38937.fb2
Chłopaki z urzędu pocztowego w Dorscy nie mieli naturalnie pojęcia, że ze mną nie było zbyt tęgo. Wchodziłem tylnym wejściem, chowałem sweter w urzędowym koszu do transportowania przesyłek i tak „zamaskowany” przesuwałem się możliwie najciszej do głównego wejścia, żeby ostemplować kartę.
– Bracia i siostry – darłem się do każdego spotkanego na korytarzu.
– Bracie Hank – odpowiadano mi.
Czasami też nie odpowiadano.
– Dobrej nocy w pracy!, bracie Hank – padało jakby przez przypadek.
Często graliśmy ze sobą w takie gierki. Czarni z białymi i odwrotnie. Musiało nas to bawić. Boyer podchodził do mnie, chwytał za łokieć i powtarzał ciągle to samo:
– Stary, gdyby mnie przemalowano na biało, dawno już byłbym milionerem i to bez długów w bankach.
– Jasne, Boyer, to, co jest rzeczywiście niezbędne, żeby móc rozrzucać banknoty przez okno samochodu, to jest biała skóra. Wszystko inne możesz wsadzić sobie w odbyt!
Hasła Boyera przyciągały zawsze małego, przysadzistego Hadleya. Opowiadał wtedy dowcipy: „Na statku mieli czarnego kucharza. To był jedyny czarnuch na pokładzie. Dwa czy trzy razy w tygodniu gotował na deser budyń z tapioki, a potem leciał ostro w konia nad garnkiem. Biała załoga jadła desery z tapioki bardzo chętnie chi, chi, chi. Pytali się go, jak on to gotuje, a on im opowiadał, że ma swój własny, okryty tajemnicą przepis chi, chi chi!!!.” Wszyscy śmieli się. Nie pamiętam już, ile razy musieli tego słuchać…
– Hej, ty tam… biała mętna szumowino… chłopaczku ujebliwy!
– Słuchaj człowieku, gdybym ja przemówił do ciebie „chłopaczku,” miałbym już dawno nóż w jelitach. Więc nie wal tej piany i oszczędź sobie i mnie tych tytułów, kumasz!
– Biały człowieku, czy nie mamy ochoty pospacerować sobie troszkę w sobotę. Jakaś biała, z blond włosami, wisi mi na pasku od tygodnia, i co ty na to!
– Na mnie leci czarna, też w porządku kobietka. Nie muszę ci nic opowiadać o jej zaroście, nie?
– Ty zdajesz sobie sprawę z tego, że ci twoi biali kolesie rżnęli nasze kobiety od samego początku historii naszej rasy na tym kontynencie. Teraz my stajemy w zawody, z wami, o wasze białe i wilgotne dupy, trzeba wreszcie nadrobić i powetować sobie straty. Nie masz chyba obciachu, że ja pukać będę te wasze białe dziewczyny swoim grubym i czarnym narzędziem?
– Jak chce być pukana, to se pukaj, ile wlezie!
– Wypędziliście i wytrzebiliście wszystkich Indian.
– Jasne, że i w tym brałem udział!
– Nie zapraszacie nas nigdy do waszych domów, a jeśli nawet tak się już stanie, musimy wychodzić tylnym wejściem, żeby nikt nie dostrzegł koloru naszej skóry.
– Rzucę ci świeczkę, żebyś nie rozwalił sobie własnych jaj!
Z czasem stało się to nudne, nikt się więcej nie śmiał, ale nikt też nie odważył się powiedzieć, że ten „intelektualno – historyczny” boks ma głęboko w dupie.