38937.fb2 Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 69

Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 69

6

Następnego dnia pojechaliśmy zabrać jej rzeczy. Zostawiła je w którymś z bardzo licznych tu hoteli. Podejrzany typ z brodawką na nosie wyszedł nam naprzeciw. Nie powiem, że wyglądał miło i ujmująco.

– I zabierasz się teraz z tym tu – zapytał Mary Lou, wskazując na mnie.

– Tak.

– Proszę! Proszę! Więc życzę ci dużo szczęścia!

Zapalił papierosa.

– Dziękuję ci, Hektor.

– Hektor, a co to za osrane imię?

– Po piwku – zapytał krótko.

– A jak – odpowiedziałem jeszcze krócej.

Hektor siedział na tapczanie. Poszedł do baru i przyniósł trzy butelki piwa. Niemieckie. Importowane. Nietanie. Nalał do szklanki i podał Mary Lou.

– Ty też ze szklanki? – zapytał.

– Nie, dziękuję.

Po chwili milczenia przecisnął przez ściśnięte wargi:

– Słuchaj, czy ty aby jesteś jednym z tych, co to wyobrażają sobie, że są wściekle samczo – męscy, a więc mogą pozwalać sobie na wszystko, nawet na wyryw obcej baby?

– Człowieku, nie mnie o tym sądzić. To jej sprawa. Jeśli woli być z tobą, to zostanie z tobą. Spytaj jej się sam!

– Mary Lou, zostajesz!?

– Nie, zmiatam z nim – odpowiedziała Mary Lou.

I wskazała na mnie palcem. Nagle poczułem się dowartościowany. Zwykle to ja musiałem odstępować innym kobiety. Tym razem było inaczej. Nie przeczę, było mi bardzo, bardzo przyjemnie. I dlatego postanowiłem uczcić to jeszcze jednym cygarem. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu popielniczki. Stała na toaletce.

Tylko przez przypadek zerknąłem w lustro, żeby zobaczyć jak dalece kac zdeformował mi twarz, i ujrzałem, jak on rzuca się na mnie, wymachując groźnymi pięściami. Na szczęście miałem w ręku butelkę z piwem. Zawirowałem nią i przywaliłem mu prosto w skrzywiony ryj. Poszły zęby, pociekła krew. Hektor upadł na kolana i zaczął wyć, trzymając ręce przy twarzy. I dopiero wtedy zobaczyłem sztylet. Nogą podsunąłem go do siebie i podniosłem. Długi. 22 centymetry. Nacisnąłem przycisk w rękojeści i ostrze wsunęło się do środka. Wsadziłem go do kieszeni. Silny kop w dupę powalił na podłogę cały czas wrzeszczącego Hektora. Przeszedłem koło niego i wypiłem resztki piwa z jego butelki. Zbliżyłem się do milczącej Mary Lou i odwaliłem jej w twarz. Zaskrzeczała.

– Tandetna zdziro! Zwabiłaś mnie w pułapkę, tak! Chciałaś mnie sprzątnąć, razem z tym cuchnącym gorylem, co! Za te marne i liche czterysta czy pięćset dolarów w moim portfelu, tak!

– Nie! Nie! – krzyczała.

Nagle obydwoje zaczęli drzeć się wniebogłosy.

Odwaliłem jej jeszcze jednego sierpa.

– Dziergasz się tak przez życie, szmirusko! Więcej wyobraźni, suko! Za parę setek rozprułabyś każdemu brzuch!

– Nie! Nie! JA CIĘ KOCHAM! HANK! JA CIĘ KOCHAM!

Chwyciłem kołnierz jej niebieskiej sukni i pociągnąłem z całej siły. W strzępach pokazały się jej biodra. Nie nosiła biustonosza. Jak się ma taki cyc, jest to zupełnie zbędne.

Wyszedłem z hotelu, wsiadłem do samochodu i pojechałem na tory wyścigowe. Przez dwa czy też trzy tygodnie nerwowo oglądałem się za siebie. Myślałem, że znowu ujrzę jakiś sztylet. Nie ujrzałem. Mary Lou nie pojawiła się też więcej w barze. Hektora nie spotkałem nigdy więcej.