39179.fb2 Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 25

Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 25

– Nie wygłupiaj się, co ci do głowy strzeliło?

Nie odpowiedziałam.

– Ewa, o co ci chodzi?

– O NIC!!! – wrzasnęłam, nie hamując złości. Kobieta ze spacerówką podskoczyła, niemowlę uderzyło w ryk.

– Chodźmy stąd. – Maciek złapał mnie za rękę i pociągnął do samochodu. Nie opierałam się.

– Jesteś dla mnie nieuprzejmy, twój cholerny grat jest ważniejszy niż ja. – O mało się nie rozpłakałam.

Wydęłam usta i śmiertelnie obrażona stanęłam przy samochodzie, znacząco uderzając o chodnik czubkiem pantofla. Maciek szeroko otworzył drzwi. Wsiadłam.

– Odwieź mnie do domu, bo nie mam zamiaru jechać do tej twojej garsoniery!

Wyplułam z pogardą ostatnie słowo i przeraziłam się tego, co powiedziałam. Było już jednak za późno. Maciek patrzył przed siebie z zaciętym wyrazem twarzy. Jechał szybko i pewnie. Zmieniał pasy, lawirował, kilka razy skręcił z piskiem opon i zanim zdążyłam się zorientować, dokąd jedziemy, zatrzymał się przed moim blokiem.

– Cześć – powiedział nie gasząc silnika.

Chciałam przeprosić, usprawiedliwić się, ale jego chłód zupełnie zbił mnie z tropu. Wysiadłam z ciężkim sercem. Samochód odjechał natychmiast, gdy tylko zamknęłam drzwi. Stałam przez chwilę, patrząc na czerwone światełka znikającego volkswagena, dopóki nie zorientowałam się, że znowu pada. Wielkimi krokami, omijając bulgoczące kałuże, smętnie poczłapałam do domu.

* * *

Telefon Miśki nie odpowiadał. Sylwii też nie. Nie wiedząc, co począć, wykręciłam numer rodziców, choć wiedziałam, że nie jest to najlepszy pomysł. Odebrała mama.

– Dziecko, przyjedź i porozmawiaj ze swoim ojcem, bo ja już nie mam do niego zdrowia. Założył Klub Miłośników UFO, wiesz, filię tego z Warszawy. Po nocach nie śpi, tylko ciągle gdzieś biega, szuka sponsorów, bo chce z tymi małolatami kupić lunetę, będą obserwować gwiazdozbiór jakiś tam, bo podobno tam się dzieją jakieś dziwne rzeczy. Przetworów w tym roku nie zrobiłam, bo mi warzyw nie dowiózł, a w ogóle to się w domu nie udziela, tylko ciągle albo wychodzi i pół dnia go nie ma, albo czyta. Suszarki mi nie powiesił, to musiałam prosić męża Aldony, wiesz, tej z parteru, to jeszcze zły był, że obcego mężczyznę proszę, jakby on sam nie mógł. Ale to wszystko jeszcze nic… – powiedziała zabobonnym szeptem – twój ojciec zaczął… ojej, czekaj, rosół mi kipi… – odłożyła słuchawkę i za chwilę dobiegł mnie stukot przestawianych garów. Przed oczami stanęła mi rodzinna kuchnia, białe kafelki i żółty, odziedziczony po dziadku kredens. Tęsknota ukłuła mnie prosto w serce. Po chwili mama kontynuowała lekko zdyszanym głosem: – O czym to ja… a, twój ojciec zwariował!

– Co się stało? – spytałam znudzonym głosem, bardziej z grzeczności niż zainteresowania. Tatko wariował średnio raz na dwa miesiące.

– Zgadnij! – rzuciła figlarnie, jakby prowadziła teleturniej. Nie wydawała się zbytnio zmartwiona szaleństwem swojego męża.

– Oj, mamo, co będę zgadywać. Rzucił cię?

– PeKa.

Zamyśliłam się. PeKa? Co to mogło znaczyć? Mama przez całe dzieciństwa raczyła mnie tego rodzaju zagadkami, ale nigdy nie byłam w nich mocna.

– Pruje koszule.

– Pudło!

– Pierniki kupuje.

– Nie wygłupiaj się. Poważnie zgaduj.

– To za trudne.

– Jakie tam trudne. Podpowiem, że chodzi o książkę.

– Pisze książkę.

– Skąd wiesz? Powiedział ci? – Co?

– Że pisze.

– A pisze?

– To nie wiesz?

– A skąd mam wiedzieć?

– To skąd wiesz?

– Zgadłam!

– Ty nigdy nie zgadujesz.

– O czym ta książka? – przerwałam naszą niezbyt głęboką wymianę myśli, bo znając mamę, mogłybyśmy tak ciągnąć do samego rana.

– A o czym by mogła być? O UFO. Mam tego po dziurki w nosie. Całe szczęście, że chociaż u ciebie dobrze. Jak tam w pracy? A co u Misi? Jej mama mówiła, że znalazła chłopaka. Podobno bardzo sympatyczny. A tobie nie mogłaby jakiegoś podsunąć? To taka światowa dziewczyna, tak sobie dobrze radzi, słyszałaś, że ma robić wystrój w ambasadzie francuskiej? Spotyka tylu ludzi, nie mogłaby ciebie z kimś poznać? Czemu jej nie poprosisz?

Znów to samo. Misia a, Misia be, Misia to, Misia tamto. Żeby zakończyć ten upokarzający przegląd Miśkowych zalet, a także uczynić zadość odwiecznej trosce matki o wianek córki, powiedziałam najspokojniej jak umiałam:

– Mam chłopaka.

– Aaaa!!! – wrzasnęła mama, o mało nie pozbawiając mnie słuchu. – Poważnie? Kto to taki? Znam go? – była szczerze wzruszona, co natychmiast i mi się udzieliło.

– Nie znasz, jest z Warszawy. Właściwie to spotykamy się od niedawna. Nawet Miśka jeszcze go nie poznała.

– To poznaj ich jak najszybciej. To mądra dziewczyna, doradzi ci, a jakby się okazało, że to szuja, to ona pierwsza ci to powie.

„Już mi powiedziała” – pomyślałam w duchu, ale tym się z mamą nie podzieliłam.

– Dlaczego od razu szuja?

– Dziecko, teraz jest tylu oszustów. Wczoraj w telewizji podawali, że jeden taki pięć dziewczyn zbałamucił. Teraz są niebezpieczne czasy. Ale wiesz co, bardzo się cieszę. Mogę powiedzieć tacie?

– Jasne.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Pożegnałam się z mamą, poradziłam, żeby patrzyła na tatkę przez palce i odłożyłam słuchawkę. Zerknęłam przez judasz. Dostrzegłam wypukłą twarz weterynarza.

– Ja do kotów, dobry wieczór, można?

Weterynarz dziwnie się zachowywał, uśmiechał się jak panienka i uciekał wzrokiem. Pijany czy co, pomyślałam. Zaprosiłam go do środka.

– Jak zdrowie? – spytał zdejmując rękawiczki.

– Nie narzekam, dziękuję.

Weterynarz roześmiał się i machnął ręką.