39390.fb2
Gdy rozsuwały się kolejne zasłony – miękkie, zróżnicowane w odcieniach czerni, przypominające pajęczyny, choć gęściejsze – Myszka zastanowiła się, czy także Ogród nie jest taką zasłoną, tyle że barwną. Taką jak kurtyna w wesołym miasteczku.
Wesołe miasteczko przyjechało na duży plac koło ich osiedla i rozstawiło tam karuzele, strzelnice i namioty z tajemniczą zawartością. Obok miasteczka pojawiły się budki ze słodkomdłą cukrową watą, chrupiącym popcornem, balonową gumą do żucia, coca-colą i wafelkami oblanymi lepką od lipcowego słońca czekoladą.
Z wesołego miasteczka już z daleka niosła się wesoła muzyka i radosne okrzyki dzieci, więc Ewie nie udało się wymigać od próśb Myszki, choć bała się tej wyprawy. A jednak było mniej strasznie, niż sądziła. Bardziej od Myszki uwagę zwiedzających przyciągały kobiety o dwóch głowach lub z brodą, karlice i karły, Wróżka z Jedynie Prawdziwymi Horoskopami, potężne diabelskie koło, salon krzywych luster, strzelnica z błyszczącą panią z plastiku, z której – kiedy nabój z karabinu trafiał w biust – opadało skąpe ubranie.
Myszka z zachwytem zwiedziła prawie wszystko, poza salonem krzywych luster, gdzie mama nie chciała z nią wejść. Mama już dawno usunęła z domu większość luster; pozostawiła tylko to w łazience, w którym dziewczynka widziała jedynie czubek głowy. Mama nie lubiła, gdy Myszka patrzyła w lustro; Myszka też tego nie lubiła. Przejrzała się w lustrze tylko raz – zanim mama zdjęła je ze ściany – i wystraszyła się. Pokazując palcem na swoje odbicie, potrząsała głową, powtarzając z niepokojeni:
– Neee… neee…
Ewa odniosła wrażenie, że jej córka wzięła swoje lustrzane odbicie za kogoś obcego, kogo nie chciała oglądać.
Mimo nalegań Myszki nie wsiadły też na karuzelę, której siodełka wirowały w szalonym pędzie, a pasażerowie wydawali z siebie podekscytowane piski. Tym razem Ewa obawiała się “małego nieszczęścia”, gdyby córka się wystraszyła. Za to pozwoliła jej pojeździć na drewnianych konikach, które spokojnie bujały się w górę i w dół, łagodnie, bezpiecznie, jednostajnie. I tylko dwoje dzieci pokazywało Myszkę palcami, gdyż reszta zajęta była jazdą.
A potem poszły zrobić sobie zdjęcie. I Myszka miała teraz przed oczami tamto miejsce przeznaczone do wykonywania pamiątkowych fotografii. Pośrodku wesołego miasteczka rozpięta była jaskrawa, kolorowa kurtyna. Nieznany artysta namalował na niej szmaragdowozielone drzewa; piasek był żółty jak dojrzała cytryna; morze w kolorze turkusu z maminego pierścionka, z bałwaniastymi falami, które wieńczyły mlecznobiałe grzebienie. Poza brązowo-zielonymi drzewami widać było wielobarwne zwierzęta: czerwone wiewiórki, kropkowane symetrycznie żyrafy, zebry z równiutko odrysowanymi pasami, a przede wszystkim motyle ze zdumiewającą mieszaniną kolorów na wielkich skrzydłach. Myszka nie mogła się im napatrzyć – tak były inne od tych, które oglądała, gdy fruwały nad ich trawnikiem. Nad tą rozbuchaną feerią barw rozpościerało się niebo, tak szokująco szafirowe, że Myszka aż uśmiechnęła się do tego niespotykanego koloru.
Na kurtynie, koło pierzastej palmy, stały dwie wyraziście odmalowane różowe postacie: kobieta i mężczyzna. Należało wsadzić głowę do otworu, który znajdował się tam, gdzie powinny znaleźć się twarze. I już po chwili z aparatu fotograficznego leniwie wysuwało się zdjęcie. Dziwnym sposobem zdjęcie było mniej kolorowe niż kurtyna, jakby aparat nie był w stanie oddać szaleństwa barw. Myszka wiedziała o zdjęciach, mama bowiem, po wielu prośbach, pozwoliła jej stanąć na stołeczku z tyłu kurtyny, włożyć buzię w otwór i zrobić sobie zdjęcie. Ale gdy zdjęcie wysunęło z aparatu kolorowy język, mama schwyciła je, jeszcze mokre, zmięła i wyrzuciła do kosza.
– Nie wyszło, trudno – powiedziała do Myszki z zakłopotanym uśmiechem.
– Neee? Jaa…? – spytała Myszka, a zakłopotany uśmiech mamy stał się jeszcze bardziej zakłopotany.
– Nie, nie ty. Ty jesteś w porządku. To ten… ten przeraźliwy krajobraz wyszedł okropnie. Kolory się nie udały. Wyblakły – odparła mama niezrozumiale.
…i właśnie ten krajobraz z jaskrawej kurtyny wesołego miasteczka podobny był do Ogrodu. Ale nie tego, na który Myszka dzisiaj patrzyła, lecz do Ogrodu sprzed kilku dni. Ponieważ zaszła w nim zmiana.
Myszka postąpiła krok w przód i Ogród, jak zwykle, otoczył ją szczelnie i w taki sposób, że nagle odczuła jego dziwną nieskończoną skończoność. W przeciwieństwie do tego, co On stwarzał wcześniej – niebo, ziemię, wodę i przestrzeń pomiędzy nimi – Ogród zdecydowanie miał początek. I tylko początek. Myszka miała uczucie, że gdyby szła ciągle naprzód i naprzód, wróciłaby do tego samego punktu, z którego wyszła.
Ale nie tylko to się zmieniło. Ogród miał teraz bardziej stonowane kolory. On umiał poprawiać swoje błędy. Obecny Ogród był, zdaniem Myszki, o wiele ładniejszy. Postanowiła go zwiedzić i cichutko posapując, ruszyła tam, gdzie wydawało się jej, że wśród drzew prześwituje strumyk.
– Sssspójrz, jak pięknie! – zasyczał Wąż nad jej głową.
Znowu widziała jedynie kilka zwojów jego cielska, zwieszonego z drzewa, i pomyślała, że nawet jeśli Ogród ma tylko początek, to Wąż niewątpliwie jest nieskończony. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że wielkość Ogrodu wyznacza jego długie, wijące się ciało.
– De…dooob – powiedziała, wiedząc od mamy, że zawsze powinno się mówić “dzień dobry”.
Wąż zasyczał gniewnie:
– Ssssstój, zapomniałaś o jabłku.
Nie zapomniała. Ale przeczuwała, że czarodziejskie jabłonie do kogoś należą. Tym właścicielem nie był Wąż. I bała się, że gdy zerwie jabłko, czyjś Głos powie: “To NIE jest dobre…”
– Ssssspójrz, ile ich tu jessst – uśmiechnął się Wąż, odpowiadając jej myślom: – Nie bój się, On pozwala jeść jabłka ze wszysssstkich drzew, poza jednym, którego i tak nie znajdziesz. Jessst dobrze ssschowane.
Gryzła jabłko, połykając łapczywie soczyste kęsy, i rozglądała się wokół.
– A gdzie jest to zakazane drzewo? – spytała.
– Wszędzie i nigdzie. To zwykłe drzewo i dlatego trudno je odnaleźć – wyjaśnił uprzejmie Wąż.
Zjadła całe jabłko, a nawet ogryzek. Wąż uśmiechał się do niej, pokazując drobne ząbki.
– Jessssteś śliczna i lekka jak motyl – stwierdził. “I nikt o tym nie wie oprócz mnie”, pomyślała Myszka z żalem, ale Wąż odpowiedział jej myślom:
– W każdym człowieku powinno być coś, o czym wie tylko on sam. Człowiek bez choćby jednej tajemnicy jesssst jak orzech, z którego po rozłupaniu zossstanie sssama ssskorupa. Ludzie za częsssto dbają tylko o ssskorupę. Masz szczęście, że jesssteś inna.
– I myślę teraz tak szybko jak wiatr – pochwaliła się.
– I nie zapominasz – dorzucił Wąż.
– Nie zapominam – przytaknęła. – A co będziemy dzisiaj robić?
– Och, to oczywisssste. Będziemy odpoczywać. Mamy mnóssssstwo czasu do wypoczywania. Odpoczynek to ssskomplikowane zajęcie – oznajmił Wąż i dodał, wciągając swoje cielsko wyżej na drzewo: – No, to wędruj sssobie dalej.
I Myszka powędrowała w głąb Ogrodu, mając uczucie, że zatacza jedynie krąg wzdłuż niewidzialnego muru wytyczonego ciałem Węża.
Trawa wciąż była szmaragdowa, ale nie taka jak na kurtynie z wesołego miasteczka. Szafir nieba wyblakł. Pomarańczowe nagietki już nie gryzły w oczy, najwyżej troszeczkę. Wędrująca w oddali majestatyczna żyrafa nie miała symetrycznych kropek. Jabłonie były zwykłymi jabłoniami.
Wciąż widziała wszystko niezwykle wyraziście i dokładnie, jakby wyostrzył się jej zmysł wzroku lub jakby jej myśli dogoniły wreszcie spojrzenie (albo na odwrót, tego nie była pewna). Na dole Myszka najpierw coś widziała, a dopiero potem w jej mózgu pojawiała się nazwa, w dodatku nie zawsze trafna. Niekiedy pojawiało się wiele różnych nazw i musiała zdecydować się na jedną. Wybierała nie zawsze prawidłowo. Tu, na górze, wzrok i myśli biegły obok siebie, w jednej parze, równiutko, płynnie, nie natrafiając na żadne przeszkody, a wybór właściwego słowa nie nastręczał żadnych trudności. Uświadomiła sobie, że każdą rzecz można określić wieloma słowami i że czasem słowo zmienia charakter nazwanego przedmiotu. Pojęła, jak mocny jest związek między nazwą a przedmiotem. Równie mocny jak imienia z człowiekiem.
Śpiew strumyka był wyrazistszy, choć leniwy, gdyż nie płynął on z góry, lecz po równinie. Drzewa rosły coraz rzadziej, ustępując miejsca rozsłonecznionej polanie. Myszka zobaczyła, że koło strumyka ktoś stoi. I niemal równocześnie jej sprawny mózg zarejestrował dwa fakty: że to była Kobieta i że to była Kobieta całkiem naga. Obecność Kobiety nie zdziwiła Myszki. Jej nagość – tak.
Myszka widziała kiedyś nagą mamę. Mama była w łazience, myła się pod prysznicem i w szparze drzwi nie dostrzegła oczu Myszki. Drzwi były uchylone, gdyż mama chciała słyszeć, gdyby Myszka ją wołała. Mama zawsze chciała być w zasięgu głosu Myszki. Dlatego wszystkie drzwi były przymykane, lecz nie domknięte – oprócz drzwi do gabinetu taty.
Więc Myszka patrzyła. Mama stała w otwartej kabinie prysznicu. Krople wody przez ułamki sekund zatrzymywały się na niej, przypominając małe, błyszczące perełki,, a potem spływały w dół. Jej ciało nie było ociężałe i nieforemne jak ciało Myszki. Nie było walcowate, nie przypominało małego pieńka w lesie. I wreszcie – a to było najważniejsze, co Myszka zobaczyła – nie było takie łyse jak jej własne. Mama miała wgłębienia i wypukłości, które zaskoczyły Myszkę, gdyż nie zawsze były w tych miejscach, w których można się było ich spodziewać. Na przykład brzuch mamy nie był ani trochę wypukły, jak u Myszki, lecz wklęsły. Dla odmiany piersi nie były płaskie, z małym guziczkiem pośrodku, lecz okrągłe i wystawały z płaszczyzny ciała jak dwa jabłka obleczone miękką skórą. Jednak najbardziej zdumiewający był rudawy meszek pod pachami, tam gdzie u Myszki było łyso, i taki sam, choć o wiele gęściejszy, w miejscu, gdzie kończyły się (lub zaczynały?) obie nogi, płynnie przechodzące w gładki brzuch.
“Więc włosy nie rosną tylko na głowie?”, zdziwiła się Myszka, lecz zaraz przypomniała sobie tatę. Tata przebiegał czasem przez hol do łazienki. Jego koszula była wtedy rozpięta i powiewała przy każdym ruchu; w biegu wkładał ją w spodnie i zapinał guziki. Gdy koszula powiewała, Myszka widziała na piersiach ojca włosy: krótkie, ciemne, twarde, inne niż te na głowie. “Gdzie jeszcze rosną tacie włosy?”, zamyśliła się i choć zaraz zapomniała o swym niemym pytaniu, odpowiedź przyszła wkrótce wraz z dużym albumem, który mama wniosła kiedyś do domu, gdy wróciły z zakupów. Album był pełen nagich pań i panów, a gdy Myszka zaczęła go oglądać, mama powiedziała, że to są reprodukcje obrazów. Myszka nie pojęła słowa “reprodukcje”, nie mogła też zrozumieć, dlaczego te obrazy wolno było oglądać, a mamy kąpiącej się pod prysznicem lub nagich pań w telewizorze – nie.
– Myszka… – powiedziała wtedy mama spokojnym głosem, a woda spływała z niej ciepłą, pienistą strugą. – Myszka, nie podglądaj. To nieładnie.
– Ja paaa… Ty teeee – odparła stropiona Myszka, pamiętając, że przecież mama też ogląda ją golutką, gdy siedzi w wannie pełnej mokrej wody.
– To co innego – oznajmiła mama i Myszka pomyślała, że zaskakujące było to wszystko, co mama miała, a Myszka nie.
Później Myszka widziała jeszcze nagie panie w telewizorze, a raz nawet jednego pana, lecz bardzo krótko, gdyż mama kliknęła pilotem i nagusy przemieniły się w psa Pluto. A jeszcze później Myszka dostała Barbie i Kena.
Naga Kobieta w Ogrodzie była jak żywa Barbie. To stwierdzenie napłynęło do mózgu Myszki równie błyskawicznie jak rejestrowane wzrokiem szczegóły wyglądu Kobiety, tak inne niż u mamy, tak podobne jak u lalki, której nigdy nie potrafiła polubić.
“Jest okropna”, pomyślała, nie odrywając oczu od Kobiety. “Jest równie okropna jak Barbie…”
Początkowo ogarnął ją smutek. Była pewna, że On, stwarzając Kobietę, powiedział głośno: TO JEST DOBRE – i czekał. W Jego głosie niewątpliwie zabrzmiało to bezradne pytanie, które dźwięczało też wtedy, gdy On stwarzał czerwoną trawę, kwadratowe słońce lub księżyc z nosem. Ale gdy stwarzał Kobietę, nie było nikogo, kto mógłby zawołać: “Nie! Nie rób z niej Barbie!” Teraz było za późno.
“Nie powiem, że popełnił błąd. Byłoby Mu smutno”, pomyślała Myszka i podeszła kilka kroków bliżej.
Kobieta nie widziała jej. Patrzyła przed siebie, w głąb Ogrodu, choć bez zainteresowania, i leniwie drapała się pod nagą pachą. Potem przeciągnęła się i wyprężyła, cicho wzdychając, i właśnie wtedy Myszka dostrzegła drugi powód, dla którego Kobieta kojarzyła jej się z Barbie. Pierwszym były włosy Kobiety i jej twarz. A drugim – piersi. To nie były mamine żywe jabłka obleczone skórą i poruszające się płynnie z każdym ruchem. Piersi ^Kobiety miały inny kształt: sterczały wysoko, spiczasto i były całkowicie martwe.
Myszka nie wytrzymała i zapragnęła to sprawdzić. Gdy dostała Barbie, szybko odkryła, że choć można jej zginać ręce i nogi, przekręcać głowę, splatać lub upinać długie włosy, to z piersiami nie można nic zrobić. Myszka usilnie próbowała je zmniejszyć, ugniatała je palcami, wciskała, ale wciąż były duże i tak spiczaste jak te u Kobiety, a w dodatku twarde jak kamień. “Kauczukowe”, powiedziała mama, patrząc, jak Myszka nadaremnie usiłuje je spłaszczyć.
Dziewczynka podeszła do nieznajomej, wyciągnęła rękę i dotknęła jej piersi wyciągniętym palcem. Pierś ani drgnęła, była twarda i nieustępliwa. Za to Kobieta spojrzała na nią oczami Barbie. Oczy lalki zawsze zachwycały Myszkę, mimo że bezmyślnie patrzyły przed siebie emaliowanym błękitem. Za to były wielkie, okrągłe, bez żadnej fałdki nad powiekami. Oczy Kobiety były identyczne. Nosek też miała malutki i zgrabny, usta zaś doskonale wypukłe. A na nich ten bezmyślny półuśmiech (zamyślona mama przygryzała wargi, a kąciki jej ust opadały w dół lub krzywiły się).
Dopiero teraz, gdy Myszka dotknęła Kobiety, ta zwróciła na nią pusty, błękitny wzrok.
– Ooo… – powiedziała i odruchowo cofnęła się.
I wtedy Myszka ujrzała, że – w przeciwieństwie do mamy – Kobieta nie ma żadnych włosów tam, gdzie jej nogi schodziły się w nieduży, tajemniczy trójkąt, przyozdobiony rudawym futerkiem. Ba, Kobieta nie miała tam nic. Jak Barbie.
– Baar si? – spytała raz Myszka, lecz mama nie odpowiedziała wprost na pytanie, czym siusia Barbie, tylko oświadczyła, że lalki w ogóle nie siusiają. Zatem Kobieta również nie siusiała i było to zaskakujące. Gdyż w takim razie nie mogła być prawdziwa.
Myszka przyglądała się jej i dostrzegała coraz więcej podobieństw do swojej lalki. Nogi Barbie były przesadnie smukłe, niemal chude, bardzo długie i – w przeciwieństwie do nóg mamy – szeroko rozstawione. Uda mamy były pełne i dotykały siebie. Myszka była pewna, że ocierają się, gdy mama chodzi (prawie tak jak jej, co było nieprzyjemne, szczególnie latem, gdy Myszka czuła pot, który sklejał jej nogi). Nogi lalki były równie chude powyżej kolan jak i w łydkach, na górze zaś, pomiędzy nimi, był spory, pusty odstęp. Myszka początkowo myślała, że to jest miejsce na majtki. Ale potem, oglądając mamę pod prysznicem, stwierdziła, że jest tam coś więcej. I że jest raczej odwrotnie: majtki są po to, aby to coś przykryły. Kobieta miała takie nogi jak Barbie, a pomiędzy nimi prześwitywała gładka, cielista przestrzeń.
– Ona nie siusia – stwierdziła po raz wtóry Myszka, ale ponieważ tu, na górze, jej myśli biegły równie szybko jak spojrzenie, nie powiedziała tego głośno, co niewątpliwie zdążyłaby zrobić na dole. Jej myśli pobiegły dalej i zaczęły się układać w tajemnicze nie wypowiedziane zdanie:
“Teraz nie pomoże żaden pilot…”
Jeśli pilot w ręku mamy przemienił kiedyś nagie kobiety w psa Pluto, kilka dni temu zaś – nie wiadomo na czyje życzenie – złagodził nienaturalne barwy Ogrodu, tak tym razem Myszka obawiała się, że Kobieta nie zmieni tak łatwo swego podobieństwa do Barbie. A zresztą Myszka nie wiedziała, czy tego chce. W dziwny sposób to podobieństwo dodawało dziewczynce pewności siebie, której zawsze jej brakowało, gdy spotykała obcą osobę. ł
Myszka instynktownie wyczuwała, że mama nie lubi obcych. Ci jednak z rzadka przychodzili do ich domu, i najpierw ich wzrok zatrzymywał się na Myszce, a potem szybko, prawie w popłochu, uciekał, jak wzrok taty. Tyle że wzrok taty uciekał daleko, za to spojrzenia obcych ukradkiem powracały. Listonosz, pan z elektrowni, śmieciarz, pani z sąsiedztwa, pan z pracy taty, który wpadł nie zapowiedziany (tata prawie przepchał go z holu do swego gabinetu, jakby chciał skrócić czas, w którym pan będzie przewiercał wzrokiem przycupniętą w kącie Myszkę), to byli obcy ludzie i na ich widok Myszce instynktownie udzielał się lęk mamy.
Bawiąc się Barbie, Myszka odczuwała swoją nad nią przewagę: wobec emaliowanego błękitu jej oczu, ostro sterczących piersi, posłusznej giętkości rąk i nóg, nieprawdopodobnie wąskiej talii, którą można było wyginać w różne strony (lalka sprawiała wtedy wrażenie, że zwraca się ku komuś lub czemuś, z tą samą znudzoną, grzeczną obojętnością). Barbie była okropna, ale to ona, lalka, była dla Myszki, a nie na odwrót. Już w przypadku kota niekiedy było inaczej.
Kobieta w Ogrodzie była zatem sztuczna, nieprawdziwa, w szczególnie odpychający sposób, a równocześnie podobała się jej, gdyż będąc Barbie, nie była obca. I gdy Myszka spoglądała na Kobietę, widziała w jej oczach tyle samo zrozumienia, co w oczach Barbie.
– Ssspotkałyście się – zasyczał Wąż i opuścił długi, wąski łeb z pobliskiego drzewa. Była to również jabłoń i Myszka pomyślała, że musi go spytać, czy nie ma tu innych drzew, na przykład palm, które widziała na kurtynie w wesołym miasteczku. Ledwo to pomyślała, wydało jej się, że w głębi Ogrodu widzi charakterystyczny, strzępiasty kształt liści i wdzięcznie wygięty omszały pień. Szybkość i sposób, w jaki każda myśl spełniała się w Ogrodzie, trochę ją zaniepokoiły.
“Czy On nie bierze wszystkiego z moich myśli?”, pomyślała z nieokreślonym lękiem, gdyż czuła, że jej głowa nie bardzo nadaje się do tego, aby z niej czerpać. Wprawdzie umiała Mu pomóc, by nadał księżycowi i słońcu okrągłe kształty, ale wtedy była pewna, że miały być właśnie takie. Jednak jarmarczna uroda Ogrodu pojawiła się bez jej woli – podobnie jak wygląd Kobiety. A jedno i drugie tkwiło w pamięci dziewczynki.
“Mam w głowie chaos, a On z niego czerpie”, stwierdziła wystraszona.
Myszka szybko zapomniała o swym problemie, lak była zafascynowana spotkaniem obcej osoby, której się nie bała i która nie uciekała na jej widok x oczami.
Kobieta patrzyła na Myszkę wzrokiem podobnym do tego, jakim spoglądała na pobliską jabłoń, na szafirowe niebo, na piaszczystą ścieżkę. Jakby Myszka była jeszcze jednym przedmiotem, rośliną czy zwierzęciem, które zawsze należały do Ogrodu – lub jakby tej Kobiety nic nie ciekawiło.
Myszka wiedziała, co ciekawi lalkę Barbie: szafa z ubraniami, buty na wysokich obcasach, samochód i Ken. Wzrok Barbie nigdy nie spoczął na Myszce, gdyż patrzył niewiadomogdzie i niewiadomonaco. Dlatego teraz, w odpowiedzi na pytanie Węża, mogła spokojnie skłamać:
– Sssspodobała ci się? – zasyczał Wąż.
– Tak, tak – odparła z gorliwym pośpiechem, a on przyjrzał się jej uważnie.
– Udała Mu się – powiedział Wąż, z ledwie wyczuwalną wątpliwością, ale Myszka usłyszała ją i ostrożnie spytała:
– A jest z niej zadowolony?
– To chyba oczywisste – odparł Wąż. Myszka nie chciała nikomu robić przykrości, a tym bardziej Temu, który stworzył Kobietę, więc tylko kiwnęła głową.
Kobieta stała wciąż w tej samej pozie, leniwie wygięta, eksponując talię jak osa i spiczaste piersi. “Gdyby mama miała takie, to przytulając się, na pewno by mnie nimi ukłuła”, pomyślała Myszka.
– Czy ona umie mówić? – spytała.
– Trochę – odparł niecierpliwie Wąż. – Nauczy się – dodał po chwili. – Mogłabyś jej w tym pomóc – dorzucił ponownie, po krótkim namyśle.
– A umie chodzić? Czemu stoi wciąż w tym samym miejscu?
– Źle chodzi – przyznał Wąż.
– Bo one zawsze mają niewygodne buty. Bez nich nie potrafią nawet stać – wyjaśniła Myszka. Barbie miała kilka par butów, a wszystkie na bardzo wysokich obcasach.
– Buty w Ogrodzie, też coś… Ja obywam się bez butów – skrzywił się Wąż. – Jeszcze chwila i powiesz, że powinna być ubrana!
– Powinna mieć szafę z ubraniami – odruchowo przytaknęła Myszka, a Wąż gwałtownie zaprzeczył:
– Szafa? W Ogrodzie? I ubrania?! Ona musi być naga, bo nie ma niczego do ukrycia.
– Nie ma. Niczego – przytaknęła Myszka gorliwie, a Wąż zerknął na nią nieufnie.
Kobieta nie słuchała ich słów. Rozglądała się po Ogrodzie, obracając sztywno nieskazitelnie piękną głowę.
– Czy ona umie się śmiać? – spytała znowu Myszka.
– Nie – odparł oschle Wąż. – Żeby się śmiać, trzeba mieć z czego. Ale widzisz, że się uśmiecha!
– Hmm… – bąknęła Myszka, patrząc na grymas uśmiechu i milczące, wypukłe usta Kobiety. – A czy zechce się ze mną zaprzyjaźnić? – spytała.
– Zechce. Lecz jeszcze nie wie, co to przyjaźń.
Myszka zrozumiała odpowiedź Węża. Barbie też nie wiedziała, co to przyjaźń. Pozwalała się wyginać, czesać, przebierać, ustawiać w wyszukanych pozach i podziwiać. Nie wzbudzała jednak uczuć ani ich nie dawała. Nie miała w sobie nieporadności pluszowego miśka, z którym dziewczynka sypiała kiedyś w łóżku. Nie było w niej tak bardzo ludzkiej brzydoty, jaką miała szmaciana lalka, siedząca w rogu jej pokoju, którą zawsze można było pogłaskać po sznurkowych włosach. W Barbie była doskonałość, której nie można było osiągnąć i która nie budziła sympatii.
– Tak, ona Mu się udała – westchnęła Myszka z pokorą. “Może gdybym i ja była taka, to tata by tak nie biegał?”
Kobieta wciąż milczała, z tym samym niewyraźnym półuśmiechem na ustach, więc Myszka znudziła się i już chciała ruszyć dalej, gdy ujrzała, że idzie ku nim Mężczyzna. I wcale nie zdziwiła się jego wyglądem. To było oczywiste: ta Kobieta miała swojego Kena.
Mężczyzna również był nagi.
“Wreszcie obejrzę całego Mężczyznę”, pomyślała Myszka, przypominając sobie tatę. Myszce nigdy nie udało się ujrzeć go pod prysznicem. Tata wchodził do łazienki owinięty w ciemny, jedwabny szlafrok i wychodził dokładnie taki sam, tylko czyściejszy. Mimo to Myszka była przekonana, że skoro mama w tym miejscu, gdzie kończą się nogi, miała puszyste futerko, to zapewne u taty musiało być tam coś równie zaskakującego, a może nawet bardziej.
Ale Mężczyzna, który ku nim się zbliżał (chodził o wiele lepiej niż Kobieta), także nie miał tam nic, poza gładką, jak wszędzie, różową skórą. Myszka najpierw się zdziwiła, ale potem przypomniała sobie Kena. On też lam nic nie miał.
“Za to razem mają dom, auto, psa, konia i szafę pełną ubrań”, pomyślała.
– Ssssspójrz na nich – zasyczał Wąż. – Udali się?
– Ooo, tak – odparła, już nie wiedząc, czy kłamie, czy mówi prawdę.
Nagle Ogród zastygł. Przez chwilę sprawiał wrażenie, że jest nieruchomym obrazem, a nie żywym Ogrodem. Owady i ptaki zatrzymały się w locie; ustało ich brzęczenie i trzepotanie skrzydeł. Motyle zawisły w powietrzu. Krety przestały wyrzucać kopczyki świeżej ziemi. Kobieta i Mężczyzna zastygli w swych pozach: on z nogą lekko uniesioną do następnego kroku; ona zwrócona ku Myszce i wciąż niezbyt nią zainteresowana. Mimo to sprawiali wrażenie, że czekają. Także Wąż przechylił łeb i widać było, że nasłuchuje.
I oto rozległ się Głos. Niby pytał, ale jakby czekał na pochwałę. Myszka miała uczucie, że oczekuje jedynie odpowiedzi twierdzącej.
– TO JEST DOBRE. Spojrzała pytająco na Węża.
– Sssspraw mu trochę przyjemności, nie ma ich wiele. Ma ssssame kłopoty. Wciąż sssstwarza i sssstwarza, a to, co sssstworzy, ciągle go zawodzi – syknął niecierpliwie.
– Mam Mu odpowiedzieć? – szepnęła.
– Sssssssssskądże! – zirytował się Wąż. – Sssądzisz, że ktoś taki jak On będzie cię pytał o zdanie?! Wyssstarczy, że pomyślisz, iż to jessst dobre!
Ale Myszka nie umiała pomyśleć, że właśnie Barbie – w dodatku Barbie wielkości normalnej kobiety – jest dobra i powinna znaleźć się w Ogrodzie. Zwłaszcza jeśli miała – jak mówiła mama – panować nad rybami, ptactwem i wszelkim zwierzem. Zamilkła zatem i już tylko nasłuchiwała.
– TO JEST DOBRE – powtórzył Głos bardziej pewnie. Bez znaku zapytania. A jednak Myszka wciąż go słyszała. Malutkie echo wątpliwości. Tych wątpliwości, które tkwiły także w niej. Ogród był wprawdzie mniej jaskrawy, ale jego barwy wciąż przypominały raczej obrazek niż rzeczywistość. A Kobieta i Mężczyzna…
Wolała o tym nie myśleć. Co z tego, że czuła się wobec nich pewnie, skoro nie umiała ani ich polubić, ani im zaufać?
– TO JEST DOBRE – oznajmił huczący Głos z, ledwie słyszalną odrobiną zniecierpliwienia.
Ogród, widocznie mało wrażliwy na różnice barw głosu, usłyszawszy słowa, na które czekał, znowu ożył. Kobieta westchnęła i przeciągnęła się. Mężczyzna po-siąpił kilka kroków i stanął przy niej, kładąc jej rękę na ramieniu. Jednak dotykał jej tak, jakby dotknął pnia drzewa. I znowu zastygli w swych pozach.
“Nudzą się, jak Barbie z Kenem. Bo sami są nudni”, pomyślała Myszka.
Już, już chciała o to spytać, gdy Wąż nagle powiedział:
– Idź sssobie.
– Chciałabym jeszcze zostać – odparła, ale Wąż pokręcił płaskim łbem.
– Wyssstarczy – oznajmił.
– Dobrze, idę. Ale dlaczego nie mogę zabrać na dół swojej przemiany? – spytała z gniewnym smutkiem. – Czy tylko ty i oni dwoje będziecie wiedzieć, jak szybko myślę? Jak lekko chodzę? Jak tańczę?
Wąż milczał, sprawiając wrażenie, że nasłuchuje. Potem poruszył się i szepnął:
– On powiedział, że dosssssstaniesz cząssssstkę Ogrodu, żeby ci nie było ssssmutno.
– Cząstkę Ogrodu? – zdziwiła się Myszka.
– Akurat taką, żeby ci o nasss przypominała. A teraz idź. Ten dzień trwa już bardzo długo. Może wrócisz, zanim się sssskończy, a może nie. Ssssam nie wiem, to nie ode mnie zależy. Ale ten dzień wciąż trwa i jeszcze będzie trwać.
– I co będziecie robić tak długo? – zdziwiła się Myszka.
– Odpoczywać -; wyjaśnił, a potem zsunął część obłego cielska z pnia drzewa i popchnął ją leciutko.
Nawet nie zauważyła, kiedy z powrotem znalazła się na strychu. Kot wciąż spał, zwinięty w kłębek na jednym z pudeł.
“Oni go tam nie wpuszczają, bo jest zbyt prawdziwy”, pomyślała Myszka. “Zaraz, zaraz… A ja?”
Szybko znalazła odpowiedź:
“A ja zjadam jabłko i staję się równie nieprawdziwa jak oni”.
– Myszka, kolacja – powiedziała mama, uchylając drzwi strychu. Żarówka już się świeciła, kot się obudził i wszystko wyglądało tak zwyczajnie, jak powinno wyglądać. Z wyjątkiem Barbie i Kena, którzy leżeli na podłodze, odarci ze swych ubrań.
– Wzięłaś ze sobą lalki? – uśmiechnęła się mama z zadowoleniem. Obecność lalek wyjaśniała, co Myszka może robić na strychu. “Po prostu się bawi”, pomyślała Ewa.
A Myszka patrzyła na Barbie i Kena i zastanawiała się, po swojemu, powoli, lecz wytrwale:
“Skąd oni się wzięli, skoro ja ich tu nie przyniosłam?”
I skończył się wieczór, ale wciąż trwał dzień siódmy. Najtrudniejszy i najdłuższy z całego tygodnia. I najbardziej zagadkowy. Niektórzy bowiem twierdzili później, że On stworzył Mężczyznę i Kobietę na własne podobieństwo – co było niemożliwe. Innym dla odmiany wydawało się, że to Kobieta z Mężczyzną stworzyli Jego na podobieństwo swoje, próbując w ten sposób zabrać Mu wolność. Ale to już całkiem inna historia, która nie należała do dnia siódmego.