39179.fb2 Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 32

Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 32

Odczekałam chwilę i na lekko wilgotne ciało naciągnęłam ciepłe króliki. Przetarłam zaparowane lustro, umyłam twarz, posmarowałam kremem i przyjrzałam się sobie. No nie, tak przecież nie wyjdę. Oczy bez makijażu zupełnie straciły wyraz, a nos i czoło świeciły się jak świeżo wyłuskane kasztany. Wiedziałam, że to, co robię, zasługuje na kosmetyczne potępienie, ale machnęłam na to ręką. Koniuszki rzęs delikatnie pociągnęłam tuszem i leciuteńko wypudrowałam dopiero co oczyszczoną twarz. Niewielki retusz sprawił, że poczułam się lepiej. Uczesałam włosy i wyszłam z łazienki. Stanęłam w progu pokoju.

Leszek spał.

* * *

Volkswagen zajechał pod blok punktualnie o szóstej. Wyjrzałam przez okno. Maciek wysiadł z samochodu, wyjął coś z kieszeni kurtki i zbliżył do twarzy. Po chwili mrok rozświetlił nikły płomień zapalniczki. Maciek pali? Nigdy wcześniej nie widziałam go z papierosem. Zaciągnął się i spojrzał w górę. Cofnęłam się. Sprawdziłam, czy wyłączyłam żelazko, wzięłam torebkę i zamknęłam za sobą drzwi.

Z daleka widziałam ciemną postać Maćka i żarzący się, pomarańczowy punkcik papierosa. Maciek wydmuchał cienki pasek dymu i pocałował mnie w policzek.

– Nareszcie cię widzę. Stęskniłem się. Gumę? – wyciągnął z kieszeni paczkę miętowej gumy do żucia i podsunął mi pod nos. Poczęstowałam się.

– Nie wiedziałam, że palisz.

– Bo robię to sporadycznie. Dzisiaj miałem nerwowy dzień, to dlatego. Normalnie pozwalam sobie tylko na przyjęciach. – A propos. Chciałbym cię gdzieś zaprosić, ale opowiem ci o tym w samochodzie. Wsiadaj.

Maciek uruchomił silnik i zapuścił hip – hop. Prowadził jedną ręką, drugą uderzał do rytmu w skórzane obicie kierownicy. Żuł gumę, luźno poruszając szczęką. Spojrzał na mnie i kilkakrotnie poruszył głową wysuwając ją w przód i w tył jak tańcząca Hinduska.

– Fajne?

– Może być.

– Mój kumpel, może o nim słyszałaś, bo jest dość znany w dziennikarskim świecie, Jurek Masłowski… nie znasz? Jureczek postanowił dać się zaobrączkować. Za tydzień. Chcę, żebyś mi towarzyszyła. Co ty na to?

– Wesele?

– Raczej przyjęcie, ale tak, coś takiego.

– Czemu nie.

Zaraz. Za tydzień? Za tydzień Sylwia wychodzi za mąż za Jerzyka… Jurek Masłowski? Czyżbyśmy byli zaproszeni na ten sam ślub?

– Zastanowię się.

– Dlaczego? Zgódź się. Poznasz moich znajomych. Spodoba ci się.

Podjechaliśmy pod biało – niebieski szlaban. Maciek kiwnął na ochroniarza w plastikowej budce i szlaban powoli uniósł się do góry. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się po osiedlu, które zupełnie nie przypominało warszawskich blokowisk z trzepakiem i miniparczkiem złożonym z kilku karłowatych drzewek, na których zakochane małolaty wyrzynają scyzorykiem przeszyte strzałą serca. Tu było wszystko sterylnie czyste: równiutko przystrzyżone trawniki, odmalowane ławki, w oddali plac zabaw z masą huśtawek, drabinek i małą karuzelą. Maciek pokazał na budynek wyłaniający się zza rogu.

– Tam jest sala pingpongowa i basen. A tam, widzisz to niebieskie światło, bilard, można zagrać i napić się piwa. A mieszkam tam.

Wskazał palcem dwa okna na trzecim piętrze.

– Moje pierwsze mieszkanie. Choć, pokażę ci.

Trzy duże pokoje były prawie zupełnie puste, ale pięknie przygotowane do urządzania. Na podłodze leżały mięciutkie wykładziny w pastelowych kolorach, w kuchni i łazience płytki terakoty układały się w fantazyjne wzory. Było też dużo jasnego drewna, którym jakiś sprawny specjalista zabudował wszystkie zewnętrzne rury. W kuchni wisiały drewniane półki z witrażowymi szybkami, stała kuchenka i srebrna lodówka. W salonie, oprócz skórzanej sofy i dwudziestoośmiocalowego telewizora, było pusto. Ostatni pokój był zamknięty. Maciek uchylił drzwi. Stało tam potężne łoże okryte satynową narzutą z aplikacją ogromnego pawia.

– Modernistyczny.

– Co?

– Paw.

– Aha…

– Ten motyw działał na zmysły pokoleniu Witkiewicza – Maciek przymknął drzwi. – Herbaty?

– Wolę coś zimnego.

– Sok?

– Tak.

– Czy mi się zdaje, czy jesteś spięta?

– Ja…? Jeśli grejpfrutowy, to wolę herbatę.

– Pomarańczowy?

– Tak, proszę.

Maciek do dwóch wąskich szklanek wrzucił po kilka kostek lodu i nalał sok. Trzymając szklanki w obu dłoniach skierował się do wyjścia, napierając na mnie i zmuszając do wycofania się.

– Chodźmy do salonu.

Usiadłam na twardej i zimnej sofie. Maciek podał mi szklankę i rozsiadł się obok, zdecydowanie za blisko. Sięgnął po pilot i nastawił MTV.

– No to opowiadaj, co tam słychać?

– Po staremu – wzruszyłam ramionami. – Raczej powiedz, co z naszą gazetką. Jeśli chcemy ją wydać do końca roku, musimy wziąć się do pracy.

– Aaa… miałem ci o tym powiedzieć w kinie, ale wiesz, jak wyszło. Na razie musimy się wstrzymać. Dzwonił do mnie przewodniczący i okazało się, że znaleziono jakiś przeciek w instalacji gazowej. Większa część pieniędzy, jeśli nie wszystkie, pójdzie na remont. Ale możemy ruszyć w przyszłym roku. Obiecano mi uwzględnić gazetę w przyszłorocznym budżecie.

Jakoś się nie zmartwiłam.

– A co z Lidką?

Skrzywił się.

– Co? – to wystarczyło, żeby pobudzić moją ciekawość.

– Jest wściekła. – Maciek podniósł szklankę i przełknął łyk soku. – Ktoś widział mnie z tobą w kinie i jej o tym doniósł. Wydzwaniała do mnie wczoraj kilka razy. Nie wiem, co ją ugryzło. Nawrzucała mi od kłamców, ale to śmieszne, bo ja jej nigdy niczego nie obiecywałem. Ale nie mówmy o niej.

– Kocha się w tobie?

– Kto? Lidka? – Maciek roześmiał się. – Nie wiem, może. – Położył rękę na oparciu sofy i wziął w palce kosmyk moich włosów. – Wolałbym jednak, żeby kto inny…

W telewizji jakaś długowłosa blondyna z odkrytym pępkiem gibała się na wszystkie strony i darła wniebogłosy o straconej miłości. Dwóch Murzynów złapało ją pod pachy i przeniosło przez scenę sztywną jak manekin. Długo wyciągała ostatnie dźwięki.

Nagle poczułam na karku gorącą dłoń. Zerknęłam na Maćka. Patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem.

– Powinieneś z nią porozmawiać.