39028.fb2 Lustro Pana Grymsa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

Lustro Pana Grymsa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

Rozdział drugi

Lustro przynieśli dwaj najzwyklejsi w świecie robotnicy. Delikatnie oparli je o ścianę w przedpokoju i poszli. Mama poprawiła przed nim włosy i z wyraźnym zainteresowaniem przyjrzała się swojej sylwetce.

– Muszę trochę przytyć – powiedziała.

Lustro spokojnie odbiło postać mamy, a potem po prostu odbijało ściany przedpokoju. Gdy Kusy przeciągnął się na całą długość swego potężnego ciała i leniwie podszedł, by je powąchać – lustro jakby na mgnienie oka zmatowiało, ale zaraz prawidłowo odbiło jego sylwetkę. Mama nic nie zauważyła. Wieczorem tata przybił dwa haki i zawiesił lustro dokładnie naprzeciw tapczanu w pokoju Agaty.

– Ho! Ho! Ktoś tu ma pieniądze… – powiedział z uśmiechem. – Nie każdego stać na antyki.

Mama nie odezwała się. Nie miała ochoty opowiadać tacie o niepojętej cenie lustra i wywoływać zbędną dyskusję. Lustro cały czas zachowywało się normalnie. Odbijało to, co powinno odbijać, i połyskiwało w zachodzącym słońcu, którego ostatnie promienie wpadały ukośnie do pokoju dziewczynki.

Gdy Agata zgasiła lampę i położyła się, długo leżała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się w nowo nabyty przedmiot. Ale lustro spokojnie lśniło w srebrnym blasku zaglądającego przez okno księżyca. Tylko Kusy niespodziewanie zmienił legowisko: do tej pory znajdowało się ono w nogach tapczanu Agaty, dokładnie tam, gdzie obecnie, o dwa metry dalej, wisiało lustro. Pies przeniósł się w drugi kąt pokoju, koło nocnego stolika.

W nocy Agacie śniła się jakaś obca, dziwaczna okolica: moczary porośnięte bujną roślinnością o nieznanych kształtach. Nad moczarami unosiły się gęste mgły, a bagno pulsowało, gotowało się, mamrotało… Bulgoczące dźwięki przypominały mowę, niezrozumiałą dla dziewczynki. We śnie Agata stała na malutkiej kępce przegniłej trawy, ale i ta kępka była z całą mocą wsysana, powoli, lecz nieubłaganie, przez bagno – i jakąś jeszcze dziwniejszą mocą dziewczynka ciągle utrzymywała się na jego powierzchni. Rozpaczliwie i z trudem łapiąc równowagę, Agata – wyczekując ratunku – rozglądała się dokoła i krzyczała. Słyszała wyraźnie własny, coraz bardziej przeraźliwy krzyk. Obudził ją strach. Strach – uczucie całkiem nowe, dotąd nie znane. Przez całe swoje – niedługie co prawda – życie dziewczynka nie bała się niczego. Strach był jej obcy. Do tej nocy.

Agata otworzyła oczy. Kusy, dysząc niespokojnie, stał w kącie pokoju i patrzył w lustro. W silnym świetle księżyca Agata ujrzała w lustrze krajobraz ze swego snu: ponury, mglisty, pulsujący. Kusy dyszał i cichutko skomlał. Dziewczynka zamarła z lęku, lecz mimo to pogładziła łeb psa. Za chwilę wszystko zniknęło, powierzchnia lustra wygładziła się, odbijając księżyc za oknem i siedzącą na tapczanie, skamieniałą z przerażenia Agatę.

Przy śniadaniu mama spytała:

– Czy jesteś zadowolona z prezentu?

– Mniej więcej – odpowiedziała spokojnie dziewczynka.

W szkole lekcje wlokły się w nieskończoność. Jeszcze nigdy tak nie było. Agata chodziła do wymarzonej przez siebie szkoły plastycznej. Ale dziś niecierpliwiła ją nawet lekcja rysunków z pamięci, którą najbardziej ceniła. Nauczyciel kazał narysować ulubiony wakacyjny krajobraz. Agata sama nie wiedziała, kiedy pod jej ołówkiem na białym arkuszu brystolu powstał mroczny i ponury krajobraz ze snu.

– Bardzo ciekawe, świadczy o wielkiej wyobraźni, ale, po pierwsze, czegoś takiego chyba nigdzie nie ma, a po drugie, wątpię, by mógł to być czyjkolwiek ulubiony krajobraz – powiedział nauczyciel, kręcąc podejrzliwie głową.

Zaraz po lekcjach Agata pobiegła do sklepu – zdyszana, pełna niecierpliwego pośpiechu i narastającego niepokoju. Dźwięczały jej jeszcze w uszach słowa pana Grymsa o wyjeździe z miasta, ale mimo to miała nadzieję. Już wiedziała, że za wszelką cenę musi się pozbyć lustra. Wiedziała też, że może je oddać jedynie panu Grymsowi. Instynkt podpowiadał jej, że tego lustra nie można ot tak sobie, po prostu komuś dać w prezencie lub sprzedać czy wyrzucić. To nie był portret pradziadka. Lustro mogło sprowadzić na kogoś straszliwe nieszczęście. Jedynym człowiekiem na świecie, który bezkarnie mógł nadal pozostawać właścicielem lustra, był pan Gryms.

Agata już wiedziała, że lustro zagraża jej dotychczasowemu, spokojnemu życiu. Nigdy nie uważała, by życie było nudne, choć marzyła o niezwykłej – ale nie strasznej – przygodzie. Tymczasem po raz pierwszy, za sprawą lustra, zrozumiała, czym jest strach. Obcość i posępność tego nie znanego do tej pory uczucia przeraziły ją. Agata czuła, że jej wolność – wolność ptaka w powietrzu i kwiatu na łące – kończy się. Lustro spętało ją ze sobą niewidocznymi więzami, niewoliło, mówiło jej coś, czego ona, Agata, nie chciała słuchać, lecz musiała.

…Sklep był otwarty i już z oddali widać w nim było jakiś ruch. Stając w drzwiach, Agata ujrzała drabinę, wiadra, rozłożone na podłodze gazety. Dwóch mężczyzn, wesoło pogwizdując, malowało ściany kantorka. Odarty ze wszelkich ozdób, pozbawiony osoby pana Grymsa i czarnej pluszowej zasłony – wydawał się dziwnie mały i bardzo zwyczajny. Ze zmartwiałym sercem dziewczynka spostrzegła, że żadna z czterech ścian niewielkiego pomieszczenia nie ma drzwi. Ściana, na której przedtem wisiała prowadząca do salonu zasłona, była gładka i pusta.

– Przejście zostało zamurowane? – spytała.

– Jakie przejście, panienko? – zdziwił się jeden z robotników. – Tu przecież niczego nie było, tylko ten kantorek…

Agata wróciła do domu i w ponurym milczeniu zjadła obiad. Potem zamknęła się w swoim pokoju. Lustro spokojnie odbijało jej tapczan z kolorowymi poduszkami. Tyle tylko, że jedna z nich była w lustrze fioletowa, choć ta z tapczanu była czerwona. Mama, która weszła zapytać, czy Agata chce gruszkę, nawet nie zauważyła tego, mimo że lustro – całkiem bezczelnie – nie skorygowało koloru poduszki.

W nocy powtórzył się tamten sen. Moczary bulgotały, parowały bure mgły, bagno mamrotało coś i skarżyło się. Ciche skowyczenie psa obudziło dziewczynkę i już bez zdziwienia, choć ze ściśniętym sercem, patrzyła, jak jej sen urzeczywistnia się w lustrze. Kusy cały drżał. Po chwili powierzchnia lustra wygładziła się, zmatowiała, i zmęczona dziewczynka z powrotem zasnęła.

Sen powtarzał się kilkakrotnie w ciągu kolejnych nocy. Zdawało się, że Agata już do niego przywykła. Uczucie grozy powoli znikało, ustępując miejsca niepokojącej ciekawości. Jednak Agata jeszcze nigdy dotąd nie zdecydowała się dotknąć lustra w czasie, gdy przedstawiało swoje wizje. I postanowiła, że tego nie uczyni, choć lustro jakby o to prosiło, żebrało, wytężając wszystkie siły. I po pewnym czasie dziewczynka pojęła: lustro wcale nie chciało jej przerazić. Pokazywało po prostu to, co akurat chciało pokazać, nie zdając sobie sprawy z tego, że wywołuje lęk. Toteż powoli Agata przestała się bać lustra i jego ponurych obrazów, oswoiła się nawet z nimi – i z lustrem. Do pewnych granic.

Teraz zaczęła bowiem pojmować, że lustro ją woła, a nie mając głosu, czyni to za pomocą obrazu. Właśnie przed tym – coraz bardziej natrętnym – wołaniem Agata zamierzała się bronić.

Którejś nocy, jeszcze w półśnie, przed jej oczami zamajaczyło coś kolorowego. Usiadła na tapczanie. Kusy siedział na podłodze i wesoło merdał ogonem. Lustro roztaczało przed dziewczynką pogodny obraz lasu, z nasyconymi słońcem polankami. Las był całkiem zwyczajny, tyle że drzewa miały niezwykłe kształty; nie było w nim ani jednego dębu czy swojskiej sosny. Mimo to nie miał w sobie nic przerażającego. Przeciwnie, aż prosił o wejście w jego kojące zacisze. A mimo to był obcy. Agata miała uczucie, że było w nim czegoś za dużo lub czegoś mu brakowało.

Dziewczynka, patrząc na ten sielski, uspokajający widok, pojęła nagle i z całą ostrością, że lustro zmieniło taktykę. Zrozumiało, że poprzedni krajobraz odstręcza ją, i postanowiło przedstawić coś kuszącego; wołało ją teraz głosem łagodnym, zapraszało uprzejmie, ofiarowując zamiast krainy grozy krainę rozkosznie pogodną i fascynująco odmienną.

– Nie wołaj mnie… – szepnęła dziewczynka. – Ja i tak nie przyjdę…

Kusy nadal wesoło merdał ogonem i siedział w wyczekującej pozie, jakby liczył na to, że Agata włoży mu obrożę i zaprosi na spacer do tego pięknego lasu.

– Śpij, Kusy – rozkazała dziewczynka i nakryła się kołdrą aż po uszy. Resztę nocy spała spokojnie i bez snów.

Przez kilka następnych dni lustro zachowywało się niemal normalnie. W nocy pozwalało spać, a w dzień jego lśniąca powierzchnia odbijała to, co rzeczywiście znajdowało się w pokoju, z niewielkimi wyjątkami. Jedynie poduszka na tapczanie zmieniała kolor z czerwonego na fioletowy, oczy Agaty z zielonych zmieniały się nagle w czarne oczy pana Grymsa, a mama – przynosząc podwieczorek – choć tego wcale nie dostrzegła, miała w lustrze zielone włosy rusałki. Natomiast porcelanowa filiżanka z mlekiem odbiła się w lustrze jako srebrny dzbanuszek z wyrafinowanie cyzelowanym ornamentem.

Minęło kilka kolejnych spokojnych dni i Agatę nawet zaczęły bawić lustrzane figle. Czekała z zaciekawieniem, co i jaki przybierze kształt w lustrze. Była to wspaniała zabawa, lustro bowiem podjęło grę i od pewnego czasu odbity obraz wydawał się całkiem prawdziwy, z wyjątkiem jednego czy dwóch drobnych szczegółów, które Agata z mozołem wyszukiwała, co wręcz uatrakcyjniało zabawę. Czasem był to zupełnie nowy wzór na kapie pokrywającej tapczan; kiedy indziej na półce z książkami pojawił się jakiś dziwny, malutki posążek, przedstawiający nie znane Agacie zwierzę; raz ujrzała na swojej szyi cienki łańcuszek, zdobny w roślinny, skomplikowany wzór.

Dziewczynka zaczęła czuć się z lustrem całkiem bezpiecznie. Nawet nie wpadło jej do głowy, że lustro postanowiło oswoić ją ze sobą, przekonać o swej nieszkodliwości, że długie, niewinne gry i zabawy prowadzą do uśpienia czujności i przekonania o tym, że już nic jej nie grozi. Jej – ani nikomu innemu.

…Tego dnia pogoda była fatalna. Od rana lało i po ulicach hulał zimny wiatr. Kusy nie odbył swego zwykłego godzinnego spaceru na pobliskie łąki. Ponury i smutny leżał cały dzień w kącie pokoju, wodząc za Agatą migdałowymi oczami. W nocy dziewczynkę obudziło ciche, naglące poszczekiwanie. Kusy zawsze wydawał takie dźwięki na łące, zwłaszcza gdy udało mu się spłoszyć przysiadłą w wysokiej trawie kuropatwę lub gdy z daleka wyczuł zapach zająca.

Dziewczynka raptownie usiadła na tapczanie. Pies, cały sprężony, radośnie merdając ogonem, stał tuż przed lustrem. W szklanej głębi najwyraźniej w świecie leżała ich łąka! Skąpana w słońcu, pełna krzewów i kwiatów, robiła wrażenie tej samej co zawsze, ale Agata, nauczona doświadczeniem, zaczęła szukać odmienności. I znalazła. Nie mogła jedynie dociec jej przyczyny. Łąka wydawała się z pozoru tą samą łąką, miała jednak jakby zmienione barwy.

Kusy niecierpliwie poszczekiwał, ponaglając natarczywie swoją panią, by wstała wreszcie z tapczanu i udała się z nim na wymarzony spacer…

– Nie wolno, Kusy – szepnęła Agata z naciskiem. – Nie wolno. Nigdzie nie idziemy. Śpij, Kusy…

Pies cicho zaskowyczał. Zrezygnowany, zaczął wracać na swoje miejsce, gdy nagle… nagle na łące pojawiło się małe, bure, zwinne zwierzątko! Mknęło zygzakami niemal przed nosem rozdygotanego psa… Jeszcze chwila i zniknie mu z oczu w kępie zieleni…

Kusy wydał z siebie podniecony, gardłowy warkot – i skoczył. Powierzchnia lustra zadrżała, obraz najpierw gwałtownie zafalował, potem rozmył się, wreszcie zniknął. Agata ujrzała w lustrze swoją skuloną na tapczanie postać, z rozszerzonymi lękiem oczami. Psa nie było. Ani w lustrze, ani w pokoju.

– Kusy… Kusy… – szeptała rozpaczliwie, pełna strachu o swego ulubieńca. Lecz lustro obojętnie odbijało wnętrze pokoju. – To niemożliwe, żeby on już tam został na zawsze. To nie może być koniec. To wcale nie koniec… – mówiła do siebie uspokajająco. – To wcale nie koniec. Cierpliwości… Cierpliwości… Lustro zrobiło to rozmyślnie, więc coś się jeszcze stanie, coś musi się stać i z powrotem odzyskam Kusego…

Uspokajając samą siebie, Agata czekała, wpatrując się w gładką, lśniącą i obojętną powierzchnię zwierciadła. Dopiero o świcie, zmęczona i pełna obaw, już tęskniąca do wiernego spojrzenia podłużnych oczu psa – usnęła.

Rano lustro z rzadką dla siebie dokładnością ukazało pokój i jego mieszkankę. Dopiero bardzo uważny ogląd lustrzanego odbicia pozwolił Agacie odkryć, że na półce z książkami znajduje się coś, czego w rzeczywistości nie było: fotografia. Staroświecka w kształcie, owalna, z brzeżkami w ząbki, spłowiała – fotografia przedstawiała Kusego na ich łące. Kusy jakby biegł na powitanie kogoś, kto stał z boku, w cieniu, ledwie widoczny. Gdy Agata przybliżyła twarz do powierzchni lustra, dostrzegła na zdjęciu swoją własną sylwetkę.

– O to ci chodzi – szepnęła dziewczynka. – Pokazujesz mi, że mogę odzyskać psa, ale pod warunkiem, że pójdę za nim…

Przy śniadaniu mama spytała:

– A gdzie Kusy?

– W nocy zaczął domagać się spaceru – wyjaśniła Agata obojętnym tonem.

– No i…?

– Wyprowadziłam go i nagle mi uciekł.

– Nie martw się. Uciekał już kilka razy, ale zawsze wracał pod wieczór, prawda? Jeśli do jutra się nie zjawi, damy ogłoszenie do gazety.

– On wróci – powiedziała Agata. – Ja się nie martwię.

Agata nie martwiła się. To nie było zmartwienie, lecz ogromny, pełen lęku niepokój. Czuła, że odzyska psa. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Lustro nie było szalone i nie płatało głupich figli. Miało precyzyjny, logiczny umysł – i chłodnym tonem dyktowało teraz warunki. Znudziło mu się prosić i kusić Agatę, by raczyła wejść w jego świat. Zrozumiało, że nawet najbardziej zdumiewające obrazy nie przyciągną dziewczynki, dlatego posłużyło się podstępem. Agata pojęła, że lustro wzięło w zastaw jej ulubione zwierzę. Teraz ono dyktowało warunki.

– Chcesz psa, to musisz po niego przyjść – mówiła jego obojętna, chłodna powierzchnia.

I Agata, wiedząc doskonale, co czekają najbliższej nocy, poszła najspokojniej w świecie do szkoły. Bo taka właśnie była Agata; wiedziała, że wszystko musi nadejść we właściwym czasie.