39203.fb2
mojej żonie
Szanowna i Droga Pani,
Przeczytałem „My zdieś emigranty” z dużą przyjemnością i zainteresowaniem, ciesząc się, że wbrew prawdopodobieństwu mogę czuć to samo co ludzie Pani pokolenia.
Ale mam i uwagi krytyczne. Czyta się i chce się jeszcze, czyli zostaje jakiś niedosyt. Bo jednak książka jest nieduża, w tradycji, jakoś przyjętej przez polską prozę, wydawania kiedy uzbiera się 100-150 stronic. Raczej bym ją rozszerzył i rozbudował, wcale nie odchodząc od (dobrej) formuły. Wątek Marii Magdaleny oczywiście mnie żywo obchodzi (choć rozczarowała mnie wystawa we Florencji parę lat temu – przeważnie rzeźby starej wyschniętej Magdaleny – pokutnicy). I ten trop – Sophia, Diana, Malkuth b. ciekawy, jednakże, ponieważ jest prowadzony chaotycznie, może, na czytelniku mało obeznanym z tą tematyką, robić wrażenie wtrętów dla ozdoby czyli stylistycznych wstawek, bo ostatecznie nie chodzi o to, że coś kojarzy się z czymś (albo wszystko ze wszystkim), tylko o jakiś obraz wyobraźni religijnej, nie do otrzymania jeśli stulecia i geograficzne obszary są zbite i zagęszczone w jakby cegiełkę. Rozumiem trudność. Przecie nie chce Pani pisać jakiejś dysertacji. Ale może jakiś sposób rozdzielenia wątków znalazłby się.
Szczerze Pani winszuję daru pisania, że jest Pani naprawdę
Z najlepszymi życzeniami
Czesław Miłosz