38936.fb2
– Co to znaczy, że nie możesz zjeść dzisiaj ze mną lunchu? Robimy to od lat. Jak mogłeś zapomnieć?
– Nie zapomniałem, tato. Po prostu dzisiaj nie mogę. Nadrobimy to w przyszłym tygodniu, dobrze?
Jeb Blake umilkł. Bębnił palcami w blat stołu.
– Dlaczego odnoszę wrażenie, że czegoś mi nie mówisz?
– Nie mam nic do powiedzenia.
– Jesteś pewien?
– Tak, jestem pewien.
Teresa, która brała w łazience prysznic, zawołała do Garretta, prosząc, żeby przyniósł jej ręcznik. Przykrył dłonią słuchawkę i powiedział, że zaraz przyjdzie. Kiedy chciał wrócić do rozmowy, usłyszał, że ojciec gwałtownie wciąga powietrze.
– Co to było?
– Nic.
– Ta dziewczyna, ta Teresa jeszcze jest, prawda? – powiedział takim tonem, jakby nagle zrozumiał.
Garrett wiedział, że nie może dłużej ukrywać prawdy.
– Tak, jest tutaj.
Jeb zagwizdał z wyraźnym zadowoleniem.
– Najwyższy czas.
Garrett próbował go ostudzić.
– Tato, nie rób z tego wielkiej sprawy… – poprosił.
– Nie zrobię, obiecuję.
– Dzięki.
– A mogę o coś zapytać?
– Jasne – zgodził się Garrett i westchnął.
– Czy jesteś przy niej szczęśliwy?
Nie odpowiedział od razu.
– Tak, jestem – przyznał w końcu.
– Najwyższy czas – skwitował ojciec, zaśmiał się i rozłączył. Garrett popatrzył na telefon i odłożył słuchawkę.
– Jestem szczęśliwy – szepnął do siebie, uśmiechając się. – Naprawdę.
Kilka minut później Teresa wyszła z sypialni. Zapach świeżo zaparzonej kawy zwabił ją do kuchni. Garrett włożył kromkę do tostera i przystanął przy Teresie.
– Dzień dobry raz jeszcze – powiedział i pocałował ją w kark.
– Dzień dobry.
– Przepraszam, że w nocy wyszedłem z sypialni.
– W porządku… rozumiem.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Spędziłam cudowną noc – dodała z uśmiechem.
– Ja też.
Wyjął z szafki kubek dla Teresy i spytał przez ramię:
– Co chcesz dzisiaj robić? Zadzwoniłem do sklepu, że nie przyjdę.
– Zaplanowałeś coś innego?
– Chciałbym pokazać ci Wilmington. Co ty na to?
– No cóż, dobrze – zgodziła się, ale w jej głosie brakowało entuzjazmu.
– A co byś chciała robić?
– A gdybyśmy zostali w domu?
– I co byśmy robili?
– Och, ja już coś wymyślę – odparła, obejmując go ramionami. – Oczywiście, jeśli to nie kłopot.
– Nie – zapewnił z uśmiechem. – Żaden kłopot.
Przez następne cztery dni Teresa i Garrett nie rozstawali się ze sobą. Garrett scedował odpowiedzialność za sklep na Iana. Pozwolił mu nawet na prowadzenie kursu nurkowania w niedzielę, czego nigdy przedtem nie zrobił. Dwa razy popłynął z Teresą pod żaglami. Za drugim razem spędzili całą noc na oceanie. Leżeli obok siebie w kabinie, kołysani łagodnie przez fale morskie. Teresa gładziła Garretta po włosach i słuchała brzmienia jego głosu, gdy opowiadał jej o przygodach dawnych żeglarzy.
Nie wiedziała, że gdy usnęła, Garrett zostawił ją, tak jak pierwszej wspólnie spędzonej nocy, i samotnie krążył po pokładzie. Rozmyślał o śpiącej w kabinie kobiecie i o tym, że już wkrótce wyjedzie. Wtedy powróciło wspomnienie sprzed lat.
– Naprawdę uważam, że nie powinnaś jechać – powiedział Garrett i spojrzał na Catherine z troską.
Zatrzymała się przy drzwiach frontowych. U jej stóp stała walizka. Uwaga ta zirytowała Catherine.
– Daj spokój, Garrett, już o tym rozmawialiśmy. Wyjeżdżam tylko na kilka dni.
– Ostatnio nie byłaś sobą.
Catherine załamała ręce.
– Ile razy mam ci powtarzać, że dobrze się czuję? Siostra naprawdę mnie potrzebuje, wiesz, jaka jest. Martwi się ślubem, a mama jej wcale nie pomaga.
– Ale ja też ciebie potrzebuję.
– Garrett, to, że przez cały dzień musisz pracować w sklepie, nie oznacza, że ja też powinnam tu siedzieć. Nie jesteśmy bliźniętami syjamskimi.
Garrett odruchowo cofnął się o krok, jakby go uderzyła.
– Nie powiedziałem, że jesteśmy. Po prostu nie mam pewności, czy powinnaś jechać, kiedy tak się czujesz.
– Po prostu nie chcesz, żebym wyjeżdżała.
– Co mogę poradzić, że tęsknię, kiedy cię nie ma?
Jej spojrzenie trochę złagodniało.
– Mogę wyjechać, Garrett, ale przecież wiesz, że zawsze wracam.
Kiedy wspomnienie zbladło, Garrett wszedł do kabiny i zobaczył śpiącą Teresę. Ostrożnie wsunął się obok niej pod przykrycie i mocno się przytulił.
Następny dzień spędzili na plaży, siedzieli obok molo, w knajpce Hanka i jedli lunch. Kiedy Teresie dokuczyło słońce, Garrett poszedł do jednego z wielu sklepików przy plaży i przyniósł balsam. Rozsmarował na jej plecach, wcierając w skórę tak delikatnie, jakby była dzieckiem. Czasami sprawiał wrażenie nieobecnego myślami. Gdy wrażenie przemijało, zastanawiała się, czy nie uległa złudzeniu.
Zjedli lunch w restauracyjce Hanka, trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy. Rozmawiali po cichu, nie zwracając uwagi na otoczenie. Nie zauważyli, kiedy przyniesiono im rachunek ani kiedy restauracja opustoszała.
Teresa przyglądała mu się uważnie, zastanawiając się, czy i z Catherine porozumiewał się niemal bez słów, podobnie jak z nią. Było tak, jakby umiał czytać w myślach. Jeśli chciała, żeby wziął ją za rękę, sięgał po nią, nim zdążyła o tym powiedzieć. Gdy zamierzała mówić dłuższą chwilę, słuchał jej spokojnie, nie przerywając. Kiedy zapragnęła się dowiedzieć, co czuje do niej w jakimś momencie, jego spojrzenie jej to wyjaśniało. Nikt, nawet David, nie rozumiał jej tak dobrze jak Garrett, chociaż znała go bardzo krótko. Zaledwie kilka dni. Jak to się mogło stać? Rozmyślała nad tym, gdy w nocy spał przy niej. Im dłużej znała Garretta, tym mocniej wierzyła w to, że był jej przeznaczony. Nieprzypadkowo znalazła jego list do Catherine. Jakieś nieznane moce skierowały ten list do niej, aby ich połączyć.
W sobotni wieczór Garrett przygotował dla niej jeszcze jedną kolację, którą zjedli na ganku pod rozgwieżdżonym niebem. Potem kochali się i leżeli przytuleni. Oboje wiedzieli, że następnego dnia Teresa musi wrócić do Bostonu, i do tej pory unikali tego tematu.
– Czy cię jeszcze zobaczę? – spytała.
Był milczący bardziej niż zwykle.
– Mam nadzieję – odparł w końcu.
– Chcesz tego?
– Oczywiście, że chcę – mówiąc to, usiadł i odsunął się od niej. Po chwili Teresa też się podniosła i zapaliła lampkę.
– O co chodzi, Garrett?
– Nie chcę, żeby tak się to skończyło – powiedział, spuszczając wzrok. – Nie chcę, by wszystko skończyło się między nami, nie chcę, by skończył się ten tydzień. Wkroczyłaś w moje życie, wywróciłaś je do góry nogami, a teraz wyjeżdżasz.
Wzięła go za rękę i szepnęła:
– Och, Garrett, ja też nie chcę, żeby to się tak skończyło. – Po chwili dodała: – To był jeden z najlepszych tygodni w moim życiu. Wydaje mi się, że znam cię od zawsze. Może nam się uda, powinniśmy spróbować. Mogłabym przyjeżdżać do ciebie, ty mógłbyś wpadać do Bostonu. Musimy spróbować, prawda?
– Jak często będziemy się widywali? Raz na miesiąc? Rzadziej?
– Nie wiem. To chyba zależy od nas i od tego, co chcemy zrobić. Uważam, że jeśli oboje będziemy gotowi coś z siebie dać, to się uda.
Milczał dłuższą chwilę.
– Naprawdę uważasz, że to możliwe? Kiedy znów cię przytulę? Kiedy znów zobaczę twoją twarz? Jeśli będziemy się spotykać tylko od czasu do czasu, nie będziemy mogli robić razem różnych rzeczy… przestaniemy czuć to, co teraz. Za każdym razem nasze spotkanie będzie trwało zaledwie kilka dni. Nie będzie dość czasu, aby nasze uczucia dojrzały.
Jego słowa bolały. Częściowo dlatego, że mówił prawdę. Wydało się jej, że mówi to po to, aby zakończyć ich znajomość. Kiedy odwrócił się do niej z wyrazem żalu na twarzy, nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zdezorientowana, puściła jego rękę.
– Nie zamierzasz spróbować? Czy to właśnie chcesz mi powiedzieć? Wolisz zapomnieć o wszystkim, co się stało między nami…
Potrząsnął głową.
– Nie, nie chcę zapomnieć. Nie wiem… Pragnę widywać cię częściej, niż to jest możliwe.
– Ja też… Może chociaż wykorzystajmy jak najlepiej ten czas, który mamy. Dobrze?
Pokręcił głową prawie obojętnie.
– Sam nie wiem…
Przyglądała mu się uważnie i wyczuła, że chodzi o coś jeszcze.
– Garrett, co się stało?
Nie odpowiedział.
– Czy jest jakiś specjalny powód? Dlaczego nie chcesz nawet spróbować?
Milczał. Odwrócił głowę w stronę fotografii Catherine stojącej na nocnym stoliku.
– Jak podróż? – Garrett wyciągnął torbę Catherine z tylnego siedzenia, podczas gdy ona wysiadła z samochodu. Uśmiechnęła się, ale od razu spostrzegł, że jest zmęczona.
– Było nieźle, choć moja siostra wpada w histerię. Chce, aby absolutnie wszystko było bez zarzutu, a dowiedzieliśmy się, że Nancy jest w ciąży i nie zmieści się w sukienkę druhny.
– Co z tego? Przecież można dopasować.
– To właśnie jej powiedziałam, ale wiesz, jaka ona jest. Robi z igły widły.
Catherine położyła ręce na biodrach i krzywiąc się lekko, wyprostowała plecy.
– Nic ci nie jest?
– Trochę usztywniałam, to wszystko. Cały czas byłam zmęczona, przez ostatnie dwa dni trochę bolały mnie plecy.
Ruszyła w kierunku drzwi, a Garrett tuż za nią.
– Catherine, chciałem cię przeprosić za swoje zachowanie. Cieszę się, że pojechałaś, ale szczerze mówiąc, jestem szczęśliwy, że już wróciłaś.
– Garrett, odezwij się do mnie.
Patrzyła na niego z troską. Wreszcie przemówił.
– Tak mi ciężko… tyle przeszedłem…
Umilkł, a Teresa od razu zrozumiała, o czym mówi. Poczuła skurcz żołądka.
– Chodzi o Catherine? Czy zgadłam?
– To nie tak… – urwał, ale Teresa zrozumiała, że miała rację.
– Chodzi o nią, prawda? Nie chcesz nawet spróbować… ze względu na Catherine.
– Nic nie rozumiesz.
Ogarnął ją gniew.
– Ależ rozumiem. Spędziłeś ze mną tydzień, ponieważ wiedziałeś, że wyjeżdżam. A jak już wyjadę, wrócisz do punktu wyjścia. Byłam tylko przelotną przygodą, czy nie tak?
Pokręcił głową.
– Nie, nie byłaś przygodą. Naprawdę mi na tobie zależy…
Patrzyła na niego ze złością.
– Ale nie dość, by choćby spróbować…
Spojrzał na nią z bólem w oczach.
– Nie bądź taka…
– A jaka powinnam być? Bardziej wyrozumiała? Chcesz, żebym powiedziała: „W porządku, Garrett, skończmy z tym od razu, bo to jest za trudne i nie będziemy mogli spotykać się zbyt często. Miło było cię poznać”. Czy to właśnie mam powiedzieć? Tego oczekujesz?
– Nie, nie chcę, żebyś tak powiedziała.
– To czego chcesz? Już mówiłam, że jestem gotowa spróbować… Już mówiłam…
Nie patrząc jej w oczy, pokręcił głową. Teresa poczuła, że zbiera się jej na płacz.
– Posłuchaj, Garrett, wiem, że straciłeś żonę i bardzo cierpiałeś z tego powodu. Ale nie zachowuj się jak męczennik. Masz przed sobą całe życie. Nie odrzucaj go dla przeszłości.
– Nie żyję przeszłością – zaprzeczył, przybierając obronny ton.
Teresa z trudem opanowała łzy.
– Garrett… Ja też straciłam kogoś bliskiego i drogiego. – powiedziała łagodniejszym tonem. – Wiem, czym jest ból i cierpienie. Mówiąc szczerze, jestem zmęczona samotnością… Upłynęły trzy lata… i mam dosyć. Jestem gotowa żyć dalej i znaleźć sobie kogoś niezwykłego. Ty też powinieneś to zrobić.
– Uważasz, że tego nie wiem?
– W tej chwili wcale nie jestem tego pewna. Między nami zdarzyło się coś cudownego i nie chcę, żebyśmy to stracili.
Długo milczał.
– Masz rację – zaczął, z trudem wymawiając słowa. – Rozum mówi mi, że masz rację. Ale serce… – sam nie wiem.
– A co z moim sercem? Nie ma dla ciebie żadnego znaczenia? – Spojrzała na niego tak, że Garretta ścisnęło za gardło.
– Oczywiście, że ma znaczenie. Większe, niż myślisz.
Wyciągnął rękę, by ująć jej dłoń. Odsunęła się i wtedy zrozumiał, jak bardzo ją zranił. Zaczął mówić spokojnie, próbując panować nad emocjami.
– Tereso, tak mi przykro, że przeze mnie ty… my… że nasz ostatni wieczór zakłóciło nieporozumienie. Nie chciałem, żeby tak się stało. Uwierz mi, nie byłaś dla mnie przygodą. Boże… wszystkim, tylko nie tym. Powiedziałem ci już, że zależy mi na tobie, i mówiłem to szczerze.
Wyciągnął do niej ramiona z niemym błaganiem w oczach. Zawahała się na chwilę, ogarnięta sprzecznymi uczuciami. Wreszcie przytuliła się do niego. Położyła głowę na jego piersi, nie chcąc widzieć wyrazu jego twarzy. Pocałował ją we włosy, a potem zaczął cicho mówić, od czasu do czasu muskając jej włosy ustami.
– Naprawdę mnie obchodzisz. Tak bardzo, że aż mnie to przeraża. Już dawno nic takiego nie czułem. Zapomniałem, że druga osoba może stać się ważna. Nie potrafiłbym rozstać się z tobą i o tobie zapomnieć, wcale tego nie chcę. Na pewno też nie pragnę, abyśmy już teraz zakończyli naszą znajomość. – Przez chwilę słyszała tylko cichy, równy oddech. – Obiecuję, że zrobię wszystko, aby cię widywać. Postaramy się, żeby nam się udało. – Ściszył głos tak, że ledwie go słyszała. – Tereso, chyba zakochałem się w tobie.
Chyba zakochałem się w tobie. Chyba…
Chyba…
– Przytul mnie, dobrze? Już nie rozmawiajmy – wyszeptała.
Kochali się nad ranem i tulili mocno do siebie, ale czas wyjazdu Teresy zbliżał się nieuchronnie. Trzeba było się przygotować. Ponieważ nie spędzała zbyt wiele czasu w hotelu, rzeczy przeniosła do domu Garretta, ale nie zwolniła pokoju na wypadek, gdyby dzwonił Kevin lub Deanna.
Wzięli razem prysznic i szybko się ubrali. Garrett przygotował Teresie śniadanie, a ona kończyła się pakować. Gdy zamykała walizkę, usłyszała skwierczenie w kuchni i zapach smażonego bekonu. Wysuszyła włosy, umalowała się lekko i poszła do kuchni.
Garrett siedział przy stole i popijał kawę. Na blacie obok ekspresu postawił filiżankę. Nalała sobie kawy. Śniadanie było przygotowane – smażone jajka, bekon i tosty. Teresa usiadła na najbliższym krześle.
– Nie wiedziałem, na co masz ochotę – wyjaśnił, wskazując stół.
– Nie gniewaj się, ale nie jestem głodna.
Uśmiechnął się.
– Nic się nie stało. Ja też nie jestem głodny.
Wstała z krzesła, podeszła do niego i usiadła mu na kolanach. Objęła go i przytuliła twarz do jego szyi. Trzymał ją mocno i gładził po włosach.
W końcu wysunęła się z jego ramion. Spędzili tyle czasu na słońcu, że się opaliła. W dżinsowych szortach i białej bluzce wyglądała jak beztroska nastolatka. Przez chwilę wpatrywała się bez słowa w drobny kwiatowy wzór na sandałach. Walizka i torba stały na podłodze w sypialni.
– Mój samolot niedługo odlatuje, muszę jeszcze zwolnić pokój w hotelu i zwrócić samochód w wypożyczalni.
– Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym z tobą pojechał?
Skinęła głową, zaciskając wargi.
– Nie, będę się śpieszyć, by zdążyć na samolot, poza tym musiałbyś pojechać za mną ciężarówką. Możemy pożegnać się tutaj.
– Zadzwonię do ciebie dziś wieczorem.
– Miałam nadzieję, że zadzwonisz.
W oczach Teresy pojawiły się łzy. Przyciągnął ją do siebie.
– Już zaczynam za tobą tęsknić – powiedział Garrett, a Teresa się rozpłakała. Starł łzy palcami, delikatnie dotykając policzków.
– Będę tęskniła za twoim gotowaniem – szepnęła, czując się idiotycznie.
Roześmiał się i napięcie zelżało.
– Nie bądź taka smutna. Przecież zobaczymy się za dwa tygodnie.
– Chyba że zmienisz zdanie.
Uśmiechnął się.
– Będę liczył dni. Tym razem przywieziesz ze sobą Kevina?
Kiwnęła głową.
– To dobrze, chcę go poznać. Jeśli jest choć trochę do ciebie podobny, to na pewno się dogadamy.
– Nie wątpię.
– Do zobaczenia. Cały czas będę myślał o tobie.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Już o tobie myślę.
– Tylko dlatego, że siedzę ci na kolanach.
Roześmiał się, a ona spojrzała na niego ze łzawym uśmiechem. Wstała, otarła policzki. Garrett poszedł do sypialni po jej walizkę. Wyszli z domu. Słońce zaczynało wspinać się po niebie. Robiło się coraz cieplej. Teresa wyjęła okulary przeciwsłoneczne z bocznej kieszeni torby. Trzymała je w ręku, gdy podeszli do wynajętego przez nią samochodu.
Otworzyła bagażnik, a Garrett wstawił jej rzeczy do środka. Wziął ją w ramiona, pocałował lekko i puścił. Otworzył jej drzwiczki i pomógł wsiąść. Włożyła kluczyk do stacyjki.
Wpatrywali się w siebie przez otwarte drzwi, dopóki nie zapaliła silnika.
– Muszę jechać, jeśli mam zdążyć na samolot.
– Wiem.
Cofnął się i zatrzasnął drzwi. Opuściła szybę i wyciągnęła do niego rękę. Garrett ujął jej dłoń. Teresa wrzuciła wsteczny bieg.
– Zadzwonisz dziś wieczorem?
– Obiecuję.
Puściła jego rękę, uśmiechnęła się i powoli ruszyła. Garrett odprowadzał ją spojrzeniem. Pomachała mu ostatni raz i wjechała na ulicę. Zaczął się zastanawiać, jak, do diabła, przeżyje następne dwa tygodnie.
Mimo dużego ruchu szybko dojechała do hotelu i zwolniła pokój. Czekały na nią trzy wiadomości od Deanny, jedna bardziej rozpaczliwa od drugiej. „Co się dzieje? Jak poszła ci randka?” – brzmiała pierwsza. „Dlaczego nie zadzwoniłaś? Czekam na wieści!” – przeczytała w drugiej. W trzeciej napisała po prostu: „Zabijasz mnie! Zadzwoń i podaj szczegóły! Błagam!” Była również wiadomość od Kevina, czekała na nią co najmniej dwa dni. Teresa kilkakrotnie dzwoniła do syna z domu Garretta.
Odstawiła samochód i dotarła na lotnisko na pół godziny przed odlotem. Na szczęście kolejka do oddania bagażu była krótka i Teresa znalazła się przy wyjściu na płytę w chwili, gdy pasażerowie wchodzili do samolotu. Oddała bilet stewardesie, weszła na pokład i zajęła swoje miejsce. Na lot do Charlotte nie pojawiło się zbyt wielu pasażerów. Fotel obok niej był pusty.
Teresa zaczęła rozpamiętywać niezwykłe wydarzenia ostatniego tygodnia. Nie tylko odnalazła Garretta, ale poznała go lepiej, niż sądziła, że jest to w ogóle możliwe. Obudził w niej uczucia, które uważała za głęboko pogrzebane.
Ale czy go kochała?
Postawiła to pytanie niechętnie, obawiając się konsekwencji, jakie niosło za sobą przyznanie się do poważnego uczucia.
Przypomniała sobie rozmowę z poprzedniej nocy. Jego obawy przed pogodzeniem się z przeszłością, przed długimi rozstaniami… Doskonale rozumiała jego stan ducha, ale…
Chyba zakochałem się w tobie.
Zmarszczyła brwi. Dlaczego dodał słówko „chyba”? Albo się kocha, albo nie… Nie kochał jej? Powiedział to tylko po to, żeby sprawić jej przyjemność? A może zrobił to z innego powodu?
Chyba zakochałem się w tobie.
Usłyszała, jak powtarza te słowa… W jego głosie brzmiał ton… czego? Niepewności? Gdy sobie przypominała tę chwilę, żałowała, że w ogóle jej to powiedział. Nie musiałaby teraz domyślać się, o co naprawdę mu chodziło.
A co z nią? Czy kochała Garretta?
Przymknęła ze znużeniem powieki. Nagle straciła ochotę na drążenie własnych uczuć. Jednego była pewna. Nie wyzna mu miłości, dopóki się nie przekona, że Catherine bezpowrotnie odeszła w przeszłość.
Tamtej nocy Garrett śnił o gwałtownym sztormie. Deszcz bębnił o dach, a on gorączkowo biegał z jednego pokoju do drugiego. Był w domu, w którym mieszkał, i chociaż wiedział, gdzie się znajduje, oślepiał go deszcz wpadający przez otwarte okna. Musiał je zamknąć. Wpadł do sypialni i zaplątał się w zasłony szarpane przez wiatr. Walcząc z nimi wyciągnął ręce do okna, gdy nagle pogasły światła.
W pokoju zapanowały ciemności. W ryku fal słyszał głuchy sygnał ostrzegający przed huraganem. Nagle, gdy mocował się z oknem, błyskawica rozświetliła niebo. Nie dał rady zamknąć okna. Deszcz nadal lał się do środka, mocząc mu ręce i uniemożliwiając uchwycenie framugi.
Nad jego głową pod naporem wiatru zaczął pękać dach.
Wciąż walczył z oknem, ale zablokowało się i nie dało się ruszyć. Zrezygnował w końcu, spróbował zamknąć sąsiednie. Podobnie jak pierwsze, również było zablokowane.
Słyszał, jak z dachu spadają dachówki. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła.
Odwrócił się i pobiegł do saloniku. Odłamki rozbitej szyby zasypały podłogę. Strumienie deszczu zalały pokój. Wiał przeraźliwy wiatr. Trzeszczały frontowe drzwi.
Z zewnątrz dobiegł go głos Teresy.
– Garrett, musisz uciekać!
W tym momencie poleciały szyby w sypialni. Ostre podmuchy wiatru wpadły do domu. Zaczęły rozrywać sufit. Dom nie mógł ocaleć.
Catherine.
Jej zdjęcie i inne drobiazgi przechowywał w stoliku nocnym.
Garrett! Masz coraz mniej czasu! – zawołała Teresa.
Dostrzegł ją na zewnątrz mimo padającego deszczu i ciemności. Przyzywała go do siebie.
Zdjęcie. Obrączka. Walentynki.
– Chodź! – wołała. Machała rozpaczliwie ramionami.
Z głośnym trzaskiem dach odłamał się od stropu, wiatr rozrywał go na strzępy. Bezwiednie osłonił głowę ramionami, gdy kawałki sufitu posypały się na podłogę.
Za chwilę wszystko będzie stracone!
Nie zważając na niebezpieczeństwo, ruszył w stronę sypialni. Nie mógł odejść bez tych pamiątek.
– Jeszcze ci się uda! – Jakiś ton w krzyku Teresy sprawił, że znieruchomiał. Spojrzał w jej kierunku, a potem w stronę sypialni.
Obok upadł kawał sufitu. Dach poddawał się z ostrym rozdzierającym jękiem. Zrobił krok w stronę sypialni. Zobaczył, że Teresa przestała machać rękami. Wydało mu się, że nieoczekiwanie zrezygnowała.
Wiatr przedzierał się przez pokój z nieziemskim wyciem, które go przenikało. Zwały przewróconych mebli zastąpiły mu drogę.
– Garrett! Proszę! – usłyszał jeszcze wołanie Teresy.
Znowu brzmienie jej głosu sprawiło, że przystanął. Wtedy uświadomił sobie, że jeśli będzie próbował ocalić pamiątki przeszłości, może nie zdążyć uciec.
Czy warto?
Odpowiedź była oczywista.
Zrezygnował i ruszył w kierunku otworu; który kiedyś był oknem. Wybił pięścią resztki szkła i wyskoczył na ganek w chwili, gdy wiatr zdarł resztki dachu. Ściany się zachwiały i runęły z przeraźliwym łomotem.
Poszukał spojrzeniem Teresy, by upewnić się, że nic jej nie grozi, ale ze zdziwieniem zobaczył, że jej nie ma.