39179.fb2 Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Motyl Na Szpilce - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

– Czy ty wiesz, która jest godzina? Nie możesz na te swoje depresje wybierać bardziej przyzwoitej pory? – Miśka wyraziła oburzenie, ale wiedziałam, że nie mówi serio. – No, gadaj, co ci znowu leży na wątrobie.

– Oglądałaś ostatni odcinek Masakra w Chinatown?. Idealnie obrazuje moje życie. Moje życie to masakra w Chinatown.

– Piłaś coś? Nie wygłupiaj się! Co się stało? Zachlipałam w słuchawkę.

– Wystawił mnie!

– Kto? Znowu?

Znowu?! Co ona sobie myśli? Ktoś mnie wystawił, to fakt, ale na pewno nie znowu!

– Nie, nikt.

Nie byłam gotowa do upokarzających zwierzeń. A jednak potrzebowałam wsparcia.

– Los mnie ciągle wystawia, no wiesz, nie mam męża, dzieci, mam głupią pracę…

– I pewnie nie masz forsy?

– … yhm.

– Dociągniesz do pierwszego?

– Tak. Ostatecznie zjem Filka, albo Filek mnie, właśnie negocjujemy. Pocieszysz? – zażartowałam przez łzy.

Miśka z powagą przyjęła rolę mentora.

– Szczerze mówiąc, miałam ci to powiedzieć już dawno. Dla mnie sprawa jest prosta, nie posiadasz skrystalizowanego planu na życie, dlatego lawirujesz, łapiesz wrony za ogon…

– Chyba sroki…

– Łapiesz i wypuszczasz. Potem przeżywasz kryzys i znowu zaczynasz od początku. Niczego się nie uczysz.

– W takim razie, co mi radzisz?

– Co z azalią?

Nie do wiary! Miśka poluje na ten kwiatek, odkąd go dostałam od niejakiego Olesia (sprawa przedawniona, ale roślinka kwitnie), i wykorzystuje każdą moją mieliznę życiową, żeby mnie skłonić do, jak to nazywa, bezinteresownego daru. Przemilczałam pytanie.

– Dobra, następnym razem. Na dziś moja rada jest taka: zrób listę zasad, których chcesz się w życiu trzymać. A potem się ich trzymaj…

To było to. Światełko w tunelu. Idealne rozwiązanie: jasno wyznaczone cele, ustalony plan działania, własny kodeks postępowania. To jak posiadać wewnętrzne państewko, którego jest się prawodawcą, siłą rządzącą i sprawczą. Zapaliłam się do tej myśli. Zapragnęłam stworzyć Księgę Praw i Zasad Czcigodnej Ewy Bielskiej. Może kiedyś moje prawnuki będą ją przechowywały jako bezcenny starodruk i szczyciły się przodkiem o nieugiętej woli i głębokim morale. Postanowiłam rzecz przeprowadzić fachowo. Przygotowałam czystą kartkę papieru, pióro, zapaliłam świecę i przy dźwiękach Enyi wykaligrafowałam pierwsze zdanie: Kodeks Moralny Ewy B. Zastanowiłam się. Może przewodnik? To lepiej brzmi. Wyjęłam kolejną kartkę. Napisałam jak następuje:

Przewodnik Życiowy Ewy B.

Art. 1. Zasady.

§ 1. Akceptować siebie całkowicie!

§ 2. Nigdy, przenigdy nie porównywać się z nikim, nawet z samą sobą sprzed pięciu lat (wtedy nie miałam zmarszczek, nawet mimicznych, a teraz mam i śmieję się z tego: ha, ha, ha).

§ 3. Myśleć pozytywnie, w każdej rzeczy zobaczyć przynajmniej trzy dobre strony. Na siłę, choćby przez łzy, widzieć świat pozytywnie!

§ 4. Nie myśleć obsesyjnie o małżeństwie, nie patrzeć na każdego mężczyznę w autobusie jak na potencjalnego ojca dzieciom.

§ 5. Budować głębokie relacje z przyjaciółkami i doskonalić w sobie cechy, które chcę widzieć w przyszłym mężu, jednocześnie cały czas pamiętając o §4.

To na początek wystarczy, a teraz kolej na cel.

Art. 2. Ceł.

§ 1. Znaleźć męża.

§ 2. Znaleźć nową pracę. Praca musi mnie interesować, wyzwalać mój potencjał i siły twórcze.

A. KOŃCZĘ Z KARIERĄ FAKTURZYSTKW!

B. Możliwe zawody:

dziennikarka, pisarka książek dla dzieci, pisarka książek dla dorosłych, scenarzystka, malarka, aromatoterapeutka, psychoterapeutka, wydawca. Obraz do wizualizacji: biały dworek, kwitnący ogród, ja przy sztalugach i gromadka dzieci.

§ 3. Zarabiać ciężkie pieniądze.

§ 4. Urodzić dzieci – pieniądze potrzebne na szkołę rodzenia, poród rodzinny i znieczulenie.

A teraz realizacja:

JAK TO ZROBIĆ???

Spojrzałam na zegarek, dochodziła północ. Na dziś wystarczy. I tak odwaliłam kawał dobrej roboty. Jutro machnę tylko ścisły plan działania i rozpocznę realizację. Że też wcześniej na to nie wpadłam, to takie proste. No nic, lepiej późno niż wcale.

* * *

Obudziłam się z tępym bólem głowy. Śnił mi się prezes walący pięścią w biurko, siny ze złości i z pianą na ustach. Stałam przed nim, kuląc się ze wstydu i strachu. Chciałam się schować za stertą wydrukowanych faktur, bo miałam na sobie tylko czerwone majtki i szelki, ale przykuł mnie do miejsca kamiennym wzrokiem. Wrzeszczał na całe gardło: „Co to za czerwone gacie, mówiłem, że masz być na biało – granatowo, jak na akademii!”. Baśka siedziała na biurku w białej bluzce i ciemnej spódnicy, wesoło machając nogami…

Usiadłam na łóżku z rajstopą wciągniętą do połowy i zapatrzyłam się w podłogę. Przez głowę przeleciało mi kilka czarnych myśli dotyczących beznadziejności mojej egzystencji, kiedy wzrokiem natrafiłam na zapisaną kartkę. Przede mną leżało moje nowe życie. Czułam, że wczorajsza energia zupełnie mnie opuściła i chwilowo nie posiadam niezbędnego entuzjazmu, by ujarzmić ten zimny październikowy poranek, postanowiłam jednak nie poddawać się bez walki.

Wstałam, podniosłam ręce i wciągnęłam powietrze. – Jestem panią swojego życia. Jestem spokojna i opanowana – wyszeptałam wypuszczając powietrze. Odetchnęłam głęboko kilka razy. – Wybieram spokój, wybieram łagodność, wybieram miłość. – Zrobiłam kilka skłonów, cały czas wykonując ćwiczenia oddechowe. – Mądrość, która mieszka we mnie, otwiera mnie na twórcze zmiany. Zmiany dokonują się bezboleśnie i naturalnie. – Ponownie zrobiłam głęboki wdech. Pociemniało mi w oczach.

Powlokłam się do łazienki. Spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się do worów pod oczami i wyartykułowałam niskim przyjaznym głosem: „Akceptuję i kocham siebie”. Zerknęłam na zegarek i podskoczyłam jak oparzona: jasny gwint, wpół do ósmej, znowu spóźnię się do pracy!

* * *

Usłyszałam głośne pukanie. Spojrzałam na zegarek, dochodziła dwudziesta. Wsunęłam nogi w kapcie i szczelnie otuliłam się kocem. Kot plątał mi się pod nogami, ocierając się i mrucząc.

– Psik, Filek, spadaj.

Uchyliłam drzwi.

– Stój, wracaj, głupku jeden!

Filek, korzystając ze sposobności, przecisnął się przez szparę w drzwiach i czmychnął na klatkę.