39333.fb2 Pantaleon i wizytanki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

Pantaleon i wizytanki - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 11

9

Wydanie specjalne dziennika „El Oriente” (Iguitos 5 stycznia 1959), poświęcone poważnym zajściom w Nauta

Nadzwyczajny reportaż napisany, pod światłym kierownictwem redaktora naczelnego Joaąuina Andoa, przez całą redakcję „El Oriente” celem przekazania czytelnikom z departamentu Loreto najżywszej, najwierniejszej i najbardziej szczegółowej wersji tragicznego przypadku pięknej Brazylijki – od napadu w Nauta po pogrzeb w Iquitos – i wydarzeń, które zelektryzowały uwagę społeczeństwa.

PŁACZ I ZASKOCZENIE ŻEGNAŁY ZAMORDOWANĄ PIĘKNOŚĆ

Wczoraj rano, około godziny 11, śmiertelne szczątki tej, która była Olgą Arellano Rosaura, w świecie marginesu znaną pod przydomkiem Brazylijki, którym obdarzono ją z powodu jej pobytu w mieście Manaus (odsyłamy do jej biografii na str. 2 szp. 4-5), zostały pochowane na historycznym cmentarzu głównym tego miasta, pośród scen rozpaczy i bólu jej towarzyszy pracy i przyjaciół, które poruszyły do głębi licznie zgromadzonych widzów. Nieco wcześniej zmarłej oddała honory wojskowe kompania honorowa Piechoty z obozu wojskowego Vargas Guerra, który to niezwykły gest nie omieszkał spowodować sporego zaskoczenia, nawet wśród osób najbardziej poruszonych tragicznymi okolicznościami, w których poniosła śmierć ta młoda i upadła piękność loretańska, którą kapitan (sic!) Pantaleon Pantoja określił w swej mowie pogrzebowej jako „nieszczęsną męczennicę wypełniania obowiązków, ofiarę podłości i nikczemności człowieka” (odsyłamy do całości tekstu mowy na str. 3 szp. 1).

Wiedząc, że pogrzeb nieszczęsnej kobiety miał się odbyć wczoraj rano, w okolicach cmentarza (ulice Alfonsa Ugarte i Ramón Castilla) od wczesnych godzin rannych zaczęły zbierać się tłumy ciekawskich, którzy szybko zablokowali główną bramę i zapełnili plac przy pomniku ku czci Poległych za Ojczyznę. Około 10.30 zebrani zauważyć mogli przyjazd ciężarówki z obozu wojskowego Yargas Guerra, z której wysiadł oddział liczący dwunastu uzbrojonych żołnierzy, w hełmach, w pełnym umundurowaniu, dowodzony przez porucznika piechoty Luisa Bacacorzo, który rozstawił swoich ludzi po obu stronach głównej bramy cmentarnej. Manewr ten pobudził ciekawość zgromadzonych, którzy nie potrafili dociec przyczyn przybycia o tej godzinie, na to miejsce i w tych okolicznościach kompanii honorowej. Tajemnica miała wyjaśnić się niebawem. Przewidując, iż skupisko gapiów, i publiczności w ogóle, całkowicie zatarasuje wejście do cmentarza, porucznik Bacacorzo rozkazał żołnierzom odstąpić od bramy, co zostało przez aich wykonane natychmiast i bez namysłu.

O godzinie 10.45 ukazał się, jadąc od ulicy Alfonsa Ugarte, znany wszystkim luksusowy karawan głównego zakładu pogrzebowego w Iquitos „Modus Vivendi”, całkowicie pokryty wieńcami i kwiatami, a w ślad za nim jechała duża liczba taksówek i prywatnych samochodów. Kondukt żałobny, który podążał bardzo wohio, wyruszył parę minut wcześniej sprzed lokalu nad rzeką Itaya zwanego ośrodkiem Służby Wizytantek, a powszechnie znanego pod nieskomplikowaną nazwą Pantilandu, gdzie przez całą wczorajszą noc czuwano nad zwłokami nieszczęsnej Olgi Arellano Bosuara. Przygnębiające milczenie natychmiast zaległo w całym osiedlu, a zebrani z własnej inicjatywy rozstąpili się przed konduktem, by ten mógł bez przeszkód dotrzeć do bramy cmentarnej. W drodze do ostatniego miejsca spoczynku nieszczęśliwej Oldze towarzyszyło liczne grono osób – według obserwatorów około stu – wiele z nich w czerni, z oznakami smutku na twarzy, widocznymi przede wszystkim wśród jej koleżanek z pracy, Wizytantek i „praczek” z Iquitos. Dostrzec było można pośród tworzących kondukt żałobny obecność wszystkich kobiet zatrudnionych w tak złą sławą cieszącej się instytucji znad rzeki Itaya, które, co skądinąd jest całkowicie zrozumiałe, okazywały największy ból, roniąc pod żałobnymi welonami i czarnymi mantylkami wiele gorzkich łez. Dramatycznego i wzruszającego akcentu przydała obecność pomiędzy wizytantkami, w pierwszym szeregu, sześciu kobiet, które wraz ze zgasłą Brazylijką stały się bohaterkami dramatycznych zajść w Nauta, które ta nieszczęsna przypłaciła życiem, przede wszystkim samej Luisy Canepa, alias Cyculki (jak nasi czytelnicy zapewne pamiętają, podczas przygnębiającego incydentu – odsyłamy na str. 4, do szczegółowego opisu zasadzki w Nauta i jej krwawego epilogu – odniosła ona z rąk napastników rany i dość poważne obrażenia). Największym jednak zaskoczeniem dla przybyłych obywateli było dostrzeżenie wysiadającego z karawanu, w mundurze kapitana Sił Lądowych i w ciemnych okularach, bardzo znanego i mało szanowanego pana Pantaleona Pantoja, którego stanowisko oficera armii było do tej pory, o ile naszej redakcji wiadomo, nie znane nikomu. Oczywiście spowodowało to wśród publiczności najprzeróżniejsze komentarze.

Po zniesieniu trumny z karawanu dało się zauważyć, iż ma ona kształt krzyża, jak to jest w zwyczaju przy grzebaniu zmarłych, którzy za życia należeli do Bractwa Arki, co wielu osobom musiało wydać się bardzo dziwne w związku z wysuwanymi podejrzeniami, iż winnymi śmierci Brazylijki są wyznawcy tej sekty religijnej, podejrzeniami, które zostały energicznie zdementowane przez największego proroka Arki (odsyłamy do Epistoły do dobrych o zlych Brata Francisco, którą publikujemy na str. 3 szp. 3-4). Trumna została zniesiona z karawanu i wniesiona na cmentarz na ramionach samego kapitana Pantoja i jego współpracowników z tak potępianej Służby Wizytantek, to znaczy: Porfirio Wonga, znanego w dzielnicy Belen jako Chińczyk, pierwszego podoficera MW Carlosa Rodriguez Saravia (który dowodził statkiem „Ewa” w chwili napadu w Nauta), podoficera PSP Alonsa Pantinaya alias Wariata, niegdyś słynnego asa akrobatyki lotniczej, i pielęgniarza YirgiMa Pacaya; wszyscy oni wystąpili w grubej żałobie. Szarfy trumny, na której wieku lśniła jedna wytworna orchidea, trzymały: słynna Leonor Curinchila, alias Ciuciumama, i wiele pensjonariuszek tego ośrodka występku nad rzeką Itaya, a to: Sandra, Yiruca, Kurczak, Kindziulka i inne, jak również popularny Juan Rivera. alias Ciupelek, który pojawił się spowity w bandaże i z licznymi śladami ran, zadanych mu w czasie, gdy usiłował, z typową loretańską śmiałością, odeprzeć atak w Nauta. Trumienne szarfy trzymały również dwie kobiety w podeszłym wieku i skromnego pochodzenia, w oczywisty sposób poruszone – niestety odmówiły one ujawnienia swych nazwisk i więzów łączących je z nieboszczką, co nie położyło tamy pogłoskom wskazującym na nie jako na krewne Olgi Arellano Rosaura, które wolały zachować w tajemnicy swoją tożsamość w związku z godną pożałowania profesją, jakiej za życia oddawała się młoda ukrzyżowana. Natychmiast po uformowaniu się konduktu w kształcie podanym przez nas powyżej, na znak kapitana Pantoja, porucznik Luis Bacacorzo donośnym głosem wydał żołnierzom kompanii honorowej rozkaz: Prezentuj broń! Rozkaz został przez nich natychmiast wykonany z wdziękiem i elegancją. W ten sposób, na ramionach swoich kolegów i przyjaciół, w szpalerze karabinów oddających jej honory wojskowe, odibyła swą ostatnią drogę na cmentarz główny w Iquitos nieszczęsna Brazylijka, która straciła życie niedaleko miejsca, gdzie bierze swój początek nasza rzeka-ocean. Trumna została zaniesiona aż do małego katafalku sąsiadującego z pomnikiem ku czci Poległych za Ojczyznę, gdzie przybysza wita taka oto posępna apostrofa: „Wejdź, odmów modlitwę, rozejrzyj się z czcią po tej siedzibie, być może będzie twoim ostatnim domem.” Tu, okazując niezrozumiałe objawy niezadowolenia i niechęci, których zgromadzeni nie omieszkali potępić, czekał eks-kapelan wojskowy i aktualny proboszcz opiekujący się cmentarzem w Iquitos, ojciec Godofredo Beltran Calila. Duchowny z przesadną szybkością odprawił* modły żałobne, nie wygłosił, wbrew oczekiwaniom, żadnego kazania i opuścił miejsce ceremonii nie czekając na jej zakończenie. Po zakończeniu aktu religijnego kapitan Pantaleon Pantoja, stanąwszy naprzeciw trumny tragicznie zmarłej Olgi Arellano Rosaura, wygłosił mowę, którą przedrukowujemy na innym miejscu naszego dziennika (zob. str. 3 szp. 1), mowę w czasie której uroczystość żałobna osiągnęła apogeum rozpaczy i patetyzmu, a wygłaszanie której kapitan Pantoja zmuszony był wielokrotnie przerywać, aby dać upust łzom, tym łzom, którym wtórował, niczym smutne echo, płacz jego wspomnianych już współpracowników i wielu obecnych tam dziewcząt z półświatka.

Bezpośrednio potem trumna została znów uniesiona ramionami tych samych, którzy wnieśli ją na cmentarz, podczas gdy inne osoby, przede wszystkim wizytantki i „praczki”, zmieniały się przy trzymaniu szarf. Tak kondukt przeszedł przez cmentarz aż do jego południowego krańca, gdzie w Pawilonie Świętego Tomasza, w kwaterze 17, wyższa nisza, spoczywać będą śmiertelne szczątki nieboszczki. Umieszczenie trumny i przykręcenie tablicy (na której czytamy skromny napis wyryty złoconymi literami: Olga Arellano Rosaura zwana Brazylijka, 1936-1959. Żegnają Cię nieutuleni w żalu towarzysze) stało się przyczyną kolejnego wybuchu rozpaczy i bólu spowodowanego jej tragicznym odejściem, gdyż wiele kobiet uderzyło w niepocieszony płacz. Po odmówieniu Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario za spokój duszy zmarłej loretankł, czego dokonano na wniosek Leonor CurinchiM, alias Ciuciumamy, kondukt rozszedł się. Przybyli na pogrzeb właśnie zaczęli rozchodzić się, gdy niespodziewanie zerwała się ulewa, jakby niebo również chciało się nagle przyłączyć do żałoby. Była godzina 12.

ELEGIA ŻAŁOBNA KAPITANA PANTALEONA PANTOJA WYGŁOSZONA NA POGRZEBIE PIĘKNEJ OLGI ARELLANO, WIZYTANTKI UKRZYŻOWANEJ W NAUTA

Mając na względzie zarówno zainteresowanie naszych czytelników zawarte w przytoczonym dokumencie, jak i zadziwiające, pełne wstrząsającej szczerości rewelacje, przedrukowujemy poniżej mowę pogrzebową wygłoszoną na pogrzebie bestialsko zamordowanej Olgi Arellano Rosaura, alias Brazylijki, przez człowieka, który był jej przyjacielem i szefem, przez tak często wspominanego don Pantaleona Pantoja, który wczoraj, ku ogólnemu zdziwieniu, okazał się być kapitanem Intendentury Peruwiańskich Sił Lądowych.

Nieodżałowanej pamięci Olgo Arellano Rosaura, niezapomniana, ukochana Brazylijko, jak czule nazywaliśmy cię my wszyscy, którzy znaliśmy ciebie lub z tobą stykaliśmy się w naszej codziennej pracy!

Dziś ubraliśmy się w nasz okryty chwałą mundur oficera Peruwiańskich Sił Lądowych, aby towarzyszyć ci do miejsca, które będzie twoim ostatnim przybytkiem na ziemi, było bowiem naszym obowiązkiem ogłosić wszystkim prosto w twarz, z podniesionym wysoko czołem i z całym poczuciem naszej odpowiedzialności, że padłaś jak waleczny żołnierz w służbie naszej kochanej Ojczyzny, naszego Peru. Przybyliśmy aż do tego miejsca, by okazać, bez cienia wstydu, z całą dumą, że byliśmy twoimi przyjaciółmi i zwierzchnikami, że czuliśmy się zaszczyceni tym, iż mamy dzielić z tobą zadania, którymi obdarzył nas los, polegające na służeniu, w sposób wcale nie łatwy, a wręcz przeciwnie, najeżony trudnościami i wymagający ofiar (jak to, droga przyjaciółko, sama najlepiej odczułaś), naszym rodakom i naszemu krajowi. Jesteś nieszczęsną męczennicą wypełniania obowiązków, ofiarą podłości i nikczemności pewnych ludzi. Tchórze, którzy opętani przez demona alkoholu, przez niskie instynkty lubieżności lub najbardziej szatański fanatyzm skryli się w Quebrada del Caciąue Cocama, w okolicach Nauta, aby popełniając podłe oszustwo i nikczemne kłamstwo, w piracki sposób dostać się na pokład naszego okrętu transportowego „Ewa”, a następnie zaspokoić z i bestialską brutalnością swe okrutne zamiary, nie wiedzieli, że swoją urodę, która tak przyciągała ich przestępczą uwagę, z całą szlachetnością poświęciłaś wyłącznie dzielnym obrońcom Peru.

Nieodżałowanej pamięci Olgo Arellano Rosaura, niezapomniana Brazylijko! Ci żołnierze, twoi żołnierze, nie zapomną cię. W tej właśnie chwili w najdzikszych ostępach naszej Amazonii, przy źródłach, gdzie wszechwładnie panuje malaryczny widliszek, na polanach najbardziej kryjących się w najgłębszym gąszczu, tam gdzie Peruwiańskie Siły Lądowe manifestują swą obecność w obronie naszej suwerenności, tam gdzie nie wahałaś się docierać, nie zważając na owady, choroby, niewygodę, niosąc dar swojej urody, swojej szczerej, zaraźliwej radości obrońcom Peru, są mężczyźni, którzy wspominają cię ze łzami w oczach i z sercem wypełnionym wściekłością przeciw twym sadystycznym mordercom. Oni nie zapomną nigdy twojej sympatii, twojego pełnego wdzięku dowcipu, tego tak bardzo twojego sposobu dzielenia z nimi życia żołnierskiego, które dzięki tobie stawało się dla naszych młodszych podoficerów i szeregowców milsze i znośnie j sze.

Nieodżałowanej pamięci Olgo Arellano Rosaura, niezapomniana Brazylijko, jak cię nazwano dlatego, że mieszkałaś w bratnim kraju, do którego zaprowadziły cię niepokoje twojej młodości, choć – naszym obowiązkiem jest to stwierdzić – nie było w tobie ani jednej kropli krwi, ani jednego włoska, które by nie były peruwiańskie!

Powinnaś wiedzieć, że razem ze smutnymi żołnierzami, rozrzuconymi wzdłuż i wszerz Amazonii, opłakują cię również i wspominają twe towarzyszki i twoi towarzysze pracy ze Służby Wizytantek przy Garnizonach, Posterunkach Granicznych i innych Obiektach, w której centrum logistycznym nad rzeką Itaya byłaś zawsze najcudowniejszym kwiatem, upiększającym i wzbogacającym je swym zapachem; my, którzy cię żegnamy, zawsze podziwialiśmy ciebie, szanowaliśmy i kochaliśmy za twoje poczucie obowiązku, wiecznie dobry humor, za ducha koleżeństwa i współpracy i tyle innych cnót tak cię zdobiących. W imieniu ich wszystkich chcę ci powiedzieć, powstrzymując płacz, że twoja ofiara nie będzie nadaremna, twoja krew, jeszcze młoda, bestialsko przelana, będzie świętą więzią, która nas od tej pory zjednoczy z jeszcze większą siłą, przykładem, który będzie nami kierować i codziennie pobudzać do wypełniania naszych obowiązków z tą doskonałością i bezinteresownością, z jakimi ty je wypełniałaś. A na koniec pozwól mi we własnym imieniu złożyć ci z całego serca moje najgłębsze podziękowanie za tyle dowodów przywiązania i wyrozumiałości, za tyle intymnych porad, których nigdy nie zapomnę.

Nieodżałowanej pamięci Olgo Arellano Rosaura, niezapomniana Brazylijko!

SPOCZYWAJ W POKOJU!

Kronika napadu w Nauta

ZBRODNIA W QUEBRADA DEL CACIQUE COCAMA, ROZWÓJ WYPADKÓW MINUTA PO MINUCIE: KRWAWE GODY, MĘCZEŃSTWO, NEKROFILICZNY SADYZM I NIEPOKONANE INSTYNKTY

Od Redakcji: „El Oriente” pragnie złożyć publicznie wyrazy największej wdzięczności pułkownikowi Żandarmerii Juanowi Amezaga Rłofrfo, szefowi V Okręgu Policji i Głównemu Inspektorowi departamentu Loreto Peruwiańskiej Policji Śledczej (PPS), Federicowi Chumpitaz Fernandez, którzy sprawiają bezpośredni nadzór nad toczącym się śledztwem w sprawie tragicznych wypadków w Nauta, za poświęcenie nam wielu minut swego cennego czasu, za okazaną serdeczność i ułatwienie wykorzystania wszystkich informacji i J' o wspomnianym wydarzeniu, którymi do tej pory dysponowali. Chcemy uwydatnić wolę współpracy z wolną i demokratyczną prasą tych szanownych szefów Sił Porządkowych, na których inne czynniki departamentu powinny się wzorować.

SPISEK Z REQUENA

Im bardziej naprzód posuwa się śledztwo w sprawie wypadków w Nauta, tym bardziej wydobywają się na światło dzienne szczegóły, które prostują pierwsze wersje o zaistniałych wydarzeniach, rozpowszechnione przez prasę i rozgłośnie radiowe. I tak co chwilę zostaje podważana wersja, według której napad w Nauta, śmierć i ukrzyżowanie Olgi Arellano Rosaura, alias Brazylijki, były rytuałem „ofiary i oczyszczenia przez krew” zarządzonym przez Bractwo Arki, a więc sekty, w której rękach siedmiu aresztowanych miało być ponoć bezwolnymi narzędziami. Tym samym żarliwa kampania Germana Laudano Rosales, naszego kolegi, w obronie Bractwa Arki, prowadzona w jego programie Głos Walecznego, odrzucającego, jako fałszywe, zeznania sprawców, iż wykonywali oni rozkazy Brata Francisco, zaczyna zyskiwać na prawdopodobieństwie. Przypuszczenie Walecznego, iż wspomniane zeznania są fortelem aresztowanych, którzy w ten sposób pragną osłabić swą winę, wydaje się być coraz bardziej potwierdzane przez fakty. Jednocześnie pierwsze przesłuchania, którym zostali w Iquitos poddani podejrzani – do miasta sprowadzono ich w dniu wczorajszym drogą wodną z Nauta, gdzie byli zatrzymani od 2 stycznia – pozwoliło również władzom Żandarmerii i Policji Śledczej obalić inne krążące pogłoski, według których napad w Nauta był dziełem chwili, następstwem szkodliwego wpływu alkoholu, i stwierdzić z całkowitą pewnością, iż atak ten był od dłuższego czasu zaplanowany w swych najdrobniejszych a makabrycznych szczegółach.

Wszystko, jak się zdaje, zaczęło się na około piętnaście dni przed feralną datą, na spotkaniu towarzyskim – a nie religijnym, jak mówiono – które odbyło się pod niewinną maską spotkania kilku przyjaciół w odległym miasteczku Reąuena. Uroczystość musiała mieć miejsce dnia 14 grudnia ubiegłego roku, w domu eks-burmistrza miasteczka, Teofila Morey, z okazji obchodzonej przez niego pięćdziesiątej czwartej rocznicy urodzin. W czasie owej biesiady, w której udział wzięli wszyscy oskarżeni (to znaczy: Artidoro Soma, lat 23; Nepomuceno Quilca, lat 31; Caifas Sancho, lat 28; Fabio Tapayuri, lat 26; Fabriciano Piznago, lat 32, i Renan Marąuez Curichimba, lat 22), wypito wiele kieliszków wódki, co wprowadziło wszystkich wyżej wymienionych w stan zamroczenia alkoholowego. Właśnie w trakcie tej uroczystości sam eks^burmistrz Teofilo Morey, osoba bardzo znana w Reąuena ze swych lubieżnych instynktów, upodobania do suto zastawionego stołu i pociągu do napojów wyskokowych, jak i innych tego typu rozrywek, rzucił – według zeznań niektórych współuczestników – myśl urządzenia zasadzki na jeden z konwojów wizytantek w czasie jego podróży do któregoś z obozów wojskowych, by używając przemocy nasycić się urokami upadłych kobiet. (Jak nasi czytelnicy zapewne pamiętają, w pierwszej chwili napastnicy zeznali, że projekt ataku został powzięty podczas jednej z mszy nocnych Arki w Reąuena, w trakcie której wylosowano siedmiu „braci” celem wypełnienia przez nich misji uchwalonej przez wszystkich, ponad stu, obecnych na ceremonii, jak stwierdzili.) Pomysł został przyjęty z całkowitą aprobatą i entuzjazmem przez resztę winowajców. Wszyscy oni przyznali, że temat wizytantek był często przez nich poruszany, tak w życiu prywatnym, jak towarzyskim, co odzwierciedliło się w wielokrotnie wysyłanych do wyższych dowódców Sił Lądowych protestach z żądaniami wydania wymienionym kobietom z półświatka zezwolenia na przyjmowanie klienteli cywilnej w miejscowościach amazońskich, przez które przejeżdżały, jak również w skierowaniu się jako delegacji młodzieży Reąuena bezpośrednio do dowódcy bazy marynarki Santa Isafoel sąsiadującej z tą miejscowością, celem złożenia swego protestu wobec bezprawnego ich zdaniem monopolu Sił Zbrojnych na ekspedycje wspomnianych pań. Znając te precedensy łatwo można zrozumieć, że propozycja eks-burmistrza Teofila Morey, ukazująca im możliwość nasycenia nieokiełznanych żądz, została przyjęta przez oskarżonych z zadowoleniem i prawdziwym wybuchem radości. Nie jest jeszcze całkowicie wyjaśnione, czy siedmiu spiskowców było wyznawcami Brata Francisco i czy często brali udział w tajnych obrzędach Arki w Reąuena, jak przyznali się do tego, czy też, jak stwierdziło to wielu apostołów sekty w komunikatach przesłanych prasie z ukrytych. miejsc ich pobytu, są całkowicie fałszywe, co potwierdził sam Brat Francisco (zob. str. 3 szp. 3-4). Podczas tej samej libacji siedmiu przyjaciół zdołało podobno naszkicować pierwsze plany i uzgodnić, iż swoje przestępcze zamiary doprowadzą do skutku z dala od Reąuena, by nie podrywać dobrego imienia tej miejscowości, jak również celem wprowadzenia władz, w wypadku ewentualnego śledztwa, na fałszywy trop. Jednocześnie postanowili zdobyć w tajemnicy informacje o datach przybycia najbliższych konwojów wizytantek do Nauta lub Bagazan, których okolice uznali od samego początku za najbardziej sprzyjające do realizacji ataku. Eks-tourmistrz Morey sam zaofiarował się zdobyć dokładne informacje, posługując się szerokimi znajomościami, które utrzymywał z oficerami z bazy Santa Isabel dzięki pełnionym przez niego magistrackim funkcjom.

Nie zwlekając i przystępując od razu do swych zamierzeń, oskarżeni udoskonalili plan podczas następnych dwóch lub trzech zebrań. Teofilo Morey zdołał rzeczywiście podstępnie uzyskać od pierwszego porucznika Marynarki Wojennej, Germana Urioste, informacje, że składający się z sześciu wizytantek i przybywający z Iquitos konwój rzeczny odwiedzi w pierwszych dniach stycznia posterunki w Nauta, Bagazan i Reąuena, przy czym data przybycia do pierwszego z wymienionych posterunków ustalona była na dzień 2 stycznia około południa. Zebrawszy się ponownie w mieszkaniu eksburmistrza, siedmiu osobników zapięło na ostatni guzik swój kryminalny plan, decydując się zastawić zasadzkę na konwój w okolicach Nauta, aby zasugerować ofiarom i policji, że autorami bandyckiego napadu seksualnego są mieszkańcy tej historycznej miejscowości. Wydaje się, że również wówczas powzięli myśl pozostawienia w pobliżu miejsca zasadzki, w charakterze fałszywego śladu, krzyża z przybitym do niego zwierzęciem, pragnąc zasugerować, że cała akcja była dziełem Bractwa Arki z Nauta. W tym celu zaopatrzyli się w odpowiednią ilość gwoździ i młotków, nie podejrzewając – tak zeznają – że przypadek w sposób okrutny będzie sprzyjał ich planom i ofiaruje im do ukrzyżowania nie zwierzę, lecz ciało młodej i pięknej córy Koryntu. Siedmiu osobników postanowiło rozdzielić się na dwie grupy, z których każda w różny sposób miała usprawiedliwić przed rodzinami i znajomymi nieobecność w Reąuena. I tak jedna grupa, składająca się z Teofila Morey, Artidora Soma, Nepomuceno Quilca i Renana Marąuez Curichimba, opuściła miejscowość dnia 29 grudnia, na motorówce będącej własnością pierwszego z wyżej wymienionych, dając wszystkim do zrozumienia, że kierują się w stronę jeziora Carahuite, gdzie zaimierzają spędzić koniec roku poświęcając się zdrowemu sportowi łowienia sabalo i gamitany. Druga grupa – Caifas Sancho, Fabio Tapayuri i Fabriciano Pizango – wyruszyła dopiero o świcie l stycznia, na ślizgaczu należącym do tego ostatniego, zapewniając znajomych, że wyruszają na polowanie w okolice Bagazan, gdzie właśnie stwierdzono obecność grasującego w pobliżu tej miejscowości stada jaguarów.

Zgodnie z ustaleniami obydwie grupy skierowały się w dół rzeki, w stronę Nauta, nie zatrzymując się, a jedynie przez nią przepływając, tak jak przepłynęli również przez Bagazan, ich zamiarem było bowiem niepostrzeżenie osiągnąć punkt usytuowany około trzech kilometrów w dół rzeki od miejsca narodzin Amazonki, naszej wielkiej rzeki-oceanu, to znaczy Quebrada del Caciąue Cocama, miejsce nazwane tak w związku z legendą, głoszącą, że w tym miejscu w dniach wielkich deszczów dostrzec można płynącego blisko brzegu ducha słynnego kacyka plemienia Cocama don Manuela Pacaya, który 30 kwietnia 1840 roku, kierowany pionierskim zapałem, założył u ujścia dwóch rzek: Marańón i Ukajali, postępową miejscowość Nauta. Siedmiu oskarżonych wybrało to miejsce mimo przerażenia, które wzbudzał u niektórych z nich wspomniany przesąd, gdyż bujna roślinność zarastająca część koryta sprzyjała ich zamiarom zamaskowania się. Obydwie grupy, spotkawszy się w Quebrada del Caciąue Cocama l stycznia o zmierzchu, rozbiły na plaży obóz i rozpoczęły całonocną libację. Przewidując bowiem i to, zaopatrzyli się na wyprawę nie tylko w rewolwery, karabiny, gwoździe i koce, ale również każdy z uczestników wziął ze sobą w podróż butelki anyżówki i piwa, co pozwoliło im osiągnąć stan zamroczenia alkoholowego i oddać się w egzaltowanym upojeniu podniecającym myślom o następnym dniu, który miał urzeczywistnić ich chorobliwe machinacje i zaspokoić dzikie żądze.

PIRACTWO W QUEBRADA DEL CACIQUE COCAMI

Od wczesnych godzin rannych siedmiu osobników wspiąwszy się na drzewa obserwowało wody Amazonki. W tym celu zaopatrzyli się w lornetkę, którą przekazywali sobie z rąk do rąk, aby uzyskać jak najpełniejszy widok rzeki. Obserwację tę prowadzili przez dłuższą część dnia, gdyż dopiero o czwartej po południu Fabio Tapayuri dostrzegł w dali ziełono-czerwone barwy statku „Ewa”, który pruł żółte wody rzeki-oceanu wioząc tak pożądany ładunek. Osobnicy natychmiast przystąpili do realizacji swych przebiegłych planów. Podczas gdy czterech z nich – Teof ilo Morey, Fabio Tapayuri, Fabriziano Pizango i Renę Marąuez Curichimba – maskowali wśród przybrzeżnej roślinności łódź motorową kryjąc się razem z nią, Artidoro Soma, Nepomuceno Quilca i Caifas Sancho wsiedli na ślizgacz i skierowali.się w stronę nurtu, by odegrać swą podstępną sztukę. Płynąc na małej szybkości, Soma i Quilca zaczęli, zbliżając się do „Ewy”, gestykulować i wydawać okrzyki wzywające pomocy dla Caifasa Sancho, twierdząc, iż ten, ukąszony przez żmiję, potrzebuje natychmiastowej pomocy lekarskiej. Pierwszy podoficer Carlos Rodriguez Saravia słysząc krzyki rozkazał zatrzymać statek i zezwolił wnieść chorego na pokład „Ewy” (znajduje się tam bowiem podręczna apteczka) z szlachetnym zamiarem udzielenia pierwszej pomocy symulantowi Caifasowi Sancho.

Gdy tylko trzej przestępcy zdołali dzięki swemu podstępowi dostać się na pokład, zrzucili maski spokojnych ludzi, wyciągnęli ukryte rewolwery i zażądali od podoficera Rodrigueza Saravia i jego czterech ludzi absolutnego posłuchu. Podczas gdy Artidoro Soma zmusił grupę sześciu wizytantek (Luisę Canepa – Cyculkę; Juanę Barbichi Lu – Sandrę; Eduviges Lauri – Eduviges; Ernestę Sipote – Loretę; Marię Carrasoo Lunchu – Flor, i nieszczęsną Olgę Arellano Rosaura – Brazylijkę) oraz Juana Rivero, Ciupelka, kierownika grupy, do stłoczenia się w zamkniętej kajucie, Nepomuceno Quilca i Caifas Sancho szafując wulgarnymi określeniami i grożąc śmiercią zażądali od załogi „Ewy”, by ponownie uruchomiono statek i skierowano go w stronę Quebrada, gdzie czyhała reszta bandy. W tych właśnie okolicznościach, podczas gdy przeprowadzano manewr zaplanowany przez zamachowców, sprytny sternik Ahuanari Leiva zdołał dzięki zręcznemu kłamstwu (naturalna potrzeba organizmu) opuścić na chwilę pokład, dostać się do kabiny radiotelegrafisty i nadać rozpaczliwe SOS do bazy w Nauta, która, mimo iż dokładnie nie zrozumiała sygnału, zadecydowała natychmiast wysłać w dół rzeki ślizgacz z pilotem i dwoma żołnierzami, by sprawdzili, co się wydarzyło na „Ewie”. Okręt tymczasem unieruchomiony został w Quebrada del Caciąue Cocama, miejscu doskonale wybranym strategicznie, gdyż dzięki bujnym zaroślom był osłonięty w połowie, co utrudniało dostrzeżenie go ze środka naszej rzeki-oceanu przez przepływające tamtędy łodzie i motorówki rybaków.

ZDRADZIECKA NAPAŚĆ: GWAŁTY I RANNI

Poszczególne etapy makiawelicznego planu delikwentów wypełniane były jeden po drugim z iście matematyczną precyzją. Gdy statek dopłynął do Quebrada del Caciąue Cocama, czterej pozostali na lądzie mężczyźni szybko dostali się na pokład i przyłączywszy się do swych trzech wspólników, z największą brutalnością związali i zakneblowali podoficera Rodrigueza Saravię i czterech członków załogi, iktórych następnie, popychając i maltretując, zamknęli w maszynowni, rozgłaszając na lewo i prawo, że obecni są tutaj z rozkazu Arki, by wykonać wyrok z racji grzesznej działalności Służby Wizytantek. Siedmiu piratów – którzy, jak zeznały ich ofiary, ujawniali stan poważnego upojenia alkoholowego i gorączkowej nerwowości – skierowało się do kajuty, gdzie przetrzymywane były w zamknięciu wizytantki, aby tam zaspokoić swe rozpasane żądze. W tej chwili miał miejsce pierwszy krwawy wypadek. Kobiety mianowicie, zrozumiawszy kryminalne intencje osobników, stawiły im energiczny opór idąc za przykładem dzielnego Juana Rivera, Ciupelka, który śmiało, nie zważając na swój niski wzrost i słabowitość fizyczną, zaatakował piratów uderzeniami głowy, kopiąc, ostro wypominając im ich złe postępowanie, na nieszczęście jednak donkichotowska akcja nie trwała zbyt długo, jako że ci napastnicy, kopiąc leżącego, kolbami rewolwerów zmasakrowali mu twarz i doprowadzili go do utraty przytomności. Podobny los spotkał wizytantkę Luisę Canepa, alias Cyculkę, która również okazała wiele energii i odwagi stawiając czoło porywaczom niczym mężczyzna z krwi i kości, drapiąc ich i gryząc, póki napastnicy nie pobili jej z takim okrucieństwem, iż straciła przytomność. Gdy piraci pokonali opór zbłąkanych kobiet, zmusili je, celując w nie z rewolwerów, by zaspokoiły ich rozpustne żądania; każdy z nich wybrał sobie w tym celu upatrzoną ofiarę, przy czym zaistniała wówczas groźba konfliktu między samymi napastnikami, wszyscy bowiem zamierzali wziąć w posiadanie nieszczęsną Olgę Arellano Rosaura, która ostatecznie została odstąpiona, z racji wieku, Teofilowi Morey.

STRZELANINA I OSWOBODZENIE: UMIERA PIĘKNA WIZYTANTKA

Tymczasem, gdy siedmiu osobników gwałtem celebrowało swoją wielką orgię, ślizgacz wysłany z bazy w Nauta przepłynął większą cześć rzeki nie natrafiając na ślad „Ewy” i już miał zamiar zawrócić, gdy, w cudowny sposób, czerwień zmierzchu pozwoliła z daleka dostrzec lśniące między drzewami Quebrada del Caciąue Cocama czerwono-zielone barwy statku. Ślizgacz natychmiast skierował się w tę stronę i ku zdumieniu całej załogi przywitany został gradem kuł, z których jedna zraniła w lewe udo i zewnętrzną część pośladka szeregowca Felicio Tanchiva. Żołnierze otrząsnąwszy się ze zdziwienia odpowiedzieli na ogień i właśnie podczas tej strzelaniny, która wywiązała się wtedy i trwała przez okres kilku minut, padła śmiertelnie ranna – od kuł żołnierzy, jak stwierdziła autopsja – Olga Arellano Rosaura, alias Brazylijka. Żołnierze widząc, że znajdują się w mniejszości, postanowili wrócić do Nauta, aby ściągnąć posiłki. Zauważywszy oddalający się patrol, piraci przejęci strachem w związku ze wspomnianym już śmiertelnym wypadkiem wpadli w popłoch. Pierwszy, jak się wydaje, oprzytomniał Teofilo Morey, który zaczął nawoływać swoich wspólników do zachowania spokoju, tłumacząc, iż zanim patrol dopłynie do Nauta, starczy im czasu nie tylko na ucieczkę, ale nawet na doprowadzenie do końca swego planu. Właśnie wtedy ktoś – nie zdołano ustalić, czy sam Morey, jak twierdzą jedni, czy Fabian Tapayuri, jak podają drudzy – rzucił myśl, by zamiast jakiegoś zwierzęcia ukrzyżować Brazylijkę. Delikwenci przystępując do wykonania swego krwawego zamiaru wyrzucili na brzeg zwłoki Olgi Arellano i zdecydowali, chcąc zyskać na czasie, nie zbijać krzyża, lecz w tym celu użyć jakiegokolwiek drzewa. Byli właśnie pochłonięci swym makabrycznym pi-ocederem, gdy na horyzoncie ukazały się cztery wojskowe ślizgacze.

Delikwenci rzucili się natychmiast do ucieczki, ukrywając się w zaroślach. Jedynie dwóch z nich zdołano w tym (momencie schwytać: Nepomucena Quilca i Renana Marąuez Curichimba. Po wejściu na pokład „Ewy” żołnierze natknęli się na przejmujący grozą obraz: rozhisteryzowane, półnagie kobiety miotające się bezładnie, przy czym u niektórych widać było na twarzy i ciele ślady okrutnego traktowania (Cyculka), a nieco dalej, parę kroków od brzegu, piękne ciało Olgi Arellano Rosaura przybite do pnia lupuny. Kule dosięgnęły tej nieszczęśliwej kobiety, gdy tylko rozpętała się strzelanina, trafiając ją w centralne narządy jak serce i mózg, co natychmiast spowodowało jej zgon. Nieszczęsna ofiara została zdjęta z drzewa, przykryta kocami i w atmosferze przerażenia, pośród szaleńczego płaczu innych ofiar, wniesiona na statek.

Natychmiast po oswobodzeniu pierwszy podoficer Rodriguez Saravia i załoga zaalarmowali przez radiotelegraf garnizony w Nauta, Reąuena i Iquitos powiadamiając o zaistniałych wypadkach, a celem wielkiej pogoni za pięcioma uciekinierami zarządzono mobilizację we wszystkich posterunkach, bazach marynarki i garnizonach okręgu. Wszyscy zostali ujęci w ciągu dwudziestu czterech godzin. Trzech z nich – Teofila Morey, Artidora Soma i Fabia Tapayuri – schwytano o zmierzchu w okolicach Nauta, gdzie przebiegle zamierzali się ukryć po przebyciu wielu kilometrów] wśród chaszczy, w których zniszczyli swą odzież i ostro się poranili. Dwaj pozostali – Caifas Sancho i Fabriciano Pizango – zostali ujęci w rannych godzinach, gdy płynęli w górę Ukajali na ślizgaczu skradzionym w porcie Nauta. Jeden z nich, Caifas Sancho, ciężko ranny, gdyż kula wyrwała mu część ust.

Ofiary zostały przewiezione do Nauta, gdzie Luisie Canepa i Ciupelkowi, wykazującym w swej smutnej sytuacji wiele odwagi i animuszu, udzielono koniecznej pomocy lekarskiej. Tamże otrzymano również pierwsze zeznania ofiar dotyczące tragicznych przejść. Ciało nieszczęsnej Olgi Arellano Rosaura w związku z postępowaniem sądo'wym przewiezione być mogło do Iquitos dopiero w dniu 4 stycznia na po'kładzie hydroplanu,,Dalila”, którym wcześniej przyleciał do Nauta, w celu towarzyszenia zwłokom i przeprowadzenia pierwszych badań, wtedy jeszcze tylko pan – Pantaleon Pantaja. Reszta wizytantek wróciła do Iquitos drogą wodną na statku „Ewa”, który nie ucierpiał w czasie napadu poważniejszych uszkodzeń, zaś siedmiu aresztowanych pozostało jeszcze przez dwa dni w Nauta do dyspozycji władz, które poddały ich szczegółowemu śledztwu. W dniu wczorajszym w towarzystwie silnej eskorty Zostali na pokładzie hydroplanu PSP przewiezieni do Iquitos, gdzie aktualnie przebywają w centralnym więzieniu przy ulicy Sargento Loves i gdzie bez wątpienia przebywać będą za swój bestialski wyczyn jeszcze sporo czasu.

NIESPOKOJNE I SKANDALICZNE BYŁO ŻYCIE ZMARŁEJ WIZYTANTKI

Urodziła się 17 kwietnia 1936 roku w oddalonym wtedy osiedlu Nanay (wówczas nie. istniała jeszcze droga łącząca ten kurort z Iquitos), jej matką była dońa Hermenegilda Arellano Rosaura, a ojciec pozostał nieznany. Została ochrzczona 8 maja tego samego roku, w kościele w Punchana, imieniem Olga, otrzymując obydwa nazwiska matki. Ta imała się w Nanay, jak opowiadają osoby, które ją pamiętają, różnych zajęć jako pomoc domowa w bazie marynarki w Punchana, w miejscowych barach i restauracjach, zawsze jednak wymawiano jej z powodu skłonności do nadużywania alkoholu, i to do tego stopnia, że jak wieść niesie, widok zataczającej się postaci Browarku Hermę, jak ją przezwano, której przejściu przez osiedle towarzyszył śmiech ludzi i mała córeczka Olga, był codziennym i zwyczajnym obrazem. Na szczęście dla małej, gdy dziewczynka miała osiem czy dziewięć lat, Browarek Hermę zniknęła z Nanay porzucając córeczkę, która została miłosiernie przygarnięta przez Adwentystów Dnia Siódmego do ich małego sierocińca na rogu ulic Samanez i Napo, gdzie aktualnie pozostał jedynie kościół. Owa biedna dziewczynka, która do tej pory chowała się niczym 'bezpańskie zwierzątko, w brudzie i nieświadomości, zaczęła pobierać we wspomnianej instytucji pierwsze nauki, nauczyła się czytać, pisać, rachować i prowadzić życie skromne, ale zdrowe i schludne, poddane surowym przykazaniom tego kościoła. („Z surowością i solidnością tych przykazań to gruba przesada, przynajmniej sądząc z akt personalnych tej kurtyzany” – tak brzmiał komentarz wygłoszony z charakterystycznym sarkazmem przez duchownego katolickiego, niegdyś związanego z Siłami Lądowymi, słynącego ze swych zjadliwych kazań wymierzonych przeciw licznym kościołom protestanckim osiedlającym się w Iquitos; poprosił nas on o nieujawnianie jego nazwiska.)

Dramat młodego misjonarza

„Pamiętam ją bardzo dobrze – powiedział nam ze swej strony pastor, wielebny Abraham MacPherson, który kierował sierocińcem w okresie, gdy przebywała tam młodziutka Olga Arellano Rosaura. – Była to wesoła czarnulka o błyskotliwej inteligencji i żywym usposobieniu, która wypełniała posłusznie polecenia swych wychowawców i nauczycieli i od której oczekiwaliśmy wiele dobrego. A przyczyną jej zguby była bez wątpienia wielka uroda, którą obdarzyła ją natura już w latach wczesnej młodości. Ale cóż zrobić, módlmy się za nią i niech jej przypadek służy nam do prostowania ścieżek naszego własnego życia, zamiast przypominać sprawy smutne i gorzkie, które nikomu nie służą i do niczego nie prowadzą.” Wielebny Abraham MacPherson delikatnie napomyka tymi słowami o wypadku, który w swoim czasie wstrząsnął tak bardzo i wywołał tyle komentarzy w Iquitos: o sensacyjnej ucieczce z sierocińca Adwentystów Dnia Siódmego pięknej piętnastolatki, jaką była wówczas Olga Arellano Rosaura, z jednym z jej przewodników duchowych, młodym pastorem adwentystą, Richardem Jay Pierce Jr, dopiero co przybyłym w tamtych dniach do Iquitos ze swej dalekiej ojczyzny. Ameryki Północnej, aby tu stawiać pierwsze misjonarskie kroki. Epizod ten zakończył się tragicznie, o czym wielu czytelników „El Oriente” zapewne pamięta, bowiem właśnie do redakcji naszego dziennika, już wtedy cieszącego się w Iquitos największym prestiżem, udręczony misjonarz skierował swój list pod adresem opinii publicznej departamentu Loreto, z prośbą o wybaczenie, nim, dręczony wyrzutami sumienia z powodu swej uległości wobec urody małoletniej Olgi, powiesił się na palmie aguachi w okolicach osiedla San Juan („El Oriente” opublikował cały list, napisany częściowo po hiszpańsku, częściowo po angielsku 20 września 1949 roku).

Staczanie się po równi pochyłej rozwiązłego życia

Po tej przedwczesnej i tragicznej przygodzie sercowej Olga Arellano Rosaura zaczęła staczać się w przepaść rozwiązłego i lekkiego życia, w czym, bez wątpienia, pomocne jej były wielka uroda i wdzięk. Od tej pory normalnym i zwyczajnym widokiem była jej piękna sylwetka w nocnych lokalach Iquitos, jak „Mao Mao”, „Seiwa” i nie istniejąca już jaskinia rozpusty „Kwiat młodości” – lokal w swoim czasie zamknięty przez odpowiednie czynniki w związku z ujawnieniem, iż ów bar, zgodnie ze swą nazwą, spełniał rolę domu schadzek, w którym od godziny czwartej do siódmej po południu traciły cnotę gimnazjalistki z Iquitos. Właściciel baru, nieomal mityczny Humberto Sipo, alias Smarkul, po odbyciu kilkumiesięcznej kary zrobił w tej dziedzinie karierę, zakończoną, jak to wszystkim wiadomo, pełnym sukcesem. Długo można by oczywiście kreślić szlak życia uczuciowego pięknej Olgi Arellano Rosaura – w tych latach plotki przypisywały jej niezliczoną ilość opiekunów i możnych przyjaciół, w tym wielu żonatych, z którymi dziewczyna nie wahała się dumnie pokazywać na mieście. Jedna z tych nie potwierdzonych pogłosek zapewnia, że Olga została dyskretnie wydalona z Iquitos pod koniec 1952 roku przez ówczesnego prefekta departamentu, don Miguela Torres Salamino, co miało być związane z gorącą miłością, jaką darzył pełną temperamentu Olgę syn prefekta, student inżynierii, Miguelito Torres Saavedra, którego śmierć w mulistych wodach jeziora Quistococha wielu ludzi, choć rodzina energicznie te pogłoski zdementowała, uznało za samobójstwo, zwracając uwagę na występujące z dużą częstotliwością objawy gwałtownej rozpaczy, okazywanej przez młodzieńca po odjeździe jego ukochanej. Tak czy inaczej, żądna przygód Olga wyjechała do brazylijskiego miasta Manaus, lecz o jej pobycie w tym mieście mamy raczej skąpe wiadomości, wiemy jedynie, iż zamiast wstąpić na drogę poprawy, staczała się coraz bardziej, już jawnie poświęcając się lekkiemu życiu i całkowicie oddając się w odpowiednich po temu miejscach – lupanarach i domach schadzek – najstarszemu zawodowi, prostytucji.

Powrót do Ojczyzny

Otrzaskana z tymi niecnymi praktykami, piękna jak nigdy, Olga Arellano Rosaura, którą pełna inwencji wyobraźnia loretańska obdarzyła błyskawicznie przydomkiem Brazylijki, wróciła parę lat temu do swego rodzinnego Iquitos i, niemal natychmiast skaptowana przez znanego werbownika kobiet Chińczyka Porfirio z osiedla Belen, wstąpiła do Służby Wizytantek, przedsiębiorstwa przewożącego kobiety lekkich obyczajów, niby bydło lub artykuły pierwszej potrzeby, do przygranicznych garnizonów. Nieco jednak wcześniej niepoprawna Olga stała się bohaterką innego głośnego skandalu, gdy przyłapano ją, podczas nocnego seansu w ostatnim rzędzie kina „Bolognesi”, na lubieżnych czynach i nieprzyzwoitych aktach z porucznikiem żandarmerii, którego z zaistniałych przyczyn trzeba było służbowo przenieść z departamentu Loreto; w sprawie tej – jak zapewne pamiętają nasi czytelnicy – zanotowano również próbę napaści ze strony żony owego oficera, która podczas czwartkowego koncertu na wolnym powietrzu zaatakowała Brazylijkę, co doprowadziło do rękoczynów i wymiany obelg między obydwiema kobietami na naszym Placu Broni.

Olga Arellano Rosaura miała szybko stać się, dzięki swej fizycznej atrakcyjności, wizytantką numer jeden cieszącego się tak złą sławą lokalu nad rzeką Itaya i przyjaciółką naczelnego administratora przedsiębiorstwa, którego do wczoraj w swej nieświadomości uważaliśmy za zwykłego, normalnego cywila, don Pantaleona Pantoja, a który okazał się być, ku zaskoczeniu i zakłopotaniu wielu, ni mniej, ni więcej, tylko kapitanem naszych Sił Lądowych. Dla nikogo w tym mieście nie jest tajemnicą, jak zażyłe i intymne stosunki łączyły piękną zmarłą z panem, przepraszamy, z kapitanem w służbie czynnej, Pantaleonem Pantoja, i że tych dwoje można było bardzo często spotkać, gdy spacerowali niczym para narzeczonych na Placu 28 Lipca, lub też w namiętnym uścisku, o zmierzchu, na bulwarze Tarapaca. Posiada się, że Olga Arellano Rosaura, bezwiedna sprawczyni wielu tragedii, uwodzicielska Brazylijka, była przyczyną wyjazdu z Iquitos porzuconej małżonki kapitana Pantoja, który to wstrząsający dramat rodzinny ujawniony został w swoim czasie przez naszego kolegę, znakomitego komentatora radiowego tego miasta.

Tragiczny finał

I tak dochodzimy do ostatniego rozdziału tego życia, które, jeszcze w pełni młodych lat, spotkał o zmierzchu, drugiego dnia 1959 roku, w GJuebrada del Caciąue Cocama, w okolicach Nauta, przedwczesny i okrutny koniec i śmierć tak od zdradzieckich kuł – które być może zauroczone, jak tylu mężczyzn, urodą jej ciała, upatrzyły ją sobie w swej śmiercionośnej trajektorii – jak i od gwoździ degeneratów czy fanatyków. Wiele z tych osób, które wybrały się do okrytego złą sławą lokalu nad rzeką Itaya – gdzie zakład pogrzebowy „Modus Vivendi” wzniósł kapliczkę pogrzebową pierwszej kategorii – by wziąć udział w ceremonii czuwania przy zwłokach Olgi Arellano Rosaura, zbliżywszy się do trumny podziwiało, poprzez przezroczyste szkło, jaśniejącą w świetle świec, nietkniętą, śniadą urodę Brazylijki!

Sensacyjny material po raz pierwszy udostępniony szerokiej publiczności przez „El Oriente”

EPISTOŁA BRATA FRANCISCO DO DOBRYCH O ZŁYCH

Poniżej publikujemy udostępniony po raz pierwszy tekst, który dotarł do naszej redakcji w nocy, własnoręcznie napisany przez sławnego Brata Francisco, proroka i najwyższego przywódcę Bractwa Arki, poszukiwanego przez organa policyjne czterech państw jako ojca duchowego kryjącego się za ukrzyżowaniami, które od pewnego czasu plamią niewinną krwią naszą ukochaną Amazonię. „El Oriente” w pełni gwarantuje autentyczność tego sensacyjnego dokumentu.

W imię Ojca, Ducha Świętego i Syna, Który Umarł Na Krzyżu, zwracam się do opinii publicznej Peru i całego świata, aby za zgodą i inspiracją głosów z nieba, które oczekuje Dobrych, zaprzeczyć i zadać kłam przewrotnym, oszczerczym -i całkowicie fałszywym oskarżeniom Złych, którzy zamierzają związać Siostry i Braci Arki z gwałtem, śmiercią, a następnie z Ukrzyżowaniem panienki Olgi Arellano Rosaura, które ku naszemu ubolewaniu miały miejsce w Queibrada del Caciąue Cocama, w pobliżu Nauta. Z mego dalekiego miejsca ukrycia, gdzie dźwigam Krzyż, który Pan raczył mi wyznaczyć w swej wspaniałomyślnej i nieskończonej wiedzy, odsuwając mnie daleko od bezbożnych rąk, które nie mogą i nigdy nie będą mogły mnie ująć ani oddalić od ludu wierzącego, zdrowego, Dobrego, od Sióstr i Braci, zjednoczonych w związku bożym, w miłości do Boga i nienawiści do Złego, unoszę moją rękę i z całą siłą ruszając nią na lewo i na prawo mówię, wtórując gestowi krzykiem: Nie! Nieprawdą jest, że Siostry i Bracia Arki – których celem jest czynić Dobro i przygotować się, aby iść do nieba, gdy Ojciec, Duch Święty i Syn, Który Uimarł Na Krzyżu, postanowi, że świat ten, pełen zła i bezbożności, skończy się ogniem i iwodą, jak głosi Dobra Księga Biblia, a co stanie się niebawem, albowiem tak powiedziały mi głosy, których słucham i które nie pochodzą z tego świata – mają cokolwiek wspólnego ze zbrodnią popełnioną przez Złych, którą chcą nam przypisać, by umniejszyć swoje winy i uczynić cięższymi i ostrzejszymi nasze Gwoździe, a twardszym Drewno naszych Krzyży. Nikt z winnych śmierci panienki Arellano nie należał nigdy do naszego Bractwa ludzi Dobrych, a nawet żaden z nich nie uczestniczył w charakterze zwykłego widza czy gapia w uroczystościach odprawianych przez Arki tego regionu, który zamieszkiwali, to znaczy w Nauta, Bagazan i Reąuena, jak mi Dobrzy Apostołowie tych Ark potwierdzili. Nigdy nie widziano tych oskarżonych we własnej osobie na zebraniach, które zwoływano, by oddać cześć Ojcu, Duchowi Świętemu i Synowi, Który Umarł Na Krzyżu, i błagać ich o odpuszczenie grzechów, by mieć oczyszczoną duszę, gdy nadejdzie Ostatnia Chwila. Siostry i Bracia nie zabijają, nie gwałcą, nie napadają, nie kradną, a jedynie nienawidzą gwałtów Złego, tak jak nauczyło ich tego niebo przez moje usta. Nigdy nie będzie nam można otwarcie zarzucić choćby jednego czynu przeciw Dobru, a nie jest prawdą, jakobyśmy głosili zbrodnię, jak to nam wmawiają ci, którzy nas prześladują i zmuszają do ukrywania się i pędzenia życia dzikich zwierząt wśród leśnej gęstwiny. Ale przebaczamy im. są bowiem tylko zwykłymi, powolnymi niewolnikami w ręku nieba, używanymi przez nie jako Krzyże, które zdobędą nam nieśmiertelność wiecznej chwały. A biedną Olgę Arellano, choć nie wysłuchała jeszcze słowa, włączamy od dziś do naszych modlitw i od tej chwili będziemy ją wspominać razem z naszymi męczennikami i świętymi, którzy widza nas, słyszą, mówią do nas, osłaniają i tam w górze cieszą się zasłużonym niebiańskim pokojem przy Ojcu, Duchu Świętym i Synu, Który Umarł Na Krzyżu.

BRAT FRANCISCO

Od redakcji: Rzeczywiście, podczas pogrzebu na cmentarzu głównym Iquitos zauważono krążące wśród tłumu obrazy z wizerunkiem Olgi Arellano Rosaura, podobne do istniejących już wizerunków innych ukrzyżowanych Arki, jak słynnego dziecka-męczennika z Moronacocha i świętej Ignacji.

ZAMACH NA DZIENNIKARZA LORETAŃSKIEGO

(artykuł redakcyjny „El Oriente”, 6 stycznia 1959)

Opublikowanie po raz pierwszy w naszym wczorajszym wydaniu Epistoly do dobrych o zlych, przysłanej do naszej redakcji przez ukrywającego się w nieznanym miejscu Brata Francisco, lidera i największego duchowego przywódcy „krzyży” czy „Bractwa Arki”, spowodowało, że nasz redaktor naczelny, znany dziennikarz o międzynarodowym prestiżu, Joaąuin Andoa, stał się obiektem skandalicznego zamachu ze strony organów policyjnych departamentu Loreto, co zwiększyło listę ofiar wolności prasy o jeszcze jedno nazwisko. Otóż wczoraj, w godzinach rannych, nasz redaktor naczelny został wezwany przez pułkownika Żandarmerii Juana Amezaga Riofrio, szefa V Okręgu Policji (Loreto) i głównego inspektora departamentu Loreto Peruwiańskiej Policji Śledczej (PPS), Federico Chiimpitaz Fernandez. Wyżej wymienieni przedstawiciele władz zażądali od niego ujawnienia sposobu, w jaki dziennik „El Oriente” otrzymaj pismo Brata Francisco, osoby poszukiwanej przez organa sprawiedliwości jako szarej eminencji wielu przypadków krucyfikscji, które miały miejsce na terenie Amazonii. Po udzieleniu przez naszego redaktora naczelnego grzecznej, ale stanowczej odpowiedzi, że źródła informacji dziennikarza stanowią tajemnicę zawodową, a tym samym są tak samo święte i nietykalne jak wyznania uzyskane drogą spowiedzi przez księdza, obydwaj szefowie policji tracąc wszelkie panowanie nad sobą zaczęli panu Joaąuinowi Andoa wymyślać w sposób najwulgarniejszy i nie mający precedensów, uciekając się nawet do grożenia karą cielesną („Jak ci dokopiemy, to się nie pozbierasz”, oto dosłownie przytoczone ich wyrażenia), jeśli nie odpowie na ich pytania. W związku z tym, iż nasz redaktor naczelny godnie odmówił zerwania z etyką zawodową, uwięziony został w areszcie komisariatu na okres ośmiu godzin, to znaczy do godziny siódmej wieczór, skąd uwolniono go po osobistej interwencji prefekta departamentu. Cała bez wyjątku redakcja „El Oriente”, zjednoczona jak jeden mąż w obronie wolności prasy, tajemnicy zawodowej i etyki dziennikarskiej, protestuje przeciw temu aktowi bezprawia popełnionego na osobie znakomitego intelektualisty i dziennikarza loretańskiego i komunikuje, że wysłała telegramy informujące o zaistniałych wypadkach do Krajowej Federacji Dziennikarzy Peru i Krajowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Peru, największych naszych organizacji związkowych w kraju.

MORDERCY Z QUEBRADA DEL CACIQUE COCAMA NIE ZOSTANĄ POSTAWIENI PRZED TRYBUNAŁEM WOJSKOWYM

Iquitos, 6 stycznia. Dobrze poinformowane źródła, bardzo zbliżone do Głównej Komendantury V Okręgu Wojskowego (Amazonia), dziś rano J zdementowały uporczywe pogłoski krążące 'w Iquitos, jakoby siedmiu sprawców napadu z Nauta miało zostać oddanych pod jurysdykcję wojskową celem osądzenia ich przez trybunał wojskowy w trybie doraźnym. Według wspomnianych źródeł Siły Zbrojne nigdy nie zwracały się do odpowiednich czynników z prośbą o przekazanie im zadania osądzenia i wydania wyroku na delikwentów, tak więc zostaną oni poddani zwykłemu postępowaniu jurysdykcji cywilnej.

Wydaje się, iż przyczyną zdementowania pogłoski było podanie, z którym wystąpił do wyższych instancji Sił Lądowych kapitan Intendentury Parutaleon Pantoja – a działalność jego jest aż nazbyt dobrze znana w naszym mieście – by jurysdykcja wojskowa objęła postępowaniem sądowym sprawców napadu z Nauta, swą prośbę motywując tym, że okręt „Ewa” ›wraz, z załogą przynależał do Marynarki Wojennej, a konwój prostytutek stanowił część organizacji militarnej, jak ponoć ma to miejsce w przypadku cieszącej się złą sławą Służby Wizytantek, którą oficer ten dowodzi. Siły Zbrojne oceniły jako „co najmniej dziwną” – określenie użyte przez naszego informatora – prośbę kapitana Pantoja, wskazując, że okręt transportowy „Ewa” wraz z załogą padając ofiarą napadu nie pełnił żadnej służby wojskowej, ale wykonywał zadania wyłącznie natury cywilnej, i że tak zwana Służba Wizytantek nie jest i w żadnym wypadku być nie mogła instytucją militarną, lecz wyłącznie handlowym przedsiębiorstwem cywilnym, które miało sporadyczne i jedynie tolerowane, ale nigdy nie będące pod auspicjami czy oficjalnie zinstytucjonalizowane, związki z Siłami Lądowymi. Z tego też względu, jak dodały te same źródła, prowadzi się aktualnie, z należytą dyskrecją, śledztwo, na zlecenie Sztabu Generalnego Sił Lądowych w sprawie tak zwanej Służby Wizytantek, celem ujawnienia jej pochodzenia, składu, działalności i zysków i określenia jej legalności bądź też, w przeciwnym Wypadku, pociągnięcia jej do odpowiedzialności i wymierzenia stosownych sankcji.