39352.fb2
To chyba nie jest koniec, to chyba jest jakaś nieskończoność, tak cholernie jasną, jasną widzę dziś świata stronę, żadne cycki, żadne ich koleżanki penis w pochwie, 1000/o świata aprobata, żadna errata, żadne reklamacje żadne głupie penis żadne prącie, ale niech didżej nie chowa jeszcze gramofony jeszcze widać jeszcze widać jedną pewną osobę, światłem dziwnym z mieszkania oświetloną, o penis cyce pochwa, to przecież MC Doris – Dorota Masłowska, co ona tam robi w grudnia wieczór na balkonie, dlaczego umieściła siebie w swojej książce, co to za dziwny pomysł? Co robi? Stoi. Obok tajemny kartonik, jakiś wyjmuje co chwila obiekt jakby owoc, bierze i małym nożykiem czy szydełkiem wycina otworek, małe dziecko jakby jej stoi obok, jakby niemowlę jakiś tam noworodek, o co może chodzić? Ono też coś tam jakieś nalepki nakleja, coś tam klejem robi, a jeszcze przychodzi co chwila chłopak i coś ciągle nosi, jakieś pudła czy kartony penis w pochwie. Grudzień, Warszawa rok czwarty dwa tysiące, państwo Polska, ulica Jagiellońska, pozytywną raz zobaczyć świata stronę, jest cień musi gdzieś być słońce.
31 grudnia, sylwester. Z każdej strony namawianie cię: ciesz się. Śmiej się, natychmiast tu śmiej się, bo zobacz tu jakie tu tu tu mamy śmieszne. Są dwie opcje i obie są, że chcesz. Chipsy piksy i pepsi. Serpentyna, balonik, konfetti. Cekin. Przebranie za arlekin. Wszystko to dla ciebie, więc bierz, bo jest świetnie. Są dwie opcje i obie są, że chcesz. Zobacz, zobacz jakie tu mamy śmieszne. Wesoła radość i zabawne szczęście. Więc bierz, więc jedz z tej uciętej ręki, bo teraz jest, a zaraz już nie będzie. I będą potem dopytywania jeszcze, jak Stachu spędziłeś sylwester? Bo ja byłem w Manu Chao na desce, w Ping Pong wyrwałem sexi 9 lat Chineczkę, a ty ulicą sobie szedłeś w deszczu, no to świetnie, kolegę zabić szedłeś, no to chyba też bawiłeś się nieźle, nie przecz.
31 grudnia, sylwester. Z powodu konieczności czucia szczęścia jakby w odwecie wszystkie z całego życia przypominają się nagle te złe momenty, czy to zdarzyło się na pewno? Jakieś gwałty morderstwa, eksperymenta na zwierzętach, złe podszepty świństwa szyderstwa, Pałac Kultury w deszczu jak szary tort bez ani jednej świeczki. Jakieś mgły martwą łuską pomruguje Wisła, ta łuska nie przyniesie ci szczęścia w ten sylwester, Stanisław Idź, idź przez szare bagna Warszawy przez śniegi, w koronie z od szampana pozłotek i drucików cierni, zabij go, tego niefajnego kolegę, od razu załatw sprawę w sylwester, a od Nowego Roku będziesz już zaraz dobrym człowiekiem i rzucisz palenie, nie tak będzie?
Sylwester. Podsumowując krótko dotychczasowe treści, ich osią jest bohatera głównego Stanisława Retro ulicami brnięcie w błot odmęcie, przy sporym wietrze i psychicznym zamęcie w celu spowodowania w afekcie ewidentnym kolegi swojego śmierci. Idzie on ulicą w czasie teraźniejszym i wspomina wydarzenia w czasie przeszłym mające miejsce, co zaraz okaże się jeszcze. Informacja ta powstała z funduszy Unii Europejskiej. Ma na celu dostosowanie piosenki do potrzeb osób mniej lub wcale nieinteligentnych. Informacja ta powstała z funduszy Kultury Ministerstwa oraz fundacji „Bez barier porozumienie” Jolanty Kwaśniewskiej.
Sylwester. Od tygodnia w liniach papilarnych zapisana wydarzeń konstelacja niefajna i podejrzana tę całą sytuację zdeterminowała. Jak było? A nie było wcale, miało wyjść coś, niewielkich rozmiarów wałek, mniejsza z tym o co chodziło, tego śmego, figo fago, branżowy wątek, branżowe pewne sprawy, w poszukiwaniu utraconej kasy na badylu dylu dylu z miejscem na Muzycznej Piosenki Liście małe, radzić sobie jakoś trzeba to prawda, żeby cię poza nawias komercyjna kurwa nie wykolegowała, sukcesu ci nie ukradła, to priorytet w życiu wokalisty piosenkarza, i cóż, już-już wszystko prawie się ugrało, sukces był tuż tuż, sprzedaż płyty miała się wzrosnąć i poprawić, koncerty zamówienia, występ w programie i w radiu, no i na rękę gotówka też miała bądź co nie bądź pewna wpadnąć, bo ukryć niełatwo szczególnie z gotówką było u Stacha marnie, ale ktoś nawalił, ktoś inny zdradził, coś komuś wypadło, ten dawał sobie kadzić, ale nie odbiera nagle, telefoniczne zwinął żagle i gdzieś poza zasięg odpłynął, jednym słowem ktoś coś kiedyś tegoś, ale chyba coś nie zazwoiło, a wszystko nakręcać miał jego ten niby menedżer Szymon, nie tak Staszek było? Tak było. Jedno jest pewne – finansowo ostra kiła, brak siły na pieniędzy brak przez Stanisława, 31 grudnia sylwester, miasto Chujnia, powiat Klapa, stolica Polski Warszawa, Północ Praga, uśmiechu atrapa na ustach od rana, zoo za oknem w na strzeżonym osiedlu mieszkania i ryki zwierząt weneryczne znaki zapytania lecące przez niebo, które jak niewyżęta szmata szara, szara ściera wywieszona przez Boga w wyschnięcia celu, o co za poracha, co za niefajny melanż.
Powtórzmy więc raz jeszcze, gdyby więc chcieć streścić powyższego fragmentu treści, ukazany w niej jest z ogólnej perspektywy czas przeszły: główny bohater piosenki w finansowej znajdując się opresji, usiłował poprzez machinacje etycznie niepewne dodać rumieńców przebiegowi swojej kariery zdaje się, że bezskutecznie. Słowo mogące odbiorcy sprawić problemy to „priorytet”:
coś pierwsze, coś najważniejsze. Informacja ta powstała z pieniędzy Unii Europejskiej. Ma na celu obronę praw i potrzeb osób mniej lub wcale nieinteligentnych.
Sylwester. Więc Szymon nie odbiera (ten menedżer) i trudno ukryć teraz, że rzeczywistości stelaż poszedł się jebać w efekcie, aluminiowe rurki na oczach Stacha (który jest głównym bohaterem) pękły brzdęk brzdęk, bezdźwięczny rozległ się brzdęk ich, bezładnego odgłosy z pola bitwy odwrotu materii, przywalonych ofiar” jęki, pięćset jeden, pięć siedem, siedem cztery… hej, jak tam było dalej? Czy ktoś tu sobie robi jaja, halo halo? „Szymon odbierz, to ty?, halo…?”
Staszek dzwonił pod ten numer całe rano, raz za razem, porażka za porażką, sto razy wykręcił i sto razy wysłuchał umizgów lepkich automatycznej sekretarki, „Elo, mówi telefon Szymona, nie mogę teraz odebrać, ale do ciebie zaraz oddzwonię, no to narka”, ale jaja, coś tu się nie zgadza, ktoś cię chyba tu wystawia, chyba cię tu ktoś, własny menedżer, zdradza, chociaż może to wina tego komórasia, możliwość dodzwonienia się Stanisław sprawdza jeszcze z drugiej nokii sto pięćset, którą ma w celu w gry grania, więc z nokii się stara, lecz tego niemożliwość jest coraz bardziej jednoznaczna, bardziej wyraźna z chwili na chwilę, czy to możliwe, czy ludzie wobec ludzi mogą być aż tak nieuczciwi? Tak nieżyczliwi, źli, każdemu w głowie władza, gdzieś coś się wciąż jakaś faktura nie zgadza, jakiś wałek stoi za każdym atomem świata, brat chce z bycia rodzeństwem wykolegować brata i sam być swoim rodzeństwem, niczym nie musieć się dzielić, a najlepiej wszystkich ludzi wykolegować z tego świata i samemu żyć na świecie, dla siebie mieć te wszystkie pieniądze, te wszystkie rzeczy samemu kąpać się w basenie, zamiast przepychać się z plebsem, weź przestań to jakiś przekręt, być takim skurwielem takim mentalnym menelem jak można, a on całe tak rano dzwonił i jeszcze wczoraj, i ile on na to kasoczasu zmarnował, bo że telefonu Szymon nie odbiera to jest czas teraźniejszy ale nakręcanie całej tej sprawy to chyba tygodnia jest kwestia, jeszcze tydzień temu Staszek koło niego, specjalisty wielkiego od nakręcania mediów, który na płytę napisał mu teksty i czasu swojego zapoznał go z kim trzeba, siedzi w jakimś klubie przed zespołu Konie koncertem, stawia mu drinki najlepsze same „Zmierzch o Poranku” pe el en dwadzieścia dziewięć, no napijmy się Szymon, napijmy się za zdrowie mnie i ciebie, i jebie na każdego na kogo Szymon jebie, posługując się w tym celu „echo” swoim mentalnym efektem i wiem „Ci Konie to fajny zespół” – mówi Szymon – „świetną ostatnio nagrali piosenkę, można by tu im nakręcić jakąś karierę”, określając Konie jako fajną kapelę i Stanisław pamięta jak tam siedzi i o mało nie zemdleje, to się bardziej śni czy to się bardziej dzieje, ten chuj skorumpowany ze złamanym żołędziem za pieniądze tu jego chleje i wiem będzie zeru jakiemuś innemu nakręcał o nie nie. „Rzeczywiście, te Konie są świetne”- zgodnie twierdzi Stanisław Retro, a korzystając z pójścia przez Szymona do toalety mówi do stojącej za barem kobiety czy nóż ma czy scyzoryk jakiś pożyczyć mu na chwilę do ręki, ona mówi, że nie może tego zrobić niestety ale on wciąż nalega, „potrzebuje szybko noża mój jeden taki kolega”, bo nieobliczalny był w napadzie zazdrości i ega, więc wreszcie w wyniku pertraktacji dochodzi do noża wydzierżawienia, gdyby jak to wszystko pójdzie wiedział, to by nigdy jej tych 50 zeta kaucji nie dal, ale on tego nie wie, kiedy idzie na ten cały backstage, „organizator”, „vip”,,,organizator” przedstawia się ochronie chłodnie i zwięźle, unikając kontaktu wzrokowego nimi a sobą między i korzystając, że zespół cośtam ustawia na scenie, gitarę jedną z drugą bierze i struny piękne idą do nieba, o nie nie, nie będą miały Konie lepszą od Stanisława Retro płyty podaż i sprzedaż. Ale gdy obcinał te struny czyjś w korytarzu krok zaszmerał, więc on buch nóż pod jakiś od gitary futerał, myk! Jakieś drzwi, jakimś bocznym wyjściem ucieka, coś, ktoś, kiedyś, zadyszka, ciemność, brak oddechu. U sił kresu, echu echu, moralnie bierze może na krechę, ale nie ukradną już mu głupie Konie sukcesu. Jak dostał się z powrotem do środka nie wiedział, w płucach zamieszki, wysypanie zboża na krwiobiegu tory przez komory serca, w klubie krzyk i afera z powodu zespołowi przez sprawców nieznanych strun obcięcia! Kto i kiedy którędy? Kto, by Konie wystąpiły nie chciał? Zagrali więc z playbacku, symulacja piosenek na strun pozbawionych instrumentach, cały wieczór aż ze złości ledwie siedział o ten banknot co w kwestii kaucji przepadł, przebaczyć sobie tego nie mógł, że ten nóż tak bez powodu wyrzucił i tej barmance dał się na tę kaucję wyjebać, a jeszcze wspomnieć trzeba, że przez resztę wieczoru Szymona musiał adorować i chwalić, cukru z lukrem na niego wydalił morze cale, stężenie pochlebstwa wyraźnie jego prawdopodobieństwo podważało, i może nawet bolał go ten niski swej aprobaty realizm, prowizoryczny charakter wygłaszanych superlatyw, a szczególnie gdy powiedział Szymonowi „fajne masz te korale”, a tamten się tak uniósł jakoś, że to jakaśtam mala czy buddyjska jakaś inna chała i odmówił do przymierzenia dania, to poczuł się Staszek tak jakoś niefajnie wcale, że może z rury rozmiarem tu przesadził i grubością nici wygłoszonej aprobaty teraz jak to sobie przypominał, to go krew zalewała, i ta kasa na drinki wydane go teraz bolała, jak kończyna bez powodu amputowana, a zwłaszcza kaucja za nóż do obcięcia strun konkurencji, która w okolicznościach opresji przepadła, bo teraz był 31 grudnia rano, gotówka już być miała już, ale cóż, miała a jej nie ma, a w portfelu same banknoty o niekorzystnym nominale zero, co za chujoza i ściema.
W powyższym fragmencie ukazane zostały zdarzenia dziejące się w czasie przeszłym. W tekście użyte zostały słowa skurwiel, jebać, chujoza i chuj, wulgarne mutacje określenia czynności seksualnych i wyrazu penis. Ta dosadność i wulgarność ma na celu do lektury zachęcenie osób, które nigdy by po tę lekturę inaczej nie sięgnęły osób nieinteligentnych jak również nieletnich, wycieczek szkolnych a także osób niepiśmiennych. Ma to je rozweselić, ma to być bardzo śmieszne. Każdy w naszej piosence znajdzie coś dla siebie. Piosenka ta powstała za pieniądze z Unii Europejskiej. Można ją przeczytać za pomocą liter zawartych w alfabecie. Wzory poszczególnych liter znajdziesz w internecie, www.czytajmiopowiadam.pl, lub zamówisz esemesem.
31 grudnia, sylwester. Ostatniego dnia roku zwyczajowe określenie. Płonące ognie, paluszki, balonik i słone orzeszki. Konfetti. Cekin. Girls, grill, rożen I lets happy, lets made in Pekin. Musisz się cieszyć, musisz czuć to szczęście i co z tego, że nie masz pieniędzy nie możesz nie mieć pieniędzy! Potem po tym feralnym koncercie na jakimś nagraniu do sondy ulicznej gdzieś tam jesteś i znajomy pewien z TVN żegnając się mówi do ciebie: „no to do zo Stachu na Z Końmi sylwester imprezie, będzie nieźle”. „Ejże ejże” – mówisz z nagłym podejrzeniem, jak złodzieja łapiąc go za rękę – „co komu czemu? Gdzie w imię czego i kiedy?”, „No Z Końmi sylwester” – mówi znajomy mniej już pewnie
– „bankiet wielki z koncertem, katering, Vangelis, fajerwerki, wszyscy będą co liczą się na Liście Muzycznej Piosenki…- i zmiany w twarzy twojej zachodzące z niepokojem śledzi, jakby informował cię o twojej własnej śmierci i jak zareagujesz nie jest pewny i nagle okazuje się, że strasznie się spieszy „och to już półeczka do trzeciej, muszę lecieć!”. I leci, zostawiając cię w podejrzeń sieci. I wtedy nagle dostrzegasz, że dziwne otaczają cię szmery i towarzyskie szepty, jakieś szelesty aluzje bolesne ze strony podłogi desek, i no kogo nie spotkasz, to wszyscy gadają o tej jakiejś imprezie, na którą ty coraz ewidentniej zaproszony nie jesteś. Więc w odwecie, za którymś razem, gdy ktoś się chwali zaproszeniem, nie wytrzymujesz ciśnienia i małą improwizację wygłaszasz głośniej niż trzeba, że nie, że raczej cię nie będzie, bo z Anką wyprawiacie u siebie, „najważniejszych w mediach osób dziesięć, kameralna to impreza, nie jakiś plebsu spęd, wiejski festyn na zaproszenia z pracy miejsc dla pracowników Siekierki EC, wpaść chcesz masz ochotę jeżeli to wpadnij”, może aż za bardzo pojechałeś, bo wtedy jeszcze nie wiedziałeś, że bliźni bliźniego może aż tak wystawić, że taka może być ujemna sytuacja z kasą, Grottger Artur Już tylko nędza, Jerzy Kossak Chleb z melasą, sorry pardon Staszek, ale co z konfetti, co z petardą, co z kotylionami i lepszą niż Z Końmi sylwester zabawą? I nagle możliwości wachlarz i siłę sprawczą masz porównywalne z karpiem płynącym przez wannę, ręce do nóg przywiązane i wszystkie otwory twarzy i ciała pozatykane, po telefon sięgasz po raz nie wiadomo jaki, i gdyby teraz przypadkiem zadzwoniła twoja stara i powiedziała: „że jesteś masonem właśnie się dowiedziałam i że nie jestem już twoją matką Stachu, poinformować cię chciałam, w rabarbarach cię z ojcem znalazłam, psy i koty wychowały cię na szklarniach, to ty byś tak samo siedział i tylko satysfakcję czuł, że wszystkiego się spodziewałeś”. Bierzcie i jedzcie ze mnie wszyscy boja nie mam żalu. Siedzisz, obserwujesz sprzętów AGD niewzruszone trwanie, z czujnością osoby patrzysz oczekującej w każdej chwili jego mebli własnych przeciwko niemu powstania, którego przywództwo obejmie twoja dziewczyna aktualna, Przesik Anna, która właśnie wstała i na scenie tej farsy strasznej się pojawia w samych z napisem „wednesday” majtkach, z fryzurą i wzrokiem osoby która przy prądzie przed chwilą coś kombinowała, do kontaktu wody nalewała, co przedsięwzięciem zdaje się pozornie irracjonalnym, lecz z jej strony to gorzka rutyna i normalka, mówiąc: i jak Stachu, jest już ta kasa? „Cycki sobie usmaż buahaha!”- udajesz dowcip zabawny ale za pomocą twojej twarzy odpowiedź i tak sama się odpowiada. „Stachu” – mówi nagle Anna – „ty chyba nie mówisz to poważnie?!” I w pół kroku przystaje jak Nike, która się waha i rękami poobcinanymi do ciebie macha. Boże, I tym swoim spojrzeniem nienormalnym na ciebie patrzy jakby oczy za bardzo wysunąwszy się z twarzy z wtyczek powyrywały kable: „no weź sobie nie żartuj, bo przecież paluszki i słone orzeszki, komety I petardy cekinu konieczność, arlekinu i lets happy lets be party a dziś tylko do trzeciej jest otwarte”, i tak dalej w sposób wyżej podany: „a ty tu siedzisz i na meble sobie patrzysz w obliczu utracenia resztek twarzy!! Dzwoń do tego Szymona tego drania, mów żeby zaraz wyskakiwał z kasy bo inaczej ja z nim pogadam i wtedy zobaczysz!”
Czemu w majtasach tych ona tak ciągłe łazi? „Wednesday, co za bez sensu napis, „wednesday” i „wednesday”, choćby był czwartek czy wtorek, bo ty po angielsku może nie zwoisz, ałe co jak co nikt cię nie zagnie z dniu tygodnia, monday poniedziałek i tak dalej, piątek i tym podobne, niedziela, czwartek, sobota, niech jakiś dzień ktoś wymieni, a ty mu go podasz. I popatrz, że na psy pozorantem nie zostałeś tak jak zawsze chciałeś szkoda, stałbyś sobie teraz w „‚pi i sigma” takich łapskach i galotach ucharakteryzowany na kota, i miałbyś luz, i miałbyś popyt i podaż, i dziewczynę sklepową o długich żółtych włosach umiejącą i gotować i sama skręcić mopa, dużo jedzenia, porządek i wygoda. A tu kłamstwo, zazdrość, wzajemne okłady z błota, gwiazdy rozrywki i sportu, podkład z drobinkami złota i kupa w złotych galotach. „No odbierz”
– wiem Anna wola, bo telefon „dzyń dzyń” dzwoni, podrywasz się, biegniesz, rozglądasz, gdzie? Szybko! Może to oni! I lecisz na łeb na szyję, bo może to Szymon, my czytelnicy wiemy że to nie będzie Szymon, ale ty nie wiesz tego Stanisław, gdy się tak biegnąc mało nie zabijesz, w słuchawkę się wpijasz, „halo Szymon to ty? Halo,” ale słyszysz tylko jakieś tam dalekie sygnały to sygnały dzwonią do ciebie, choć nie są twoim kolegą i nigdy nie dawałeś im swego numeru, i jeszcze ten sylwester w tym wszystkim, i goście zaproszeni do tego, i dlaczego właśnie dziś, dlaczego, czy nie można było poczekać z tym do marca, lutego?
Ale sylwester sylwestrem, my robimy krótką przerwę, nie każdy od razu może wszystko zrozumieć czytelnik, podjazd dla mózgu na wózku wybudujmy w tej piosence, piosenka ta powstała za pieniądze z Unii Europejskiej. Naczytaliśmy się już dosyć zresztą, to nie jest literatura, to jakiś kurwa bełkot, ta laska ma nakurwione we łbie, niech do pochwy sobie głowę wepchnie i na to nadepnie. Ta piosenka powstała z funduszy Unii Europejskiej. Zawiera liczne niepoprawności gramatyczne i logiczne błędy Ma na celu przysporzyć czytelników głupich i nieinteligentnych o zadowolenie, że zauważyli błędy i samodzielnie je znaleźli, oraz w przyjemne wprawić ich zdumienie, że sami napisaliby to poprawniej i lepiej, gdyby tylko dostali kija w rękę i trochę ziemi. Do napisania tej piosenki zostały użyte wyrazy oraz litery Możesz je znaleźć w internecie, możesz zamówić esemesem. Przestrzegamy przed prawdziwych liter podróbkami, te fałszywe znaki nie mają nic wspólnego z prawdziwymi literami.
31 grudnia. Sylwester. „Musisz skądś tę kasę skręcić” – mówi Anna Przesik, wykonując w lustro patrzenia szybkie gesty i nerwowej symulacji powiększania dłońmi piersi, a po każdym słowie jest wykrzyknik, a pomiędzy wyrazami „które mówi nie ma żadnej przerwy – „bo co ja mam założyć sobie, sweter?! Zdążę do Centrum Galerii, jeśli się z tą kaską streścisz”. I tutaj musi nastąpić mały appendiks o osoby tej charakterze, którą Stachu poznał niedługo po odejściu Ewy, ponieważ na jego koncercie trzy miesiące temu bawiąc się zbyt zaciekle w pierwszym rzędzie przez barierkę wypadła na scenę, control, alt plus delete, dezintegracja powłok cielesnych, czaszki pęknięcie, jej spojrzenie już wtedy, gdy ją nieśli dziwne na nim zrobiło wrażenie, nadmiernie wypukłe było i nadmiernie ruchliwe, jak losowanie lotka, które nie może się zatrzymać, ale od razu wymyślił Szymon ten z psiej dupy menedżer, „pójdziesz Stachu do szpitala potrzymać panienkę za rękę”, sranie jakieś w banie, „medialnie korzystne przedsięwzięcie! „ więc poszedłeś i od razu jakieś gazety media, flesze, na stronie pierwszej zdjęcie w gazecie codziennej „Twoje Esemesy”, jak Stachu pomarańczów siatkę mumii wręcza, a jeszcze zrobił z supermarketem Szymon interes, żeby była nazwa widoczna i cena złoty dziewięćdziesiąt
dziewięć, i na soczysty bez pestek miąższ zbliżenie, i skóry łatwe do obrania i cienkie, kaskę z tego oczywiście wziął dla siebie, a potem widząc, że chwytliwy jest to temat, „Stanisław Retro dobrym człowiekiem” i „Stan Retro chorych nawiedza”, tej dziewczynie, której oczy dziwne kręciły się coraz szybciej jak fantowa loteria wmówił natychmiast, że pisze wiersze: „prawda, że piszesz wiersze?” „Sama nie wiem…” Ale niezależnie od tej odpowiedzi rzekł Szymon: „no właśnie!” i już następnego dnia miał przygotowaną dla niej kartkę, w słupkach napisane były na niej jakieś bez sensu wyrazy, „potwory potwory to ostre gady”, „kamienie to głazy”, „to są takie słupy to są takie gniady”. „Ze to neolingwizm powiedz” – mówi Szymon – „jak będą cię pytali”, i tak dalej, i potem zaraz w nowej artykuł w „Gali”, „Znany piosenkarz i poetka neolingwistka znana mówią o swojej przyjaźni na terenie szpitala”, „gorący romans” dziennikarka jeszcze sugerowała, ale Szymon dziwnie zaciekle się na to nie zgadzał i że wyłącznie jest to przyjaźń napisać jej kazał, jego upór w tej kwestii podejrzana zresztą sprawa. I jak słyszał ciągle Stachu te superlatyw eksplozje nuklearne: „ach jaka ona jest znana!, prawdziwa gwiazda, popularna, sławna!”, to nic dziwnego że w końcu mu się wydała całkiem ładna i dręczyć go zaczęły pozostawione same sobie przez Ewę od dawna genitalia, i jeszcze tam w szpitalu molestował Annę, gdy tylko sami choć na chwilę zostali, żeby wyjęła choć jednego palca z tego gipsowego sarkofagu, żeby choć popatrzyła wzrokiem na jego ptaka, ‚„no chociaż popatrz tu jeden raz, Anka!”- skamlał. On tych tam wierszy nie rozumiał, ale mu się właściwie podobać zaczynały Krótkie takie, ciekawe, choć może niezrozumiale. Ona wyszła ze szpitala, razem na osiedlu strzeżonym w mieszkaniu zamieszkali, i wszystko było fajnie, wspólne zakupy kasa, koncertowa trasa, W Rasterze cafe late (nawet obraz jakiś o treści niezbyt jasnej kupili od Kaczyńskiego Michała przedstawiający z twarzami ziemniaki), Mokotów Galeria i CH Arkadia, ale po dwóch tygodniach się okazuje jakichś, że wiem zadebiutowała łaska nagle, która tworzyła w monolingwizm nurcie, poezję jednego słowa poezją jednego wyrazu również zwaną, i bardziej okazała się popularna i znana, co za prostota i klarowność! „Taka młoda a taka dojrzała!” – o niej pisali, a Stachu mógł przysiąc, że Szymon pałce w tym maczał, Człowiek – wiersz o człowieczeństwa zagadnieniach i człowieka wewnętrznej prawdzie, Grat – wiersz o kaprysach losu ludzkiego i życia hazardzie, Głazy – ten poruszający jednowyrazowy utwór refleksję nad kamieniami wyraża, liczba mnoga użytego w nim wyrazu symbolizuje duże ich ilości na terenie świata.
Zgrabne to i do zacytowania łatwe, dużo czytelniejsze niż złożone wiersze Przesik Anny która zresztą mediom się przejadła, i coraz częściej opinie wyrażano, że po zdjęciu tego z gipsu sarkofaga wcale się nie okazuje taka, jak pisali ładna i popularna, i w ogóle sztucznie wykreowana wydmuszka medialna, ściera, kurwa, dziwka, kurwa i szmata. Szymon próbował jeszcze jakiejś Anny Przesik sławy reanimacji, powiedział, żeby wszystkie pieniądze, co za wierszy pisanie dostała, oddała na „Kulas” osób ze złamanymi kończynami założoną naprędce fundację, zrobili zdjęcia jak czek wypisuje i jakiegoś ściska handicapa, ale mały rykoszet medialny wzbudziła ta akcja, co z pieniędzmi? Jakaś zaszła perturbacja i odzyskać się podobno nie dało już sumy całej, a Stachu też na bakier, jak my czytelnicy zdajemy sobie sprawę, był ze szmalem.
A Szymon coraz to nowe ma pomysły jak jej sławy i popularności dokonać reanimacji. „Wiesz co to kultura patriarchalna?” – dzwoni do Anny przed świętami. „No nie bardzo…” – chłodno ona odpowiada, bo myśli, że on ją o coś wini i oskarża, ale mówi Szymi „no właśnie, to mów, że z nią walczysz”. I nawet tatuażu zrobienie jej postawił, na lędźwiach, żeby nad spodniami wystawało, jakieś węże, róże i gotyckie kwiaty a wśród nich KP na szubienicy przekreślony napis, co miało symbolizować tej kultury patriarchalnej kontestację. Mówił że to będzie silny atut medialny Tak pokrótce opisać można jej charakter, w gry komputerowe też była pizdą w Mapkach, aż czasem się Stach zastanawiał, czy pograć jej dawać, bo krew mu z oczu leciała, jak musiał na to patrzeć, jak włazi na ściany w komnatach, upośledzenie ma różnicowania lewa prawa, może to tych jej oczu nadmiernie poruszających się sprawa. No, jednym słowem dziewczyna może sławna, ale niezbyt ciekawa.
31, sylwester. On nie wiedząc co robić siedzi, a ona temat pieniędzy męczy: „w swetrze! Na sylwestrze! I co jeszcze! Kucharę zrobić ze mnie chcesz!”. Dziwić chyba się czytelnik nie będzie, że kryzys Stachu przechodzi usposobienia, jak cyrkowe czuje się on zwierzę metalowym łajane prętem w obliczu niemożliwości podskoczenia więcej, co więcej wczoraj znikło z szuflady ostatnie pe el en złotych pięćset, to historia której samo wspomnienie o mentalną przyprawia go apopleksję, ty coś zjeść chcesz, głodny jesteś, w lodówce z dekoracją z pleśni keczup, to jak ona lubi takle grzyby to niech sobie je to i smacznego, ty sięgasz do schowanego w szufladzie portfelu, na er frąs masz chęć jakieś sęk pies brew i może jakiś weflon, ale tam również banknoty przezroczyste o nominale zero, co się kurwa tu dzieje? Ale ty wtedy wiesz już, patrzysz na tę obcą ci nagle kobietę i fryzurę jej widzisz nagle jakby w innym nowym świetle, jakieś pasma się tam pojawiły tęcze, balejażoefekty, pasma świetlne, o kurwa ale ona we fryzjerze zainwestowała niestety te wszystkie banknotomonety, we fryzjerze pe el en złotych pięćset!
Aż spocił się wewnętrznie Stanisław, on był już z natury chłopakiem zdenerwowanym, ale wtedy jednak to było coś więcej, jakby czołg mu jechał przez głowę na sygnale, cały chodził, workopenis i kończynoręce, kop w dupę jej solidny raz i drugi wymierzył, iw ferworze przemocy włosy piękne zmierzwił, ich układ misterny chaosowi powierzył, choć broniła się zaciekle przed fryzury zniszczeniem Anna Przesik złapanym przypadkiem ze stołu do sałatki łyżką i widelcem, to on był silniejszy i trochę boczenia się potem było, ale już jakby byli pogodzeni, i może by nawet coś były jakieś historie z seksem, współżyciem przedmałżeńskim, tymczasem jak teraz 31 grudnia w sylwester, brak jakichkolwiek środków pieniężnych, i teraz jak ona jeszcze wyjechała z tym swetrem, to gniewu dreszcz go przeszył i uderzył w szafę pięścią, a potem głośnikiem jeszcze, najpierw wyrzucił wszystko z półek a potem z wieszaków całą resztę, i wrzasnął jak zwierzę: „co masz ubrać? Zrób se coś z gazety! A najlepiej na nago rozbierz się, może cię ktoś przeleci!” i dla zapamiętania lutnął jej jakimś gzymsem z szafki wziętym, jakimś przedmiotem, ale chyba wziął za ciężki, bo nagle poczuł jakby takie klucie w piersi, chyba się ostatnio przemęczył, pracował za ciężko, w papierosach i atmosferze stresu, w klubach alkoholem musiał się z Szymonem zadręczać, w noszeniu torby i odtwarzacza radiowego z samochodu go wyręczał, jednak teraz wiedział: nie można zdrowia dla muzyki i sztuki poświęcać, bo oto nagle coś go tak zakłuło w piersiach, jakiś taki napad ciśnienia, zaburzenia serca, i na twarzy musiał dostać rumieńców, bo za ręce go złapała nagłe Anna Przesik. „Ej Stachu” – powiedziała – „achu achu i do piachu, chyba nie jest nic ci?” – choć było ewidentne, że trochę z jego niedoli się cieszy „Zamknij się dziwko, przez zdenerwowanie mojej osoby przez ciebie mam napad serca”
„O cholera”, na fotelu dysząc ciężko usiadł był i tak dysząc siedział, a ją odpędzał, bo drażniła go, że się tym wszystkim emocjonalizuje i nakręca, „spierdalaj głupia lamero, lepiej te rzeczy pozbieraj, to przez to, że tak się w tym domu wartości materialne poniewiera” – tak jej powiedział, pijąc do rysowania przez nią raz niejeden w na nim zemście AGD i RTV sprzętów, ale teraz wszystko mu już było jedno i mogła mu nawet wziąć widelca i porysować mu żołędzia, jakie to ma znaczenie w obliczu immanentnego charakteru śmierci. I przypomniał sobie z książki Ziemią leczenie dr. Sancho Perez, który jedząc codziennie parę łyżek ziemi siłą woli z raka płuc się wyleczył, afirmację pozytywną: „W rytmie miłości bije moje serce”, i powtarzał sobie gładząc się po całym ciele, „w rytmie miłości bije moje serce, elo, moje serce, lubię mnie, lubię siebie, spierdalaj dziwko, mówię ci, bo to przez ciebie. Zawsze cito chciałem powiedzieć, że głupie jak psa but były te twoje wiersze, ani bez rymów, ani bez sensu, wiesz co to jest neolingwizm, ty? Jest to że pies by lepsze wiersze napisał jakby mu dali kij, to jest neolingwizm, że cię wsadzili w ten gips to cały osiągnięć twoich artystycznych twój spis”. Polemik Anny Przesik żadnych nie chce słyszeć, bo jego wypowiedzi są rodzajem odpowiedzi nie wymagających uprzednich pytań, i jeszcze parę razy mówi głośno: „ty zawsze ja nigdy! ty zawsze ja nigdy!” – aby ją przekrzyczeć, ponieważ jest oczywiste, że ten argument choć mglisty zawsze jest prawdziwy a kto mówi głośniej, ten każdą utarczkę słowną z łatwością wygrywa.
A teraz szedł w śniegu z deszczem, 31 grudnia, wieczór, sylwester i przypominał sobie to wszystko, i pamiętać nie chciał, tyle razy sobie obiecywał, że już denerwować się nie będzie, że nie da prowokować się do złych cech w swoim charakterze, do upokarzającej go agresji, ile razy robił assany i liczne ćwiczenia na rozszerzenie pamięci, jak być asertywnym i jak swoją osobę na bardziej jeszcze lepszą zmienić, tyle książek miał, całe psychologiczne serie, całą biblioteczkę, Jak zarobić dużo pieniędzy, Buddyzm zen, Nauka biliardu czy cośtam Roman Kurkiewicz, Zrozumieć siebie w weekend, Jak pokochać bardziej siebie i wszystkie przynajmniej przejrzał, a niektóre nawet przeczytał od deski do deski, no Szymon, chyba takiemu oczytanemu koledze dać się zabić to dobry rodzaj śmierci, no Szymon, dlaczego nie chcesz, nie odbierasz, ukrywasz się gdzieś, czemu uparty tak jesteś, to on tam na własny koszt taksówkę może nawet weźmie i dojedzie, życie to nie jest nic takiego świetnego, sam to przyznać zechciej, już i tak żyjesz długo i nic nie wynika z tego, daj się zabić więc, bądź kolegą, elo.
Teraz krótkie podsumowanie z przypomnieniem: miejsce akcji – Warszawa, czas akcji -31 grudnia, sylwester. Bohater Stanisław Retro wspomina czasu przeszłego zdarzenia rano mające miejsce a także wcześniej. Sylwestrowy wieczór spędza jednocześnie idąc ulicą w celu życia pozbawienia swego Szymona kolegi. Piosenka ta powstała z funduszy Unii Europejskiej, Kultury i Sztuki Ministerstwa i fundacji „Bez barier porozumienie” Jolanty Kwaśniewskiej. Nie należy się zniechęcać niezrozumieniem piosenki. Przez jej oczywisty poziom literacko mierny spowodowane jest to. Była naszym zamierzeniem taka słabość tekstu, aby niemożliwość przeczytania go nie powodowała kompleksów, wynikając nie z umysłowych braków i inteligencji uszczerbków, lecz właśnie z oczywistej mierności i nieczytelności treści. Piosenka ta powstała z funduszy Unii Europejskiej. Ma na celu zwiększenie liczby głupców w społeczeństwie.
A więc jak już domyślił się czytelnik – sylwester, feralny rzeczywistości przester, Stachu w fotelu siedzi, palpitacją serca ogarnięty to było koło trzeciej. Że nie umrze wiadomo przecież, to fabularny byłby bezsens, ale po tym całym zajściu z przez Annę Przesik do swetra ubrania okazywaniem niechęci, na fotelu siedząc w tym napadzie serca, ogarnęło go poczucie iluminacji, tematu śmierci całkowitego przeniknięcia, on nie wie, może to nawet śmierć kliniczna była, nikomu teraz nie udowodni, że to naprawdę się zdarzyło, ale siedział jęcząc i nagle miał takie uczucie, widział to jak przez folię, ilu jak wiele umarło już na świecie ludzi i że jedna ziemi grudka w zagłębieniu buta to ilość osób zmarłych tak duża, a każdemu z nich własna śmierć wydawała się kiedyś nierealna równie, każdemu zdawało się, że każdy każdy inny człowiek może umrze, nawet brat i nawet matka i ktośtam, Anna Przesik jej siostra i kuzyn, ale on jakimś cudem będzie żył już zawsze, a nawet jeśli śmierć zdarzy się jemu również, to zaraz następnego dnia wszystko zniknie, rzeczywistość się jebać pójdzie, zamkną telewizję, gazety nie wydrukują i położą się na ziemi wszyscy solidarnie ludzie i będą już zawsze tak leżeć i się też nie ruszać, krzycząc, że na twoją śmierć się nie zgadzają i protestują, i żyć już na świecie bez ciebie nie chcą więcej, bo bez ciebie nie umią, nie ma chuja, my protestujemy bez Stanisława Retro żyć tu nie będziemy zamkniemy te wojny kurs walut, ekonomiczne problemy położymy się i nie wstaniemy póki nie wróci Stachu z wyprawy do wnętrza Ziemi!
O nie nie, on tak kiedyś myślał, ale co najbardziej jest smutne, to że doszło do niego nagle, że tak nie jest i o kurwa. I wyobraził sobie swój pogrzeb, bez szumu i bez tłumu, bez w Radiu Zet godziny Wu, bo ktoś spieprzył promo jego nowego albumu, przyszło parę gości, matka, ojciec, z podstawówki parę osób, ale transparentów żadnych nie niosło, mimo jego braku życia, życiowej jego nieobecności słońce wzeszło i wkrótce będzie wiosna, z pogrzebu wrócą, pójdą po jakieś zakupy a wieczorem na Koniów do Stodoły koncert, Szymon za jego obiecaną kaskę kupił sobie wiosło, i to jeszcze nic, ale co jest najgorsze, że w internecie bezkarnie wszyscy kreślą jego jako masona obraz i zobacz, nikt nie chce z kłamstwami podłymi polemizować, wszystkie jego dziewczyny co miał w ostatnim roku nic sobie ze śmierci jego nie robią, fanki łażą za kim popadnie i innych wokalistów biorą w usta członek, występują w telewizji w programie o nim, i widział też jak na pytanie zadane przez prowadzącą: „czy Stanisław Retro bił was i kopał? Czy nieraz cały wieczór bekał i pierdział nic nie robiąc, czy uzależniony był od gier komputerowych, czy do tendencji homoseksualnych był skłonny Anno odpowiedz?” I że one tam siedzą ucharaktyryzowane i zrobione, i na każde pytanie dają pozytywną odpowiedź, i zdradzają sekrety podle, że zostawiał na stole obcięte paznokcie, za jego czasem szorstkość i zestresowanie okrutnie mszczą się, w tanich gazetach opowiadając (Leśmian Bolesław) Klechdy sezamowe o jego osobie, ale przecież on jest z charakteru dobry, tylko trochę ostatnio nerwowy się zrobił. „No dobrze” – mówi więc Stachu, myśląc o sprzętów AGD i mebli priorytecie pozostania w całości – „Ania chodź tu, no po co się tak boczyć, nie chciałem ci sprawić tej z biciem przykrości, bo choć czasem muszę być surowy to cię przecież bardzo lubię i kocham musisz wiedzieć o tym, ja jestem artystą wokalistą, ty poetką neolingwistką, taki związek zawsze rodzi trudne kłopoty, no powiedz jakiś swój wiersz, no Anka, no co ty?” I ona wtedy tam odpowiedziała cośtam, nie usłyszał dobrze, ale się z tym zgodził, bo chciał, żeby szybciej była jego mówienia kolej, bo chciał powiedzieć, że już lżej, ale w sumie cały czas tak samo mocno go to serce boli, i czy takich okoliczności wobec w chwili jak on umrze, to będzie chociaż jej smutno trochę? I zastygł tak, przymknąwszy oczy w oczekiwaniu na przychylną odpowiedź, pozytywne rozpatrzenie jego prośby ale że ona w tym czasie sobie gdzieś poszła, i módlmy się, żeby tylko nie coś zniszczyć albo porysować, co za osoba, egoistka, jama chłonąco-trawiąca! Zupkę chińską postanowił sobie zrobić, trochę się uspokoić, nie zwracać uwagi na aspekty świata niewesołe, jeszcze w przestrzeń z nadzieją dodał: „BO GDYBYŚ TY UMARŁA, JA BYM NA PEWNO CZUŁ SĘ NIEDOBRZE!”, ale nie padła na to żadna odpowiedź, więc postanowił, że ona go nie obchodzi, i niech spierdala, niech u siebie w dupie przyjmie tych wieczorem całych gości.
31 grudnia, sylwester. W poprzednim fragmencie użyliśmy słów „bekać” i „pierdzieć”. Jest to tak zwany komiczny efekt, jest to zabawne i śmieszne. Ten uniwersalny dowcip został ufundowany przez Telewizji program pierwszy w celu uczynienia piosenki bardziej jeszcze zabawną i przystępną dla większej liczby społeczeństwa. Ta piosenka powstała za pieniądze z funduszy Unii Europejskiej. W zaprezentowanym właśnie fragmencie pojawiły się refleksje na temat tak zwanej śmierci. Celowo sformułowane zostały one przez osobę lat dwadzieścia jeden z wykształceniem średnim, która nie umarła jeszcze i nic nie może o tym wiedzieć, aby pojawienie się w piosence było tym bardziej ewidentne i zbędne. Naszym celem było stworzenie piosenki pozbawionej jakiejkolwiek treści, mogącej utrudniać integrację czytelników tępych. Piosenka ta ma umożliwiać jednoczesne oglądanie telewizji i jedzenie. Zawiera liczne składniowe i logiczne błędy czytelnik znajdując je ma się cieszyć, że sam napisałby to wszystko znacznie poprawniej i lepiej.
Sylwester. Paluszki i słone orzeszki. Arlekin. Za manekin przebranie. Sztuczne ognie, zawarty w nich azotan baru. Co Staszek jadłeś w sylwka, bo ja er frąs i late cafe, i kąfeti, i fler di mal jadłem, a ty zupkę chińską? To też fajnie, tanie ale smaczne. Pożywny makaron, przyprawy ekstrakt z kaczki, kawałki kolorowych jarzyn i barwnych warzyw, wrzątek też smaczny pełen niewidzialnych witamin, biochloru i zdrowych minerałów Ja er frąs, sęk pies brew i mureny wąs jadłem, ale jakbym miał wybierać, to zupkę chińską z kaczki też bez zastanowienia wybrałbym. Ale wiesz. Tam straszna chujoza na tym Z Końmi sylwester była w kwestii aprowizacji, jakieś sęk pies brew super kolacje, a ani zupek, ani pizzy mrożonej, ani makaronu z koncentratem, osobiście ja ci strasznie zazdroszczę takiej szamki dobrej, Staszek.
Coraz to nowe przypominały mu się Szymona zagrania i niefajne posunięcia, które do decyzji zaprowadziły go tego kolegi złego morderstwa, tak więc w czasie teraźniejszym jest sylwester i Stanisław w Okrzei ulicę skręca, ale jeszcze parę dni temu co było? Może to dziwne się wydać, ale był czas przeszły grudnia siódmy dwudziesty niemiłych zdarzeń kumulacja, skurwysyństwa festiwal, orkiestra i procesja. Na Woronicza Stachu jechał metrem, dlatego metrem, bo na taksę nie miał pieniędzy w środkach komunikacji miejskiej musiał przepychać się z plebsem, kosmetyków tanich smród osobistej pozory higieny zarazki, średniowiecze, o siedzące miejsce fizyczna walka, w twarz czyjeś chuchnięcie, okrutna życia prozajka, owszem lubił bardzo osoby biedne, lubił nędzę, ale raczej platonowską taką nędzy ideę, w tym mnóstwo jest poezji, ale nie jak stoją obok ciebie, jeżdżą z tobą jednym metrem, lubił nędzę, ale nie wszędzie i nie wszyscy naraz, Szymon nakręcił mu ten niby występ w programie całym, „pójdziesz tam i sam, to wyniki polepszy sprzedaży i jakaś gotówka przy okazji się trafi”, choć Stachu nie był dobry w te klocki i popytu od podaży odróżnić nigdy nie potrafił, ale jechał tym metrem dalej, Mokotowskie Pola i Politechnika stacja. Narastały w duszy przeczucia najgorsze, psuje nozdrza czyichś smród zębów niezdrowych, z gitarą pokrowiec ściskał mocno, jak od jedynych drzwi klamkę urwaną w dłoni, ale chodziła za nim myśl ciągle, że o wzięciu jakiejś większej torby kompletnie zapomniał albo reklamówki jakiejś chociaż, teraz cale nagranie będzie sobie pluł w brodę, odbierając jako osobistą potwarz niemożliwość kateringu zagrabienia do domu, no zapomniał kompletnie był popatrz, a tu to, śmo, paluszki, dwulitrowa kola, tyle dobrych resztek zostawionych, ktoś kanapkę bierze i zostawia nadgryzioną, zajebałby tak marnację powodującego kutafona, trzeba zjeść do końca jak coś wziąłeś ze wspólnego stołu, a jak nie masz ochoty to dla innych osób zostaw bardziej głodnych, takim skurwielom powinni cementem pozalewać żołądki. To jedno, przyjechał tam na Woronicza i się rozgląda, dwa że jakieś balony dekoracje jakieś z prądów świecących, noworoczny to chyba jakiś program, z krepiny napis utworzony „witamy nowy rok” i „rok piąty dwa tysiące”, jaką tu by teraz piosenkę więc zaprezentować, Warever you go czy Yo’a never I always, która bardziej jest sylwestrowa, noworoczna, treści Stach nie rozumie za bardzo, więc ocenia po melodii, ale w tej drugiej z wymówieniem refrenu słów ma problemy i kłopoty jak tam były słowa? Przypomnieć musiałby sobie, niedobrze, ale co to, oto się z nim chce zapoznać program prowadząca Małgorzata Mosznal, i co to, cynicznym śmiechem wybucha na widok z gitarą pokrowca w Staszka dłoniach: „ależ panie Staszku, cenimy pana utwory tak owszem, ale to nie jest o gitarach raczej taki program” i „niech pan to sobie tam odłoży powiem, żeby popilnował panu tą zabaweczkę nasz dźwiękowiec”. Stachu przeciera ze zdziwienia oczy „mówił Szymon, że to miał być taki występ, koncert”. „Ale jakiego Szymona?”- jest absolutnie zdziwiona jego słowami prowadząca, jakby w ogóle nie było w kalendarzu takiego imiona, i szybkim krokiem odchodzi, bo musi ćwiczyć oklaski komputerowo symulowanej publiczności.
No to Stachu zobacz, mała zaskoczka, ale ty nic po sobie nie pokaż, ty spokojnie, ty jesteś spokojny ktoś chce cię do gry swej chujowej wciągnąć, ale ty nic po sobie nie daj poznać, bo twoje serce rytmem bije miłości, lubisz ciebie, lubisz siebie, czytałeś Ziemią leczenie dr. Sancho Perez i dasz się im w chuja zrobić, bo jesteś dobry Szwecja duchowym jest twoim przylądkiem, a twoje serce bije rytmem miłości, rację mam, mówię dobrze?
A dalej było tylko więcej i gorzej, Staszek by oponował, ale myślał, że to tylko śni mu się jakiś senny koszmar, więc nie zareagował, gdy w wirujących ciągach potwarze, za potwarzą potwarz, śliny bladej salwy w twarz, myślał że to tylko koszmar- „A ja za twoimi piosenkami jestem Stan szalona!” – mówi Małgorzata Mosznal, prowadząca czyszcząc mikrofon paznokciem. – „Stan- chyba mówić tak do ciebie można? To Wareyer yon go to ja znam na pamięć nawet słowa, w pewien sposób identyfikować się z nimi jestem skłonna, hey boy however you and me always, no say no, no say yes”, słucham tego w domu, w samochodzie, ćwiczę przy tym aerobik, grill w ogrodzie robię. Szczerze, to wszyscy byli przeciwko, żebyś tu występował, o homoseksualny twój charakter chodzi to wprost powiem, producent mi mówi Małgocha, niech skonam, nie dawaj mitu tylko tego pseudoartysty tego gejomasona”, ale tu słowo tu pięć słów tu trzy słowa, tu z fundacji dotacja Pro Homo i nie chcę się chwalić, ale udało mi się ten projekt chory bo chory ale przeforsować!”
A dalej było tylko gorzej i gorzej, wykonała jakiś gest poufały w kierunku jego jąder, mrugając raz jedną raz drugą raz powiek obojgiem: „Ale powiedz szczerze Stan, z tym że jesteś homo, to chyba na rzecz promocji tak ściemnione, ale jak jest z tym masonem? Czy rzeczywiście jest bez tej skórki twój, że tak powiem, członek?”
Zszokowany jest Stanisław wypadków niedelikatnym tak przebiegiem i rozwojem, wstydzi się, wypieki ma wiśniowe, czytelnik może wyobraża sobie, że on sam jeśli chodzi o jego osobę na insynuacje takie od razu by zareagował, dekoracje zerwał i podeptał, prowadzącą zgwałcił i czymś leżącym w pobliżu zamordował, to się tak zdaje każdemu wyłącznie, tak spontaniczny tak groźny wobec oszczerstwa się zdaje sobie człowiek, a gdy przychodzi ta chwila, tylko stoi stoi stoi we wstrząsie, psychologiczną bronią obezwładniony ze złamanymi grabkami i wiaderkiem szczyny czyjejś pełnym w dłoni i ślina blada mu cieknie z ust dziwnie uchylonych, o Boże.
Tak właśnie Stachu teraz stoi siłą argumentów porażony Małgorzaty Mosznal, która rajstopy w uniesieniu sobie podciąga, on jest jak zwierzę, które szmer usłyszało cichy lecz niepokojąco siebie obok, po głowie chodzą jak armia wesz swędzących podejrzenia niejasne pełne nagłych obaw, później jeszcze powróci ten wątek, ponieważ nie były one nieuzasadnione. No i Stachu od razu by odpiął mikrofon i stamtąd poszedł, gdyby tylko nie był tak głodny gdyby na kateringu nie liczył zjedzenie i wzięcie jeszcze do domu. „Moje serce bije rytmem miłości” – powtarza wciąż sobie, żeby trochę się uspokoić. „A ten nasz program to nowy jest program”- wyjaśnia Małgorzata Mosznal – „dla telewizyjnej jedynki o opiniach obiektywnych i słusznych poglądach. Kilka pytań, twoja na nie odpowiedź, zaraz dostaniesz kartkę i wszystkiego się dowiesz, ale teraz charakteryzacja, a katering po programie potem”. A on jest tak strasznie głodny! Ale nierealna aprowizacja, albowiem teraz charakteryzacja, żeby nie świeciła się tafacja, racja, no ale coś tu nie styka, coś jest dziwnie, jakaś kicha, za krótkie rzęsy on ma”- mówi jedna babina, druga już mu sztuczne dopina, („kto to jest? – szepczą o nim, „to jakiś niby Stanisław”). W ogóle przyzwyczaił się, że robią w programach ten makijaż, te gipsy różne, aby nie szedł poblask potem od ryja, ale jeszcze nie widział, aby go na starą pudernicę zrobili, jakieś kolorki, jakieś błyszczyki i cekiny on tu czegoś nie kmini, i dlaczego koszulkę i spodnie mu zabrali. „Tego pan mieć nie może, bo to jest ogólnopolska gala”, i jakieś obcisłe wciskają na niego łachy metaliczne spodnie i kubraczek z falistej blachy „bardziej kobieco!” – krzyczy reżyser, który spod ziemi się zjawił, „ejże” – mówi Stanisław – „ale ale!”, gdy go rozbierają, ale już nie ma swojego ubrania, w jakiejś cynfolii poowijany cały i tak zobaczą go jego fani, walczy ze sobą, żeby się nie rozpłakać, jak z wąsami wygląda jakaś lalka, Mończyka Czarka kalka, lecz nie ma na to czasu, bo oto już pojawia się prowadząca Mosznal Małgorzata: „tu Staszek dla ciebie jest kartka z tym, które będzie zadane ci pytanie, a pod spodem jest odpowiedź, której musisz się szybko nauczyć na pamięć, przynajmniej treść i główny przekaz, najwyżej dopowiesz własnymi słowami, i szybko się naucz, bo zaraz zaczynamy już nagranie”.
Co?! – myśli Staszek -jak to?!!, bo wciąż jeszcze oszołomiony jest aparycji swojej niekorzystną sytuacją, wizualno estetyczną porażką, a tu coraz brutalniejsze okazują się realia, nauczyć się w minut parę na pamięć odpowiedzi z kartki? Dla inteligencji impossible mission niełatwa, patrzy na otrzymany papier, a co tam jest napisane? Wielką czcionką na górze „UWAŻAJ Z NAMI”, a już mniejszym drukiem, że powie Małgorzata: „Stanisław Retro, znany wokalista i piosenki gwiazda”, i cośtam dalej, właściwie zbyt nie czytał dokładnie, bo na tym się skupił bardziej co sam miał się nauczyć na pamięć, nie było to takie trudne wcale, miał powiedzieć tylko „tak” (na „dokładnie” lub „właśnie tak” łamane) i dodać „gorąco pozdrawiam (alternatywy sugerowane to „serdecznie” lub „roześmianie”) wszystkich swoich fanów”, i mały jeszcze taki aneks, żeby w razie jakichś pytań nieprzewidywanych się z osobą prowadzącą zawsze zgadzać, no to chyba nieszczególnie zadanie skomplikowane, może mózg miał trochę zlasowany od za dużo grania w tę nieszczęsną Zatokę Pirata i od ciągłych drinków „Zmierzch o Poranku”, ale tyle akurat jeszcze to zapamiętać potrafił, słowa wspomniane powtórzył sobie parę razy aż powtórzyć je mógł nawet z kolejności zachowaniem, nie na darmo był kiedyś na kursach ze zrozumieniem czytania, i rozpoczęło się nagranie programu, które kateringiem smacznym ukoronowane być miało, ale my czytelnicy domyślamy się, że nie zostało.
Oto jak do tego doszło więc, oto jak to się stało, czas start, zapraszamy wybuchły oklaski publiczności komputerowo sfingowanej, ktoś tam cośtam, witamy w najnowszym programie Uważaj z nami, sylwester 2005 wielka gala, piosenka tytułowa wykonywana przez zespół Konie (chciał ze złości o to na Szymona głowę z korzeniami wyrwać sobie!), której słowa niedawno w mentalny wżarły się mu obieg „la la la dużo jest opinii, więcej jeszcze poglądów, jedne lepsze inne gorsze czy cośtam, tak łatwo w pajęczynę nieprawdy się zaplątać, je je je, ale ty się temu nie poddaj, razem z nami uważaj, razem z nami jaka jest prawda się dowiedz, razem z nami miej poglądy”. Już po angielsku lepiej tą piosenkę nagrać mogli, to by brzmiała chociaż mądrzej, tak myślał Staszek, potem był ze znanym aktorem krótki wywiad o pozytywnym wymiarze aborcji, a potem on miał wchodzić, trochę z nerwów się spocił, ale przed wyjściem na scenę jeszcze raz tekst powtórzył sobie, wszystko miało być dobrze, teraz!- usłyszał szept reżysera i dym jakiś przez się przedostał, dzień dobry dzień dobry wybuch oklasków komputerowych animuszu mu dodał, i już na środku wśród kamer i reflektorów, i ona tam stoi w blaskach i dymach Małgorzata Mosznal, uśmiechając się z czułością, jak na obrazie jakaś Diana ludzkich serc królowa, czule go całuje, żeby pokazać na wizji jak znają się doskonale i dobrze, i wtedy odbyła się ta słynna rozmowa, która jak mu się przypomni, to znowu ma to migotanie przedsionków, z sercem negatywne kłopoty bo gadać szkoda, z jaką wyjechała ona gadką, krótka prezentacja Staszka, że oto Retro Stanisław, wokalista znany wszystkim, muzyki popularna gwiazda, no racja, ale wtem całoliniowa rzeczywistości kompromitacja. „Staszek odpowiedz nam dziś na pytanie” – mówi Małgorzata Mosznal kładąc mu rękę na kolanie – „bo szczerość jest prymatem w naszym programie, zaprosiliśmy cię dziś do dyskusji o mniejszościach homoseksualnych, czy do swoich tendencji homo przyznajesz się otwarcie? Czy wiedzą o nich również twoi fani?”
Cso?!! Ktho? Czy to jest, czy to też się zdaje?! Wszystko w miejscu nagle staje, grzęzną w surowym cieście tarczy wskazówki zegara, dziwne za chwilą każdą ciągną się smarki, szczerzą się Mosznal Małgorzaty zęby tak białe, jakby gumę do żucia sobie przylepiła na nie, i dziąsła nad nimi jak kawał mięsa krwawy wepchnięty pod górną wargę. Niskiej śmieszności to są, co ona mówi, żarty „Ale o co ci chodzi kobieto, ja nie jestem żadnym pedałem” – mówi Stanisław głosem od gniewu i uniesienia obrzmiałym – „jeszcze mnie nie pojebało!”
– i dla podkreślenia emfazy za poły metalicznego technoserdaka się łapie pozorując jego na piersi ze zgryzoty rwanie, osiedle Reytana, a za każdym razem gdy powie słowo nieładne wulgarne, gromkie nieadekwatnie zagłuszają je oklaski – „ja nic nie mam przeciwko pedałom, ale jakby mnie facet obcy powyżej łokcia złapał, to bym się pochlastał, jeśli chcesz znać mój opiniopogląd, jeśli chcesz znać prawdę”. Tak krzyczy pełen za wszystko do wszystkich żalu, bo łzy łzy i tylko łzy fałszu matnia, niesprawiedliwe oskarżenia niszczące opinię
kłamstwa, i widzi, jak wiem oczy Mosznal Małgorzaty drżą i narastają, jak daje mu jakieś znaki perystaltycznymi brwi ruchami, jak dająca do zrozumienia oczami „w gościach się nie kradnie!!„ mama, a jej usta jakieś słowa mu podpowiadają, ale ponieważ nie reagować on postanawia na to, śmiechem perlistym wybucha raptem Małgorzata, udając, że to niby takie żarty super zabawne, i wtem w bardzo bliskim odstępie czasu w na jego słowa reakcji śmiech wybucha komputerowo symulowany burzliwe zrywają się brawa i oklaski, jakieś widmowe okrzyki wesołe i rozbawione wrzaski, prowadząca z rozbawienia się po swojej sofie tarza, a potem pozory uspokojenia stwarza „żarty żartami, ale teraz na poważnie, jak z twoją homoseksualnością radzą sobie twoje fanki, Staszek?”. To patrząc mu w oczy swoimi oczami jak dwa Icefresh cukierki martwe, uśmiechając się tym uśmiechem uprzejmym z wełny przyklejonym na klejącą taśmę, a potem w kamerę. „A my tymczasem zapraszamy wszystkich do audiotele głosowania na numer w dole ekranu. Pytanie brzmi: czy jesteś za czy przeciwko homoseksualizmem Retra Stanisława? A do ciebie Staszek wracając, bardzo ironiczne I śmieszne są te twoje żarty, buahaha!”
Jak dalej potoczyła się sprawa? To łatwo sobie wyobrazić, biorąc pod uwagę cechę charakteru Staszka o „ogólne zdenerwowanie” nazwie, tak się czuł, jakby ktoś mu waty do ust nosogardzieli i reszty przewodów napchał, więc werbalnych nie mając środków wyrazu żadnych, zaczął nadrabiać topiącej się osoby gestykulacją, rękami apoplektycznie machać, kubrak na sobie szarpać, za boki łapać tej kanapy a wszystko to, aby się publicznie nie popłakać, lecz ku swej jeszcze większej rozpaczy nagle nie wiedząc z przyczyn jakich, śmiechem wybuchł strasznym, i dopiero gdy się uspokoił jako tako to zobaczył, że przyczyną tej ostatecznej go kompromitacji jest palec łaskoczący go pod żebrami Mosznal Małgorzaty „co za ironia!” odezwały się z komputerowej publiczności komputerowo wytworzone wrzaski, więc się wyszarpnął jej i „ZGŁUPIAŁA PANI??!!„ jak zwierzę zranione wrzasnął, zrywając sobie rzęsy jak plewy z oczu desperacko, ona zdziwienie udając i łopocząc powiekami słodko patrzy i wtedy zrobiło się jeszcze niefajniej, bo w szarpaninie ogólnej jakieś rzeczy ze stolika na Ziemię spadły, a wśród nich kupiony za z Unii pieniądze satelitarny supermikrofon. „oh non!” – wyje Mosznal – „ja proszę, tylko nie to!!„ Nagranie stop! Ktoś biegnie, ktoś woła „pomocy!”. Co gorsza w zamieszaniu śmiech komputerowy na ON się zafiksował i nie chciał wyłączyć, Stach korzystając z chaosu i realizatorskiej ekipy wstrząsu biegnie, rozgląda się za jakąś odpowiednio dużą torbą, „łapać mormona!!” – słyszy krzyki za sobą – „zniszczył mikrofon!”. On biegnie I „organizator”, „organizator”- woła wyjaśniająco do ochrony Nie zachowałby się tak nieuprzejmie może, gdyby nie był tak głodny gdyby nie z koncentratem makaronu nie jadł od dni wielu, alkoholizmu nie sponsorował Szymona, ściemnionego specjalisty od ściemniania mediów, dziewczyny nie miał głupiej, co puściła na fryzurę pół patola, ale wszystko co nałapał z kateringu to dwulitrowa cola, a teraz rozepchnąwszy ochronę na tramwaj biegł co sił w nogach, i buch w metro, znowu w tramwaj, i pędem do domu. I jak po takiej historii nie miał teraz mieć psychicznego dołu? Jak miał powstrzymać się od destrukcyjnej chęci morderstwa Szymonu? Tego nie wiedział może, lecz za to idzie dokąd i zabić kogo wiedział bardzo dobrze, i my czytelnicy również na pytanie to domyślamy się odpowiedź.
Więc ta afera z programem to jedno, a dwa co się działo potem, jak zadzwonił Szymon wtedy wieczorem, „Stachu szybko, Szymon dzwoni! „ „No to idiotko nie mogłaś od razu mnie zawołać!”. „Słyszałem, żeś narobił w TVP niezłego dołu i wiochy że najlepszy popsułeś mikrofon satelitarno-multiobwodowy że są koszty a wszyscy mówią, że przez Polsat byłeś podpłacony, że podpłacili cię, żebyś rozwalił ten mikrofon. Musiałem nieźle się ich naprosić, ale mówią, że jeśli tą Mosznal pójdziesz tam i przeprosisz, to nie będą robić trudności, pójdą na ugodę, jeśli się zgodzisz na dogrywkę z twoją osobą, bo do o homoseksualnej mniejszości rozmowy bardzo koniecznie potrzebują kogoś”. Bezsilności łzy w Stacha oczach na te słowa: „Szymi, ale szczerze mi powiedz, jesteśmy przyjaciółmi, to o co właściwie chodzi, no o co ten rozdźwięk? Ja chcę, ja tam przychodzę i jeszcze jakieś opinie, poglądy to mógłbym zaprezentować, bo telewizję oglądam i trochę wiem o co chodzi, a oni tu mnie robią na zboka, przecież tak być nie może, jakieś tego, brwi tu mi jakieś poprzyklejali wokół oczu, w ogóle obciach, zabrali spodnie, tu cośtam, no to można się zdenerwować, i ja nie chciałem popsuć ten mikrofon, to wyszło kompletnie z czyjejś innejś strony, no ta cała Mosznal…” A Szymon nawet nie da mu dokończyć: „nie zboka, nie na żadnego zboka, tylko taka właśnie chyba była opcja, nagłaśnianie popularności, osoby twojej medialna promocja, sława i pieniądze, nie taka była opcja? A ty zamiast współpracować, z mikrofonami jakieś robisz dewiacje i sabotaż”. I cośtam cośtam, jak się dalej ta przykra potoczyła rozmowa to już nieważne, ale do ideałów Stacha doszło starcia z Szymona merkantylną postawą wyraźnie, od tego czasu nie zadzwonił ani razu, a tu wiatr po klepisku przegania od zupek chińskich opakowania w mrokach mieszkania, które było może i owszem na osiedlu strzeżonym, ale przede wszystkim było jakie? Przede wszystkim niespłacone.
Jeszcze raz spróbujmy sobie wszystko przypomnieć. Zresztą brak orientacji w zdarzeniach też niczego nie przesądza, o niczym nie stanowi i niczemu jeszcze nie szkodzi. Piosenka ta powstała za z Unii Europejskiej pieniądze, w powstaniu jej i promocji również pomogły „Fakt”, „Superexpress”, „Viva”, i Telewizja Polska. Zawiera ona liczne udogodnienia mające stworzyć warunki intelektualnie dogodne dla osób mentalnie chromych lub wyjałowionych z przyczyn od siebie niezależnych i przez siebie niezawinionych. Celem naszym dla każdego zrozumiałą było książkę stworzyć, książkę, którą czyta się w ten sposób, żeby nie trzeba tego wcale robić. Do napisania jej została wybrana autorka piękna i bardzo wysoka, tak aby ta książka mogła czytelnika ciekawić i interesować. Otwory w ciele autorki sklejono klejem Lancome do w ciele otworów Dzięki temu nie menstruuje ona, nie poci się i nie oddaje moczu, co czyni tę książkę jeszcze bardziej zrozumiałą i interesującą. W ręce trzyma gumowy noworodek „My Baby” 153 złote. Kup go i bądź taka jak ona. Ta książka powstała za z Unii Europejskiej pieniądze. Ma na celu integrację intelektualną osób głupich w Polsce.
No więc sylwester. Nie jest to najlepszy dzień w życiu Stana Retro, ale również w Przesik Anny życiu nie jest to dzień najlepszy wszystko od rana się pieprzy choć tak pięknie być miało, mówił Stachu od dni paru, że genialny robi wałek, że kasą będą sobie pod czajnikiem podpalać i wycierać smarki, i ona czekała, jeszcze rano nadzieję miała, coś chciała sobie kupić do ubrania, coś co by odsłoniło niby przypadkiem tatuaż „Kultura Patriarchalna”, i udowodniłoby że po zdjęciu gipsu także jest ładna i sławna. Lecz rozwiana została ta fatamorgana przez ze Stachem, tę jatkę z rana, przez jego serca napad, a co się potem działo, to nie opowiadać lepiej, szczerze mówiąc kochała może nawet Stacha, ale dokładnie tego nie wie, bo najbardziej chyba miało dla niej znaczenie, że bardzo chciała stać się liryczną bohaterką jego piosenek „You” imieniem a na drugie „Baby”,
żeby wszystkie fanki oddawały mocz gorący w majtki pod sceną, że to wszystko jest o niej, Annie Przesik nie wiedząc, neolingwistce poetce, I always You never, to nadawało charakter lepszy od innych dziewczyn jej osoby egzystencji. Ale dopiero gdy się z nim związała, że ten jakiś Szymon Stachowi pisze teksty wyszło na jaw, chociaż, że to on je sam pisze nadal przed nią udawał, szczególnie gdy w jakąś grę sobie chciała zagrać, wyglądało to zawsze samo tak, Stach przychodzi „to nie cierpiąca zwłoki sprawa, mam ważny utwór do napisania, więc stąd spadaj”, i siedzi tak, pozory pisania stwarza, a widać, że na pasek ma ściągniętą GTA czy inną Zatokę Pirata. Nigdy nie dawał jej zagrać, „leć zobacz do kuchni Anka, woła cię jakieś brudne naczynie, chyba garnek”. Zawsze jego priorytet jest ważny a ona ma wyłącznie kibicować i klaskać, czas mierzyć, wjaki zabija daną negatywną postać, jego przerosty ega, jego katolicyzm i patriarchat (teraz już co to znaczy wiedziała), a jak już czasem do myszki ona się dorwała, to zaraz się spod ziemi w pokoju wyrastał, krzyczał, za ubranie na piersiach się ze złości szarpał, wskazówki wciąż apodyktyczne jej dawał, „to a to wciśnij, tego a tego zabij, no co ty wyprawiasz, po co tam poszłaś do tamtej komnaty do reszty zgłupiałaś??!”, egoista, spadkobierca głupiej kultury patriarchalnej, właściwie to zresztą chyba go nie kochała Przesik Anna. Poniżał ją i obrażał, jej wiek, wykształcenie, płeć i urodę nieraz podważał, jej wierszy neoligwistyczny charakter, talent, popularność i sławę, z 12-latkami ze Szwecji ją esemesowo zdradzał, dzwonić gdziekolwiek z telefonu zakazał i wciąż że za dużo zużywa wody i gazu ją oskarżał, że przez to są te z pieniędzmi problemy właśnie, bo gdyby mniej zużywała wody i gazu i światła do makijażu wszystko byłoby inaczej i jedliby z lepszej marki koncentratem lepszy makaron, aż tuż przed świętami goryczy czara się przebrała, znowu powiedział jej, że nie jest ładna ani sławna wcale, potem coś załatwiać poszedł do miasta, ona w domu sama, napisać wiersz w nurcie wymyślonym właśnie chciała, to był interpunkcjonizm, układy z interpunkcyjnych znaków, wartki natchnienia płomień ogarnął ją nagle, to miało być coś naprawdę, krytycy zrobią wóz łajna. Do komputera więc usiadła i oto dlaczego hitem wiosny nie stal się interpunkcjonizm: na „on” włączyła „neostrada” ikonę, i tak się złożyło, że rubrykę zobaczyła „załóż własne forum”. Kliknęła i po chwili myślenia, wpisała w rubryce „wpisz temat”, „co sądzisz o tym, że Stanisław Retro to impotent i pedał?”. Potem zalogowała się jako… Dziewiętnaście_Mirela” – tak uważam, że Stanisław Retro to impotent i niezły kaw dl geja. Natomiast znam jego dziewczynę, to Anna Przesik, która jest ciekawa, mądra i piękna, bardzo to utalentowana neolingwistka poetka”, a pod spodem wpis zrobiła „zgadzam się z osobą poprzednią”. Potem robiła to coraz częściej, a nawet codziennie, wpisów na forum przez nią założonym łącznie z jej własnymi było już około tysiąc pięćset, „gnój, mason, pedał, skurwysyn i syn plebejski”, „chodziłem z nim do podstawówki i już miał te skłonności wtedy miał dziwne takie kapcie, był słaby z ZPT i jakby spięty, już wtedy widocznie był gejem”, „do piekarni na Pradze, gdzie pracuję, przyszedł kiedyś. Był zarozumiały zrzucił z półki specjalnie dwa chleby żeby pokazać, jaki to on nie jest. Gdy po angielsku odezwałam się wprost do niego, to w ogóle nie potrafił słowa powiedzieć, bo jest tak prymitywny że nie umie nawet angielskiego. Chciał mnie poderwać, strasznie na mnie leciał. Mój chłopak Adam, że skurwysyna za to dorwie i jak psa zajebie powiedział. Na szczęście ta prostacka osoba nie jest w stanie zabić naszego z Adamem szczęścia. Moim zdaniem, on nie ma ani sławy ani talentu, ani pieniędzy nie rozumiem więc dlaczego osoby w jego pokroju robią karierę. Uważajcie na niego ludzie. kaska_lepdwadzieścia jeden”. Chodzi natomiast o Annę Przesik jeżeli, to zdaje się, że popadła w od coraz nowych forów zakładania uzależnienie.
Potem była ta afera z na fryzjera wydaniem złotych pięćset. Też ma czasem jakieś potrzeby wyglądać jakoś też chce. Tylko połowę włosów jej wyrwał za to na szczęście, ale i tak zrobiła siedem wpisów w odwecie pod pseudonimem „Jan Englert” i „Xynthia_dwadzieścia siedem”, „Wiem od jego znajomych, którzy wiedzą to na pewno” – napisała wtedy – „że Stanisław Retro uprawiał seks z wężem”. Ale chyba trochę przegięła z tym jednak grubym dość argumentem, bo choć nie zdradzał dlaczego, po tym wpisie osłabi i posmutniał nieco, a że go przeczytał wiedziała na pewno. I jeszcze nie mógł od tego jakiegoś Szymona wydobyć tych pieniędzy no i pokłócili się o ten sweter teraz i skąd mogła wiedzieć, że on ma tę niedrożność serca, w każdym razie trochę bała się możliwości jego śmierci, ale również na pewno trochę ją ten fakt śmieszył i trochę łechtało ją to wyobrażenie, bo lubiła sobie wyobrażać Anna Przesik siebie jako filmu smutnego bohaterkę, „it is a widow after Stanislas Retro”- mówił zza ekranu lektor „she is in polonistics interested and she also interesting neolinguistics poetry”, „his boyfrend is dead, Stanislas his name was”, „she is beautiful so and her eyebrows are depilated off”. Ale śmierć okazała się ściemą, minęła chwila i już Stachowi było lepiej, i może całkiem niesłusznie i całkiem niepotrzebnie, może gdyby zdechnął to by się zamknął wreszcie, może by się fajniej potoczył ten sylwester, i znowu głośne byłyby jej wiersze, ale nie, zaraz on jest w formie niż zazwyczaj lepszej, charakterystyczny z zupką chińską trzyma w ręce woreczek, członka własnego przedłużenie, potencji surogat, widać, że trzyma właśnie w dłoniach wszystko, co kiedykolwiek lubił i kochał, że gdyby mógł, to by się z tym dymał, ale trochę mu, bo jest głodny zupki chińskiej dobrej szkoda. Jak kochać go w ogóle mogła kiedykolwiek? Przecież on ma cycki normalnie jak kobieta ten człowiek.
Wtedy jeszcze Stach do Szymona się próbował dodzwonić, a wieczorem mieli zaproszeni przyjść goście, najważniejszych w mediach dziesięć osób, ten tamten i Mak Robert, dziennikarz muzyczny negatywnie napisać mający o zespole Konie, i trochę Stachu zaczął panikować: „no Anka, jak chcesz to wiersz swój jakiś powiedz, posłuchać strasznie mam ochotę wolę!”, bo myślał, że dzięki temu porządek i coś do jedzenia dla gości zrobi. A ją to nic nie obchodzi z czystej złośliwości, co patriarchalna kultura wymaga od niej, sorry ona izolacyjnej taśmy fragmenty przykleja na rękę sobie I wyrywa z niej włosy tym akurat ma teraz chęć się zajmować, zdrad i niszczenia życia koniec. On tylko przez zęby wysyczał: „okej, dobra, policzymy się potem”, i wtedy wieczór zaraz się zrobił, i co się działo, aż opowiadać boli.
Trudną partię tekstu mamy za sobą. W powyższym fragmencie dziewczyna bohatera zdarzeń wersję opowiada swoją. Trudno się w relacji połapać, anglojęzyczne pojawiają się słowa „It’s a widow after Stanislas Retro”- „to po Stanisławie Retro wdowa”. Ta piosenka powstała za z Unii Europejskiej pieniądze. Zawiera praktyczne informacje uprościć jej odbiór maksymalnie mające, aby czytelnik mógł zamiast czytania jej telewizję oglądać, a jednocześnie w publicznym dyskursie biorąc udział od nikogo nie czuć się gorszy czy że coś przed nim zatajono. Jeśli konieczność lektury powoduje u ciebie uczucie trudności i nieprzyjemnej przykrości, to właśnie w tym celu został on stworzony przez wyselekcjonowaną autorkę pozbawioną jakichkolwiek zdolności, a przede wszystkim urody abyś nie miał wątpliwości, czy to książka zła czy dobra, i spokojnie mógł ją odłożyć. Wybierając do napisania jej tak brzydką i głupią osobę, myśleliśmy również o odbiorcach, którzy lektury podczas odczuwają nieprzyjemne uczucie zawiści lub zazdrości, lub nie czytali tej
książki, ale chcieliby coś w tej sprawie zrobić, choćby gest drobny Jeśli więc mimo literackich ogromnych uzdolnień nie zadebiutowałeś ciągle, wpłynięcie na tej talentu pozbawionej autorki losy choćby poprzez parę słów surowych i dosadnych na temat jej brzydoty intymną więź między wami stworzy i sprawi, że w towarzyskiej błyśniesz rozmowie jako oczytany I w poglądach niezależny swoich człowiek.
Sylwester. Grudzień cztery dwa tysiące. A koło ósmej mieli przyjść ci goście, i przyszli, ale kolo dziewiątej i dwaj wyłącznie, ze swoją dziewczyną młodszą o połowę, w kwestii alkoholi ciężko doświadczoną już tego wieczoru, przyjechał na kawasaki sto osiem Mak Robert, dziennikarz muzyczny koło pięćdziesiątki dość wpływowy, przeżywający wielki come back na prasy łono dzięki publicznemu przyznaniu się do nadwagi i z otyłością kłopotów Docelowo artykułu autor negatywnego o zespole Konie. Niestety jakiś spłoszony był i nerwowy „Ojej „a gdzie inni goście”- z fałszywym rozbawieniem zawołał już w przedpokoju, zdejmując kowbojki z klamrą złoconą, przeczesując na czarno farbowane włosy imponującej długości w lusterku kieszonkowym i szczerząc zęby o pasującym do włosów kolorze, również czarne, ale za to własne swoje I widząc wiatr po pustym hulający stole, zaledwie po zupkach chińskich parę opakowań plączących się po nim, I ogólnie nieporządek, którym mieszkanie na osiedlu strzeżonym było trącone, majtki z dniami tygodnia na środku porzucone, powiedział „ojej, a tu nieoficjalnie raczej tak, domowo”, a jego dziewczyna młodsza sporo, w serialu aktorka, przechodzącej ulicą osoby odtwórczyni roli, chwiejąc się miarowo czknęła głośno na znak z nim zgody „Parę miało wpaść dość ciekawych myślę osób, poczekamy jeszcze do dziesiątej”- Retro Stanisław znów dobrą minę do gry zrobił wiadomej, i wziął z rąk gości swoich salaterkę z krewetkami z mrożonki, „Gardzę tobą”- rzekła Anna Przesik, gdy w szafce kuchennej ją schował, że przydadzą się na potem jeszcze się przekona ona- tak pomyślał Stachu, a na stole postawił miskę z suchym makaronem, i solniczkę postawił obok, „komu przekąski”- uprzejmości pozory stworzył. Dziwnie trochę spojrzał się Mak Robert, może też dlatego, że zeza miał obu oczu, tymczasem wszystko było coraz jakby gorzej. Może momentem było przełomowym, kiedy próby zdjęcia kozaków przez dziewczynę Roberta okazały się płonne i się nie powiodły mimo prób pomocy, i w miejscu gdzie siedziała dwa ołowiane bajora znaczyć zaczęły podłogę, chociaż imprezy był dopiero początek, więc czy dziwić Stachowi się można, że czarny foliowy worek pod buty jej podłożył, przecież i tak prawie była nieprzytomna i oczu miała otwarte wyłącznie połowę, a to było wszystko niespłacone, i dywan z Ikei, i podłogi, Robert w skarpetach siedział, przynajmniej on kultury miał trochę, ale jakiś nieswój był i jakby unikał oczami jego wzroku, nie palił się do rozmowy to wartość konstans sprawdzał liczby łańcuszków i pierścionków”; to w gry zaczynał grać na telefonie, to bawił się sygnetem z czaszką na palcu złotym, no i ogólnie atmosfera od początku zsiadła siadła jeszcze bardziej od tego incydentu z workiem, a Stachu, aby wszyscy poczuli się swobodnie, powiedział „poznajcie się Robert, to jest Przesik Anna, bezrobotna”, no fakt, trochę chciał jej tym przykrości zrobić, „hmm, parę złotych miałbyś może, to Ania skoczy po jakiś alkohol” – zaraz potem dodał, zdziwił się Mak trochę, ale wyjął portfel, ale wtedy ona „nigdzie nie idę”- zaczęła stawiać opór, więc sam przeklinając poszedł, a był kawałek drogi do Świata Alkohole, a skąd ma on wiedzieć, co oni tam sami robią? No ale dobra, przyniósł cztery wina „Soffia”, niedrogie choć zdaje się markowe i dobre. Wyraźnie cichnie rozmowa jak on wchodzi, jest już po dziesiątej. „To nikt nie przyjdzie nas oprócz?”- spytał Robert znowu, o Maryjo i Boże! Czy zamknąć się wreszcie ten koleś nie może? A jego dziewczyna jakieś czterdzieści lat od niego młodsza czka głośno i rytmicznie jak snu tego złego metronom. „Przyjdą, ale później”- mówi Stachu, bo już nie ma cierpliwości. „To znaczy kiedy?” – pyta Mak. Mówi mu Stachu: „potem”, zbyt nieco gwałtownie, niech będzie wreszcie – myśli – ta dwunasta i niech się ta farsa skończy „No częstujcie się makaronem” – zachęca i posypuje go solą. Anna Przesik pijana jest już dosyć, bo nie wylewa za bez kołnierza sukienki swojej kołnierz, przy czym dziwnie jakoś wygląda, plamy zakwitły na jej dekolcie jak maki pod Monte Cassino czerwone, twarz jak wyprana w wodzie za gorącej, napina się i idą przez nią jakieś prądy jak chmura elektryczna stoją jej włosy tak się rzuca na jej fizjonomię wewnętrznych przemian proces, który właśnie ona przechodzi, nienawiści pełnym śledząc Stacha kroki wzrokiem jak czubkiem noża, jak noża ostrzem za każdym ruchem jego wodzi. „Radio włączymy może” – proponuje pojednawczo Robert, w podbródkach licznych robiąc sobie porządek, ale posunięcie nie jest to dobre, bo jak na złość zespołu Konie wałkowane są przeboje, „Wiele jest opinii, jeszcze więcej poglądów, ktoś ci powie: usuń ciążę, ktoś inny: nie rób tego chłopie”. O Boże, Stachu mówi: „ale chujoza!”, czekając aż Robert go poprze, bo zawsze negatywnie rozmawiali o tym złym i nieutalentowanym zespole, ale o zgrozo, doczekać coś się nie może, o krytyce negatywnej z Maka strony nie ma teraz nawet mowy „Co ty uważam, że całkiem są dobzi” – mówi niby nic Robert i w popłochu się za drzwiami w razie czego rozgląda i ewakuacyjną ewentualną drogą, ale Stachu nic nie daje po sobie poznać, „moje serce bije rytmem miłości”, dzięki jodze całkowity okazuje teraz spokój, chociaż gniew straszny opanowuje go i chęć mordu, „dobzi mówisz… a co słychać u Szymonu?”. „A Szymon dobrze”