38937.fb2 Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 65

Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 65

2

Wyścigi konne odbywały się teraz na wybrzeżu, sto pięćdziesiąt kilometrów na południe. Dalej opłacałem czynsz za mieszkanie w mieście, wsiadałem w samochód i jechałem wybrzeżem w tamtą stronę. Raz czy dwa razy w tygodniu wpadałem do mieszkania, przeglądałem pocztę, spałem i wracałem na tor. Pyszne życie. Może dlatego, że zaczynałem naprawdę wygrywać. Po ostatnim biegu dnia fundowałem sobie w barze drinka, a potem piwo, nie oszczędzając na napiwkach dla obsługi. Nowe życie – tak to sobie nazwałem. Nic nie może mi go zakłócić.

Pewnego popołudnia odechciało mi się siedzieć na torze i przed ostatnim biegiem ulokowałem się przy barze. Obstawiałem pięćdziesiąt dolarów za wygraną. Jeśli się ma pieniądze, a do tego się jeszcze wygrywa, to jest to dokładnie to samo, jakby stawiało się pięć czy dziesięć dolarów na wygraną.

– Scotch z sodą – powiedziałem barmanowi. Ostatniego biegu posłuchamy sobie przez głośnik.

– Jakiego konia pan obstawił?

– Blue Stocking pięćdziesiąt za wygraną.

– Dużo za ciężki i za tłusty.

– Jeśli się nie mylę, to miał być dowcip? Tak? Dobry koń w biegu o sześć tysięcy dolarów może z palcem w dupie ważyć więcej niż 110 funtów! Jest jeden tylko warunek – pozostałe konie powinny być dużo cięższe.

Naturalnie, że nie była to przyczyna, dla której postanowiłem postawić na Blue Stocking. Starałem się puszczać w obieg fałszywe informacje, i uwolnić się od pewnego typu ludzi, nazwanych przeze mnie „podrabiaczami”. Nie było wtedy jeszcze transmisji telewizyjnych. Słuchało się sprawozdania radiowego.

Tego dnia wygrałem już 380 dolarów. Wpadka na ostatnim biegu zmniejszyłaby mój utarg dzienny netto tylko o pięćdziesiąt dolarów, trzysta trzydzieści dolarów na czysto, to dobry zarobek na jeden dzień.

Słuchaliśmy. Sprawozdawca wymieniał imiona wszystkich koni, ale mojego nie było. Myślałem, że może upadł i został wycofany z wyścigu. Konie wbiegły na ostatnią prostą, zbliżały się do celu, sprawozdawca wył do mikrofonu. Zła sława tego toru polegała na tym, że ostatnia prosta była niezwykle krótka i wymuszała na koniach i dżokejach maksimum sprawności i skuteczności. Ale zanim konie przebiegły linię mety, sprawozdawca zdartym już głosem zaanonsował: „i nagle na czoło wysuwa się Blue Stocking… mknie po przeciwległym torze, zbliża się do celu… nikt nie jest w stanie mu zagrozić… i wygrywa Blue Stocking!”.

– Przepraszam pana na chwilę – powiedziałem do barmana. – Zaraz wracam. Proszę przygotować podwójną whisky z wodą.

– Natychmiast – odpowiedział barman, jakby to on wygrał ten bieg.

Poszedłem do kasy. Blue Stocking obstawiano 9:2. Mogłoby być trochę więcej, jakieś 100:10, ale tak naprawdę, to tym razem chodziło mi o zwycięstwo tego konia, a nie o szmalec. Mimo wszystko chętnie zainkasowałem 250 zielonych i parę mniejszych banknotów.

– Jak będzie pan obstawiał jutro? spytał barman po moim powrocie.

– Do jutra mamy jeszcze dużo czasu. No i przyjdą na świat zupełnie nowe konie! I to jest najważniejsze!!!

Wypiłem i zostawiłem mu dobry napiwek. Jednego dolara.