38937.fb2
Dziecko pełzało po całym mieszkaniu i odkrywało świat. W nocy spało razem z nami. Pod kołdrą było więc nas teraz troje. Kot też nie chciał rezygnować ze swoich przywilejów. Często w nocy siadałem na łóżku i mówiłem sobie: „Ale ci przyszło, musisz wykarmić teraz te trzy gęby”. Lubiłem się wpatrywać w tę całą trójkę.
Dwa razy, jeden za drugim, zastawałem rano, po powrocie z pracy, siedzącą w łóżku Fay, studiującą gazety, a szczególnie strony z mieszkaniami do wynajęcia.
– To wszystko jest tak cholernie drogie – wzdychała.
– A jak może być inaczej – odpowiadałem.
Kiedyś, kiedy tak siedziała wśród tych gazet, zapytałem ją nagle:
– Wyprowadzasz się?
– Tak.
– W porządku. Jak chcesz mogę ci w tym nawet pomóc. Pojedziemy jutro samochodem, może coś znajdziemy w tej dzielnicy.
Zobowiązałem się do łożenia określonej, miesięcznie płatnej sumy na dziecko. Fay zaakceptowała to.
Ona zabierała dziecko, a ja zostawałem z kotem.
Szybko i bez problemów znaleźliśmy pokój, osiem czy dziesięć ulic dalej od miejsca, gdzie teraz mieszkaliśmy.
Pomogłem im w przeprowadzce, pożegnałem obie panie i wróciłem do siebie. Marinę odwiedzałem dwa czy trzy razy w tygodniu, czasami nawet i cztery. Czułem, że jeśli będę mógł odwiedzać dziecko, fakt ich wyprowadzki nie będzie zbyt boleśnie wpływał na samopoczucie porzuconego ojca.
Fay ciągle jeszcze ubierała się na czarno, protestując w ten sposób, ciągle jeszcze, przeciwko wojnie. Namiętnie uczestniczyła w pokojowych demonstracjach, również w love – ins, zaciekle organizowała wieczory poetyckie, odwiedzała to swoje wieczorne i wieczne już kursy nauki „pisarstwa,” a także aktywnie pracowała na rzecz partii komunistycznej. Jednakoż najchętniej przesiadywała godzinami w jednej z tych bardzo modnych hippisowskich kawiarni. Dziecko zawsze zabierała ze sobą. Jeśli zostawała w domu, co zdarzało się bardzo rzadko, paliła dziesiątki papierosów, z nosem w ulotkach i odezwach. Czarna bluzka coraz bardziej była upstrzona niezliczonymi plakietkami i znaczkami, mającymi oznaczać protest, sprzeciw, opór i rewolucję. Aż tu pewnego dnia, zupełnie dla mnie nieoczekiwanie, drzwi do mieszkania nie były zamknięte, a ja zobaczyłem Fay jedzącą jogurt z pestkami słonecznika. Nauczyła się piec chleb, ale nie był to rekord świata.
– Poznałam Andy'ego – wyznała. – Jest kierowcą ciężarówek. Ale maluje obrazy. To jedna z jego prac.
Byłem zajęty dzieckiem, tylko na krótko spojrzałem na ścianę, na której Andy powiesił swoje dzieło. Nie umiałem wyrazić zachwytu.
– Wiesz – nagle przerwała ciszę – jego penis jest gigantycznych rozmiarów. Niedawno był tutaj wieczorem i zapytał mnie, czy chciałabym się z nim przespać, z nim i jego penisem. A ja mu odpowiedziałam: „Jeśli mam się kochać, to raczej z osobą kochaną przeze mnie, a nie z kutasem mierzonym na kilometry”.
– Propozycja godna niekwestionowanego światowca.
Pobawiłem się jeszcze trochę z Mariną i poszedłem do domu. Musiałem się jeszcze uczyć nowych tabel do następnego egzaminu.
Wkrótce po mojej ostatniej wizycie otrzymałem list od Fay. Informowała mnie w nim, że jest razem z dzieckiem w Nowym Meksyku i żyje w hippisowskiej wspólnocie, czy komunie? Słowo „pięknie” pojawiało się wielokrotnie, a Marina mogła wreszcie korzystać ze wspaniałego powietrza. Do listu dołączyła mały rysunek, narysowany przez córkę dla tatusia.