39179.fb2 Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 30

Wszedł do kuchni i rozpakował zakupy. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Kupił świeżutkie bułeczki i biały półtłusty serek, ryż, pomidory, paprykę, spory kawałek szynki i słoiczek oliwek, cebulę, pachnące pętko jałowcowej i kukurydzę. Kupił też pękatą butelkę wina i lody i… niewiarygodne… kupił tiramisu, potwornie drogie ciasto, o którym marzyłam, odkąd dostrzegłam je za szklaną ladą, między sernikiem wiedeńskim a szarlotką.

– Zrobię dla ciebie moje popisowe danie. Ty idź do pokoju i odpocznij. Będzie gotowe za dwadzieścia minut.

Posłusznie wykonałam polecenie. Usiadłam w fotelu, rozparłam się wygodnie i wzięłam gazetę. Wyciągnęłam nogi. Położyłam nogi na łóżku. Odłożyłam gazetę. Sięgnęłam po pilot i włączyłam telewizor. Przesiadłam się na sofę. Położyłam się, Już zaczynałam się rozluźniać, kiedy nagle zadzwonił telefon.

– Dobry wieczór – usłyszałam lekko zdenerwowany głos. – Tak sobie pomyślałem, że gdyby jednak zdecydowała się pani obejrzeć moje motyle, to jutro chętnie bym je pokazał, bo w środę wyjeżdżam na seminarium do Monachium, no i tak sobie pomyślałem, że zadzwonię… To co, przyjdzie pani…?

Weterynarz, Też wybrał sobie porę. Chociaż z drugiej strony…

– To bardzo miłe, że znowu mnie pan zaprasza, ale niestety muszę odmówić, choć pańskie motyle są z pewnością bardzo interesujące. – Z kuchni dochodził odgłos skwierczącej na tłuszczu cebulki. – Nie znajdę jednak czasu, mimo że na pewno wiele stracę. I jeszcze raz dziękuję, za sympatyczne porównanie do motyla, chociaż chyba mnie pan przecenia.

Zerknęłam na Leszka. Kroił szynkę w drobną kosteczkę.

– Ani trochę. Pani jest jak pewien wyjątkowo piękny okaz, pewna ćma afrykańska…

– … aha.

– … Duży, niepospolity, z pięknymi żółto – kruczymi skrzydłami, wygląda jak królowa nocy. Pasuje do pani jak ulał. Nie mam go niestety w moich zbiorach, ale popytam w Monachium, może uda mi się go zdobyć, wtedy go przywiozę. Z myślą o pani.

Grzecznie się pożegnałam i odłożyłam słuchawkę. Weszłam do kuchni. Leszek siekał cebulkę. Podniósł na mnie lekko zaczerwienione oczy.

– Nie chciałem podsłuchiwać, ale mówiłaś tak głośno… Słyszałem coś o motylach. Idziesz na jakąś wystawę?

– Pewien znajomy mnie zaprasza, ma kolekcję motyli. Mówi, że przypominam mu jeden okaz…

– Tak? Jaki?

– Jakiś afrykański – wzruszyłam ramionami. – Podobno piękny… Znowu zadzwonił telefon.

– Słucham – powiedziałam trochę zniecierpliwiona. Weterynarz czepił się jak rzep.

– Ewciuuu…

Ścierpła mi skóra. Maciek!

Patrzyłam, jak Leszek kroi paprykę na cienkie długie paski. Nerwowo kręciłam na palcu sznur od słuchawki.

– Ewciu, jesteś tam?

– Słucham…

– Dlaczego masz taki chłodny głos? Gniewasz się jeszcze?

– Nie.

– To czemu taka jesteś?

– Jaka?

– Taka.

– To znaczy?!

– Wydaje ci się.

– To powiedz, że mnie lubisz.

– …Tak.

– Całym zdaniem!

– Lubię…

– Chyba nie. Muszę sam sprawdzić. Przyjadę do ciebie.

– Nie.

– Więc nadal się gniewasz?

– Nie.

– Co ty tak nie i nie? Wiesz, że nieładnie się zachowałaś?

– Chcę się spotkać na zgodę. Skoro ja nie mogę przyjechać, to ty przyjedź. Okej?

Leszek wszedł do przedpokoju i szukał czegoś w kieszeni kurtki.

– Przyjedziesz?

– …dobrze.

– Kiedy?

– Jutro.

– O której?

„O burej!!!”

– O szóstej.

– Przyjadę po ciebie.

– Dobrze. Cześć.

– Poczekaj… Tęsknisz?

– Eee… Cześć!