39028.fb2
Nie wiedząc o tym, Agata spała zaledwie parę minut. Ale za sprawą uzdrawiającego daru maga Odera był to sen cudotwórczy. Cały jej zmęczony niezwykłą wędrówką organizm zregenerował się i wzmocnił. Obudziła się tak rześka, jakby spała kilkanaście godzin.
Gdy otworzyła oczy, magowie i czarownice odsunęli znad jej głowy czarne niebo swych płaszczy. Kusy liznął ją po twarzy ciepłym językiem, a uru zbliżyły się, oczekując na pieszczotę. Przez chwilę dziewczynka nie pamiętała, gdzie jest, i ze zdziwieniem wodziła wzrokiem po jaskini, lecz Oder położył dłoń na jej czole i Agata natychmiast spytała:
– Czy opowiecie mi teraz, co było dalej?
– Wielka Istota Kosmiczna wiedziała, co czyni, nakładając tak szczególną karę na naszą planetę – Aja podjęła opowieść w miejscu, gdzie ją przerwała. – Którykolwiek z kolorów wybrałby król Tutain, każdy wybór byłby zły i sprowadzał na nas zgubę. Wyobraź sobie, co by się stało, gdyby Tutain wybrał kolor zielony i z powierzchni naszej planety zniknęłaby nagle cała zieloność…
– …a kolor żółty? – spytała Agata.
– Jest to przecież kolor zarodka życia. Spójrz na żółtko…
– Biel jest barwą dnia, a czerń to noc – westchnął Inten.
– Błękit to niebo nad naszą głową – rozmarzyła się Agata. – Nie wyobrażam sobie świata bez błękitu.
– Tak więc każdy wybór był zgubny i Wielka Kosmiczna Istota doskonale o tym wiedziała – uzupełniła Aja. – To był dla nas wyrok śmierci, ale śmierci o oddalonym w czasie momencie ostatecznym. Król Tutain, pełen wstydu i rozpaczy, uciekł ze swego przepysznego pałacu i błąkając się po swym królestwie, w końcu umarł. Stan dramatycznego wyczerpania ogarnął wszystkie istoty w naszym świecie. Przetrwali tylko ci, którzy od razu pojęli, że jedynym ratunkiem jest częsty sen, i to oni są przodkami dzisiejszych, zdegenerowanych mieszkańców planety Koral.
Ci, którzy jak Tutain szamotali się w rozpaczy i bezsensownie szukali ratunku, zmarli równie szybko jak król. Bezbarwny płyn w żyłach tych, co przetrwali, nie miał tajemniczej mocy wytwarzania życiodajnej energii. Wszystko, co żyło, przestało żyć w dotychczasowym rozumieniu tego słowa, a zaczęło smutną wegetację. Już w pierwszym pokoleniu okazało się, że mieszkańcy planety popadli w stan apatii i otępienia. Stan ten nasilał się z każdym następnym pokoleniem. Kolor czerwony to kolor miłości i gniewu, nienawiści i radości, buntu i pasji. Wszystkie te uczucia zniknęły z naszego świata. Duże zwierzęta od razu zginęły, nie rozumiejąc bowiem, co się stało, i czując ogromny, narastający niepokój, gnały przed siebie w szaleńczym pędzie i umarły ze skrajnego wyczerpania. Kolejne pokolenie ludzi jedyny ratunek widziało w otoczeniu swych miast murami – które zbudowali kosztem ogromnego wysiłku i za cenę śmierci wielu z nich – by zapewnić sobie spokojny sen, nie zakłócony przez niespodziewanych przybyszów. Nie zdawali sobie sprawy, że przybyszów już nie będzie – ani zwierząt, ani ludzi – wszystkich bowiem dotknęła ta sama klęska. My, magowie i czarownice, pozostaliśmy w górach i sztuką magiczną podtrzymujemy nasze siły. Wzięliśmy pod swoją opiekę uru, by zapewnić przetrwanie tym wiernym i przyjaznym człowiekowi zwierzętom. Eta i Hiks uciekli do krainy moczarów, wybierając na swych sprzymierzeńców czarne, groźne huringi, które szczują na ostatnich ludzi i na uru. Gotowi są unicestwić te smutne szczątki życia. Nie przeraża ich nawet własna śmierć.
Agata w głuchym milczeniu wysłuchała opowieści Ai. Przez długą chwilę w mrocznej jaskini ani jedno słowo nie odbiło się od niewidocznych kamiennych ścian.
– I nie ma ratunku…? – spytała wreszcie dziewczynka, przezwyciężając paraliżujący ją smutek.
Wtedy Gryms stanął w świetle ogniska, a jego czarna sylwetka ostro zarysowała się na tle płomieni. Uru podniosły głowy, łypiąc z zaciekawieniem ślepiami, jakby rozumiały słowa magów.
– Gdy już wszystko, co żyło, utraciło siły i wolę walki, Wielka Istota Kosmiczna westchnęła po raz wtóry i jej głos znowu przetoczył się grzmotem po planecie Koral:
– Czerwień wróci do was, lecz tylko z przybyszem z innej planety. rzekłam…
Słowa Grymsa odbiły się echem o niewidoczne skalne ściany i wróciły do rozświetlonego ogniem kręgu.
– Nikt nie był już zdolny do myślenia i analizowania słów Wielkiej Kosmicznej Istoty – mówiła dalej Aja. – Największe umysły naszego świata były tak słabe, że myślały jedynie o przetrwaniu, bez wyczerpującego ich życiodajne siły wysiłku czy to umysłowego, czy fizycznego. Tylko my zaczęliśmy zastanawiać się nad tymi słowami. Wiedzieliśmy doskonale, że wkrótce życie na planecie Koral skończy się raz na zawsze. Z roku na rok malała liczba mieszkańców, zwierzyny, ptaków, owadów. Każde kolejne pokolenie tak ludzi, jak i zwierząt żyło coraz krócej. Ongiś był to wspaniały, długowieczny naród, obecnie przeżycie dwudziestu kilku lat stawało się wydarzeniem. Wiedzieliśmy, że rychło nadejdzie taki dzień, w którym umrze wszystko i już się nie odrodzi.
Długo i z uporem analizowaliśmy słowa Wielkiej Kosmicznej Istoty: „Czerwień wróci, lecz tylko z przybyszem z innej planety…” I czekaliśmy, a czas mijał i każdy rok, ba, każdy miesiąc niósł dalszy upadek naszego świata. Mimo to nadal, pełni nadziei, szeptaliśmy śpiącym mieszkańcom Korala wróżbę o przyjściu Tej Osoby, która będzie mieć na sobie Ten Kolor, a jej nadejście przyniesie upragnioną zmianę. Nakazaliśmy im nie tylko na nią czekać, ale przyjąć ją gościnnie i zrobić wszystko, czego tylko zażąda.
Jednak Ta Osoba nie nadchodziła. Minęło trzysta lat i znikąd nie było widać ratunku dla planety Koral. I wtedy – pełni lęku przed Wielką Kosmiczną Istotą, która nie lubi, by ktokolwiek przyspieszał naturalny bieg rzeczy – stworzyliśmy magiczne lustro na wzór lustra Ety i Hiksa, ale służące innym celom. Te cele nie powinny, naszym zdaniem, wzbudzić gniewu Wielkiej Kosmicznej Istoty. Z pomocą lustra zaglądaliśmy na sąsiednie planety, by poszukiwać Przybysza Niosącego Czerwień. Nic jednak nie zwróciło naszej uwagi. Wtedy zdobyliśmy się na ogromny wysiłek i dzięki talentom Grymsa udoskonaliliśmy lustro tak, że mogliśmy zajrzeć na planety sąsiedniego, krzyżującego się z naszym wszechświata – tego, którego cząstką jest twoja Ziemia. Nie mieliśmy pojęcia, czego szukamy. Naszą uwagę przykuwały czerwone stroje mieszkańców Ziemi, czerwone ozdoby na ich rękach, szyjach, na ich domostwach, dopiero znacznie później odkryliśmy, ku swojemu zdumieniu, że niektórzy mieszkańcy Ziemi mają też czerwone włosy! Była to jednak czerwień o wielu odcieniach, zaczęliśmy więc szukać barwy najbardziej intensywnej. Wśród nielicznych osób o włosach w kolorze płomiennej, żywej czerwieni byłaś także i ty. Nasz wybór padł na ciebie…
– Dlaczego? – spytała Agata. – Dlaczego wybraliście właśnie mnie?
– Tylko dziecko, z całą swą dziecięcą wiarą w czary, było zdolne wejść w świat naszego lustra. Człowiek dorosły traci raz na zawsze możność widzenia i czucia tego, co według niego nie istnieje realnie – wyjaśniał Gryms. – A ty jesteś szczególnym dzieckiem, zaczynasz już bowiem przekraczać granice między dzieciństwem a dorosłością, ale ciągle nie tracisz tego niezwykłego daru obcowania z Niemożliwym. Dlatego nasz wybór padł na ciebie. Na Ziemię wysłany został magiczny sobowtór Grymsa. Podobny sobowtór zastępuje teraz ciebie w domu…
– Mój sobowtór! – krzyknęła Agata z oburzeniem. – Zapewniam was, że moja mama od razu go rozpozna!
– Nasze magiczne sobowtóry są doskonałe, mają tylko jedną wadę: nie wolno ich dotknąć; dotyk unicestwia ich żywot. Nie mają bowiem ciała, są tylko obrazem. Takim stworem utkanym z magii był Wrzosowy Ludek, wysłany przez Etę i Hiksa, aby wciągnąć cię w bagna…
– Więc ktokolwiek dotknie mego sobowtóra, od razu odkryje, że to nie ja? Mama i tata całują mnie na dzień dobry, na dobranoc… i w ogóle… – zdenerwowała się Agata. – Jestem tu już kilka dni i przez te kilka dni fałszywa Agata zastępuje mnie w domu? I w szkole? Na ulicy, gdzie każdy może ją potrącić?
– Kilka dni i nocy spędzonych tutaj, w naszym świecie, za sprawą magii ma wymiar zaledwie paru godzin ziemskiego czasu. Na Ziemi dalej trwa noc, w czasie której przekroczyłaś ramy lustra – powiedział spokojnie Gryms. – Gdy wrócisz, właśnie rozpocznie się brzask. Twoi rodzice śpią i jeśli wszystko dobrze pójdzie, nie zdążą zobaczyć twojego sobowtóra. Posłaliśmy go tam jedynie na wypadek, gdyby rodzice zajrzeli w nocy do twego pokoju, chcąc sprawdzić, czy śpisz.
Agata odetchnęła z ulgą. Bała się, nie o siebie, ale o rodziców. Wyobraziła sobie ich straszny lęk, gdyby po dotknięciu córka nagle zniknęła.
– I kiedy wrócę do domu? – spytała niecierpliwie, gdyż nagle ogarnęła ją gwałtowna tęsknota za swoim światem, rodzicami, ulubionym pokojem.
– Wkrótce – powiedziała Aja. – Magiczne lustro Grymsa ma ograniczony czas istnienia. Po siedmiu dniach naszego wymiaru czasu lustro traci magiczną moc i rozpada się na drobne cząstki. Zjawiłaś się u nas w górach dosłownie w ostatniej chwili, dokładnie w siódmym dniu. Gdy skończy się ta noc, lustro bezpowrotnie utraci magiczne właściwości. Pomyśl tylko, gdybyś przyszła jutro, już nigdy nie mogłabyś wrócić do swego świata! Nie przewidzieliśmy zdecydowanych działań Ety i Hiksa. Sądziliśmy, że oni też pragną ratunku dla naszej planety. Nie wiedzieliśmy, że aż tak głęboko zabrnęli w Zło, iż gotowi są nawet na samounicestwienie…
– To okropne – wzdrygnęła się dziewczynka. – Nie mam nic przeciw waszemu światu, sądzę nawet, że jest na swój sposób piękny, mimo braku czerwieni, ale chciałabym być już u siebie w domu…
– …i będziesz w nim na czas – uśmiechnęła się Aja. – Tym bardziej że część swej misji już wykonałaś bez naszej pomocy, kierując się instynktem. A to dowodzi, że słusznie wybraliśmy ciebie. Krwią ze zranionej dłoni zasiałaś czerwień na planecie Koral. Eta i Hiks są już bezsilni, bo wprawdzie znaleźli sposób na unicestwienie daru krwi twojego psa, ale krew człowieka jest silniejsza niż ich nawet najbardziej zdradzieckie czary. Skoro zaś Wielka Kosmiczna Istota do tej pory nie okazała gniewu, widać drzemie nadal i nasze czyny nie irytują jej. Może nawet jest zadowolona? Wątpię, by chciała naszej całkowitej zagłady, skoro zapowiedziała ratunek.
– Więc po co jestem jeszcze potrzebna, skoro już zasiałam czerwień na planecie Koral? – spytała Agata. – Gdyby cokolwiek zaszło, co uniemożliwiłoby mój powrót…
– Nie bój się. Siły Ety i Hiksa są już na wyczerpaniu – uspokoiła ją Aja. – Zasianej przez ciebie czerwieni wystarczy, by uratować przyszłość naszego świata. Ale my marzymy o uratowaniu teraźniejszości, o ocaleniu tych, co żyją obecnie…
– Wiesz, że przeciętna długość życia na naszej planecie wynosi dwadzieścia lat? A kiedyś wynosiła ponad sto! – westchnął Inten. – Uru żyją najwyżej rok, a ptakomotyle zaledwie trzy miesiące. Jedynie my, magowie i czarownice, jesteśmy zdolni przedłużyć życie naszym ciałom do trzydziestu lat. W naszym przypadku nie ma to większego znaczenia, bo jesteśmy nieśmiertelni pamięcią, doświadczeniem, rozumem i nie żal nam cielesnej śmierci, ale jakże to okrutne dla mieszkańców miast! Dwadzieścia lat… Pomyśl, o ile to krócej niż życie mieszkańców Ziemi! W wymiarze waszego ziemskiego czasu ty, Agato, mając trzynaście lat, jesteś ciągle dzieckiem, a u nas byłabyś kobietą w średnim wieku, więcej niż połowę życia miałabyś już za sobą…
– A życie jest tak ciekawe i tak ciągle go mało – szepnęła Agata. – Więc co mam zrobić?
– Daj nam swoje włosy i trzynaście kropli krwi – uroczyście powiedziała Aja.
– Weźcie, co chcecie. W końcu moje włosy po pewnym czasie odrosną… – powiedziała z leciutkim żalem dziewczynka.
Pięć wysmukłych postaci odeszło w mrok jaskini. Gdy pojawiły się z powrotem, Oder narzucił na ramiona Agaty długi czarny płaszcz. Aja trzymała w ręce złote nożyce, a Gryms okrągłą złotą miseczkę. Oder niósł kryształowy flakonik, Areta zaś długą złotą igłę.
– Posłuchaj, dziewczynko z innego świata – zaczęła melodyjnym głosem Aja. – To, co cię czeka, nie jest bolesne ani przykre, a dla nas ma ogromne znaczenie. Najpierw rozsiejemy twoje włosy. Choć z pozoru martwe, są jednak żywe, napromieniowała je bowiem twoja życiowa energia. Magiczny sen, który sprowadziliśmy na ciebie przed niespełna godziną, ożywił twe włosy jeszcze bardziej. Być może po ich obcięciu poczujesz się słabsza, ale Oder zaraz wyrówna twą życiową energię swą magiczną sztuką. Idziemy…
Sześć osób w długich czarnych płaszczach ruszyło do wyjścia. Uru i Kusy poderwały się i poszły za nimi. Gdy wyszli z mrocznego korytarza, oślepiło ich jaskrawe światło obu słońc. Bez słowa ruszyli w górę, coraz wyżej, ku wierzchołkowi skały. Droga wydawała się Agacie lekka i łatwa, choć prowadziła po stromiznach, skalnych ścianach i załomach. Po chwili stali na szczycie. Widać stąd było całą okolicę: zielone stoki zbocza z purpurowymi kwiatami, polatujące nad nimi krasnopióre ptaki, białe mury umierającego miasta, martwe i ponure ruiny królewskiego pałacu, groźne i spowite wiecznymi mgłami moczary.
Agata po raz ostatni oglądała ten ginący do niedawna świat, który teraz – z jej pomocą – zaczął się odradzać. Aja wyciągnęła długie i ostre złote nożyce. Areta brała w wąskie palce pasma płomienistych włosów dziewczynki – Aja ścinała je i każde pasmo podawała Grymsowi, który mruczał tajemnicze zaklęcia. Gryms przekazywał pasmo włosów Intenowi, a ten wyciągał dłoń daleko, daleko przed siebie, ponad zieloną, głęboką przepaść – i rozwierał ją. Wiatr z cichym, radosnym śpiewem porywał lśniące, jedwabiste włosy i niósł ze sobą w niezmierzoną przestrzeń…
– Niech się odradza życie w przyrodzie, wśród zwierząt i roślin, ptaków i owadów, życie bujne, bogate, we wszystkich odcieniach czerwieni… Siej, wietrze, siej… Nie żałuj sił… Ratujesz, wietrze, swoją rodzinną planetę, która tobie, wiatrowi, też dała życie… Siej, wietrze, siej… Nie żałuj sił… – mówiła Aja melodyjnym, śpiewnym głosem, a wiatr niósł jej słowa razem z płomiennoczerwonymi włosami dziewczynki.
Jeszcze długą chwilę sześć wysmukłych postaci stało na szczycie góry. Milcząc, długo spoglądali na leżący u ich stóp świat planety Koral, której nazwa już wkrótce miała odzyskać swe pierwotne znaczenie. Potem Aja pierwsza ruszyła w dół. Przed nią biegły uru, za nią szła Agata z Kusym i reszta magów. Minęli znajomą pieczarę i schodzili coraz niżej stromym zboczem góry. Choć żar lał się z nieba, dziewczynka nie odczuwała zmęczenia. Szła lekko za Aja, która wybierała najdogodniejszą drogę wśród skał. Wkrótce znaleźli się u celu: w niedużym skalnym zagłębieniu tryskało źródełko. Jego woda, czysta i chłodna, spływała wyrytymi przez siebie w skale wąskimi korytami.
– Z tych wątłych strumyczków rosną strumienie, a potem rzeki, i opływają całą planetę – powiedział Gryms.
– Ludzie w miastach biorą z nich wodę i co dzień ją piją – dodała Areta.
– Trzynaście kropli twojej krwi, zwielokrotnione magiczną mocą, wlejemy tu, do źródełka – uzupełnił Oder.
– Jeszcze dziś mieszkańcy Korala wypiją tę wodę, a bezbarwny płyn w ich żyłach zyska bladą, różową barwę. Z każdym łykiem tej błogosławionej wody kolor ten będzie intensywnieć, aż odzyska barwę rubinu i właściwości prawdziwej krwi – szepnął Inten.
– I już dziś nowe siły wstąpią w mieszkańców naszego świata – powiedziała ze wzruszeniem Aja. – Iz każdym dniem będą rosły. Z każdą godziną będzie rosła ich wola życia, wola tworzenia, budowania, zdolność do radości, gniewu, miłości i nienawiści, do wzruszenia i buntu, ciekawości i wszelkiej pasji; bez tych uczuć życie jest jałowe i obumiera…
Areta wyjęła długą złotą igłę i leciutko, bezboleśnie ukłuła Agatę w serdeczny palec. Gryms podstawił złotą miseczkę. Trzynaście rubinowych kropli spłynęło na jej dno. Oder w milczeniu otworzył kryształowy flakonik i wlał jego zawartość do miseczki. Magiczny płyn zmieszał się z krwią, burząc się, sycząc i gwałtownie zwiększając objętość. Gryms przechylił miseczkę i wlał bulgoczący płyn do źródełka. Jego powierzchnia zmętniała, wypłynęły wielkie karminowe bąble, ale za chwilę woda z powrotem zjaśniała.
– Płyń, wodo, płyń i daj nowe życie mieszkańcom planety Koral, tak jak ona dała je tobie, wodo – mówiła Aja melodyjnym głosem, a woda pochłaniała jej słowa i zabierała ze sobą, spływając w dół, coraz niżej, w dolinę, małymi rwącymi strumyczkami. – Płyń, wodo, płyń i nieś ze sobą błogosławione, życiodajne krople, napoisz nimi wszystkich spragnionych: ludzi i zwierzęta, ptaki i owady, każdą bryłę ziemi. Płyń, wodo, płyń i daj nowe życie planecie, która tobie życie dała…
Źródełko, szemrząc łagodnie, rozlewało się na drobne, bystre strużki, które to łączyły się, to znowu rozdzielały, by u podnóża góry zjednoczyć się w rwący, silny strumień; strumień spływał coraz niżej w dolinę, a tam przeobraził się w dostojnie rozlane rzeki.
– Twoja misja jest skończona, Agato – szepnęła Aja zadumanej dziewczynce. – Możemy iść…
Nagle niebo gwałtownie ściemniało i w szalonym pędzie zaczęły gnać po nim brudne, groźne obłoki, zasłaniające całkowicie dobroczynne światło obu słońc. Lodowaty wiatr jął ze świstem obijać się o skały i hucząc opadał w dolinę, łamiąc po drodze słabsze drzewa. Uru lękliwie zbiły się w stadko, patrząc żałośnie na pobladłych magów. Magowie z niepokojem spojrzeli w niebo, po którym ostrymi zygzakami przebiegały błyskawice. Ziemia drżała pod stopami, a woda w źródełku zaczęła wzbijać się w górę jak gejzer…
– Ona obudziła się – usłyszała dziewczynka czyjś wystraszony głos, ale w huku trzeszczących drzew i lecących z góry wielkich głazów, tworzących istną lawinę, nie mogła rozróżnić, kto mówi, Aja czy Gryms, gdyż oboje poruszali pobladłymi wargami.
I gdy zdawało się, że planeta Koral po raz drugi stoczy się w otchłań śmierci, nagle potężnym grzmotem odezwał się głos Wielkiej Kosmicznej Istoty, i usłyszało go każde stworzenie:
– Rzekłam. i stało się…
Gdy grzmot zamarł i tylko echo niosło jego dźwięk, niebo z powrotem było czyste, błękitne, wyzłocone promieniami, a na krańcach horyzontu powoli przybierało charakterystyczną barwę zachodzącego słońca: płomienistą czerwień…
Po raz pierwszy na twarzach wielkich magów z planety Koral Agata ujrzała uśmiech i zrozumiała, ile on znaczy w życiu, jak wiele może zawierać serdeczności, ciepła, braterstwa.
– Możesz teraz pożegnać się z naszym światem i nie niepokoić się o jego dalszy los – rzekła Aja z tym nowym uśmiechem.
– Ci, co teraz żyją, odzyskają cechy właściwe wszystkim żywym istotom, cechy dobre i złe, które tworzą jedność i nie ma bez nich życia – dodał Gryms, a uśmiech odmłodził jego twarz.
– Następne pokolenia przywrócą dawną świetność planecie Koral. Nie będzie im trudno, pomożemy im bowiem odtworzyć to, co było, za pomocą naszej wiecznej pamięci i doświadczenia – uzupełnił Oder, a od jego uśmiechu biło ciepło, w którym Agata grzała się jak kot przy kominku.
– Ci, którzy przywrócą świetność naszemu światu, w końcu będą musieli odejść, ale nadejdą po nich następni i w niespokojnej, twórczej pasji będą szukać coraz nowszych możliwości rozwoju – dodał Inten, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
– Być może będą popełniać błędy: niszczyć to, co winno ocaleć, i budować to, co nigdy nie powinno być zbudowane, ale błędy są właściwością rodzaju ludzkiego i cechą życia. Nie ma prawdziwego życia bez błędów, a życie jest najcenniejszą rzeczą we wszechświecie – zakończyła Areta z uśmiechem, który czynił jej twarz piękną.
Ruszyli w powrotną drogę do pieczary. Uru biegły swobodnie i wesoło, machając ogonami. Raz po raz podbiegały do dziewczynki i przytulały do niej smukłe, kształtne łby, czując, że wkrótce mała przyjaciółka zniknie na zawsze z ich świata. Kusy biegł radośnie, jakby rozumiał, że powraca wreszcie do domu po najdłuższym spacerze swego życia.
Przed wejściem w głęboką czeluść jaskini Agata zatrzymała się i ostatnim, pożegnalnym spojrzeniem objęła świat planety Koral, zachodzące w przepysznej czerwieni oba słońca, przysiadłe na konarach drzew rozśpiewane, krasnopióre ptaki, panoszące się w dumnej purpurze kielichy kwiatów. Przed oczami stanęli jej jeszcze raz drobni i barwni mieszkańcy umierającego miasta – oczyma wyobraźni widziała, jak piją ożywczą wodę, a siły ich rosną z sekundy na sekundę. Przypomniała sobie rubasznego strażnika królewskiego pałacu i jego smutek na myśl o tym, że na jego osobie kończy się ród niestrudzonych stróżów ruin dawnej świetności. Pomyślała z radością, że może wierny strażnik doczeka chwili, gdy pałac zacznie odzyskiwać swe dawne kształty. Nim weszła w głąb skalnego korytarza, wzrok j ej poszybował tam, gdzie na moczarach zalegała wieczna mgła, czaiło się wieczne zło – i z pewnym smutkiem pożegnała nie znanych sobie Etę i Hiksa, magów planety Koral, którzy dla złej sprawy użyli swej mocy.
– Żegnajcie wszyscy… – szepnęła, pamiętając nawet o czarnych, posępnych huringach.
Gdy znaleźli się z powrotem w mrocznej jaskini, zdającej się nie mieć ścian i stropu, Gryms zniknął w ciemnościach i po chwili pojawił się z lustrem. Jego powierzchnia była matowa i nieprzenikniona.
– Moje lustro – powiedziała ze wzruszeniem Agata.
– Już nie twoje – szepnął Gryms. – Z chwilą gdy wrócisz do swego świata, lustro pęknie i rozpadnie się na tysiące kawałków, żeby nikt nie mógł nadużyć jego mocy.
– Ale wtedy już was nigdy nie zobaczę – powiedziała z żalem dziewczynka.
– Nigdy nas nie ujrzysz – przytaknęła spokojnie Aja. – i zapomnisz o nas…
– Na pewno nie! – zaprzeczyła gorąco Agata.
– To my sprawimy, że zapomnisz. Musimy to zrobić, nie gniewaj się. Ale w nagrodę za twe bezcenne dary damy ci dar od nas, magów planety Koral. Od tej pory, Agato, będziesz mieć czarodziejski dar malowania tego, czego tu byłaś świadkiem. Spod twego pędzla wychodzić będą obrazy tak niezwykłe, że w każdym, kto je obejrzy, wzbudzać będą niepokój, zachwyt i tęsknotę do gwiazd.
– A oto twój dom – szepnął Gryms.
Matowa powierzchnia lustra zadrżała, zafalowała, zalśniła potężnym światłem, a potem zamajaczyły w niej jakieś kształty. Gdy obraz wyostrzył się, Agata zobaczyła swój pokoik. Lustro odbijało jego znajome, przytulne wnętrze. Za uchylonym oknem wstawał wczesny ranek…
…Kusy zaskomlał i nim dziewczynka zorientowała się, wskoczył w lustro. Magowie roześmieli się, Agata zaś ujrzała, jak pies najspokojniej w świecie układa się do szczęśliwego snu na swoim zwykłym miejscu, koło tapczanu.
– Wracaj do domu, Agato, Ta, Która Musiałaś Przyjść… – szepnęła Aja i lekko dotknęła ramienia dziewczynki.
– Wracaj do domu, Ta, o włosach w tym kolorze – uśmiechnął się Gryms. – Wiedz, że cię nigdy nie zapomnimy. Wszyscy mieszkańcy planety Koral będą nosić w swych sercach legendę o Tej, która przyniosła Zmianę…
– Nasi pisarze i poeci będą cię opiewać, a rzeźbiarze ryć w kamieniu twą podobiznę – szepnął Inten.
– Nawet wówczas, gdy już znikniesz ze swojego świata, wspomnienie o tobie będzie u nas wiecznie żywe. Będziesz w nim zawsze młoda, zawsze piękna – rzekł Oder.
– A zatem dajemy ci także nieśmiertelność, choć nic o tym nie będziesz wiedzieć – szepnęła Areta.
– Idź, Agato, już wkrótce lustro utraci magiczną moc – powiedziała Aja. – Idź i nie oglądaj się za siebie…
– Idę – rzekła Agata i weszła tam, gdzie czekał na nią wierny Kusy. Powierzchnia lustra zamknęła się za nią, zmatowiała, a potem nagle lustro rozprysło się na tysiąc drobnych kawałków. Pięć wysmukłych postaci w czarnych płaszczach siedziało wokół ogniska, otoczone gromadą leżących wygodnie uru, i z zadumą spoglądało na szczątki lustra…
…w tym samym momencie do pokoju Agaty wbiegła zaspana mama i szepnęła w osłupieniu:
– Ty sobie śpisz spokojnie, a tymczasem twoje lustro rozprysło się na tysiące kawałeczków! Ale nie martw się, jutro wprawimy nowe…
Natychmiast po powrocie do swego świata Agata zapomniała o planecie Koral. Minęło wiele lat. I tylko czasem przed oczami dziewczynki pojawiały się jakieś kształty, kolory, sylwetki, przedmioty, których gorzka uroda zastanawiała ją i niepokoiła. Dorosłą Agatę wizje te – pojawiające się nie wiadomo skąd – frapowały na tyle, że próbowała przenosić je na płótno, niezbędna zaś do ich oddania gama barw niemal sama jawiła się na jej palecie.
…I wychodziły spod jej pędzla dziwne, niezwykłe obrazy, na których widok oglądający doznawali uczucia głębokiego zachwytu, niepokoju i tęsknoty do gwiazd.