38937.fb2
Spotkałem nieoczekiwane tego ochlajmordę. Znałem go jeszcze z czasów, kiedy byłem z Betty i razem w trójkę dwa razy w tygodniu, regularnie, dokonywaliśmy obchodu wszystkich barów w dzielnicy. Opowiedział mi, że pracuje na poczcie, że ma już etat, i że praca jest łatwa i bardzo przyjemna.
Bez żadnych wątpliwości, było to największe, najbardziej podłe i ohydne kłamstwo i bujda tego stulecia!
Zawsze chciałem się z nim spotkać, ale obawiałem się, że tym razem spotkał już jakiegoś nieudanego cukiernika, który ugarnirował go zestarzałym lukrem. A czy ja musiałem i tego kosztować?
Ano musiałem. Złożyłem więc po raz drugi papiery i podanie o przyjęcie w zwarte szeregi urzędników państwowych, tym razem nie zakreślając rubryki „doręczyciel,” lecz „służby wewnętrzne”.
W tym samym dniu, kiedy wręczono mi zaproszenie na uroczyste złożenie przysięgi nowo przyjętych do służb publicznych, Freddy nagle przestał gwizdać tę upiorną już piosenkę z filmu W osiem dni dookoła świata. Na szczęście nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Cieszyłem się na „lekką pracę u Wuja Sama”.
Moje prawie ostatnie zdanie, jakie wypowiedziałem do chlebodawcy brzmiało:
– Mam coś osobistego do załatwienia na mieście, nie będzie więc mnie godzinę albo góra półtorej!
– Okay, Hank.
I tak, jak zmiana jego repertuaru nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, tak i on nie dowiedział się, którą to godzinę tak naprawdę miałem na myśli.