38937.fb2 Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 75

Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 75

12

Fay czuła się dobrze z brzuchem. Na jej wiek zdecydowanie wspaniale. Siedzieliśmy na kanapie i czekaliśmy na rozwiązanie. Ten dzień właśnie nadszedł.

– To nie będzie trwało długo – mówiła – nie chcę być tam za wcześnie.

Wychodziłem wtedy przed dom i sprawdzałem, czy samochód nie zrobi nam dowcipu wtedy, kiedy wszystko będzie musiało odbywać się w szybkim tempie. Jęczała, ale ciągle mówiła „nie”. Z tym jej spokojem, zimną krwią i opanowaniem może rzeczywiście mogłaby uratować świat. Tylko przed czym?

Byłem z niej dumny. Wybaczyłem jej stosy nieumytych garnków, „New Yorkera,” a nawet i to, że łaziła na te kursy pisarzy i autorów. Ta stara dziewczynka, targająca przed sobą brzuch, była tak naprawdę jedną z wielu samotnych istot w obojętnym i bezwzględnym kotle ludzkich potworów.

– Powinniśmy już jechać – odważyłem się.

– Nie, nie, nie chcę tam siedzieć i bezczynnie czekać. Ty też ostatnio nie czujesz się najlepiej, co?

– Zejdź ze mnie. Musimy już jechać!

– Nie, proszę, Hank.

Siedziała i nie ruszała się.

– Czy mogę zrobić coś dla ciebie?

– Nic!

I znowu minęło dziesięć minut. W kuchni napiłem się zimnej wody, a jak wróciłem, zapytała:

– Możesz jechać?

– No, jasne!

– Czy wiesz, gdzie jest szpital?

– Oczywiście!

Pomogłem ulokować się jej w samochodzie. Trasę do szpitala miałem opanowaną na pamięć, bowiem w zeszłym tygodniu przejechałem ją dwa razy na próbę. A teraz, kiedy wjeżdżaliśmy w bramę szpitala, nie miałem pojęcia, gdzie mógłbym zaparkować samochód.

Fay wskazała mi podjazd:

– Podjedź tam! Zaparkuj obok! A tu przejdziemy na piechotę.

– Natychmiast – odpowiedziałem.

Leżała w pokoju z widokiem na ulicę. Jej twarz marszczyła się i kurczyła z bólu i niecierpliwości.

– Trzymaj mnie za rękę – rozkazała.

Chwyciłem, jak pilny uczeń, jej dłoń.

– I to się teraz stanie, teraz? – zapytała pokornie.

Stanie się.

– A mnie się cały czas zdaje, że tobie jest wszystko jedno.

– Miły jesteś. Ale to pomaga.

– Byłbym jeszcze milszy, gdyby nie ten zapyziały urząd pocztowy…

– Wiem. Wszystko wiem.

Popatrzyliśmy w milczeniu przez chwilę na ulicę.

– Widzisz tych ludzi za szybą. Oni nie mają najmniejszego pojęciu, co tu i teraz się rozgrywa. Idą i idą, po raz tysięczny tą samą drogą… czy to nie jest śmieszne?… że oni też zostali kiedyś urodzeni?… każde z nich… pojedynczo!

Nieoczekiwanie przyznała mi rację.

Trzymając ją za rękę coraz silniej i intensywniej czułem wszystkie, nawet nieznaczne ruchy, jakie wstrząsały jej ciałem.

– Ściśnij mnie mocniej – poprosiła nagle.

– Tak.

– Bardzo by mi się nie podobało, gdybyś odszedł…

– Gdzie jest lekarz? Gdzie oni wszyscy są? Dlaczego wszyscy tak się tu opierdalają?

– Oni zaraz tu będą.

I właśnie wtedy pojawiła się w drzwiach siostra. To był katolicki szpital. Pracowały w nim same niezwykle urokliwe Hiszpanki i Portugalki. Ciemne, ogorzałe słońcem twarze. Ta też była śliczna.

– Pan… proszę opuścić salę… musi pan natychmiast wyjść – powiedziała.

Ze sztucznie naciągniętym uśmiechem na twarzy, udało mi się jeszcze pokazać Fay, jak mocno będę trzymać kciuki. Nie sądzę, żeby dostrzegła to. Windą zjechałem na dół.