38937.fb2 Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 47

Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 47

4

Tego dnia przydzielono mi miejsce obok Butchnera. On nie zajmował się sortowaniem poczty. On siedział i gadał. Młoda panienka usiadła przy stole w samym jego końcu. Też sortowała. I wtedy usłyszałem Butchnera:

– Ty jebana ruro! Ty chcesz, żebym swojego kutasa wkręcił w twoją mufkę. Nie! Ty chciałabyś, żebym ją sfryzował, nie!

Nie zareagowałem na to. Sortowałem dalej. Jakiś kontrolujący nas kapo mignął w oddali. Butchner nie przepuścił jemu także:

– Ty też stoisz na mojej liście, ty pedale jeden! Ja już cię dopadnę, ty obesrany palancie! Kutasina pierdolona! Liż, liż te pokrzywione wały!

Nikt nie zwracał na to uwagi. Nawet przełożeni udawali, że nic nie słyszą. Ale Butchner nie miał zamiaru kończyć:

– No, no ty uważaj, baby! Wyraz twojej twarzy przestaje mi się podobać. Uważaj, bo cię umieszczę na mojej liście – i to na samej górze! Tak! Tak! Do ciebie mówię! Co, a może mnie nie słyszysz!

Tego było już dla mnie za dużo. Rzuciłem przesyłki na stół.

– Ty słuchaj – powiedziałem do niego – biorę cię za słowo. Zobaczymy, ile prawdy jest w tym, co ty gadasz! Robimy to tu, czy też chcesz gdzie indziej?

Spojrzałem na Butchnera, a ten dalej konwersował z sufitem. Zupełnie już chyba oszalał.

– Powiedziałem ci już, stoisz na samej górze mojej listy. Ja już cię dopadnę. I wtedy będziesz zgrzytać!

Ach ty, Boże Przenajświętszy, jak mogłem się dać nabrać na takie coś! Inni siedzieli jak myszy pod miotłą, a ja wyczyniałem jakieś skandale. Wstałem, żeby przepłukać gardło. Przepłukałem to wszystko, co siedziało mi na języku i zaraz wróciłem na miejsce. Dwadzieścia minut później, zgodnie z regulaminem, odszedłem od stołu, żeby nacieszyć się dziesięciominutową pauzą. A tu staje przede mną strażnik, tłusty pięćdziesięcioletni czarnuch i zaczyna drzeć ryja:

– CHINASKI!!!

– Gdzie to się pali, człowieku? – zapytałem.

– W ciągu ostatnich trzydziestu minut opuścił pan dwukrotnie miejsce pracy.

– No jasne, za pierwszym razem trwało to tylko trzydzieści sekund, żeby przepłukać sobie uzębienie! A potem nastąpiła regulaminowa pauza!

– A gdyby stał pan przy maszynie pracującej w systemie ciągłym? Przecież pan nie mógłby zostawić dwa razy maszyny, i to w ciągu trzydziestu minut! Samej!!!

Na jego twarzy gotowała się wściekłość i agresja. Z takim czymś spotkałem się pierwszy raz w życiu. Nic z tego nie kapowałem.

– ZA OPUSZCZENIE MIEJSCA PRACY NALEŻY SIĘ PANU PISEMNE OSTRZEŻENIE.

– Proszę bardzo, niech pan mnie ostrzega – powiedziałem spokojnie.

Wróciłem na swoje miejsce obok Butchnera. Strażnik przybiegł z jakimś papierzyskiem. Odręcznie pisane ostrzeżenie. Nie mogłem tego nawet przeczytać, bo jego złość i szał wyprodukowały parę kleksów i zupełnie nieczytelne krzywe szeregi wyrazów.

Zmiąłem to natychmiast i wsadziłem do kieszeni na tyłku.

Temu humoryście rozpieprzę kiedyś łeb – skomentował Butchner.

– Oby to miało miejsce jak najwcześniej, oby to miało miejsce jak najwcześniej – dodałem spokojnie.