38937.fb2 Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 62

Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 62

19

Pracę zaczynałem o 18.10, a Janko o 23.36 – czyli dobrze nie było, ale mogłoby być dużo gorzej. A ponieważ o 22.06 miałem półgodzinną pauzę, Janko siedział już na taborecie, kiedy ja wracałem najedzony i po kawie. Zawsze podstawiał mi krzesło pod tyłek. Janko uważał się nie tylko za wybitnego pięknoducha, ale także za wyjątkowego samca. Z jego zadręczających już mnie relacji wynikało niezbicie, że jest napadany w ciemnych korytarzach przez same tylko wspaniałe kobiety, że jest przez nie śledzony całymi tygodniami, że nie dają mu spokoju. Biedny chłopczyna! A ja jeszcze nigdy nie widziałem, żeby wykrztusił z siebie choć jedno słowo do naszych koleżanek z pracy, albo żeby chociaż jedna napadła na niego, kiedy wychodzi z kibla zapinając rozporek.

Zawsze witał mnie wrzaskiem:

– HEJ! HANK! CZŁOWIEKU, CO ZA RURA PODSTAWIAŁA MI SIĘ DZISIAJ!!!

On nie mówił. On krzyczał albo darł się. I to przez osiem godzin pracy na nocnej zmianie.

– BOŻE! – WGRYZAŁA SIĘ WE MNIE!!! MÓWIĘ CI, MŁODE TO, I TAK JUŻ DOŚWIADCZONE!!! ODJAZD TOTALNY!!!

A potem zapalał papierosa i wtykał mi go w usta. Spowiadał się ze wszystkich detali i szczegółów. Wszystkie wymyślone! A ja musiałem tego słuchać.

– WIESZ, MUSIAŁEM WYJŚĆ Z DOMU, WIESZ! TYLKO PO CHLEB… ROZUMIESZ!!!…

Dowiadywałem się, co powiedziała ona, i dlaczego tak, co on jej/odpowiedział, i dlaczego nie inaczej, co robili, a czego zaniechali, i dlaczego zaniechali…

Przegłosowano, że nieetatowi pracownicy pomocniczy mieli otrzymywać za każdą nadliczbową godzinę dodatek w wysokości pięćdziesięciu procent ich wynagrodzenia zasadniczego.

Nasi bossowie poradzili sobie z tym znakomicie, obciążając dodatkową pracą etatowych. Osiem albo dziesięć minut przed końcem pracy, około 2.48 nad ranem, rozlegał się komunikat z głośnika:

„Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli o godzinie 18.18. pracują dzisiaj jedną godzinę dłużej”.

Janko piał z radości, przysuwał się do mnie bliżej i sączył mi dalej te swoje „trucizny”.

Prawie godzinę później, po dziewiątej godzinie pracy, ciepły głos z głośnika komunikował:

„Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli pracę o godzinie 18.18, pracują dziś dłużej o dwie godziny”.

To samo powtórzyło się raz jeszcze, po upływie godziny:

„Prosimy wszystkich o uwagę. Pracownicy etatowi, którzy zaczęli pracę o godzinie 18.18, pracują dziś trzy godziny dłużej”.

Janko nie zdawał chyba sobie sprawy, że gęba nie zamyka mu się ani na pół sekundy.

– SIEDZIAŁEM WŁAŚNIE W KANTYNIE, ROZUMIESZ!, A TU WALĄ TAKIE DWIE CAŁKIEM W PORZĄDKU UFRYZOWANE MUFKI!!! NO, MÓWIĘ CI, SIADAJĄ OBOK, JEDNA PO PRAWEJ, A TA DRUGA PO LEWEJ… ROZUMIESZ… KLIMATYZACJA SIADA!

Wykańczał mnie, a ja nie potrafiłem temu zapobiec. Myślałem wtedy o własnej przeszłości, ratowałem się zamykaniem się w sobie, aż tu pewnego dnia oświeciło mnie, tak, wszystkie mocno walnięte pijusy ciągnęły do mnie. Ja byłem im potrzebny. Tylko po co? Aż wreszcie nadszedł dzień, w którym Janko wręczył mi… swoją właśnie ukończoną powieść. Nie potrafił pisać na maszynie, oddał więc manuskrypt do biura przepisywania na maszynie. Powieść zapakowana była w niezwykle elegancką skórzaną okładkę. Tytuł piekielnie romantyczny.

– CIESZYŁBYM SIĘ, GDYBYŚ TO PRZECZYTAŁ – głośno skwitował.

Aż do tego stopnia… – nie chciało mi się kończyć zdania.