39162.fb2
Elfriede ma osiemdziesiąt dwa lata i do niedawna bardzo chciała umrzeć…
Mieszka w małym domu z zaniedbanym ogródkiem na przedmieściach Frankfurtu. Wychowali z mężem dwóch synów, z których Elfriede jest bardzo dumna. Jeden jest inżynierem i buduje hotele w Dubaju, drugi, Krystian – ten młodszy – jest dziennikarzem w znanej niemieckiej gazecie i gdy akurat nie podróżuje, mieszka w Berlinie. Osiem lat temu zmarł jej mąż i została sama. Pamięta, że odkąd chłopcy wyprowadzili się z domu, zawsze bardzo chciała umrzeć przed mężem. Od dawna choruje na serce i w duchu trochę liczyła, że „przez to serce ona odejdzie pierwsza”. Nie udało się. Przez „to serce” zdarza się jej czasami, że mdleje. Ostatnio spadła z betonowych schodów prowadzących do piwnicy i złamała rękę w dwóch miejscach. W szpitalu złożyli jej kości, założyli gips i wszyli rozrusznik serca. W dniu, w którym wypisywali ją ze szpitala, Krystian wziął urlop, przyleciał z Rzymu i długo rozmawiał z lekarzem. Potem wsiadł z matką do samochodu i pojechali szukać dla niej miejsca w domu starców…
Starała się bardzo, aby nie zauważył, że płacze. On jeszcze bardziej starał się udawać, że nie zauważa. Wie, że ona nie może wrócić do domu. Nie potrafiłaby się nawet ubrać sama rano. Krystian nie może zabrać jej do Berlina. Zresztą on nie ma tam nawet mieszkania. Gdy wraca, to mieszka albo u przyjaciółki, albo w hotelu. Andreas nie wróci dla niej z Dubaju. Cieszy się, gdy zadzwoni do niej w dniu urodzin. Swoich urodzin. O jej urodzinach nie pamięta. Usprawiedliwia go, bo przecież jest bardzo zajęty, ale boli ją to bardzo. Pamięta jak dzisiaj dzień jego urodzin. To przecież jej pierworodny. Pamięta też, że jako niemowlę Andreas zachorował na zapalenie opon mózgowych po szczepionce przeciwko gruźlicy. Przez trzy miesiące mieszkała w szpitalu, śpiąc na kozetkach lekarzy i pielęgniarek. Po pewnym czasie wszyscy byli pewni, że tam pracuje…
Najpierw pojechali do „Lupine”, domu starców, który lekarz polecił jako „najbardziej godny uwagi”. Przechadzali się powoli korytarzami pokrytymi wypastowanym szarym linoleum. Nawet Krystian zauważył, że śmierdzi tam moczem i lekarstwami. Zaglądali do pokoi z otwartymi drzwiami. W jednym z nich na metalowym szpitalnym łóżku siedziała staruszka podobna do niej. Głowę położyła na blacie stołu i nie ruszała się. Krystian złapał Elfriede za rękaw płaszcza i pociągnął w kierunku drzwi wyjściowych.
Z „Lupine” pojechali do „Rezydencji Seniorów”. Budynek z daleka wyglądał jak ekskluzywny hotel. Recepcja w wyłożonym marmurami holu. Dywany na schodach prowadzących na piętra „rezydencji”. Krystian uśmiechnął się tego dnia pierwszy raz. Uwielbia, gdy Krystian się uśmiecha. Gdy był jeszcze dzieckiem, czasami wstawała w nocy, szła do pokoju chłopców i patrzyła, jak uśmiecha się we śnie…
W wytwornym gabinecie przyjęła ich dyrektorka mówiąca z francuskim akcentem. Siedzieli w skórzanych fotelach i słuchali: „W naszym obiekcie dba się o to, aby nasi goście starzeli się z godnością. Ze specjalną uwagą dobieramy personel. Doniesienia mediów, że pacjenci w instytucjach takich jak nasza umierają z niedożywienia, uszkodzenia organów na skutek przedawkowania środków uspokajających lub złego traktowania całkowicie mijają się z prawdą. My zapewniamy najwyższy standard usług…”.
Nie chce się starzeć. Tym bardziej z „godnością”. Cokolwiek to znaczy. Ona nie może już bardziej się zestarzeć. Jest już przecież stara. Bardzo stara. Poza tym nie chce być żadnym „pacjentem” i nie chce żadnych „usług”. Nie jest wcale chora. Jest tylko stara. Jak słyszy te dwa słowa „starość” i „godność”, to chciałaby wyrwać z piersi rozrusznik i natychmiast umrzeć. Tam, w skórzanym fotelu, w gabinecie tej aroganckiej, zadowolonej z siebie kobiety też natychmiast chciała umrzeć.
Krystian nie dał skończyć dyrektorce. Zerwał się gwałtownie z fotela. Był bardzo zdenerwowany. Doskonale rozpoznaje, kiedy Krystian się denerwuje. Marszczy wtedy czoło, mruży oczy i drży mu prawa ręka. Gdy odprowadzała go pierwszy raz do szkoły, to przez całą drogę ściskała jego dłoń. Do dzisiaj pamięta to drżenie… Pospiesznie pomógł jej wydostać się z fotela. Wyszli bez słowa. Pojechali prosto na lotnisko. Zabrał ją do Rzymu. Po kilku dniach wrócili. Razem. Krystian poprosił o przeniesienie do Frankfurtu.
Pierwszy raz w życiu leciała samolotem. Było wspaniale…