38936.fb2 List w butelce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 15

List w butelce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 15

Rozdział dwunasty

Garrett wypadł z mieszkania Teresy, nie bardzo wiedząc, dokąd się udać. Złapał taksówkę i pojechał na lotnisko. Niestety, nie było już biletów na samolot, czekała go więc noc w poczekalni, bezsenna, ponieważ nadal przepełniał go gniew. Godzinami wędrował po porcie lotniczym, od czasu do czasu zatrzymując się przed witrynami zamkniętych na noc sklepów i zaglądając za barierki ograniczające ruch podróżnych.

Rano udało mu się dostać na pierwszy samolot i około jedenastej był już w domu. Poszedł prosto do sypialni i położył się, ale nie mógł zasnąć, rozpamiętując wydarzenia poprzedniego wieczoru. Na próżno próbował usnąć, wreszcie dał sobie spokój. Wstał, wziął prysznic, ubrał się, po czym znowu usiadł na łóżku. Dłuższy czas patrzył na fotografię Catherine. Potem zaniósł ją do saloniku i postawił na stole, na którym leżały listy. W czasie rozmowy z Teresą był wstrząśnięty. Teraz ze zdjęciem Catherine przed sobą zaczął je czytać spokojnie i wolno. Obecność Catherine wypełniła pokój.

– Hej, myślałem, że zapomniałaś o naszej randce! – zawołał do Catherine, która szła nabrzeżem z siatką pełną zakupów.

Catherine uśmiechnęła się, chwyciła Garretta za rękę i z jego pomocą weszła na pokład.

– Nie zapomniałam, tylko miałam coś do załatwienia.

– Co?

– Wizytę u lekarza.

Wziął jej z ręki siatkę i odłożył na bok.

– Wszystko w porządku? Wiem, że ostatnio nie czułaś się zbyt dobrze…

– Nic mi nie jest – przerwała mu szybko. – Ale dziś wieczorem nie mam ochoty żeglować.

– Coś się stało?

Catherine uśmiechnęła się łagodnie. Pochyliła się i z siatki wyciągnęła małą paczuszkę. Garrett przyglądał się, jak ją rozpakowuje.

– Zamknij oczy, a wszystko ci opowiem.

Trochę niepewny, Garrett zrobił to, o co go poprosiła. Słyszał szelest papieru.

– Teraz możesz otworzyć oczy.

Catherine trzymała w ręku niemowlęcą koszulkę.

– Co to jest? – spytał, jeszcze nie rozumiejąc.

Na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech.

– Jestem w ciąży – oznajmiła z zachwytem.

– W ciąży?

– Tak, oficjalnie od ośmiu tygodni.

– Od ośmiu tygodni?

Skinęła głową.

– Musiałam zajść w ciążę, gdy ostatnim razem pływaliśmy jachtem.

Garrett wziął koszulkę i trzymał ją przed sobą. Potem pochylił się i przytulił Catherine mocno do siebie.

– Nie mogę w to uwierzyć.

– Ale to prawda.

Uśmiechnął się szeroko, gdy wreszcie nowina w pełni do niego dotarła.

– Jesteś w ciąży.

Zamknęła oczy i szepnęła mu do ucha:

– Będziesz ojcem.

Garretta wyrwało z zamyślenia skrzypnięcie drzwi. Do saloniku zajrzał ojciec.

– Zobaczyłem przed domem twoją ciężarówkę. Chciałem się upewnić, czy wszystko w porządku. Nie spodziewałem się ciebie przed wieczorem. – Garrett milczał, więc ojciec podszedł bliżej i natychmiast zauważył na stole zdjęcie Catherine. – Dobrze się czujesz, synu?

To pytanie zerwało tamę. Garrett wyrzucał z siebie zdanie po zdaniu. Opowiedział ojcu o wszystkim. O snach, które go dręczyły, o listach wysyłanych w butelkach, o wydarzeniach z poprzedniego wieczoru. Niczego nie pominął. Kiedy skończył, ojciec wyjął z ręki Garretta listy.

– Musiał to być dla ciebie prawdziwy wstrząs – stwierdził Jeb, zerkając na kartki. Był zaskoczony, że syn nigdy mu nie wspomniał o listach. – Nie sądzisz, że byłeś dla niej za surowy?

Garrett ze znużeniem pokręcił głową.

– Wiedziała o mnie wszystko i nic mi nie powiedziała. Wszystko sobie zaplanowała.

– To nie tak – zaprzeczył Jeb. – Mogła przyjechać tu po to, żeby cię poznać, ale nie mogła cię zmusić, żebyś się w niej zakochał. Zrobiłeś to sam.

Garrett odwrócił spojrzenie od ojca i popatrzył na fotografię.

– Nie sądzisz, że postąpiła źle, ukrywając to przede mną?

Jeb westchnął. Nie chciał odpowiadać na to pytanie. Spróbował z innej strony.

– Dwa tygodnie temu, kiedy siedzieliśmy na molo, powiedziałeś, że chcesz się z nią ożenić, bo ją kochasz, pamiętasz?

Garrett przytaknął.

– Dlaczego to się zmieniło?

– Już ci mówiłem.

– Tak, wyjaśniłeś mi powody – przerwał mu Jeb, nim dokończył zdanie – ale nie byłeś wobec mnie całkiem szczery. Ani ze mną, ani z Teresą, ani nawet z samym sobą. To pewne, że Teresa powinna była powiedzieć ci o tych listach i prawdopodobnie by to zrobiła. Ale nie dlatego jesteś taki zły. Jesteś zły, ponieważ zmusiła cię, żebyś zdał sobie sprawę z czegoś, do czego nie chciałeś się przyznać.

Garrett, milcząc, wpatrywał się w ojca. W pewnym momencie podniósł się z kanapy, poszedł do kuchni, jakby zapragnął uciec od tej rozmowy. Z lodówki wyjął pojemnik z kostkami lodu. Zdenerwowany, za mocno nacisnął brzeg i kostki rozsypały się po całym blacie. Zaklął pod nosem.

Tymczasem Jeb zapatrzył się na zdjęcie Catherine, wracając pamięcią do swojej żony. Odłożył listy na bok i podszedł do szerokich szklanych drzwi. Rozsunął je i przyglądał się, jak lodowaty grudniowy wiatr znad Atlantyku goni fale, które z hukiem rozbijają się o brzeg. Ryk morza docierał aż do wnętrza domu. Jeb, wpatrzony w ocean, nagle usłyszał pukanie do drzwi.

Odwrócił się, zastanawiając się, kto to może być. Uświadomił sobie, że po raz pierwszy w tym domu słyszy, że ktoś stuka do drzwi.

Garrett, który nadal kręcił się po kuchni, nie zareagował. Jeb więc podszedł do drzwi wejściowych.

– Idę! – zawołał głośno.

Kiedy otworzył drzwi, podmuch wiatru wpadł do salonu i zdmuchnął listy Garretta ze stołu. Jeb tego nie zauważył, całą uwagę skupił na stojącym na progu gościu. Nie mógł oderwać wzroku od ciemnowłosej młodej kobiety, której nigdy przedtem nie widział. Domyślił się od razu, kim jest. Odsunął się na bok, żeby wpuścić ją do środka.

– Proszę wejść – powiedział cicho.

Popatrzyła na Jeba niepewne, a on zakłopotany nie wiedział, co powiedzieć.

– Pewnie jesteś Teresa – odezwał się w końcu Jeb, słysząc dobiegające z kuchni gniewne mamrotanie Garretta, który ścierał podłogę. – Dużo o tobie słyszałem.

– Wiem, że przyjeżdżam niespodziewanie…

– Nic nie szkodzi.

– Czy on tu jest?

Jeb gestem wskazał kuchnię.

– Jest. Poszedł przygotować coś do picia.

– Jak on się miewa?

– Musisz sama z nim pomówić.

Teresa pokiwała głową. Nagle straciła pewność, czy jej przyjazd to dobry pomysł. Spojrzała w głąb pokoju i dostrzegła rozsypane po podłodze listy. Torba Garretta stała przy drzwiach do sypialni. Poza tym dom wyglądał tak jak zawsze.

Była jeszcze fotografia.

Spostrzegła ją ponad ramieniem Jeba. Stała na stole, chociaż zazwyczaj Garrett trzymał ją w sypialni. Nie mogła oderwać od niej wzroku. Gdy Garrett wrócił do pokoju, nadal wpatrywała się w zdjęcie.

– Tato, co się stało? – Urwał i stanął jak wryty.

Żadne z nich się nie odezwało. Teresa patrzyła na niego nieśmiało, wzięła głęboki oddech i powiedziała:

– Witaj, Garrett.

Garrett stał milczący. Jeb zabrał kluczyki samochodowe ze stołu. Wiedział, że na niego już pora.

– Macie sobie dużo do powiedzenia, więc lepiej będzie, jak pójdę.

– Było mi miło ciebie poznać – rzucił, mijając Teresę, zrobił przy tym taki gest, jakby życzył jej szczęścia.

– Po co przyjechałaś? – spytał obojętnie Garrett, gdy zostali sami.

– Musiałam przyjechać. Chciałam cię zobaczyć.

– Po co?

Nie odpowiedziała. Po krótkim wahaniu podeszła do niego, patrząc mu prosto w oczy. Gdy znalazła się blisko, położyła mu palec na wargach.

– Nie pytaj – wyszeptała – Nie teraz. Proszę. – Próbowała się uśmiechnąć, ale łzy spłynęły jej po policzkach.

Nic więcej nie mogła powiedzieć. Nie potrafiłaby opisać tego, co czuje. Otoczyła go ramionami i mocno się przytuliła, a gdy Garrett niechętnie zrobił to samo, położyła mu głowę na piersi. Pocałowała go w szyję, przesunęła dłonią po włosach, musnęła wargami policzek, a potem usta. Pocałowała go najpierw delikatnie, potem bardziej namiętnie. Garrett mimowolnie odpowiedział na pocałunek i przygarnął Teresę do siebie.

Z zewnątrz do saloniku docierał ryk wzburzonego oceanu, a oni tulili się do siebie, poddając ogarniającemu ich pożądaniu. Teresa wysunęła się z objęć Garretta i zaczęła się rozbierać. Garrett zrobił krok w stronę sypialni, ale potrząsnęła przecząco głową. Chciała na niego patrzeć, chciała, aby on też ją widział, żeby widział, że jest właśnie z nią, a nie z kim innym.

Powoli, bardzo powoli… zdejmowała z siebie ubranie – bluzkę… spodnie… stanik… majteczki… Nie spuszczała z niego wzroku, rozchyliła lekko wargi. Kiedy była już naga, stanęła przed nim, pozwalając, aby ją dobrze obejrzał.

Wreszcie zbliżyła się do niego. Delikatnie przesunęła palcami po jego piersi, ramionach, rękach, jakby chciała na zawsze zapamiętać ich kształt. Odsunęła się i stanęła za nim, żeby mógł się rozebrać. Obserwowała go, gdy zrzucał z siebie ubranie. Zbliżyła się ponownie, pocałowała go w ramię, a potem powoli przesunęła wargami po jego skórze.W pewnym momencie wzięła Garretta za rękę i zaprowadziła do sypialni. Położyła się na łóżku i przyciągnęła go do siebie.

Przytulili się do siebie rozpaczliwie. Nigdy przedtem nie kochali się w ten sposób – boleśnie świadomi rozkoszy dawanej sobie nawzajem. Każde dotknięcie wywoływało silniejszy dreszcz niż poprzednie. Jakby obawiając się tego, co przyniesie im przyszłość, pieścili swoje ciała z namiętnością, która miała na zawsze pozostać w ich wspomnieniach. Kiedy razem dotarli na szczyt, Teresa odchyliła głowę do tyłu i głośno krzyknęła.

Usiadła na łóżku i położyła sobie głowę Garretta na kolana. Głaskała go po włosach, słuchając jego miarowego oddechu.

Garrett obudził się późnym popołudniem i przekonał się, że jest sam. Wyskoczył z łóżka i chwytając po drodze dżinsy i koszulę, wybiegł z sypialni.

Teresę znalazł w kuchni przy stole, na którym stała do połowy opróżniona filiżanka z kawą. Dzbanek z ekspresu tkwił w zlewie. Garrett zerknął na zegarek i stwierdził, że spał prawie dwie godziny.

– Cześć – rzucił niepewnie.

Teresa spojrzała przez ramię.

– Cześć, nie słyszałam, jak wstałeś.

– Wszystko w porządku?

– Usiądź przy mnie. Mam ci dużo do powiedzenia.

Garrett zajął miejsce przy stole i uśmiechnął się do Teresy, która obracała w palcach filiżankę, nie odrywając od niej wzroku. Wyciągnął rękę i odgarnął pasmo włosów, które spadało jej na twarz.

– Znalazłam butelkę, gdy latem biegałam plażą – zaczęła spokojnie, ale sztywno, jakby przypominała sobie coś bolesnego. – Nie wiedziałam, co będzie napisane w liście. Przeczytałam i się popłakałam. Był taki piękny – widać było, że napisano go prosto z serca. Rozumiałam, o czym piszesz, ponieważ sama czułam się samotna. – Teresa uniosła głowę i popatrzyła na Garretta. – Tamtego ranka pokazałam list Deannie. To ona zaproponowała, żeby go opublikować. Początkowo nie chciałam się na to zgodzić. Uważałam, że jest zbyt osobisty. Deanna nie widziała w tym przeszkody. Twierdziła, że inni też powinni go przeczytać. Ugięłam się i sądziłam, że to będzie koniec. Stało się inaczej. Zadzwoniła do mnie kobieta, która przeczytała mój tekst. Przysłała mi drugi list, który znalazła parę lat temu. Byłam zaintrygowana, ale nie sądziłam, że nastąpi jakiś dalszy ciąg. Słyszałeś kiedyś o magazynie „Yankee”?

– Nie.

– To takie regionalne pisemko, mało znane poza Nową Anglią. Tam znalazłam trzeci list.

– Wydrukowali go?

– Tak. Odszukałam autora artykułu, a on przesłał mi trzeci list. Wtedy ciekawość zwyciężyła. Miałam trzy listy… i każdy następny wzruszał mnie tak samo mocno jak poprzedni. Z pomocą Deanny dowiedziałam się, kim jesteś, i przyjechałam tutaj. – Uśmiechnęła się smutno. – Wiem, że z pozoru wygląda to tak, jakbym postępowała w sposób wyrachowany. Tymczasem nie przyjechałam tutaj, aby się w tobie zakochać ani po to, by napisać tekst. Chciałam się przekonać, jaki jesteś. Chciałam poznać autora pięknych listów. Poszłam do portu i się spotkaliśmy. Rozmawialiśmy, a potem zaprosiłeś mnie na łódź. Gdybyś tego nie zrobił, pewnie następnego dnia wróciłabym do domu.

Nie wiedział, co powiedzieć. Teresa przykryła jego dłoń swoją.

– Tak dobrze było nam ze sobą, że zapragnęłam zobaczyć cię znowu. Już nie z powodu listów, ale ze względu na sposób, w jaki mnie potraktowałeś. Tylko pierwsze spotkanie było zaplanowane. Nic więcej.

Garrett milczał przez chwilę.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi o listach?

– Chciałam, ale chyba przekonałam samą siebie, że nie ma znaczenia, jak się poznaliśmy. Najważniejsze było to, czy jest nam dobrze ze sobą. Poza tym nie wierzyłam, że zrozumiesz, a nie chciałam cię stracić.

– Gdybyś powiedziała mi wcześniej, zrozumiałbym.

Patrzyła na niego uważnie.

– Czyżby, Garrett? Rzeczywiście byś zrozumiał?

Wiedział, że nadeszła chwila prawdy. Kiedy nie odpowiedział, Teresa potrząsnęła z powątpiewaniem głową i uciekła spojrzeniem w bok.

– Gdy poprosiłeś mnie, żebym się przeprowadziła, nie zgodziłam się od razu, ponieważ nie miałam do końca jasności, dlaczego to zrobiłeś. – Zawahała się na chwilę. – Musiałam być pewna, że chcesz właśnie mnie. Musiałam wiedzieć, że chodzi ci o nas, a nie dlatego, że przed czymś uciekasz. Pragnęłam, żebyś mnie przekonał, ale ty znalazłeś listy… – Wzruszyła bezradnie ramionami. – W głębi duszy wiedziałam o tym od samego początku, ale chciałam wierzyć, że mimo wszystko nam się uda.

– O czym mówisz?

– Nie wątpię, że mnie kochasz. Wiem, że tak jest. Dlatego to takie trudne. Wiem, że mnie kochasz, ja też cię kocham… w innych okolicznościach pewnie dalibyśmy sobie ze wszystkim radę. Ale teraz… Sądzę, że nie jesteś gotów.

Garrett poczuł się tak, jakby dostał cios w żołądek. Teresa patrzyła mu prosto w oczy.

– Nie jestem ślepa. Zdaję sobie sprawę, dlaczego czasami umilkłeś, dlaczego chciałeś, żebym tu przyjechała.

– Tęskniłem za tobą.

– Być może… ale nie do końca. – Poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Głos jej się załamał. – Chodzi o Catherine. – Otarła łzy. Nie chciała, by Garrett był świadkiem jej załamania. – Kiedy opowiadałeś mi o niej pierwszy raz… miałeś taki wyraz twarzy… zdałam sobie sprawę, jak bardzo ją kochałeś i nadal kochasz…Twój gniew uświadomił mi to ponownie. Spędziliśmy ze sobą tyle czasu… ale nie jesteś gotów. – Wzięła głęboki oddech. – Nie byłeś zły dlatego, że znalazłam listy, byłeś zły, ponieważ stałam się zagrożeniem dla uczuć, jakie łączyły cię z Catherine.

Odwrócił głowę, słysząc echo oskarżeń ojca. Dotknęła jego ręki.

– Jesteś, kim jesteś. Mężczyzną, który kochał głęboko, który pokochał na zawsze. Nie ma znaczenia, jak bardzo mnie kochasz… Nigdy jej nie zapomnisz, a ja nie potrafię z tym żyć.

– Możemy spróbować – zaczął ochryple. – Ja mogę spróbować… być innym.

Przerwała mu.

– Wiem, że w to wierzysz. Sama chcę w to wierzyć. Gdybyś objął mnie i zaczął błagać, żebym została, pewnie bym została, bo odmieniłeś moje życie, dałeś mi coś, czego od dawna w nim brakowało… Nasza znajomość układałaby się tak jak do tej pory, a my mielibyśmy nadzieję, że kiedyś może nam się uda, ale nie mogło nam się udać… Nie rozumiesz? Przy następnej kłótni… – Urwała. – Nie mogę z nią konkurować. Na to nie mogę się zgodzić, chociaż pragnę, żebyśmy byli razem.

– Kocham cię.

Uśmiechnęła się łagodnie. Puściła jego rękę i delikatnie pogłaskała go po policzku.

– Ja też cię kocham. Jednak czasami miłość nie wystarczy.

Garrett pobladł. Milczał. W ciszy, która zapadła, rozległ się płacz Teresy.

Garrett otoczył ją ramionami. Oparł policzek o jej włosy, a ona ukryła twarz na jego piersi. Drżała. Upłynęła dłuższa chwila, nim odsunęła się od niego i otarła łzy. Popatrzyli na siebie. W spojrzeniu Garretta malowała się niema prośba. Pokręciła głową.

– Nie mogę zostać, chociaż oboje tego pragniemy.

Słowa te zabolały. Garrettowi zakręciło się w głowie.

– Nie… – powiedział załamującym się głosem.

Teresa odsunęła się, wiedząc że powinna wyjść, zanim zmieni zdanie.

– Muszę już iść.

Zarzuciła pasek torebki na ramię i skierowała się do drzwi. Garrett nie był w stanie się poruszyć.

Wreszcie, oszołomiony, nie w pełni świadomy, co się dzieje, poszedł za nią. Na dworze padał deszcz. Jej samochód stał na podjeździe. Otworzyła drzwi. Garrett, niezdolny do powiedzenia słowa, obserwował, jak Teresa otwiera drzwi.

Włożyła kluczyki do stacyjki. Z bladym uśmiechem zamknęła drzwi. Mimo deszczu opuściła szybę. Chciała go raz jeszcze wyraźnie zobaczyć. Widząc wyraz jego twarzy, przez chwilę zapragnęła cofnąć decyzję, zawrócić, powiedzieć, że nie jest ważne to, co mówiła, bo nadal go kocha. Ta wizja była taka pociągająca…

Bardzo pragnęła to zrobić, ale nie mogła się do tego zmusić.

Garrett postąpił krok w stronę samochodu. Pokręciła głową, żeby go zatrzymać.

– Będę za tobą tęskniła, Garrett – powiedziała cicho, jakby do siebie i wrzuciła bieg.

Deszcz padał zimnymi, wielkimi kroplami.

Garrett stał nieruchomo.

– Proszę – rzekł błagalnym tonem – nie odchodź. – Jego głos tłumił szum deszczu.

Nie odpowiedziała.

Wiedziała, że jeśli zostanie choć trochę dłużej, znowu zacznie płakać. Zakręciła szybę i powoli ruszyła. Garrett oparł dłonie o maskę, palce powoli zsunęły się z mokrej blachy. Po chwili samochód stał już na ulicy, gotowy do drogi. Wycieraczki poruszały się rytmicznie.

– Tereso! – zawołał. – Zaczekaj! – Garrett zrozumiał, że traci ostatnią szansę.

Nie usłyszała go w szumie deszczu. Samochód minął dom. Garrett biegł do końca podjazdu, machał ramionami, żeby zwrócić uwagę Teresy. Nic nie widziała.

– Tereso! – wołał. Biegł za samochodem środkiem drogi, rozpryskując kałuże. Zauważył, że zabłysły na czerwono światełka hamulców. Wiedział, że Teresa widzi go w lusterku wstecznym. Jeszcze nie wszystko stracone – pomyślał.

Światła zgasły i samochód ruszył, przyśpieszając coraz bardziej. Garrett biegł nadal. Deszcz lał się z nieba strumieniami, wsiąkał w ubranie, oślepiał, zalewał ulicę. Samochód Teresy się oddalał. W końcu Garrett przestał biec. Zatrzymał się, dysząc ciężko. Stał na środku drogi, patrząc, jak pojazd skręca i znika z pola widzenia. Stał tak dłuższą chwilę, próbując złapać oddech. Czekał, miał nadzieję, że Teresa zawróci, że razem pojadą do domu. Tak bardzo chciałby cofnąć czas i dać sobie ostatnią szansę.

Odeszła.

W chwilę później usłyszał za plecami klakson i serce zabiło mu niespokojnie. Odwrócił się szybko, przekonany, że za szybą zobaczy jej twarz. Od razu zrozumiał, że się pomylił, i zszedł na pobocze. Zobaczył, że kierowca przygląda mu się z ciekawością. Nagle uświadomił sobie, że jeszcze nigdy nie czuł się taki samotny.

** ** **

Teresa była jednym z ostatnich pasażerów – weszła na pokład samolotu w ostatniej chwili. Zajęła wskazany fotel i wyjrzała przez okno. W zapadającym zmroku deszcz lał się strumieniami. Na pasie startowym ładowano do luku ostatnie bagaże. Obsługa pracowała szybko, próbując nie dopuścić do przemoczenia walizek. Skończyli w tym samym momencie, gdy zamknięto drzwi do kabiny. W chwilę później schodki odjechały w stronę budynku dworca. Stewardesy sprawdzały, czy pasażerowie zapięli pasy. Samolot cofnął się, odsunął od rękawa i skierował w stronę pasa.

Tam się zatrzymał, czekając na zezwolenie startu.

Z roztargnieniem spojrzała przez okno. Kątem oka zobaczyła samotną postać w oknie dworca.

Przyjrzała się uważniej.

Czy to możliwe?

Nie była pewna. Deszcz utrudniał widoczność. Gdyby ten ktoś nie stał tak blisko szyby, pewnie w ogóle by go nie zauważyła. Patrzyła na niego i zebrało się jej na płacz.

Zawyły silniki, potem ucichły, gdy samolot powoli ruszył. Wiedziała, że została jej tylko chwila. Maszyna nabierała prędkości.

Do przodu… po pasie… coraz dalej od Wilmington.

Odwróciła głowę, by rzucić okiem po raz ostatni na samotną postać, ale nie potrafiła powiedzieć, czy rzeczywiście ktoś stał przy oknie.

Samolot zawrócił, ustawiając się w pozycji do startu. Teresa poczuła ucisk w uszach. Rozległ się głuchy warkot, gdy koła oderwały się od pasa. Przed oczami miała obrazy z Wilmington… Puste plaże, po których razem wędrowali… molo… port…

Samolot skręcił. Teraz przez okno zobaczyła ocean, ocean, który ich połączył.

Za ciężkimi chmurami zachodziło słońce.

Na chwilę, gdy zniknęli w chmurach, położyła rękę na szybie i dotknęła jej lekko, wyobrażając sobie, że to jego dłoń.

– Żegnaj – szepnęła i zaczęła cicho płakać.