39179.fb2
Leszek spał.
Volkswagen zajechał pod blok punktualnie o szóstej. Wyjrzałam przez okno. Maciek wysiadł z samochodu, wyjął coś z kieszeni kurtki i zbliżył do twarzy. Po chwili mrok rozświetlił nikły płomień zapalniczki. Maciek pali? Nigdy wcześniej nie widziałam go z papierosem. Zaciągnął się i spojrzał w górę. Cofnęłam się. Sprawdziłam, czy wyłączyłam żelazko, wzięłam torebkę i zamknęłam za sobą drzwi.
Z daleka widziałam ciemną postać Maćka i żarzący się, pomarańczowy punkcik papierosa. Maciek wydmuchał cienki pasek dymu i pocałował mnie w policzek.
– Nareszcie cię widzę. Stęskniłem się. Gumę? – wyciągnął z kieszeni paczkę miętowej gumy do żucia i podsunął mi pod nos. Poczęstowałam się.
– Nie wiedziałam, że palisz.
– Bo robię to sporadycznie. Dzisiaj miałem nerwowy dzień, to dlatego. Normalnie pozwalam sobie tylko na przyjęciach. – A propos. Chciałbym cię gdzieś zaprosić, ale opowiem ci o tym w samochodzie. Wsiadaj.
Maciek uruchomił silnik i zapuścił hip – hop. Prowadził jedną ręką, drugą uderzał do rytmu w skórzane obicie kierownicy. Żuł gumę, luźno poruszając szczęką. Spojrzał na mnie i kilkakrotnie poruszył głową wysuwając ją w przód i w tył jak tańcząca Hinduska.
– Fajne?
– Może być.
– Mój kumpel, może o nim słyszałaś, bo jest dość znany w dziennikarskim świecie, Jurek Masłowski… nie znasz? Jureczek postanowił dać się zaobrączkować. Za tydzień. Chcę, żebyś mi towarzyszyła. Co ty na to?
– Wesele?
– Raczej przyjęcie, ale tak, coś takiego.
– Czemu nie.
Zaraz. Za tydzień? Za tydzień Sylwia wychodzi za mąż za Jerzyka… Jurek Masłowski? Czyżbyśmy byli zaproszeni na ten sam ślub?
– Zastanowię się.
– Dlaczego? Zgódź się. Poznasz moich znajomych. Spodoba ci się.
Podjechaliśmy pod biało – niebieski szlaban. Maciek kiwnął na ochroniarza w plastikowej budce i szlaban powoli uniósł się do góry. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się po osiedlu, które zupełnie nie przypominało warszawskich blokowisk z trzepakiem i miniparczkiem złożonym z kilku karłowatych drzewek, na których zakochane małolaty wyrzynają scyzorykiem przeszyte strzałą serca. Tu było wszystko sterylnie czyste: równiutko przystrzyżone trawniki, odmalowane ławki, w oddali plac zabaw z masą huśtawek, drabinek i małą karuzelą. Maciek pokazał na budynek wyłaniający się zza rogu.
– Tam jest sala pingpongowa i basen. A tam, widzisz to niebieskie światło, bilard, można zagrać i napić się piwa. A mieszkam tam.
Wskazał palcem dwa okna na trzecim piętrze.
– Moje pierwsze mieszkanie. Choć, pokażę ci.
Trzy duże pokoje były prawie zupełnie puste, ale pięknie przygotowane do urządzania. Na podłodze leżały mięciutkie wykładziny w pastelowych kolorach, w kuchni i łazience płytki terakoty układały się w fantazyjne wzory. Było też dużo jasnego drewna, którym jakiś sprawny specjalista zabudował wszystkie zewnętrzne rury. W kuchni wisiały drewniane półki z witrażowymi szybkami, stała kuchenka i srebrna lodówka. W salonie, oprócz skórzanej sofy i dwudziestoośmiocalowego telewizora, było pusto. Ostatni pokój był zamknięty. Maciek uchylił drzwi. Stało tam potężne łoże okryte satynową narzutą z aplikacją ogromnego pawia.
– Modernistyczny.
– Co?
– Paw.
– Aha…
– Ten motyw działał na zmysły pokoleniu Witkiewicza – Maciek przymknął drzwi. – Herbaty?
– Wolę coś zimnego.
– Sok?
– Tak.
– Czy mi się zdaje, czy jesteś spięta?
– Ja…? Jeśli grejpfrutowy, to wolę herbatę.
– Pomarańczowy?
– Tak, proszę.
Maciek do dwóch wąskich szklanek wrzucił po kilka kostek lodu i nalał sok. Trzymając szklanki w obu dłoniach skierował się do wyjścia, napierając na mnie i zmuszając do wycofania się.
– Chodźmy do salonu.
Usiadłam na twardej i zimnej sofie. Maciek podał mi szklankę i rozsiadł się obok, zdecydowanie za blisko. Sięgnął po pilot i nastawił MTV.
– No to opowiadaj, co tam słychać?
– Po staremu – wzruszyłam ramionami. – Raczej powiedz, co z naszą gazetką. Jeśli chcemy ją wydać do końca roku, musimy wziąć się do pracy.
– Aaa… miałem ci o tym powiedzieć w kinie, ale wiesz, jak wyszło. Na razie musimy się wstrzymać. Dzwonił do mnie przewodniczący i okazało się, że znaleziono jakiś przeciek w instalacji gazowej. Większa część pieniędzy, jeśli nie wszystkie, pójdzie na remont. Ale możemy ruszyć w przyszłym roku. Obiecano mi uwzględnić gazetę w przyszłorocznym budżecie.
Jakoś się nie zmartwiłam.
– A co z Lidką?
Skrzywił się.
– Co? – to wystarczyło, żeby pobudzić moją ciekawość.
– Jest wściekła. – Maciek podniósł szklankę i przełknął łyk soku. – Ktoś widział mnie z tobą w kinie i jej o tym doniósł. Wydzwaniała do mnie wczoraj kilka razy. Nie wiem, co ją ugryzło. Nawrzucała mi od kłamców, ale to śmieszne, bo ja jej nigdy niczego nie obiecywałem. Ale nie mówmy o niej.
– Kocha się w tobie?
– Kto? Lidka? – Maciek roześmiał się. – Nie wiem, może. – Położył rękę na oparciu sofy i wziął w palce kosmyk moich włosów. – Wolałbym jednak, żeby kto inny…
W telewizji jakaś długowłosa blondyna z odkrytym pępkiem gibała się na wszystkie strony i darła wniebogłosy o straconej miłości. Dwóch Murzynów złapało ją pod pachy i przeniosło przez scenę sztywną jak manekin. Długo wyciągała ostatnie dźwięki.
Nagle poczułam na karku gorącą dłoń. Zerknęłam na Maćka. Patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem.
– Powinieneś z nią porozmawiać.