tak było.

Zamilkła na chwilę, wracając myślami do przeszłości.

– Wiem, ale ich zdaniem David był cudownym mężem. Przystojny, odnosił sukcesy. Nie uwierzyliby, że mnie oszukiwał. Gdy jeszcze byliśmy razem, zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Do samego końca nie wiedziałam, że ma romans. – Odwróciła się do niego z ponurym wyrazem twarzy. – Jak to mówią, żona dowiaduje się ostatnia.

– A jak do tego doszło?

Pokręciła głową.

– Było jak w kiepskim dowcipie. Kiedy odbierałam jego ubrania z pralni, oddano mi rachunki, które zostały w kieszeniach. Jeden z nich pochodził z hotelu w centrum. Pamiętałam datę. Tego wieczoru na pewno był w domu, więc do hotelu musiał pójść po południu. Zaprzeczył, gdy go o to spytałam, ale po wyrazie twarzy poznałam, że kłamie. W końcu cała historia wyszła na jaw i złożyłam pozew o rozwód.

Garrett słuchał w milczeniu. Zastanawiał się, jak mogła pokochać kogoś, kto potem tak wobec niej postąpił.

– Wiesz, David należał do tego typu mężczyzn, którzy potrafią sprawić, że wierzy się we wszystko, co powiedzą – ciągnęła, jakby zgadła, o czym myśli. – Sądzę, że sam wierzył w to, co mówi. Kiedy poznaliśmy się w college'u, byłam oszołomiona jego powodzeniem u dziewczyn. Był błyskotliwy i czarujący. Pochlebiało mi, że zainteresował się kimś takim jak ja, prowincjuszką prosto z Nebraski. Nie przypominał nikogo, kogo przedtem znałam. Kiedy się pobraliśmy, myślałam, że chwyciłam Pana Boga za nogi i że tak będzie całe życie. On nie miał aż tak dalekosiężnych planów. Odkryłam później, że pierwszy romans nawiązał w pięć miesięcy po naszym ślubie.

Przerwała na chwilę. Garrett popatrzył na swoje piwo.

– Nie bardzo wiem, co powiedzieć.

– Nie możesz mieć nic do powiedzenia – odparła zdecydowanie. – Jak wspomniałam ci wczoraj, sprawa jest zamknięta. Teraz zależy mi tylko na tym, żeby był dobrym ojcem dla Kevina.

– Gdy o tym mówisz, wydaje się to takie proste.

– Nie wyraziłam się jasno. David głęboko mnie zranił. Zabrało mi kilka lat i wiele spotkań z terapeutką, nim doszłam do siebie. Bardzo dużo się nauczyłam, także o sobie. Pewnego razu, kiedy wykrzykiwałam, jaki był podły, stwierdziła, że dopóki zapiekam się w złości, on nadal nade mną panuje. Nie chciałam, aby to trwało, i odpuściłam go sobie.

Upiła łyk piwa.

– Czy twoja terapeutka powiedziała ci coś jeszcze, co zapamiętałaś? – spytał Garrett.

Zamyśliła się na chwilę, potem uśmiechnęła blado.

– Rzeczywiście. Powiedziała, że jeśli kiedykolwiek spotkam kogoś, kto będzie przypominał Davida, to powinnam odwrócić się na pięcie i uciekać co sił w nogach.

– Czy przypominam ci Davida?

– W żadnym razie. Jesteś jego przeciwieństwem.

– Kamień spadł mi z serca – stwierdził Garrett z udawaną powagą. Rzucił okiem na grill. Spostrzegł, że węgiel jest już gotowy.

– Zaczynamy smażyć steki?

– Zdradzisz mi resztę tajnej receptury?

– Z przyjemnością – odparł. Podnieśli się z krzeseł i przeszli do kuchni. Garrett odszukał środek zmiękczający i pokropił górę steków. Potem wyjął mięso z brandy, pokropił środkiem zmiękczającym drugą stronę. Otworzył lodówkę i sięgnął po małą plastikową torebkę.

– Co to? – spytała Teresa.

– To łój – część steku, którą zazwyczaj się odrzuca. Mój rzeźnik zostawił trochę dla mnie, gdy kupowałem steki.

– Po co?

– Zobaczysz.

Wrócił do grilla. Steki i parę szczypiec położył na kratce obok miecha. Wziął miech i zaczął zdmuchiwać popiół z brykietów węgla, wyjaśniając jednocześnie, po co to robi.

– Sekret usmażenia dobrego steku na grillu kryje się częściowo w wysokiej temperaturze węgla. Miechem zdmuchujesz popiół. W ten sposób nic nie blokuje żaru.

Postawił wierzch grilla z powrotem, zostawił, żeby się nagrzał, potem szczypcami położył steki na kratce.

– Jakie steki lubisz?

– Średnio wysmażone.

– Przy kawałku mięsa tej wielkości potrwa to jedenaście minut z każdej strony.

– Jesteś bardzo precyzyjny. – Uniosła brwi ze zdziwieniem.

– Obiecałem ci dobry stek i zamierzam dotrzymać słowa.

Steki się smażyły, a Garrett ukradkiem obserwował Teresę. Było coś zmysłowego w jej sylwetce opromienionej zachodzącym słońcem. Niebo przybrało odcień pomarańczowy, a ciepłe światło podkreślało jej piękne brązowe oczy. Włosy rozwiewał wiatr.

– O czym myślisz?

Drgnął na dźwięk jej głosu. Nagle uświadomił sobie, że od dłuższego czasu nie odezwał się ani słowem.

– Właśnie myślałem, jakim padalcem był twój były mąż – powiedział, odwracając się do niej.

Uśmiechnęła się i poklepała go łagodnie po ramieniu.

– Gdybym była mężatką, nie mogłabym tu być z tobą.

– A to byłaby wielka szkoda – rzekł, nadal czując jej dotyk.

– Rzeczywiście, byłaby – potwierdziła. Na chwilę spotkały się ich spojrzenia. W końcu Garrett odwrócił głowę i sięgnął po łój. Chrząknął.

– Chyba już jesteśmy gotowi.

Wziął łój pokrojony w małą kostkę i wrzucił na brykiety tuż pod stekami. Potem pochylił się i zaczął dmuchać, aż buchnął płomień.

– Co robisz?

– Płomień z łoju osmali powierzchnię, stek będzie miękki w środku. Z tego samego powodu używa się szczypiec, a nie widelca.

Wrzucił jeszcze kilka kawałków łoju na brykiety i od początku powtórzył wszystkie czynności.

– Tak tu spokojnie – stwierdziła Teresa, rozglądając się dookoła. – Chyba rozumiem, dlaczego kupiłeś ten dom.

Skończył to, co robił i upił następny łyk piwa.

– Ocean zmienia ludzi. Dlatego tak wielu przyjeżdża tu odpocząć.

Odwróciła się w jego stronę.

– Powiedz mi, Garrett, o czym myślisz, kiedy siedzisz sam?

– O wielu rzeczach.

– O czymś szczególnym?

Myślę o Catherine, miał na końcu języka, ale się pohamował.

Westchnął.

– Nie bardzo. Czasem o pracy, czasem o nowych miejscach, w których chcę nurkować. Kiedy indziej marzę o żeglowaniu i porzuceniu tego wszystkiego.

Przyglądała mu się uważnie, gdy mówił ostatnie słowa.

– Naprawdę mógłbyś to zrobić? Popłynąć i nigdy tu nie wrócić?

– Nie jestem pewien, ale lubię myśleć, że mógłbym. W przeciwieństwie do ciebie, oprócz ojca, nie mam nikogo. Wydaje mi się, że by mnie zrozumiał. Jesteśmy bardzo do siebie podobni. Sądzę, że gdyby nie ja, już dawno by wyjechał.

– Ale byłaby to ucieczka.

– Wiem.

– Dlaczego chciałbyś uciec? – naciskała, chociaż znała odpowiedź. Milczał, więc pochyliła się do niego i dodała łagodnym tonem: – Garrett, wiem, że to nie moja sprawa, ale nie da się uciec przed tym, co przeżywasz. – Uśmiechnęła się do niego pocieszająco. – Poza tym masz tyle do zaoferowania.

Garrett milczał, rozmyślając nad jej słowami, zastanawiając się, skąd wiedziała, co powiedzieć, żeby poczuł się lepiej.

Przez kilka minut ciszę zakłócały tylko odgłosy smażenia. Garrett odwrócił steki, skwierczące na grillu. Delikatny powiew bryzy przyniósł daleki śpiew wiatru. Fale uderzały o brzeg łagodnie, uspokajająco.

Garrett powrócił myślą do wydarzeń ostatnich dwóch dni. Do chwili gdy zobaczył ją po raz pierwszy, do godzin spędzonych na „Happenstance”, spaceru plażą, podczas którego opowiedział jej o Catherine. Napięcie, jakie towarzyszyło mu w ciągu dnia, niemal zniknęło. Gdy tak stali obok siebie w zapadającym zmroku, pojął, że w tym wieczorze kryje się coś więcej, niż oboje są gotowi przyznać.

Nim steki były gotowe, Teresa weszła do domu, by dokończyć przygotowania do kolacji. Wyjęła kartofle z pieca, odwinęła z folii i rozłożyła na talerzach. Na środku stołu obok różnych sosów, które znalazła w lodówce, postawiła sałatkę. Na końcu przyniosła sól, pieprz, masło i serwetki. Ponieważ zrobiło się ciemno, zapaliła lampę, ale światło wydało się jej za jasne i zgasiła. Podeszła do stołu, zapaliła świece i cofnęła się, by sprawdzić, czy nie jest za elegancko. Uznała, że stół wygląda jak trzeba, wyjęła butelkę wina i właśnie stawiała ją na blacie, gdy Garrett wszedł do środka.

W kuchni było ciemno, paliły się tylko dwie niewysokie świece. Ich blask sprawiał, że Teresa wyglądała szczególnie ponętnie. Ciemne włosy lśniły. W oczach odbijało się światło świec. Garrett wpatrywał się w Teresę, niezdolny powiedzieć słowa, i w tej chwili zrozumiał, co tak długo próbował przed sobą ukryć.

– Pomyślałam, że to będzie miły akcent – powiedziała cicho.

– Miałaś rację.

Patrzyli na siebie przez cały pokój, przejęci możliwościami, jakie się przed nimi rysowały. Teresa odwróciła głowę.

– Nie mogłam znaleźć korkociągu – oznajmiła, chcąc coś powiedzieć.

– Przyniosę – odparł szybko. – Nie używam go zbyt często, pewnie leży gdzieś na dnie szuflady.

Postawił talerz ze stekami na stole i podszedł do szafki. Przeszukał szufladę, znalazł korkociąg i przyniósł ze sobą. Dwoma wprawnymi ruchami otworzył butelkę i rozlał wino do kieliszków. Usiadł i szczypcami nałożył steki na talerze.

– Nadszedł moment prawdy – powiedziała Teresa przed wzięciem pierwszego kęsa do ust. Garrett z uśmiechem przyglądał się, jak zaczyna jeść. Teresa była mile zaskoczona, że miał rację.

– Garrett, to jest pyszne!

– Dziękuję.

Świece spalały się powoli. Garrett dwukrotnie powiedział, że bardzo cieszy się z jej wizyty. Za każdym razem Teresa czuła przeszywający ją dreszcz i wypijała następny łyk wina, by o nim zapomnieć.

Zbliżał się przypływ. Na niebo nieoczekiwanie wypłynął księżyc.

Po kolacji Garrett zaproponował spacer plażą.

– Nocą jest tu naprawdę pięknie.

Zebrał ze stołu talerze i wstawił do zlewu.

Wyszli z kuchni. Garrett zamknął za sobą drzwi wejściowe. Noc była ciepła. Zeszli z ganku, minęli małą piaszczystą wydmę i dotarli na brzeg.

Kiedy doszli do wody, tak jak rano, zsunęli buty i zostawili je na piasku. Nikogo nie było w pobliżu. Szli nieśpiesznie, blisko siebie. Garrett zaskoczył ją, biorąc za rękę. Poczuła ciepło jego dłoni i przez chwilę wyobraziła sobie, że dotyka jej skóry. Myśl wywołała nagły skurcz żołądka. Zerknęła na niego, ciekawa, czy wie, co jej chodzi po głowie.

Szli dalej, rozkoszując się wieczorem.

– Już dawno nie spędziłem tak dnia – powiedział w końcu Garrett, jakby nagle coś sobie przypomniał.

– Ani ja.

Szli po zimnym piasku bosymi stopami.

– Garrett, pamiętasz, jak zaprosiłeś mnie na łódź? – spytała Teresa.

– Tak.

– Dlaczego zaproponowałeś, żebym z tobą popłynęła?

Spojrzał na nią zaciekawiony.

– Czemu pytasz?

– Miałeś taką minę, jakbyś od razu zaczął żałować, że to powiedziałeś.

Wzruszył ramionami.

– Nie jestem pewny, czy słowo „żałować” jest właściwe. Chyba byłem zdziwiony, że cię zaprosiłem, ale nie żałowałem.

Uśmiechnęła się lekko.

– Czyżby?

– Na pewno. Musisz pamiętać, że od ponad trzech lat pływałem sam. Kiedy powiedziałaś, że nigdy nie żeglowałaś, dotarło do mnie, że już jestem zmęczony samotnością.

– Czyżbym znalazła się we właściwym miejscu o właściwej porze?

Potrząsnął głową.

– Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Chodziło mi o ciebie, nie sądzę, żebym zaproponował komuś innemu. Poza tym wszystko ułożyło się znacznie lepiej, niż przewidywałem. Już od bardzo długiego czasu nie przeżyłem takich dni jak te dwa ostatnie.

Zrobiło się jej lekko na sercu, gdy usłyszała jego słowa. Szli dalej obok siebie. Nagle jego kciuk zaczął zataczać małe kółka na skórze jej dłoni.

– Czy przewidywałaś, że będziesz miała takie wakacje?

Zawahała się i doszła do wniosku, że to nie jest najlepsza pora na wyznanie mu prawdy.

– Nie.

Spacerowali dalej. Oprócz nich na plaży było jeszcze kilka osób, ich sylwetki rysowały się w oddali. Teresa dostrzegała tylko cienie.

– Jak sądzisz, czy przyjedziesz tu jeszcze kiedyś? Na przykład na następne wakacje?

– Nie wiem. Dlaczego pytasz?

– Bo chyba miałem nadzieję, że tak się stanie.

Daleko przed sobą widziała światełka na molo. Znowu poczuła poruszenie jego palców w swojej dłoni.

– Przygotujesz kolację?

– Przyszykuję wszystko, co chcesz. Pod warunkiem, że będzie to stek.

Roześmiała się cicho.

– Zastanowię się. Obiecuję.

– A jeśli dorzucę kilka lekcji nurkowania?

– Kevin ucieszyłby się bardziej ode mnie.

– To zabierz go ze sobą.

Spojrzała na niego.

– Nie miałbyś nic przeciwko temu?

– Nic a nic. Z przyjemnością go poznam.

– Założę się, że byś go polubił.

– Wiem, że tak.

Szli w milczeniu obok siebie. Przerwała je Teresa.

– Garrett, mogę cię o coś spytać?

– Jasne.

– Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale… – Zawahała się, a on popatrzył na nią pytająco.

– Co?

– Powiedz mi, czy dopuściłeś się w życiu czegoś złego?

Wybuchnął śmiechem.

– A co to za pytanie?

– Chcę wiedzieć. Zawsze o to pytam. Dzięki temu wiem, jaki ten ktoś jest naprawdę.

Zamyślił się na chwilę.

– Pamiętam, że doszło do tego pewnej grudniowej nocy. Z paczką przyjaciół popijaliśmy i zdrowo rozrabialiśmy. Skończyło się na szaleńczej jeździe ulicą udekorowaną na święta Bożego Narodzenia. Zaparkowaliśmy, a potem wykręciliśmy i ukradliśmy wszystkie żarówki, do których mogliśmy dosięgnąć.

– Nie mogliście tego zrobić!

– Zrobiliśmy. Było nas pięciu. Żarówkami załadowaliśmy cały tył ciężarówki, a przewody zostawiliśmy. To było najgorsze, ponieważ wyglądało tak, jakby jakiś potwór z bajki przeszedł ulicą. Spędziliśmy tam prawie dwie godziny, zarykując się ze śmiechu. Poprzedniego dnia opisano w gazetach tę ulicę jako jedną z najładniej udekorowanych w mieście… A kiedy skończyliśmy… Nie potrafię sobie wyobrazić, co ludzie o tym myśleli. Musieli być wściekli.

– To straszne!

– Wiem. Zachowaliśmy się okropnie, ale wtedy było cudownie.

– A ja myślałam, że taki miły z ciebie chłopiec…

– Jestem miły…

– Nie, byłeś potworem z bajki. Co jeszcze wyprawiałeś z przyjaciółmi? – dopytywała się zaciekawiona.

– Naprawdę chcesz wiedzieć?

– Chcę.

Opowiedział jej o innych przygodach z okresu dorastania – od mazania mydłem szyb samochodowych po podglądanie dziewczyn. Raz był na randce. Nagle zauważył kolegę, który przejeżdżał obok. Kolega wskazał mu gestem, żeby odkręcił szybę. Kiedy to zrobił, ten wrzucił mu do samochodu petardę, która wybuchła mu u stóp. Przytoczył też inne historyjki, a gdy po dwudziestu minutach skończył, zadał jej pytanie, które zaczęło tę rozmowę.

– Nigdy nic takiego jak ty nie zrobiłam – odparła skromnie. – Zawsze byłam grzeczną dziewczynką.

Roześmiał się, czuł się trochę oszukany, ale mu to nie przeszkadzało. Wiedział, że nie powiedziała całej prawdy.

** ** **

Przeszli całą długość plaży, wspominając dzieciństwo i młodość. Teresa próbowała go sobie wyobrazić jako młodego chłopca. Zastanawiała się, co by o nim pomyślała, gdyby poznała go na studiach. Czy uznałaby go za tak atrakcyjnego jak teraz? Czy ponownie zakochałaby się w Davidzie? Chciała wierzyć, że doceniłaby dzielące ich różnice, ale czy na pewno? David wydawał się taki doskonały.

Przystanęli na chwilę i popatrzyli na wodę. Stał obok niej, dotykali się lekko ramionami.

– O czym myślisz? – spytał Garrett.

– O tym, jak dobrze się z tobą milczy.

Uśmiechnął się lekko.

– Właśnie uświadomiłem sobie, że powiedziałem ci mnóstwo rzeczy, których nikomu nie zdradziłem.

– Czy dlatego, że wracam do Bostonu i wiesz, że nikomu nie powiem?

Zaśmiał się krótko.

– Nie, to nie tak.

– Więc jak?

Spojrzał na nią zdziwiony.

– Nie wiesz?

– Nie – odparła z uśmiechem, który miał go zachęcić do zwierzeń.

Zastanawiał się, jak wyjaśnić coś, czego sam do końca nie rozumie. Trochę trwało, zanim uporządkował myśli i zaczął mówić.

– Chyba dlatego, że chciałbym, abyś wiedziała, jaki jestem naprawdę. Jeśli mnie poznasz i nadal będziesz chciała spędzić ze mną trochę czasu…

Teresa nie zareagowała, ale zdawała sobie sprawę, co próbuje jej powiedzieć. Garrett odwrócił głowę.

– Przepraszam. Nie chciałem postawić cię w niezręcznej sytuacji.

– Nie znalazłam się w niezręcznej sytuacji – uspokoiła go Teresa. – Cieszę się, że to powiedziałeś.

Po krótkiej chwili ruszyli dalej.

– Ale nie czujesz tego co ja.

Spojrzała na niego.

– Garrett… ja…

– Nie musisz mi nic mówić.

– Muszę. – Nie pozwoliła mu dokończyć. – Oczekujesz odpowiedzi, a ja chcę ci jej udzielić… – urwała, zastanawiając się, jak najlepiej wyrazić swoje uczucia. Głęboko zaczerpnęła powietrza. – Po rozstaniu z Davidem nastał dla mnie okropny czas. Kiedy uznałam, że mam go już za sobą, zaczęłam umawiać się na randki. Ale mężczyźni, których spotykałam… Nagle okazało się, że świat zmienił się w czasie trwania mojego małżeństwa. Wszyscy pragnęli coś dostać, nikt nie chciał nic dać. Chyba rozczarowałam się do mężczyzn w ogóle.

– Nie wiem, co powiedzieć…

– Garrett, nie mówię ci o tym dlatego, że uważam, że ty też taki jesteś. Sądzę, że jesteś zupełnie inny. To mnie trochę przeraża. Jeśli ci powiem, jak bardzo mi na tobie zależy… odsłonię się przed tobą, a tym samym narażę się na zranienie.

– Nigdy bym cię nie skrzywdził – powiedział łagodnie.

Zatrzymała się i popatrzyła mu prosto w twarz.

– Wiem, że w to wierzysz, Garrett. Przez ostatnie trzy lata walczyłeś z własnymi upiorami. Nie wiem, czy jesteś już gotów żyć dalej, a jeśli nie, to właśnie mnie skrzywdzisz.

Mówiła bez ogródek… Upłynęła dłuższa chwila, nim odpowiedział. Zmusił się do spojrzenia jej w oczy.

– Tereso… od kiedy się poznaliśmy… sam nie wiem… – urwał i uświadomił sobie, że nie potrafi opisać swoich uczuć.

Podniósł rękę i dotknął jej twarzy. Zrobił to tak delikatnie, że miała wrażenie, jakby piórko musnęło jej skórę. Pod jego dotknięciem zamknęła oczy i choć nadal była niepewna, pozwoliła, aby dreszcz przeszył jej ciało, rozgrzewając szyję i piersi.

Nagle znalazła się na swoim miejscu. Wspólna kolacja, spacer plażą, jego spojrzenie. Nie potrafiła sobie wyobrazić nic lepszego niż to, co właśnie się jej przydarzyło.

Fale zalewały brzeg, mocząc im stopy. Ciepły letni wiatr rozwiewał jej włosy, pogłębiając wrażenie wywołane jego dotknięciem. Księżyc rzucał delikatne światło na wodę, a chmury zostawiały cienie na plaży. Świat wydawał się nierzeczywisty.

Wtedy poddali się uczuciu, które zrodziło się już w chwili poznania. Teresa przytuliła się mocno do Garretta, poczuła ciepło jego ciała, a on otoczył ją powoli ramionami, przyciągnął i pocałował lekko w usta. Odsunął ją od siebie, żeby na nią popatrzeć, i znowu łagodnie pocałował. Oddała mu pocałunek, poczuła, jak jego dłoń przesuwa się po jej plecach do góry, dociera do włosów, jak się w nich zanurza.

Stali objęci i całowali się w świetle księżyca, nie zważając, że ktoś mógłby ich zobaczyć. Oboje zbyt długo czekali na ten moment. Kiedy wreszcie odsunęli się od siebie, popatrzyli sobie w oczy w milczeniu. Potem Teresa wzięła Garretta za rękę i zaprowadziła z powrotem do domu.

Przypominało to sen. Weszli do środka. Garrett pocałował ją natychmiast po zamknięciu drzwi, tym razem bardziej namiętnie. Teresa poczuła, że jej ciało drży z oczekiwania. Poszła do kuchni, zabrała świece ze stołu i zaprowadziła go do sypialni. Postawiła świece na małym stoliku, a Garrett wyciągnął z kieszeni zapałki i zapalił je. Ona tymczasem podeszła do okna i zasunęła zasłony.

Garrett stał przy stoliku, gdy do niego wróciła. Przystanęła blisko, przesunęła palcami po jego piersi. Czuła pod materiałem naprężone mięśnie. Zatracała się w namiętności. Nie odrywając wzroku od jego oczu, wyciągnęła mu koszulę spod paska i powoli ściągając, zdjęła i rzuciła na ziemię. Pocałowała go w pierś, potem w szyję. Zadrżała, gdy poczuła jego dłoń na bluzce. Odsunęła się lekko, gdy powoli rozpinał guzik po guziku.

Mocno przyciągnął Teresę do siebie. Poczuł ciepło jej skóry przy swojej piersi. Całował jej kark, delikatnie chwytał zębami uszy, przesuwał dłońmi w dół pleców. Rozchyliła wargi, napawając się łagodną pieszczotą. Jego palce zatrzymały się na zapięciu stanika. Rozpiął go z szybkością eksperta. Całował ją dalej, zsunął ramiączka w dół i uwolnił piersi. Pochylił się i musnął wargami każdą z nich z osobna. Odchyliła głowę do tyłu. Czuła jego gorący oddech i dotyk wilgotnych ust.

Zabrakło jej tchu, gdy sięgnęła po zapięcie w jego dżinsach. Spojrzała mu w oczy, odpięła guzik i rozsunęła zamek. Musnęła paznokciem pępek, potem wsunęła palce pod pasek spodni. Cofnął się, żeby je zdjąć. Postąpił krok do przodu, pocałował ją, wziął na ręce, ostrożnie przeszedł przez pokój i położył na łóżku.

Leżała obok niego, przesuwając palcami po jego piersi, mokrej teraz od potu. Pozwoliła, by zsunął jej dżinsy. Rozpiął je, uniósł lekko jej pośladki. Tymczasem jego palce odkrywały jej ciało. Pogładziła jego plecy, delikatnie ugryzła w szyję. Usłyszała jego przyśpieszony oddech. Ściągnął bokserki, a ona zsunęła majteczki – byli całkiem nadzy. Przytulili się mocno do siebie.

Widział ją w świetle świec. Była piękna. Musnął językiem zagłębienie między piersiami, przesunął się w dół brzucha, obok pępka i znowu w górę. Skóra była miękka i gładka. Poczuł jej dłonie na plecach. Przyciągała go mocniej do siebie.

Nieśpiesznie całował jej ciało. Przyłożył policzek do jej brzucha, otarł się łagodnie. Podniecało ją dotknięcie zarostu o skórę. Leżała na plecach, wplotła palce w jego włosy. Nie przerywał, aż nie mogła tego dłużej znieść, wtedy przeniósł się wyżej i zaczął ocierać się o jej piersi.

Przyciągnęła go do siebie, wyginając się w łuk, gdy powoli przykrywał ją sobą. Całował czubki jej palców, a gdy wreszcie przywarli mocno do siebie, z westchnieniem zamknęła oczy. Wymieniając pocałunki, kochali się z namiętnością tłumioną przez ostatnie lata.

Ich ciała poruszały się w zgodnym rytmie. Próbowali się wzajemnie zaspokoić. Garrett całował Teresę niemal bez przerwy, zostawiał wilgotny ślad wszędzie tam, gdzie dotarły jego usta. Poczuła, że jej ciało przeszywa dreszcz oczekiwania na coś cudownego. Kiedy to się wreszcie stało, wbiła mu palce w plecy, ale gdy fala rozkoszy przepłynęła, zaczęła się następna, a po niej jeszcze jedna. Gdy przestali się kochać, Teresa całkiem opadła z sił. Otoczyła Garretta ramionami i przytuliła mocno do siebie. Uspokajała się powoli. Łagodnie przesuwał palcami po jej skórze. Patrzyła, jak dopalają się świece, przypominając o chwili, którą właśnie przeżyła.

Tej nocy kochali się jeszcze kilka razy. Teresa zasnęła w jego ramionach. Czuła się cudownie. Garrett przyglądał się jej, jak śpi obok niego. Zanim zasnął, ostrożnie odgarnął jej włosy, próbując zapamiętać każdy szczegół jej twarzy.

Tuż przed świtem Teresa otworzyła oczy i od razu zorientowała się, że Garrett wstał. Odwróciła się na bok, szukając go spojrzeniem. Nie zobaczyła go, więc podniosła się, podeszła do szafy i znalazła szlafrok. Otuliła się nim, wyszła z sypialni i zajrzała do kuchni. Tam też go nie było, podobnie jak w saloniku. Nagle nabrała pewności, że wie, gdzie on może być.

Wyszła na ganek. Znalazła go siedzącego na krześle, tylko w bokserkach i szarej bluzie. Odwrócił się i uśmiechnął lekko.

– Cześć.

Podeszła do niego. Wskazał gestem, że ma usiąść mu na kolanach. Pocałował ją, przyciągając do siebie. Otoczyła go ramionami. Odsunęła się, kiedy wyczuła, że coś jest nie w porządku. Dotknęła jego policzka.

– Nic ci nie jest?

Odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.

– Nic – odparł, odwracając wzrok.

– Jesteś pewien?

Znowu skinął głową, nie patrząc jej w oczy. Obróciła jego twarz ku sobie.

– Wydajesz się trochę… smutny.

Garrett uśmiechnął się blado i nie odpowiedział.

– Jesteś smutny z powodu tego, co się stało?

– Nie – zaprzeczył. – Wcale. Niczego nie żałuję.

– Więc o co chodzi?

Nie doczekała się odpowiedzi. Odwrócił spojrzenie.

– Jesteś tutaj z powodu Catherine?

Milczał. Potem wziął ją za rękę i spojrzał jej w oczy.

– Nie. Nie jestem tutaj z powodu Catherine – szepnął. – Jestem tutaj z twojego powodu.

Potem z czułością, która przypomniała jej małe dziecko, łagodnie przytulił ją do siebie i trzymał w objęciach, nie mówiąc ani słowa więcej, aż niebo się rozjaśniło, a na plaży pojawił się pierwszy człowiek.