38937.fb2
Fay była w ciąży. Ale ten fakt nie zmienił ani jej, ani tym bardziej tak wyjątkowego stworu jakim była poczta amerykańska.
Ci, którzy naprawdę pracowali, pracowali nieustannie i bez przerwy, a ci, którzy nie pracowali, to rozprawiali wyłącznie o sporcie. Różnokolorowa drużyna składała się przede wszystkim z wielkich, czarnych postaci, zbudowanych jak zapaśnicy wagi ciężkiej, a ich głównym zajęciem były luzackie koci – koci – łapci ze sportem w roli głównej. Nowego zawsze przydzielano do tej drużyny. W ten sposób oszczędzono życie paru pilnowaczom. Zajmowali się, ale i tak nie przeszkadzało im to w międleniu ciągle takich samych tekstów, odbieraniu worków z listami z dowożących ciężarówek i transportowaniu ich przy pomocy wózków lub windy na wyższe piętra. To zabierało im pięć minut, pozostałe pięćdziesiąt pięć minut opierdalali się totalnie, wykrzykując cytaty ze sportowych gazet. Niekiedy, bardzo jednak rzadko, liczyli przesyłki, albo udawali że liczą. Robili to z zimną krwią i wyrachowaniem. Ale muszę przyznać, że długie ołówki, wsuwane przez nich za własne uszy, dodawały im czegoś szlachetnego, nawet intelektualnego. Sprzeczki i kłótnie wybuchały bardzo gwałtownie co parę minut. Każdy z nich uważał się za eksperta we wszystkich dziedzinach sportu, a wszyscy czytali z umiłowaniem ciągle tę samą gazetę sportową.
– Chłopczyk, obsraj te trzy klasy szkoły podstawowej i powiedz nam, kto był najlepszym na świecie graczem na polu zewnętrznym?
– Powiedziałbym, że Willie Mays, Ted Williams, Cobb.
– Co? Co?
– To jest jasne, jak dwieście jest trzysta, nie!
– A Babe Ruth? Tego już olewacie bokiem, tak!
– Okay, okay! A ty kogo typujesz, macherku!
– Bez żadnych zgrzytów Mays, Ruth i Di Maggio.
– Wam już wszystkim trzepnęło zdrowo w manianę! A Hank Aaron! Czy któryś z was słyszał to nazwisko?
Pewnego dnia ukazały się anonsy rekrutujące nowych ludzi do prac dotychczas wykonywanych przez tę kolorowo mieszaną drużynę. Wszystkie anonsy, plakaty i afisze znikały błyskawicznie ze ścian i tablic ogłoszeniowych. Kolorowo mieszana drużyna wysyłała swoje bojówki z zadaniem mszczenia wszelkich inicjatyw dyrekcji, mogących zaszkodzić żywotnym interesom ugrupowania. Informacje wywieszano wielokrotnie, a one znikały też wielokrotnie w najbardziej tajemniczy sposób. Dyrekcja nabierała wody w usta i przestała werbować. Wszyscy dobrze wiedzieli, że droga z budynku na parking samochodowy była długa i ciemna. Szczególnie w nocy.