38936.fb2 List w butelce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

List w butelce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Rozdział piąty

Teresa obudziła się wcześnie, jak to było w jej zwyczaju. Wstała z łóżka, żeby wyjrzeć przez okno. Słońce w Karolinie Północnej rzucało złote promienie przebijające się przez poranną mgłę. Otworzyła szeroko drzwi balkonowe, by przewietrzyć pokój.

W łazience zsunęła piżamę i weszła pod prysznic. W tym momencie pomyślała, jak łatwo było tutaj dotrzeć. Niecałe czterdzieści osiem godzin temu siedziała z Deanną nad listami, słuchała, jak przyjaciółka rozmawia przez telefon i szuka Garretta. Po powrocie do domu poprosiła Ellę, by w czasie jej nieobecności zaopiekowała się Harveyem i wyjmowała pocztę ze skrzynki.

Następnego dnia poszła do biblioteki i poczytała trochę o nurkowaniu. Lata pracy dziennikarskiej nauczyły ją, żeby niczego nie pozostawiać przypadkowi i być przygotowanym na wszystko.

Wymyśliła prosty plan. Pojedzie do sklepu „Nurkowanie na Wyspach” i pomyszkuje tam z nadzieją, że będzie mogła rzucić okiem na Garretta Blake'a. Jeśli okaże się, że to siedemdziesięcioletni starzec lub dwudziestoletni student, wyjdzie bez słowa i wróci do domu. Postanowiła, że jeśli przeczucie jej nie myli i jest mniej więcej w jej wieku, spróbuje z nim porozmawiać. Dlatego właśnie poświęciła trochę czasu, aby dowiedzieć się czegoś o nurkowaniu. Chciała sprawić wrażenie, że trochę się na tym zna. Prawdopodobnie będzie mogła dowiedzieć się od niego więcej, jeśli uda jej się porozmawiać z nim na interesujący go temat, nie zdradzając przy tym zbyt wiele o sobie. Wtedy lepiej zapanuje nad sytuacją.

Co potem? Tego nie była pewna. Nie chciała wyjawić Garrettowi prawdy o przyczynie swojego przyjazdu. „Cześć, przeczytałam twoje listy do Catherine i gdy dowiedziałam się, jak bardzo ją kochałeś, pomyślałam sobie, że jesteś mężczyzną, jakiego szukam”. Nie, to wykluczone. Inne rozwiązanie nie wydawało się lepsze. „Cześć, jestem z „Boston Times”. i znalazłam twoje listy. Moglibyśmy napisać artykuł o tobie?” To też nie wydawało się właściwe. Ani żaden inny pomysł, który przychodził jej do głowy.

Nie po to jednak wyprawiła się tak daleko, żeby teraz zrezygnować tylko dlatego, że nie wie, jak go zagadnąć. Poza tym, jak powiedziała Deanna, jeśli jej się nie uda, po prostu wróci do Bostonu.

Wyszła spod prysznica, wytarła się, nasmarowała ramiona i nogi balsamem, włożyła białą bluzkę z krótkimi rękawami, niebieskie szorty i białe sandały. Chciała wyglądać zwyczajnie. Nie zależało jej na rzucaniu się w oczy. W końcu nie wiedziała, czego może się spodziewać. Pragnęła stworzyć sobie możliwość oceny sytuacji na własnych warunkach i nie przejmować się innymi.

Kiedy była gotowa do wyjścia, odnalazła książkę telefoniczną, przekartkowała, nagryzmoliła na kartce adres sklepu „Nurkowanie na Wyspach”. Wzięła głęboki oddech i zeszła na dół. Raz jeszcze powtórzyła sobie w duchu słowa Deanny.

Zatrzymała się najpierw przed sklepem z pamiątkami, w którym kupiła mapę Wilmington. Sprzedawca wskazał jej kierunek. Bez trudu znalazła drogę, chociaż Wilmington okazało się większe, niż się spodziewała. Na ulicach było pełno samochodów. Duży ruch panował na mostach prowadzących do przybrzeżnych wysepek: Kurę Beach, Carolina Beach i Wrightsville Beach. Wyglądało na to, że tam właśnie wszyscy się kierują.

„Nurkowanie na Wyspach” znajdowało się blisko przystani. Dojechała do drogi, do której chciała dotrzeć, zwolniła i zaczęła rozglądać się za sklepem.

Gdy go spostrzegła, zaparkowała w pewnej odległości od wejścia pomiędzy innymi samochodami.

Sklep mieścił się w starym drewnianym budynku, wyblakłym od słonego powietrza i morskich wiatrów. Ręcznie malowany szyld wisiał na dwóch zardzewiałych łańcuchach, zakurzone okna przywodziły na myśl tysiące sztormów.

Wysiadła z samochodu, odgarnęła włosy z twarzy i ruszyła do drzwi wejściowych. Zatrzymała się na chwilę, zaczerpnęła głęboko powietrza, zebrała myśli i weszła do środka, starając się udawać, że nie sprowadziły jej tu nadzwyczajne okoliczności.

Przechadzała się po sklepie, wędrowała wzdłuż regałów, obserwowała klientów zdejmujących sprzęt i odkładających go na półki. Uwagę skupiła na osobach, które sprawiały wrażenie pracowników. Przyglądała się bacznie każdemu mężczyźnie, zadając sobie w duchu pytanie: „Czy to ty jesteś Garrett?” Jednak większość obecnych wyglądała na klientów.

Dotarła do końca sklepu i nad półkami dostrzegła kilka oprawionych w ramki artykułów wyciętych z czasopism i dzienników. Pochyliła się, żeby lepiej im się przyjrzeć, i stwierdziła, że znalazła odpowiedź na pierwsze pytanie dotyczące tajemniczego Garretta Blake'a.

Dowiedziała się, jak wygląda.

Pierwszy artykuł dotyczył nurkowania. Podpis pod zdjęciem informował: Garrett Blake z „Nurkowania na Wyspach” przygotowuje kursantów do pierwszego zanurzenia w oceanie.

Mężczyzna widoczny na zdjęciu poprawiał szelki podtrzymujące butlę tlenową na plecach jednego z uczniów. Teraz mogła stwierdzić, że miały z Deanną rację. Wyglądał na trzydzieści kilka lat, miał szczupłą twarz i krótkie brązowe włosy, rozjaśnione po wielu godzinach spędzonych na słońcu. Był trochę wyższy od ucznia, a koszulka bez rękawów ukazywała umięśnione ramiona.

Odbitka fotografii nie była zbyt wyraźna, więc Teresa nie mogła określić koloru jego oczu, chociaż widziała, że miał ogorzałą twarz. Wydawało jej się, że dostrzegła zmarszczki w kącikach oczu, ale równie dobrze mogło go razić słońce.

Dokładnie przeczytała artykuł, zapamiętała informację, kiedy udzielał lekcji, oraz dane o sposobie otrzymania świadectwa. W drugim artykule nie zamieszczono fotografii. Opisywano w nim nurkowanie do zatopionych statków, bardzo popularne w tym rejonie. Jak się okazało, na mapach wybrzeży Karoliny Północnej zaznaczono ponad pięćset wraków. Okolice te nazywano Cmentarzyskiem Atlantyku. Od stuleci statki tonęły przy brzegu Outer Banks.

Trzeci artykuł, też bez zdjęcia, był poświęcony „Monitorowi”, pierwszemu federalnemu statkowi z żelaznym poszyciem, pochodzącemu z czasów wojny secesyjnej. Zatonął w tysiąc osiemset sześćdziesiątym drugim roku w pobliżu przylądka Hatteras w trakcie holowania przez parowiec w drodze do Karoliny Południowej. Wrak w końcu odnaleziono i poproszono Garretta Blake'a, a także płetwonurków z Instytutu Morskiego Duke'a o zejście na dno oceanu i sprawdzenie, czy nie da się statku wydobyć na powierzchnię.

Czwarta publikacja dotyczyła „Happenstance”. Towarzyszyło jej osiem fotografii wykonanych pod różnym kątem, z zewnątrz i w środku łodzi. Na wszystkich pokazywano szczegółowo sposób odnowienia łodzi. Była niezwykła – wykonano ją całkowicie z drewna w Lizbonie w Portugalii w tysiąc dziewięćset dwudziestym siódmym roku. Zaprojektował ją Herreschoff, jeden z najwybitniejszych inżynierów morskich tamtych czasów. Miała za sobą długą, pełną przygód historię (między innymi wykorzystywano ją w czasie drugiej wojny światowej do śledzenia niemieckich garnizonów na wybrzeżach Francji). Wreszcie łódź trafiła do Nantucket i tam kupił ją miejscowy przemysłowiec. Zaczynała się rozpadać, gdy przed czterema laty przejął ją Garrett Blake i odnowił wraz z żoną, Catherine.

Catherine…

Teresa spojrzała na datę. Kwiecień tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty drugi. Artykuł nie wspominał o śmierci Catherine, a ponieważ jeden z listów znaleziono trzy lata temu w Norfolk, oznaczało to, że zmarła w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim.

– Mogę w czymś pomóc?

Teresa bezwiednie odwróciła się w kierunku, skąd dobiegł głos. Stał tam uśmiechnięty młody mężczyzna. Nagle ucieszyła się, że chwilę wcześniej zobaczyła zdjęcie Garretta. To na pewno nie był on.

– Przestraszyłem panią? – zapytał, a Teresa pokręciła przecząco głową.

– Nie… Oglądałam zdjęcia.

Wskazał fotografie.

– Jest niezwykła, prawda?

– Kto?

– „Happenstance”. Garrett – właściciel sklepu – zupełnie ją przebudował. To wspaniała łódź. Jedna z najładniejszych, jakie kiedykolwiek widziałem, zwłaszcza teraz, gdy jest gotowa.

– Czy jest tu? Chodzi mi o Garretta…

– Nie, poszedł do portu. Przyjdzie później…

– Och…

– Wiem, że sklep jest trochę zagracony, ale znajdzie tu pani wszystko, co potrzeba do nurkowania.

– Nie, dziękuję, właściwie tylko oglądałam.

– Dobrze, jeśli będzie pani chciała coś wybrać, proszę dać mi znać.

– Zrobię to – odparła.

Młody człowiek wesoło kiwnął głową i odwrócił się, chcąc odejść do kontuaru usytuowanego bliżej drzwi wejściowych do sklepu. Teresa usłyszała własny głos, zanim to sobie uświadomiła.

– Mówił pan, że Garrett jest w porcie?

Odwrócił się i podszedł ponownie do niej.

– Tak, dwie przecznice stąd. Wie pani, gdzie to jest?

– Chyba minęłam port po drodze.

– Powinien być tam jeszcze około godziny, ale jak już mówiłem, jeśli wróci pani później, będzie w sklepie. Może mu coś przekazać?

– Nie, dziękuję. Nie trzeba.

Spędziła następne trzy minuty, udając, że uważnie ogląda towary na półkach, potem wyszła, machając młodemu człowiekowi na pożegnanie.

Zamiast jednak do samochodu – skierowała się w stronę portu.

`ty

Dotarła do portu i rozejrzała się w nadziei, że dostrzeże „Happenstance”. Ogromna większość łodzi była pomalowana na biało, a ta Garretta miała barwę naturalnego drewna, więc znalazła ją bez trudu i ruszyła w kierunku właściwego doku.

Gdy szła nabrzeżem, ogarnęło ją zdenerwowanie. Pocieszała się, że przeczytane w sklepie artykuły podsunęły jej kilka tematów do rozmowy. Kiedy już go pozna, wyjaśni mu po prostu, że opis „Happenstance” zachęcił ją do obejrzenia łodzi z bliska. Brzmiało to wiarygodnie. Miała nadzieję, że uda się ten wstęp zamienić w długą pogawędkę. Wówczas zorientuje się, jakim jest człowiekiem. Potem… potem zobaczy.

Gdy podeszła do łodzi, stwierdziła, że była zamknięta, a żagiel przykryty pokrowcem. Wszystko leżało na swoim miejscu. W pobliżu nikogo nie zauważyła. Rozejrzała się jeszcze wokół, by sprawdzić, czy Garrett gdzieś się nie kręci, i przeczytała nazwę na rufie łodzi. Była to „Happenstance”. Odgarnęła włosy z twarzy i zamyśliła się na chwilę. Dziwne – pomyślała – mężczyzna w sklepie mówił, że na pewno go tutaj zastanie.

Zamiast zawrócić uważnie przyjrzała się łodzi. Była piękna, inna od łodzi zacumowanych w pobliżu. Miała swój charakter. Teresa zrozumiała teraz, dlaczego gazeta opublikowała artykuł o „Happenstance”. Na swój sposób przypominała ona piracki statek, który widziała na filmie. Teresa przeszła od dziobu do rufy, przyjrzała się łodzi pod różnymi kątami, zastanawiając się, jak bardzo była zniszczona przed odnowieniem. Większość elementów wyglądała na nowe, ale Teresa sądziła, że nie wymieniono całego drewna. Pewnie ją oczyszczono papierem ściernym. Gdy przyjrzała się z bliska, dostrzegła zadrapania na kadłubie, potwierdzające jej teorię.

Postanowiła w końcu, że później zajrzy do „Nurkowania na Wyspach”. Mężczyzna ze sklepu musiał się pomylić. Po raz ostatni rzuciła okiem na łódź i odwróciła się, by odejść.

Na nabrzeżu o kilka metrów od niej stał mężczyzna i uważnie się jej przyglądał.

Garrett…

Pocił się w porannym upale. Koszulka była mokra w kilku miejscach, oddarte rękawy odsłaniały wyrobione muskuły ramion. Miał ręce poplamione czarną mazią przypominającą smar. Zegarek do nurkowania na przegubie wydawał się zniszczony, jakby nosił go od lat. Był w krótkich piaskowych spodniach, a na bosych stopach miał sandały. Sprawiał wrażenie osoby, która większość życia, a może nawet całe spędziła nad oceanem.

Pod wpływem jego wzroku Teresa bezwiednie cofnęła się o krok.

– Może w czymś pani pomóc? – zapytał. Uśmiechnął się, ale nie podszedł bliżej, jakby obawiał się, że ona może odnieść wrażenie, iż znalazła się w pułapce.

Właśnie tak się poczuła, gdy spotkały się ich spojrzenia.

Przez chwilę mogła tylko wpatrywać się w niego bez słowa. Widziała jego zdjęcie, ale wyglądał lepiej, niż się spodziewała, chociaż nie wiedziała dlaczego. Był wysoki i miał szerokie bary. Nie był uderzająco przystojny, miał ogorzałą, surową twarz, jak gdyby słońce i morze zostawiły na niej swój ślad. Jego wzrok nie wywierał tak hipnotyzującego wpływu jak spojrzenie Davida, ale przykuwał uwagę. Było coś niezwykle męskiego w jego postawie.

Przypomniała sobie swój plan. Wzięła głęboki oddech. Wskazała ręką „Happenstance”.

– Podziwiałam pańską łódź. Jest naprawdę piękna.

Pocierał dłonie, jakby chciał się pozbyć smaru.

– Dziękuję, to bardzo miłe z pani strony.

Nieruchome spojrzenie jego oczu zdawało się podkreślać realizm sytuacji. Nagle wszystko do niej wróciło – znalezienie butelki, rosnące zaciekawienie, poszukiwania, podróż do Wilmington i wreszcie to spotkanie: twarzą w twarz. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Zamknęła oczy, próbując odzyskać panowanie nad sobą. Nie spodziewała się, że wszystko potoczy się tak szybko. Nagle poczuła strach.

Postąpił mały krok do przodu.

– Dobrze się pani czuje? – zapytał z troską.

Odetchnęła głęboko i zmusiła się do spokoju.

– Tak, chyba tak. Zakręciło mi się trochę w głowie.

– Na pewno?

Zawstydzona, odgarnęła włosy.

– Tak. Nic mi nie jest. Naprawdę.

– To dobrze – powiedział takim tonem, jakby chciał sprawdzić, czy ona mówi prawdę. Potem, gdy już się upewnił, że nie skłamała, zapytał z zaciekawieniem:

– Czy już się kiedyś spotkaliśmy?

Teresa pokręciła przecząco głową.

– Nie sądzę.

– Skąd pani wiedziała, że to moja łódź?

– Och… zobaczyłam pańską fotografię w sklepie – odpowiedziała z ulgą. – Były tam zdjęcia łodzi. Młody człowiek powiedział, że tu pana zastanę, więc pomyślałam, że skoro już tu pan jest, mogłabym przyjść i obejrzeć łódź.

– Powiedział, że będę tutaj?

Umilkła i przypomniała sobie słowa sprzedawcy.

– Właściwie wspomniał o dokach. Sądziłam, że to znaczy, iż będzie pan tutaj.

Skinął głową.

– Byłem na innej łodzi, której używamy do nurkowania.

Przepływając obok, mały rybacki kuter uruchomił syrenę. Garrett odwrócił się i pomachał do mężczyzny stojącego na pokładzie. Kuter popłynął dalej, a Garrett wrócił spojrzeniem do niej. Uderzyła go jej uroda. Z bliska była ładniejsza niż wtedy, gdy patrzył na nią z przeciwnej strony nabrzeża. Spuścił wzrok i sięgnął po czerwoną chustkę wetkniętą w tylną kieszeń szortów. Otarł pot z czoła.

– Wspaniale pan ją odnowił – powiedziała Teresa.

Uśmiechnął się blado i schował chustkę.

– Dziękuję za uprzejme słowa.

Teresa zerknęła na „Happenstance”, potem popatrzyła na Garretta.

– Wiem, że to nie moja sprawa – zaczęła swobodnie – ale skoro już pan tu jest, czy mogłabym zadać panu kilka pytań na temat łodzi?

Z jego miny zorientowała się, że nie pierwszy raz go o to proszono.

– Co chciałaby pani wiedzieć?

Starając się, żeby zabrzmiało to naturalnie, spytała:

– Czy była w bardzo złym stanie, kiedy pan ją kupił, tak jak napisano w artykule?

– Właściwie to było nawet gorzej. – Podszedł bliżej i wskazywał miejsca, o których mówił. – Na dziobie było bardzo dużo zbutwiałego drewna, w burcie znaleźliśmy kilka przecieków. To był prawdziwy cud, że unosiła się na wodzie. Skończyło się na wymianie sporej części kadłuba, a to, co z niego zostało, trzeba było dokładnie oszlifować, uszczelnić i ponownie pomalować. Musieliśmy zrobić również wnętrze i to trwało o wiele dłużej.

W jego odpowiedzi wyłowiła słowo „musieliśmy”, ale postanowiła tego nie komentować.

– Była to chyba ogromna praca. – Uśmiechnęła się, mówiąc to, a Garrett poczuł ucisk w żołądku. Cholera, ale ona jest ładna.

– Owszem, ale warto było. O wiele przyjemniej żegluje się na tej łodzi niż na innych.

– Dlaczego?

– Ponieważ zbudowali ją ludzie, którzy na niej zarabiali na życie. Zaprojektowali ją bardzo starannie i dzięki temu żeglowanie jest o wiele prostsze.

– Rozumiem, że żegluje pan od dawna.

– Od dzieciństwa.

Pokiwała głową. Po krótkim namyśle zrobiła mały krok w kierunku łodzi.

– Mogę?

Przytaknął.

– Proszę dalej.

Teresa podeszła bliżej i przesunęła dłonią po burcie. Garrett zauważył, że nie nosi obrączki, chociaż nie powinno to mieć dla niego żadnego znaczenia. Nie odwracając się, Teresa zapytała:

– Co to za drewno?

– Mahoń.

– Cała łódź?

– Większa część. Prócz masztu i niektórych elementów wyposażenia wnętrza.

Garrett obserwował ją, jak idzie wzdłuż burty „Happenstance”. Gdy oddaliła się od niego, nie mógł nie zauważyć doskonałej figury i prostych ciemnych włosów opadających na ramiona. Nie tylko wygląd kobiety zwrócił jego uwagę, lecz także widoczna w każdym jej ruchu pewność siebie. Jakby dokładnie wiedziała, co myślą mężczyźni, gdy stoją obok. Pokręcił głową.

– Czy naprawdę używano tej łodzi do szpiegowania Niemców w czasie drugiej wojny światowej? – spytała, odwracając się do niego.

Roześmiał się cicho, próbując pozbierać myśli.

– Tak mnie zapewniał poprzedni właściciel, chociaż nie wiem, czy to prawda, czy może powiedział to, żeby podwyższyć cenę.

– Właściwie nie ma to żadnego znaczenia. To piękna łódź. Ile czasu zabrało panu odnowienie?

– Prawie rok.

Zajrzała przez iluminator, ale w środku było za ciemno, żeby mogła coś zobaczyć.

– Na czym pan żeglował w czasie naprawy „Happenstance”?

– Nie żeglowaliśmy. Nie było na to dość czasu. Ciągle była praca w sklepie, kursy i przygotowywanie tej łodzi do pływania.

– Musiała przejść próby morskie? – spytała z uśmiechem i Garrett po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że rozmowa sprawia mu przyjemność.

– Oczywiście, ale komisja po prostu poszła sobie, gdy skończyliśmy i spuściliśmy ją na wodę.

Znowu usłyszała liczbę mnogą.

– Jestem pewna, że tak.

Podziwiała łódź jeszcze przez chwilę i wreszcie podeszła do niego. Żadne z nich się nie odezwało. Garrett zastanawiał się, czy zauważyła, że przygląda się jej kątem oka.

– No cóż – powiedziała w końcu i skrzyżowała ramiona na piersi. – Zabrałam panu dość czasu.

– Nic się nie stało – odparł i znowu poczuł kropelki potu na czole. – Uwielbiam mówić o żaglach.

– Zawsze wydawało mi się, że pływanie to duża frajda.

– Mówi pani tak, jakby pani nigdy nie żeglowała.

Wzruszyła ramionami.

– Bo nie żeglowałam. Zawsze chciałam, ale nigdy nie miałam okazji.

Mówiąc to, spojrzała na niego. Ich spojrzenia się spotkały. Garrett stwierdził, że znowu musi sięgnąć po chustkę. Otarł pot z czoła i usłyszał własny głos:

– Zazwyczaj wyruszam wieczorem po pracy. Gdyby pani chciała popłynąć, dzisiaj mogłaby mi pani towarzyszyć.

Nie był pewien, dlaczego to powiedział. Może – pomyślał – po tych wszystkich latach odezwała się tęsknota za obecnością kobiety? Może miało to coś wspólnego ze sposobem, w jaki rozjaśniały się jej oczy, gdy mówiła. Bez względu na powód, właśnie ją zaprosił i już nie mógł tego zmienić.

Teresa też była zaskoczona, ale od razu postanowiła się zgodzić. W końcu po to właśnie przyjechała do Wilmington.

– Z największą przyjemnością – zgodziła się. – O której?

Schował chustkę. Czuł się trochę wytrącony z równowagi własnym postępowaniem.

– Może być siódma? Słońce zaczyna zachodzić i to idealna pora na wypłynięcie.

– Siódma mi odpowiada. Przyniosę coś do jedzenia.

Garrett ze zdumieniem stwierdził, że sprawiała wrażenie zadowolonej i podekscytowanej wyprawą.

– Nie trzeba.

– Wiem, ale to najmniejsza rzecz, jaką mogę zrobić. Przecież nie musiał pan proponować mi wspólnego pływania. Czy kanapki wystarczą?

Garrett cofnął się o krok, jakby nagle zabrakło mu powietrza.

– Wystarczą. Nie jestem wybredny.

– Świetnie – powiedziała i umilkła. Przestąpiła z nogi na nogę, czekając, czy Garrett coś jeszcze powie. Kiedy milczał, z roztargnieniem poprawiła pasek torebki na ramieniu. – Zatem do zobaczenia wieczorem. Tutaj na łodzi, prawda?

– Tak, tutaj – odparł i uświadomił sobie, że jego zachowanie zdradza napięcie, jakie go ogarnęło. Odchrząknął i uśmiechnął się kącikami ust. – Będzie dobra zabawa. Spodoba się pani.

– Na pewno. Do zobaczenia.

Odwróciła się i ruszyła nabrzeżem. Jej włosy rozwiewał wiatr. Gdy zaczęła się oddalać, Garrett zdał sobie sprawę, że o czymś zapomniał.

– Hej! – zawołał.

Zatrzymała się, odwróciła do niego twarzą i przysłoniła oczy dłonią..

– Tak?

Nawet z tej odległości wydała mu się bardzo ładna.

Postąpił kilka kroków w jej kierunku.

– Zapomniałem o coś zapytać. Jak się nazywasz?

– Nazywam się Teresa. Teresa Osborne.

– A ja Garrett Blake.

– A zatem, Garrett, do zobaczenia o siódmej. Mówiąc to, odwróciła się i szybko odeszła. Garrett odprowadzał spojrzeniem jej malejącą postać, próbując zapanować nad sprzecznymi uczuciami. Czuł podniecenie tym, co się właśnie stało, a z drugiej strony uważał, że to coś niewłaściwego. Wiedział, że nie powinien czuć się winny, a mimo to miał poczucie winy. Chciałby móc coś na to poradzić.

Oczywiście nic nie mógł poradzić. Nigdy nie mógł.