39371.fb2
Główne przesłanie mojej książki Alchemik zawiera się w słowach króla Melchizedecha do pasterza Santiago: “Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć".
W pełni w to wierzę. Choć nasz los jest ciągiem etapów, których sensu nie potrafimy zrozumieć, to wiodą nas one ku naszej Legendzie i pozwalają nauczyć się tego, co jest konieczne do wypełnienia własnego przeznaczenia. Sądzę, że najlepszym sposobem wyjaśnienia tego, o czym mówię, jest przytoczenie pewnego epizodu z mojego życia.
12 sierpnia 1979 roku zasypiałem pewien jednego: w wieku trzydziestu lat udało mi się wspiąć na szczyt kariery w branży płytowej. Byłem wtedy dyrektorem artystycznym brazylijskiej filii CBS i właśnie zostałem zaproszony do Stanów Zjednoczonych na rozmowy z właścicielami wytwórni, którzy bez wątpienia mieli otworzyć przede mną możliwości spełnienia wszystkiego, czego pragnąłem w tej dziedzinie. Moje wielkie marzenie, by zostać pisarzem, odsunąłem oczywiście na bok, ale cóż to miało za znaczenie? Przecież prawdziwe życie całkiem różniło się od moich wcześniejszych o nim wyobrażeń. W Brazylii nie ma przestrzeni do życia z literatury.
Tamtej nocy podjąłem decyzję i porzuciłem swoje marzenie. Trzeba było przystosować się do okoliczności i wykorzystać nadarzającą się sposobność. Gdyby zaś moje serce protestowało, mogłem zawsze je oszukać, pisując teksty do muzyki albo do jakiejś gazety. Poza tym byłem przekonany, że choć moje życie obrało inny kierunek, to przecież nie mniej ekscytujący – czekała mnie błyskotliwa kariera w wielkich wytwórniach muzycznych.
Gdy się obudziłem, zadzwonił do mnie prezes firmy. Podziękowano mi za pracę bez szczegółowych wyjaśnień. Choć przez następne dwa lata pukałem do wielu drzwi, nigdy już nie udało mi się dostać pracy w branży.
Kończąc Piątą Górę przypomniałem sobie tamtą historię i inne przejawy nieuniknionego w moim życiu. Ilekroć czułem się całkowitym panem sytuacji, zdarzało się coś, co strącało mnie w dół. Nękało mnie pytanie: dlaczego? Czyżbym był skazany na to, by zawsze zbliżać się do celu, ale nigdy nie przekroczyć linii mety? Czyżby Bóg był aż tak okrutny, by sprowadzać na mnie śmierć na pustyni, w chwili gdy dostrzegałem palmy na horyzoncie? Długo to trwało, zanim zrozumiałem, że wytłumaczenie było całkiem inne. Pewne zdarzenia dzieją się w naszym życiu po to, abyśmy mogli wrócić na prawdziwą drogę własnej Legendy. Inne po to, aby zastosować w praktyce to, czego się nauczyliśmy. I w końcu są takie, które dzieją się, aby nas czegoś nauczyć.
W mej książce O Diário de um Mago starałem się pokazać, że nauki te wcale nie muszą wiązać się z bólem i cierpieniem, wystarczy zdyscyplinowanie i natężona uwaga. Choć zrozumienie tego stało się błogosławieństwem mego życia, mimo wytężonej pracy umysłu nie potrafiłem pojąć pewnych trudnych momentów, przez które przeszedłem.
Wspomniana historia może być tego przykładem – byłem profesjonalistą, dawałem z siebie to, co najlepsze i miałem pomysły, które do dziś uważam za dobre. Ale nieuniknione nadeszło i to dokładnie w chwili, gdy czułem się tak pewnie. Zdaje mi się, że nie jestem w tym doświadczeniu odosobniony. Nieuniknione otarło się o życie wszystkich ludzkich istot na tej ziemi. Jedni się podnoszą, inni dają za wygraną – ale każdy z nas poczuł kiedyś dotyk skrzydeł tragedii.
Po co? Aby odpowiedzieć na to pytanie pozwoliłem, by Eliasz poprowadził mnie przez dni i noce Akbaru.
Paulo Coelho