39236.fb2 Niewiedza - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

Niewiedza - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

5

W przeddzień wyjazdu matki Irena przedstawiła jej Gustafa, swego szwedzkiego przyjaciela. Poszli w trójkę na kolację do restauracji i matka, nieznająca słowa po francusku, dzielnie posługiwała się swą angielszczyzną. Gustafowi sprawiło to przyjemność, bo ze swą kochanką rozmawiał wyłącznie po francusku i czuł się znużony tym językiem, który wydawał mu się pretensjonalny i mało praktyczny.

Tego wieczoru Irena nie mówiła wiele: ze zdziwieniem obserwowała matkę okazującą nieoczekiwaną zdolność interesowania się kimś innym; swoimi trzydziestoma źle wymawianymi angielskimi słowami zalewała Gustafa pytaniami o jego życie, 0 jego przedsiębiorstwo, jego poglądy, i zrobiła na nim duże wrażenie.

Nazajutrz matka wyjechała. Po powrocie z lotniska w swym mieszkaniu na ostatnim piętrze Irena podeszła do okna, by smakować w odzyskanej ciszy wolność samotności. Patrzyła długo na dachy, na las kominów o najbardziej cudacznych formach, ową paryską florę, która dawno temu zastąpiła jej zieleń czeskich ogrodów, i uzmysłowiła sobie, jak bardzo w tym mieście czuje się szczęśliwa.

Zawsze brała za oczywistość to, że jej emigracja jest nieszczęściem. Czyż jednak, pyta siebie w tej chwili, nie było to raczej złudzenie nieszczęścia, złudzenie wywołane sposobem, w jaki wszyscy patrzą na emigranta? Czy nie odczytywała własnego życia wedle instrukcji obsługi, którą inni wsunęli jej do ręki? I mówi sobie, że emigracja, choć narzucona z zewnątrz 1 wbrew jej woli, była może, mimo jej niewiedzy, najlepszym dla niej rozwiązaniem. Bezwzględne siły Historii, które dokonały zamachu na jej wolność, uczyniły ją właśnie wolną.

Przeto poczuła się zbita z tropu, gdy kilka tygodni później Gustaf oznajmił jej dumnie dobrą nowinę: zasugerował swej firmie, aby otworzyła oddział w Pradze. Z komercyjnego punktu widzenia kraj komunistyczny nie jest zbyt atrakcyjny, toteż oddział będzie skromny, lecz on zyska sposobność jeżdżenia tam od czasu do czasu.

– To wspaniale, że bliżej poznam twoje miasto – powiedział.

Zamiast się ucieszyć, poczuła niejasną groźbę.

– Moje miasto? Praga nie jest już moim miastem – odparła.

– Jak to? – oburzył się.

Nigdy nie skrywała przed nim, co myśli, i mógł dobrze ją poznać; jednak widział w niej to, co widzieli dokładnie wszyscy: młodą kobietę, która, wypędzona z kraju, cierpi. Sam pochodzi ze szwedzkiego miasta, którego serdecznie nie znosi, i przed jego odwiedzaniem broni się rękami i nogami. Ale w jego przypadku jest to normalne. Wszyscy bowiem przyklaskują mu jako sympatycznemu, w pełni kosmopolitycznemu Skandynawowi, który zapomniał już, gdzie się urodził. Oboje są zaklasyfikowani, mają przypisane im etykietki, i to wedle wierności wobec tych etykietek będą osądzani (ależ oczywiście, to przecież właśnie to, a nic innego, nazywamy z emfazą: być wiernym wobec siebie samego).

– Które miasto jest zatem twoje?

– Paryż! To tutaj spotkałam ciebie i tutaj z tobą żyję. Pogłaskał jej dłoń, tak jakby jej nie słyszał: – Przyjmij to jako prezent. Ty nie możesz tam jeździć. Będę twoją więzią z utraconym krajem. To będzie dla mnie wielkie szczęście!

Nie wątpiła w jego dobre chęci; podziękowała mu; jednak dodała spokojnym tonem:

– Ale zrozum, proszę, że nie potrzebuję, byś był moją więzią z czymkolwiek.

Jestem z tobą szczęśliwa, tak jak jest, odcięta od wszystkiego i od wszystkich.

On także spoważniał: – Rozumi em cię. I nie obawiaj się, że zacznę się interesować twoim przeszłym życiem. Jedyną osobą, z którą się spotkam spośród znanych ci ludzi, będzie twoja matka.

Co miała mu powiedzieć? Że nie chce, by spotykał się właśnie z jej matką? Jak mu to powiedzieć, skoro on z taką miłością wspomina własną zmarłą mamę?

– Podziwiam twoją matkę. Jej żywotność!

Irena nie wątpi. Wszyscy podziwiają jej matkę za jej żywotność. Jak wyjaśnić Gustaf owi, że w magicznym kręgu matczynej siły Irenie nigdy nie udało się pokierować własnym życiem? Jak mu wyjaśnić, że stała obecność matki spychałaby ją do tyłu, w jej słabość, w jej niedojrzałość? Ach, cóż za szalony pomysł miał Gustaf, żeby wiązać się z Pragą!

Dopiero w domu, gdy została sama, uspokoiła się i pocieszyła: „Policyjna przegroda między krajami komunistycznymi a Zachodem jest, Bogu dzięki, wystarczająco solidna. Nie muszę się lękać, że kontakty Gustafa z Pragą w czymś mi zagrożą." Co? Co też sobie pomyślała? „Przegroda policyjna jest, Bogu dzięki, wystarczająco solidna"? Naprawdę pomyślała „Bogu dzięki"? Ona, emigrantka, nad którą wszyscy się użalają, gdyż utraciła ojczyznę, pomyślała sobie „Bogu dzięki"?