38937.fb2 Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 89

Listonosz - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 89

5

Po długim okresie doświadczeń na samym sobie doszedłem do wniosku, że zawroty głowy mijają, jeśli w regularnych odstępach czasu wstaję z taboretu i prostuję dolne kończyny. Mały spacerek też robił swoje, i to bardzo skutecznie.

Fazzio, jeden z tych ambitnych pilnowaczy, zobaczył, jak w ramach uzdrawiającego mnie rozprostowywania kości, udałem się niby po wodę do jednego z bardzo już nielicznych kranów.

– Ty, Chinaski – huknął jak zwykle – zawsze kiedy civ widzę, leziesz na jakiś spacer!

– No i co z tego – odpowiedziałem. – A ja też odnoszę wrażenie, że pan nic nie robi tylko szwenda się dokoła.

– To jest część mojej pracy. Ja robię obchód i jestem za to opłacany. To są moje regulaminowe obowiązki.

– A wie pan co! – też huknąłem. – To, że ja teraz lezę w tamtą stronę, jest także częścią mojej pracy. Ja to muszę robić. Bo jeśli za długo kiwam się na tym taborecie, to nagle wskakuję na te jebane przegródki, zaczynam po nich biegać, czasami uda mi się wcisnąć w jedną z nich, a wtedy gwiżdżę na palcach te wszystkie świńskie piosenki jakie poznałem w dzieciństwie. Wydaje mi się wtedy, że jestem bardzo groźny, może nawet za bardzo! Chyba odbija mi niezła szajba, co!!! A wydajność też cierpi na tym!

– Chinaski, nie mówmy już więcej o tym – zawsze odpowiadał tonem psychologa znającego wszystkie tajemnice każdej pracowniczej osobowości. Mojej chyba też!