39179.fb2 Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 36

Wstaję o szóstej i gimnastykuję się.

Nie, to przesada. Wstawać o szóstej, żeby być nieprzytomną i robić wszystko o godzinę dłużej?

O szóstej trzydzieści…?

Siódma?

Dobrze: Ósma rano jestem na nogach. Gimnastykuję się wieczorem, wtedy mam więcej sił…

– Ewa, ktoś puka!

Otulona w koc, małymi kroczkami jak Japoneczka, podreptałam do drzwi. Na klatce, jedną ręką oparty o framugę, stał gospodarz bloku.

– Żona mówiła, że ma pani sprawę – powiedział zasapany. Łypnął na mnie jednym okiem, drugie patrzyło na obrazek z górskim widokiem, skromną ozdobę klatki.

– Byłam dzisiaj u pana, bo od dwóch dni mam zimne kaloryfery. Co się stało?

– Nie czytała pani ogłoszenia? Jest awaria w magistrali. Naprawa potrwa jeszcze ze dwa dni.

Otworzyły się drzwi na końcu korytarza.

– Panie gospodarzu, kiedy będzie ciepło? – z drzwi wychyliła się starsza kobieta w szlafroku i papilotach.

– Pani Władziu, mówię właśnie, że za jakieś dwa dni.

Gospodarz ruszył w jej kierunku.

– A jak tam karaluchy? Pomogło to trucie?

Zamknęłam drzwi. Przechodząc obok łazienki, zerknęłam do środka. Leszek stał przed lustrem, jedną nogę postawił na wannie. Golił się. Po cichutku położyłam się na jego legowisku. Było lodowate. Od podłogi bił taki chłód, że nie można było wytrzymać pięciu minut, nie mówiąc o całej nocy.

– Nie było ci wczoraj zimno? – weszłam do łazienki i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów.

– Nie bardzo.

– Bo mi tak.

– Dało się wytrzymać.

– Trochę mnie to dręczy, możesz przeziębić nerki.

– Chcesz się zamienić?

Biłam się z myślami. Może mu zaproponować drugą połowę łóżka? Tak po koleżeńsku, bez aluzji. Przecież nie mogę pozwolić, żeby zachorował.

– Możesz spać…

– Nie.

– Dlaczego?

– Ustaliliśmy coś i chcę się tego trzymać.

Wzruszyłam ramionami. Nie pamiętałam, żebyśmy cokolwiek ustalali, ale niech mu będzie. Wygrzebałam z szafy dwa grube ręczniki i podłożyłam je pod materac. Niewiele to dało.

Leszek położył się wcześniej. Zapaliłam nocną lampkę i w chłodnym półmroku przyglądałam się górze jego ciała. Naciągnął koc na głowę i zwinął się w kłębek, ale wiedziałam, że nie śpi. Leżałam pod kołdrą w grubym swetrze naciągniętym na koszulę nocną i wzorzystych skarpetach od babci, a mimo to czułam przenikliwe zimno. Próbowałam czytać, ale nie mogłam się skupić, zgasiłam więc lampkę i leżałam w ciemnościach, wpatrując się w niewyraźny zarys okna. Wiatr z głuchym łomotem uderzał w szyby i gwizdał w szparach. Dotknęłam swoich stóp. Mimo grubych skarpet były zimne jak u nieboszczyka. Kręciło mnie w kolanach.

– Leszek – powiedziałam półgłosem. – Śpisz?

– Nie.

– Zimno?

– Trochę.

– Chodź.

– Gdzie?

– Na łóżko.

– Nie mogę.

– Dlaczego?

– Wiesz dlaczego.

– Bo się umawialiśmy?

– Yhm…

– Ale nie grzeją.

– Wytrzymam. Chyba że…

– Co?

– Chyba że tobie jest zimno?

– Jest.

Milczał.

– A ty masz najcieplejszy koc, moglibyśmy się nim dodatkowo okryć.

– Yhm…

– To przyjdziesz?