39047.fb2
Bor na supraćlehłym bierazie rečki, jašče hadzinu tamu asvietleny travieńskim soncam, paciamnieŭ, razmazaŭsia i rastvaryŭsia.
Vada sucelnaj scianoj stajała za aknom. U niebie adzin za adnym uspychvali pisiahi, nieba treskałasia, pakoj chvoraha zalivała dryhotkaje strašnaje sviatło.
Ivan cicha płakaŭ, siedziačy na łožku i hledziačy na kałamutnuju rečku, jakaja kipieła burbałkami. Pry kožnym hramavym udary jon žałasliva ŭskrykvaŭ i zakryvaŭ tvar rukami. Spisanyja Ivanam papiarovyja listki valalisia na padłozie, ich zdźmuła vietram, jaki ŭvarvaŭsia ŭ pakoj u samym pačatku navalnicy.
Sproby paeta napisać zajavu nakont strašnaha kansultanta ničoha nie dali. Jak tolki Ivan atrymaŭ ad toŭstaje fielčarycy, jakuju zvali Praskoŭia Fiodaraŭna, ahryzak ałoŭka i papieru, jon dziełavita pacior ruki i prymasciŭsia da stolika. Pačaŭ davoli žyva:
„U milicyju. Siabry MASSALITa Ivana Mikałajeviča Biazdomnaha. Zajava. Učora viečaram ja pryjšoŭ z niabožčykam M.A.Bierlijozam na Patryjarchavyja sažałki…”
I adrazu ž paet zabłytaŭsia, najpierš z-za słova „niabožčyk”. Z samaha pačatku atrymlivałasia niejkaja niedarečnasć: jak heta — pryjšoŭ z niabožčykam? Niabožčyki nie chodziać! Sapraŭdy padumajuć, što varjat!
Padumaŭ pra heta i pačaŭ papraŭlać napisanaje. Atrymałasia nastupnaje: „…z M.A.Bierlijozam, potym niabožčykam…” I heta nie zadavoliła aŭtara. Daviałosia prydumlać treciuju redakcyju, a taja akazałasia jašče horšaja za pieršyja dzvie: „…Bierlijozam, jaki trapiŭ pad tramvaj…” — a tut jašče pryploŭsia hety nikomu nie viadomy kampazitar — ciozka pa prozviščy, i daviałosia dapisvać: „…nie kampazitaram…”
Napakutavaŭsia z hetymi dvuma Bierlijozami, zakresliŭ usio i vyrašyŭ pačać z niečaha vielmi mocnaha, što adrazu pryciahnuła b uvahu čytača, i napisaŭ, što kot sadziŭsia ŭ tramvaj, a potym viarnuŭsia da epizoda z adrezanaj hałavoj. Hałava i praroctva kansultantava naviali na dumku pra Poncija Piłata, a dziela bolšaj pierakonanasci Ivan vyrašyŭ uvieś raskaz pra prakuratara napisać z samaha pačatku, kali toj u biełym płaščy z kryvavym padbojem zajšoŭ u kałanadu Iradavaha pałaca.
Ivan pracavaŭ zasiarodžana, kresliŭ napisanaje i ŭstaŭlaŭ novyja słovy i navat sprabavaŭ namalavać Poncija Piłata, a potym i kata na zadnich łapach. Ale i malunak nie dapamoh, i čym dalej — usio bolš błytanaj i niezrazumiełaj rabiłasia paetava zajava.
Na toj čas, jak zdalok zjaviłasia złaviesnaja chmara z dymnymi krajami, nakryła bor i padźmuŭ viecier, Ivan adčuŭ, što zniasileŭ, što zajavu jamu nie adoleć, nie staŭ zbirać rassypanyja listki, a cicha i horka zapłakaŭ.
Dabradušnaja fielčaryca Praskoŭia Fiodaraŭna naviedała paeta ŭ čas navalnicy, ustryvožyłasia, kali ŭbačyła, što jon płača, zašmorhnuła na aknie štoru, kab małanka nie pałochała chvoraha, papierki sabrała z padłohi i z imi pabiehła da doktara.
Toj adrazu ž pryjšoŭ, zrabiŭ ukol Ivanu ŭ ruku, pierakanaŭ Ivana, što toj bolej płakać nie budzie, što ciapier ničoha nie zdarycca, što ŭsio projdzie, zmienicca i ŭsio zabudziecca.
Doktar skazaŭ praŭdu. Chutka zarečny bor staŭ raniejšym. U im vidać było kožnaje dreva pad niebam, jakoje ačysciłasia da poŭnaha błakitu, a rečka supakoiłasia. Nuda pačała adstupacca ad Ivana adrazu ž pasla ŭkołu, i ciapier paet lažaŭ spakojna i hladzieŭ na viasiołku, jakaja vyhnułasia ŭ niebie.
Hetak praciahvałasia da viečara, i jon navat nie zaŭvažyŭ, jak rastała viasiołka i jak zasumavała i zliniała nieba, jak pačarnieŭ bor.
Ivan vypiŭ haračaha małaka, pryloh i sam zdziviŭsia z taho, jak zmianilisia jaho dumki. Niejak padabreŭ u pamiaci praklaty djabalski kot, nie pałochała bolej adrezanaja hałava, i, adrynuŭšy jaje, pačaŭ razdumvać Ivan pra toje, što na samaj spravie niadrenna i ŭ balnicy, što Stravinski razumny i znakamity i što być u jaho nadzvyčaj prosta i pryjemna. I viečarovaje pavietra pryjemnaje i sviežaje pasla navalnicy.
Žurbotny dom zasynaŭ. U cichim kalidory matavyja biełyja lampački patuchali, i zamiest ich adpaviedna raskładu zapalvalisia słabieńkija błakitnyja načniki, i ŭsio radziej za dzviaryma čulisia asciarožnyja kroki fielčaryc na humavych dyvankach u kalidorach.
Ciapier Ivan u sałodkaj mlavasci lažaŭ i paziraŭ to na lampačku pad abažuram, jakaja razlivała z-pad stoli miakkaje sviatło, to na poŭniu, jakaja vychodziła z-za čornaha boru, i havaryŭ sam z saboju.
— Čamu, urešcie, ja hetak chvalujusia, što Bierlijoz trapiŭ pad tramvaj? — razvažaŭ paet. — Urešcie, nu jaho ŭ bałota! Chto ja na samaj spravie, kum jamu ci svat? Kali jak sled prakrucić hetaje pytannie, atrymlivajecca, što ja, pa sutnasci, i nie viedaŭ jak sled niabožčyka. Sapraŭdy, što mnie pra jaho viadoma? Dy ničoha, akramia taho, što jon byŭ łysy i havarun žachlivy. A potym, hramadzianie, — praciahvaŭ svaju pramovu Ivan i zviartaŭsia da niekaha nieviadomaha, — razbiaromsia voś u čym: čaho heta ja, rastłumačcie, uzjeŭsia na hetaha zahadkavaha kansultanta, maha i prafiesara z pustym čornym vokam? Našto ŭsia hetaja niedarečnaja pahonia za im u spodnim i sa sviečkaju ŭ rukach, a potym i ŭsia dzikaja scena ŭ restaracyi?
— Nu-nu-nu, — raptam surova skazaŭ niechta, ale nie ŭ im samim, a byccam na vucha, raniejšy Ivan novamu Ivanu, — pra toje, što adrežuć Bierlijozu hałavu, jon viedaŭ zahadzia? Jak tut nie chvalavacca?
— Pra što tut, tavaryšy, havorka! — piarečyŭ novy Ivan raniejšamu Ivanu. — Niešta niačystaje tut, heta i dziciaci zrazumieła. Heta asoba niezvyčajnaja i tajamničaja na ŭsie sto. Ale ž heta i sama cikavaje! Čałaviek asabista byŭ znajomy z Poncijem Piłatam, što jašče cikaviejšaje vam patrebna? I zamiest taho kab padymać niedarečny hvałt na Patryjarchavych, ci nie lepiej było b vietliva raspytacca pra toje, što dalej było z Poncijem Piłatam i hetym aryštavanym Ha-Nocry?
A ja djabal jaho viedaje što ŭsčaŭ! Padumaješ — vialikaje zdarennie — redaktara časopisa zarezała! Dy što, z-za hetaha časopis zakryjecca, ci što? Što rabić: čałaviek smiarotny, i, jak spraviadliva było skazana, smierć zaŭsiody raptoŭnaja. Nu, carstva jamu niabiesnaje! Nu, budzie druhi redaktar i navat, mahčyma, jašče bolšy havarun za papiaredniaha.
Pasla snu Ivan novy zjedliva spytaŭsia ŭ staroha Ivana:
— I chto ž tady ja vychodzić?
— Durań! — vyrazna pramoviŭ niedzie bas, jaki nie naležaŭ nivodnamu z Ivanaŭ i vielmi ž byŭ padobny na kansultantaŭ.
Ivan čamuści nie pakryŭdziŭsia z-za „durnia”, heta jaho navat pryjemna ŭraziła, usmichnuŭsia sprasonku i zacich. Son padkradvaŭsia da Ivana, i ŭžo prymroiłasia jamu i palma na słanovaj nazie, i kot prajšoŭ pablizu — nie strašny, a viasioły, adnym słovam, voś-voś nakryje son Ivana, jak raptam rašotka pajechała ŭbok biez adzinaha huku, i na bałkonie ŭznikła tajamničaja postać, jakaja chavałasia ad miesiačnaha sviatła, i pakivała Ivanu palcam.
Ivan zusim nie spałochaŭsia, pryŭstaŭ na łožku i ŭbačyŭ, što na bałkonie znachodzicca mužčyna. I hety mužčyna prytuliŭ palec da hub i prašaptaŭ:
— Cicha!