39132.fb2 Mi?o?? i wr??by - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 12

Mi?o?? i wr??by - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 12

Filip ze Słowika

Był koniec kwietnia, sady owocowe kwitły. Pośród drzew, w osobliwej mgle spowodowanej wiatrem, który strącał z gałęzi tumany kolorowych płatków, Filip ze Słowika zobaczył Agnieszkę.

Stała pod drzewem śliczna, wspaniała, cudowna, a sam jej widok zapierał dech. Filip miał szesnaście lat, a jego serce nigdy jeszcze nie zabiło tak mocno jak tego ranka. Zdziwił się, jak mógł do tej pory żyć i oddychać bez tego widoku. Wydawało mu się, że nic nie miało, nie ma i nie będzie mieć znaczenia, poza przebywaniem obok tej istoty, której kraj sukni całowałby z najwyższą powagą i najwyższą czcią. Zakochał się od pierwszego wejrzenia.

Agnieszka, żona Jakuba, zobaczyła Filipa na drodze do dworu i ogarnęło ją niezwykłe, dziwne i nieznane uczucie. Ich spojrzenia spotkały się na krótko, a wyraz zachwytu na twarzy młodego rycerza nie mógł ujść jej uwagi. Pani Agnieszka, której serce zadrgało nowym a mocnym wzruszeniem, spłoszyła się nagle i pobiegła przed siebie.

Filip stał chwilę w miejscu, oczarowany, zachwycony, beznadziejnie zakochany, a kiedy wreszcie dojechał do dworu, nie bardzo wiedział, co się z nim dzieje.

Filip ze Słowika z dumą myślał o sprawie, która przywiodła go w te strony. Sam król powierzył mu pierwsze, od razu bardzo poważne zadanie. Wybrał Filipa osobiście, dając pod jego komendę dwudziestu kuszników.

– Sprawisz się, wynagrodzę – zapowiedział król Kazimierz. – Zawiedziesz, dasz głowę.

Filip, syn królewskiego dworzanina, nie miał jeszcze sposobności pokazać, jaki jest odważny, bohaterski i mężny, i nie miał okazji przysłużyć się majestatowi. Skupiony wysłuchał polecenia, które potwierdził tylko krótkim:

– Tak będzie, miłościwy panie.

Kazimierz uśmiechnął się. Podobał mu się ten chłopak. Bystry, mocny, urodziwy. Aż się rwał do tego, żeby zabłysnąć, zasłużyć się, uzyskać pochwałę i nagrody. Zadanie nie należało do wdzięcznych, ale tylko takie pozwalają sprawdzić lojalność.

Ruszyli zaraz następnego dnia, jak wypadało, na przedzie on, Filip ze Słowika, tuż obok dowódca zbrojnych, za nimi kusznicy i jeszcze kilku pachołków.

– Zaraz potem przyślesz mi wiadomość – polecił król. – Żebym wiedział, że już. Dopiero kiedy wrócisz, opowiesz o wszystkim.

Droga zajęła im dziesięć pełnych dni, bo więzień opóźniał pochód. Pan Filip, stale w najwyższej gotowości, nieustannie spodziewając się ataku, ani na chwilę nie spuszczał konwoju z oka. Szymon zwany Smok, dowódca królewskich żołnierzy, uśmiechał się pod wąsem i czasem tylko pozwolił sobie na małą uwagę.

– Pofolgujcie, panie – radził. – Możecie zaufać mnie i moim ludziom. Zapewniam was, że nic złego się nie sunie. Buntownicy zostali złamani i tylko szaleniec odważyłby się podnieść rękę.

– A jeśli jednak znajdą się szaleńcy i zechcą odbić więźnia?

– Gdyby nawet, moi ludzie dadzą sobie radę z samym diabłem.

Filip ze Słowika nie podzielał tego przekonania. Bunt wprawdzie uśmierzono, ale nikt nie mógł zagwarantować, że krewni Maćka Borkowica, wielkiego pana i byłego wojewody, zapomną zniewagi i zechcą uszanować królewski wyrok. Przecież nie tak dawno wszyscy oni udowodnili, jak niewiele liczą się z wolą króla Kazimierza.

Filip zachowywał więc ostrożność i nie dał spocząć żołnierzom, twardym, doświadczonym zabijakom, żyjącym z wojny i dla wojny. W pochodzie, a szczególnie w czas postojów, kazał wystawiać podwójne straże i sam wielokrotnie sprawdzał posterunki. Kiedy zaś wreszcie dotarli do Holsztyna, poczuł się trochę rozczarowany, że nie miał okazji do wykazania się odwagą i umiejętnością robienia bronią.

Na zamku, gęsto obsadzonym przez królewskich strzelców, mógł już odpocząć. Pieczę nad więźniem przejął dowódca załogi.

– Odpocznijcie – poradził kasztelan Michał z Potoka. – Najlepiej będzie, jak pojedziecie do mojego bratanka, do Lipowej. Pan Jakub rad was zobaczy, bo pewnie wiele widzieliście na królewskim dworze.

– Ale mam zadanie – bronił się Filip, któremu nadzieja miękkiego łoża przyjemnie majaczyła przed oczami.

– Wasze zadanie zakończone. Królewski rozkaz wypełniony. Odpocznijcie, ja tu wszystkiego dopilnuję. Dam wam znać, kiedy macie przyjechać. Po co wam męczyć się tutaj, w polowych warunkach, kiedy tuż obok jest wygodny dwór?

Filip nie bardzo wiedział, czy postępuje dobrze, przyjmując rady pana Mikołaja i wybierając miękkie łoże zamiast żołnierskiej ławy. Ale wytłumaczył sobie, że przecież dokładnie wypełnił polecenie króla Kazimierza – dowiózł więźnia żywego do zamku, osobiście osadził go w lochu, sprawdził łańcuchy.

Filip pojechał do Lipowej.

Powiadomiony o przyjeździe gościa pan Jakub wyszedł przed dom na jego powitanie. Zobaczył młodzieńca, ubranego wedle najnowszej mody, który zrobił na nim jak najlepsze wrażenie. Przybysz zsiadł z konia, otrzepał z kurzu, a następnie powiedział, kim jest i co go sprowadza.

– Mam nadzieję, że zechcecie przyjąć mnie pod swój dach, dostojny panie – zaczął z dworskim ukłonem. – Wasz stryj, dostojny pan Mikołaj, kazał mi zajechać do was i przekazać pozdrowienia.

– Jestem wam wielce rad, panie Filipie – powitał go Jakub serdecznie. – Nawet gdybyście przyjechali tu tylko z własnej woli, bez polecenia mojego stryja. Chodźcie i bądźcie gościem w moim domu, jak długo wam się spodoba. Pewnie macie wiele do opowiadania, a my chętnie posłuchamy nowin ze świata. Czy zechcecie zostać u mnie dłużej?

Filip skłonił się ponownie.

– Bardzo wam dziękuję, panie Jakubie. Chętnie skorzystam z waszej gościnności. Ostatnie dni spędziłem w siodle, jadąc tu z ważnym zadaniem, jakie mi wyznaczono, i prawdę mówiąc, wasz stryj wybawił mnie z kłopotu. Ale długo zostać nie mogę, bo też obowiązek każe mi wkrótce wracać.

– Upalnie dziś, więc chodźmy pod dach, tam przy dzbanku zimnego piwa na pewno przyjemniej będzie nam rozmawiać.

Poprowadził gościa najpierw do łaźni, gdzie ten mógł odświeżyć się po podróży, a potem do świetlicy, gdzie młodemu rycerzowi wskazał poczesne miejsce.

Filip czuł, jak płoną mu policzki. Tak, właśnie tak, o to mu chodziło. Jest równy między dostojnymi panami, jest ważny, a opiekują się nim jak jakim wielmożą, podają napitek, wypytują o nowiny.

Krótko jednak trwała ta rozmowa, bo rychło zmęczenie dało o sobie znać i głowa pana Filipa opadła na piersi.

– Dość gadek! – zaśmiał się życzliwie pan Jakub. – Wy jesteście zdrożeni długą jazdą, a ja wypytuję was i wypytuję. Pójdźcie do alkierza, gdzie kazałem przygotować wam posłanie. Wyśpicie się, wypoczniecie, pogadamy później.

– Dziękuję za wyrozumiałość – Filip umiał się zachować. – Staram się dorównać tak znakomitym rycerzom, jak wy czy wasz stryj, ale jestem młody i chyba muszę się jeszcze uczyć.

Ta uwaga bardzo ujęła pana Jakuba. Był wprawdzie sporo starszy od gościa, ale aż tak dworskiego zachowania nie został nauczony.

– Chodźmy spać – Jakub objął ramieniem młodzieńca, któremu zmęczenie, a pewnie i piwo, nieco osłabiły nogi. – Jutro was poznam z żoną, córką i innymi domownikami.

Kiedy następnego dnia Filip obudził się, słońce stało już wysoko. Zza okiennicy dobiegały odgłosy dworskiego życia i gość Lipowej wyraźnie rozpoznał głos gospodarza. Zawstydził się, że spał tak długo, kiedy wszyscy dawno już wstali i pewnie wyśmiewają go teraz, że jest leniwy.

Zerwał się z łoża i ubrał szybko. Kiedy gotowy już cicho i ostrożnie otwierał drzwi, potknął się o kogoś, kto siedział po ich drugiej stronie na progu. Była to kilkuletnia dziewczynka z jasnymi długimi włosami.

– Co ty tu robisz? – spytał Filip zakłopotany. – Mogłem cię przecież uderzyć.

– Ech, nie – zapewniła z uśmiechem. – Nic mi się nie stało. Chciałam tylko zobaczyć gościa.

– Zobaczyłaś. I co powiesz?

Dziewczynka, mająca może osiem czy dziewięć lat, obejrzała go uważnie, a jej ładna twarz z niebieskimi oczami rozpromieniła się uśmiechem – Nianiu! Nianiu! – zawołała nagle głośno. – Jaki on piękny!

Roześmiał się zaskoczony, ale mile połechtany w swojej dumie. W tej chwili podbiegła do nich wysoka, mocna niewiasta i chwyciła dziecko za rękę.

– Alena! Natychmiast zostaw gościa w spokoju! – rozkazała. – To nieładnie naprzykrzać się obcym.

Mam nadzieję, panie, że was nie uraziła.

– Tylko go chciałam zobaczyć przed wszystkimi. Jest naprawdę bardzo urodziwy. Prawda, nianiu?

– Alena! – zawołała zawstydzona opiekunka. – Co ty mówisz?

– Nie gniewajcie się – poprosił pan Filip. – To takie miłe i wdzięczne dziecko. Czy to córka pana Jakuba?

– Sama umiem mówić – oburzyła się dziewczynka, zanim Stronka zdążyła odpowiedzieć na pytanie gościa. – Jestem Alena, córka pana na Lipowej.

– A ja jestem Filip ze Słowika – gość ukłonił się z przesadną elegancją.

Alena zapiszczała z radości.

– Nianiu, nianiu! Zobacz, jaki jest pocieszny!

Filip ze Słowika od razu podbił serca wszystkich mieszkańców Lipowej. Był wesoły, towarzyski i choć młody, znał świat prawie tak dobrze jak pan Jakub, a umiał o nim opowiadać zajmująco i pięknie.

Jeździł konno z Aleną, z którą zaprzyjaźnił się natychmiast i którą traktował trochę jak młodszą siostrę, miał dla jej pomysłów wiele wyrozumiałości i zachowywał się przy niej jak psotny chłopak, a nie młody rycerz, obarczony poważnym zadaniem przez samego króla.

Pan Jakub śmiał się ze wszystkiego i bardzo sobie chwalił pobyt pana Filipa, bo dwór rozbrzmiewał gwarem i wesołą zabawą, w której nierzadko uczestniczyła nawet czeladź, biegająca po dziedzińcu w czasie licznych harców, jakie gość wymyślał dla Aleny.

Młodzieniec rozmawiał z gospodarzem o poważnych sprawach i pan Jakub musiał przyznać, że chłopak wiele już wie o świecie i sprawach całego królestwa. Podbił błyskawicznie serce Szczepana Sowy, bo znał się znakomicie na koniach, był dobrym jeźdźcem, a okazało się, że rozumie się również na sprawach gospodarskich.

Życie płynęło szybko i wszyscy nadal patrzyli życzliwie na pana Filipa. Ten mówił wiele o królewskim dworze, podnosił zasługi gospodarza, chwalił ciasto Stronki, uśmiechał się do Aleny.

Nawet pani Agnieszka wydawała się zadowolona z jego żartów i opowieści. Słuchała ich jak wszyscy, ale rzadko dawała po sobie znać, że jakoś ją szczególnie zajmują czy bawią. Nie śmiała się z innymi, rzadko też patrzyła wprost na Filipa. Jego wzrok natomiast nie omijał jej wcale, jak to sobie wyobrażała, bo nie przypuszczała nawet, że znaczna część tych zabaw jest przeznaczona właśnie dla niej.

Kiedy odjeżdżał jakiś czas później, nie wyszła, aby go pożegnać.