39390.fb2 Poczwarka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Poczwarka - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Dzień szósty: życie, ciąg dalszy

Adam odepchnął od siebie niepokojącą myśl, że od kilkunastu dni, gdy wraca z pracy, w domu jest ciszej niż zwykle. A gdy uchyla drzwi gabinetu, Myszka już nie bawi się w holu. Wcześniej prawie zawsze ją tu widział, pochłoniętą prostymi czynnościami, w których wykonanie wkładała mnóstwo wysiłku. Klocki ustawione z trudem jeden na drugim. Kreski nierówno przeciągnięte pisakiem przez kartkę. Wyrwana noga pluszowego misia. Zasznurowane krzywo buciki. Barbie rozebrana do naga.

Adam nie wiedział, czy cisza w holu jest lepsza od bełkotliwych dźwięków wypowiadanych grubym głosem. Nie usiłował tego rozstrzygać. Zarejestrował fakt.

Pewnie Ewa zamyka ją w sypialni. “Przede mną”, pomyślał.

Ale Ewa, jak zauważył, gdy szedł do kuchni, leżała na kanapie z książką w ręku. I sprawiała wrażenie, że leży tak od kilku godzin.

“Gdzie jest Myszka?”, pomyślał z niezrozumiałym dla siebie niepokojem, gdy zdarzyło się to któryś raz z rzędu.

Cicho, na palcach, podszedł do lalek porzuconych niedbale na podłodze. Jakimś cudem kunsztowna fryzura Barbie ocalała, choć lalka została odarta z pięknego stroju. “Leżała na podłodze goła i w jej nagości Adam dopatrzył się czegoś obrzydliwego. Początkowo nie wiedział, co to. Potem zobaczył, że Barbie ma wysoko sterczące, wielkie piersi, które ładnie prezentowały się pod sukienką, ale bez ubrania były zdumiewająco sztuczne.

“Silikonowy biust Pameli Andersen”, pomyślał zgryźliwie.

Nadal jednak coś go niepokoiło w wyglądzie lalki. Przyjrzał się uważnie jej zbyt długim i zbyt zgrabnym nogom, zaokrąglonym biodrom, przesadnie wąskiej talii. Wzruszył ramionami: modelki w kolorowych pismach wyglądały podobnie, choć zapewne dopiero po komputerowych zabiegach grafików. Ale w Barbie było coś zagadkowo obleśnego.

Nagle odkrył: naga Barbie miała ogromne piersi, ale nie miała nic pomiędzy nogami. Odruchowo parsknął śmiechem, zaraz jednak przyłożył dłoń do ust. Nie chciał, aby Ewa go usłyszała.

“Ta lalka jest ocenzurowana obyczajowo! I to w jak szczególny sposób!”, pomyślał sarkastycznie. “Małe dziewczynki nie powinny wiedzieć, że Barbie ma waginę, choć wolno, by widziały jej biust? Zabawne… Co na to Myszka?”

Był zaciekawiony. Nie wiedział, że Myszka znacznie wcześniej poświęciła długie godziny na kontemplowanie anatomii Barbie. Tego, co Barbie miała i czego jej zabrakło.

*

Jałowa ziemia, pokryta zielonym futerkiem trawy, czekała cierpliwie, wierząc, że On nie zapomni. Myszka po raz pierwszy tak bardzo była ciekawa, co On zrobi, że pamiętała o strychu przez cały wieczór i początek następnego dnia. Myszka chciała zobaczyć, jak On ożywi ziemię.

Istniało wiele możliwości, Myszka to wiedziała. Mama nie zawsze w porę przełączała telewizor na kanały dozwolone dla córki. A zresztą mama nie była pewna, czy w ogóle istnieje coś, czego Myszka nie powinna oglądać. Granice wyobraźni dziewczynki nie były jej znane; ani granice jej rozumienia. Myszce zdarzało się oglądać horrory, w których na bezbronną ziemię przekradały się niewyobrażalne i groźne monstra. Oglądała programy przyrodnicze, w których jedne zwierzęta w okrutny sposób zabijały inne, pożerając je, gdy jeszcze trwały w agonii. Dziewczynka obawiała się, że ziemia, którą On teraz stwarzał, stanie się miejscem takich zmagań; że któryś z potworów oglądanych w telewizji ożywi ziemię w sposób, który wzbudzał jej lęk.

O wiele gorsze niż filmowe monstra były obrazy wojen. A te dziewczynka oglądała prawie codziennie, gdyż mama co wieczór śledziła newsy w telewizorze i nie widziała powodu, aby usuwać córkę z pokoju. Nakazywała jej wyjść, gdy w jakimś filmie pan i pani zaczynali się dotykać i rozbierać. Wojny zaś w telewizyjnych “Wiadomościach” były czymś tak naturalnym jak prognozy pogody: pokazywano je codziennie, z niewielkimi tylko zmianami. Ewie nigdy nie przyszło do głowy, że to one budzą w Myszce strach i niezrozumienie o wiele większe niż sceny erotyczne. A jednak Ewa czuła, że Myszce należy zabronić oglądania takich scen, a można jej pozwolić na oglądanie telewizyjnych dzienników, które w szybkim, rockandrollowym rytmie – niemal jak na paradzie – pokazywały bombardowanie miast, egzekucje jeńców, uliczne walki, katastrofy, morderstwa. Myszka nie mogła tego pojąć. Ludzie szukający nawzajem bliskości ciał wydawali jej się piękni i dobrzy, ci sami ludzie strzelający do siebie byli nieprzyzwoici.

Dziewczynka potrząsała bezradnie głową, wierząc, że wypadną z niej wszystkie złe obrazy, których nie chciała tam mieć i których istnienia On nie powinien się nawet domyślać. Gdyby się domyślił, mógłby stworzyć coś po stokroć bardziej przerażającego. A może już stworzył…?

Zasłony zawirowały i zaczęły się rozchylać, jak w teatrze, a Myszka niecierpliwie oczekiwała na to, co tym razem wyłoni się spoza kurtyny, uplecionej z czerni głębokiej jak sadza.

Ziemia. Nad nią niebo. Ptaki i chmury pomiędzy niebem a ziemią. Woda. Wieloryby i miliony innych wodnych stworzeń. Myszka czujnie spojrzała na ziemię… Trawa zafalowała od Jego oddechu… Nie, nie tylko od Jego oddechu. Trawa żyła. Z norek wychodziły rude lisy z puszystymi kitami, rdzawe borsuki i małe, aksamitne krety, oślepione słońcem. Harcowały zające, sarny i długoogoniaste małpy. Kumkały żaby. Łagodne, białe baranki skubały trawę. Miś koala pił coca-colę…

– Ne… Neee… – powiedziała odruchowo Myszka i coca-cola zniknęła. Miś żuł eukaliptusowe liście.

W pewnej chwili zwierzęta znieruchomiały, nasłuchując. Ziemia zatrzęsła się, powietrze rozdarł ryk setek trąb i przez łąkę przetoczyły się słonie, wydeptując w trawie pierwsze ścieżki. Za nimi przebiegło stado płochliwych antylop, długoszyich żyraf, skocznych zebr…

– TO JEST DOBRE – stwierdził Głos.

Myszka zaklaskała w dłonie. To było bardzo dobre. Nie było wilków, tygrysów, panter ani żadnych monstrów. On bezbłędnie wyjął z jej pamięci tylko to, co należało wyjąć. I tylko tego użył do stwarzania. Zrozumiała, że na początku błądził, gdyż Mu nie pomagała. Teraz już była pewna, że nie jest jedynie widzem.

Potem nadeszły kolejne zwierzęta. Dziewczynka od razu dostrzegła ich odrębność: trzymały się razem, gromadziły się w stada. Rozpoznała domowe bydło i trzodę: łagodne krowy, jurne byczki, pogodne kozy, wesołe świnki. I ptaki przykute na zawsze do ziemi: kury, koguty, indyki. Były niespokojne, jakby na coś oczekiwały. “Czekają na kogoś, kto na nie krzyknie, uderzy kijem, zagna do domu”, pomyślała, nie wiedząc, skąd to wie.

On milczał. Trawa falowała, a silny wiatr gnał po niebie chmury, bałwanił wodę, kładł na ziemię gałęzie drzew. Był tak silny, że przyginał ku ziemi Myszkę i rozwiewał jej włosy.

“Nad czym On tak myśli?”, zdziwiła się. “Prawie wszystko już zrobił, może odpocząć…”

Ale zarówno na ziemi, pomiędzy nią a niebem, jak w wodzie, wśród ptaków, ryb i zwierząt, wyczuwało się oczekiwanie. Coś miało się stać. Coś ważnego. Coś, co zmieni ten krajobraz, zakłóci jego harmonię, zmieni rytm nowego życia, wyznaczy inną hierarchię.

Myszka próbowała się domyślić, co by to mogło być. Bała się, że monstrum. A jeśli On wyłowił je z jej pamięci, choć wcisnęła je najgłębiej jak mogła – i zaraz zjawi się tu, wielkie, obrzydliwe, nieobliczalne…? Jak w kreskówce, którą oglądała na kanale Kid Fox. Jak w horrorze, na który zerkała wczoraj mama, przeglądając równocześnie kolorowe żurnale.

Nie chciała na to patrzyć. Już wiedziała, że zapalenie żarówki nie przerwie Jego pracy, gdyż On stwarza wciąż i wciąż, bez przerwy, ciągle na nowo, i nigdy nie ma dość. Czuła, że popełni jakąś przerażającą pomyłkę, gdyż właśnie wtedy, gdy Napełnia kolejne ziemie, przytrafiają Mu się najstraszliwsze błędy. Pomyślała, że nie chce w tym uczestniczyć. Nie chce Mu podpowiadać. Może On przestanie…

Żyrafy obróciły długie szyje, zające stanęły słupka, sarny nadstawiły uszu, słonie zaryczały przeciągle, ptaki znieruchomiały w powietrzu, wieloryby skryły się w głębinach wód – i nawet’ On wstrzymał oddech, gdyż wiatr nagle ucichł…

– Maaaaaa…!!!!! – krzyknęła Myszka, miotając się po strychu i nie umiejąc znaleźć włącznika światła.- Maaaaaa! – zawołała jeszcze raz, w niepojętej panice, przerażona tym, co nastąpi. COŚ. Coś potwornego.

Nagle przypomniała sobie o dzwonkach. Jeden z nich był koło niej i choć go nie widziała, uwięziona w tej miękkiej czerni, która w jednej chwili przestała być bezpieczna, to miotając się rozpaczliwie, trafiła na niego ręką. Z całej siły nacisnęła guzik. W domu rozległ się przeraźliwy dźwięk.

Ewa zerwała się z tapczanu. Dzwonek zadźwięczał po raz pierwszy, Myszka jeszcze nigdy dotąd go nie użyła.

– Coś się stało… Coś złego… – myślała, pędząc w panice po schodach. Wspinając się na strych, dostrzegła kątem oka, że Adam uchyla drzwi od gabinetu, lecz zaraz głośno je zamyka (aby uchylić ponownie, gdy znikła na schodach).

Wpadła na strych. Spowijała go ciemność. Myszka tkwiła tu, nie zapalając żarówki?, chyba że ją zgasiła, i ta nagła, przedziwnie czarna ciemność eksplodowała jej krzykiem. Ewa jeszcze nigdy nie widziała czerni tak doskonale czarnej, tak głębokiej, pochłaniającej wszelkie światło.

– Myszka… – szepnęła niepewnie, nie umiejąc znaleźć kontaktu. Miała uczucie, że znalazła się w innym wymiarze; gdzieś zapodział się strych i złożone na nim sprzęty; zniknęły ukośne ściany ograniczające przestrzeń. Poczuła ruch powietrza i czyjąś niewidoczną, groźną obecność.

– Myszka… – szepnęła jeszcze raz, ale głos uwiązł jej w gardle jak wielka, dusząca kula. Powoli ulegała tej samej panice, co przed chwilą jej córka.

– Maaa… – odpowiedziała grubym głosem Myszka i Ewa odetchnęła.

W każdym razie dziewczynka tu jest, cała, zdrowa i nie krzyczy. Zatem to tylko jakiś zwykły, niczym nie uzasadniony lęk.

– Nie mogę znaleźć kontaktu – powiedziała, starając się, by zabrzmiało to jak najspokojniej, gdyż miała wrażenie, że kontakt zniknął. Razem ze ścianą. Miała uczucie, że stoi oblepiona czernią jak pajęczą siecią, niezdolna do ruchu, nie mając przed sobą nic poza nieskończoną i niewidoczną przestrzenią.

– Neeee baaa…ć – powiedziała nagle Myszka i w tej samej chwili strach spłynął z Ewy jak woda. Niemal czuła, jak zsuwa się po niej coraz niżej i niżej, i wreszcie kryje się koło jej nóg, gdzieś w szparach podłogi.

– Myszka, ale napędziłaś mi strachu – powiedziała z wyrzutem, a jej ręka sięgnęła do kontaktu. Jak mogła go wcześniej nie znaleźć? Przecież był w tym samym miejscu. – Coś się stało?

– Neeeee – odparła dziewczynka. Rozbłysła żarówka i strych znowu stał się miejscem zwykłym i bezpiecznym.

Ewa podsunęła sobie stary taboret, wspięła się i otwarła okno w dachu.

– Wywietrzymy – wyjaśniła. Miała klaustrofobiczne odczucie, że nadal unosi się tu duszny, dławiący zapach strachu. Jej i Myszki. A przecież musiało to być złudzenie. Myszka krzyczała bez powodu, skoro teraz jest tak spokojna.

Do pomieszczenia wdarło się świeże wieczorne powietrze. Nad ich głowami, w prostokącie okna, zamigotały gwiazdy.

– Jak ładnie – westchnęła Ewa. Wieczorną ciszę przerwał nagle dźwięk dobiegający sprzed domu. Cichy pisk. Nie, nie pisk… Płacz?

– Coś płacze przed domem? Chodź, sprawdzimy – powiedziała Ewa, podając rękę Myszce.

Zeszły po schodach i wyszły przed dom. Właśnie zapalały się kolejne uliczne lampy, a wraz z nimi kuliste ogrodowe światła, rozjaśniając mrok trawnika.

Coś niewielkiego uciekało przed nimi, wraz z cieniem uchodzącego mroku, który niechętnie ustępował miejsca sztucznemu światłu. Coś małego, co przed chwilą płakało. Nie, to nie był płacz…

– Koooo…t – powiedziała Myszka i jej twarz rozjaśnił nagły, ufny uśmiech.

– Kici… kici… – zawołała Ewa półgłosem i z cienia wyłonił się mały, piszczący kociak. Szedł niepewny, wystraszony i kogoś szukał. Kogo? Matki? Bezpiecznego miejsca? Domu?

– Daaaa… – powiedziała Myszka tonem nie znoszącym sprzeciwu. Tak mówiła wtedy, gdy bardzo czegoś chciała. Tak mówiła, gdy w razie odmowy gotowała się do okropnego krzyku, którym potwierdzała bezwzględność żądania (“reakcje dzieci z DS bywają nieprzewidywalne, lecz na ogół bardzo gwałtowne”).

– Kici, kici… – wyszeptała znowu Ewa, a mały kociak szedł ku nim powoli, na sztywnych, wyprężonych z niepokoju łapkach, aby w ostatniej chwili otrzeć się miękko o stopy Myszki.

Dziewczynka przykucnęła i pogładziła go. Kociak zamruczał. Ręka Myszki dotykała go tak delikatnie, że Ewa się zdziwiła. “Ten kot nauczy ją, czym jest dotyk”, pomyślała i schyliła się, by wziąć stworzenie na ręce. Ale Myszka była szybsza. Ruszyła w stronę otwartych drzwi, wołając kociaka:

– Oć, oć… Oć, oć…

Kociak szedł za nią z gracją, ocierając się o jej nogi, to wybiegając przed nią, to przystając, by poczekać, aż się z nim zrówna.

We troje weszli do kuchni: Ewa, Myszka i kot. W kuchni już ktoś był. Adam. Rzucił im szybkie spojrzenie, ale nic nie powiedział, skupiony na wykonywanej czynności. Smarował tosty pastą z łososia. Nie widział kota. Świadomie nie patrzył w dół, by nie patrzeć na Myszkę. “Zawsze tak robi. Patrzy ponad jej głową”, pomyślała Ewa.

Kot wyczuł zapach jedzenia i gwałtownie, wbijając drobne, lecz ostre pazury, wspiął się po jego nodze.

– Auuu! – wrzasnął Adam i strząsnął z siebie stworzenie, energicznie podrywając się ze stołka. Kociak, odrzucony kopnięciem, zatoczył w powietrzu łuk i wydając z siebie dziecięcą skargę, opadł na wykafelkowaną podłogę. Uderzył głową o szafkę i znieruchomiał.

Myszka też znieruchomiała. Ewa wydała stłumiony okrzyk, lecz zaraz umilkła, patrząc z przestrachem na córkę. Lada moment spodziewała się przeraźliwego wrzasku, tego nieludzkiego wycia, wobec którego była bezradna i pełna winy, gdyż nie umiała mu przeciwdziałać. Lecz Myszka tkwiła w miejscu jak słup soli, z otwartą buzią, wpatrzona w nieruchome, a przed chwilą tak pełne gracji ciało kociaka. Strużka śliny ciekła jej po brodzie. Z nosa kapało. Jej oddech przypominał sapanie małej lokomotywy.

“Ona zaraz coś zrobi…”, przeraziła się Ewa. “Zrozumie, że kociak nie żyje, i zrobi coś strasznego… Pierwszy raz widzi śmierć. I to tak głupią i niepotrzebną śmierć. Gdybym zostawiła tego kota tam, na trawniku, nie byłoby tego nieszczęścia. Może byłby głodny, aleby żył. Człowiek to nieodpowiedzialna istota, wszelkie żywe stworzenia powinny schodzić mu z drogi…”

Nagle przypomniała sobie cytat z Genesis. I ten, i inne miała w pamięci od czasu, gdy przez dwa długie lata codziennie czytała Myszce Księgę. Wciąż znała każde zdanie z tych śpiewnych, rytmicznych strof. Teraz, ku własnemu zdumieniu, coś nakazało jej powiedzieć głośno i wyraźnie:

– “I panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebieskim, i nad wszelkim zwierzem na ziemi…”

– Neee… neeee… oć, oć – powiedziała nagle Myszka.

Adam stał zesztywniały, z tostem w ręce. Ewa, jak aktorka na scenie, wypowiedziała swoją kwestię i też znieruchomiała. Bezwładne szarobure ciało kota leżało na zimnej podłodze. Z głowy stworzonka wyciekała strużka krwi.

– Oć… oć… – powtórzyła Myszka, patrząc nie na kociaka, ale gdzieś w górę, nie wiadomo gdzie. Na sufit? Ewa widziała tylko białka jej wzniesionych do góry oczu.

“Kogo ona woła? I dlaczego tak dziwnie wygląda?”, zaniepokoiła się. “A może taki jest początek epilepsji? Dzieci z DS miewają epilepsję… Może ona doznała wstrząsu i stanie się coś strasznego?”

Nagle w całym domu zapadła cisza. Ewa pomyślała, że to nie jest zwyczajna cisza, taka, w czasie której słychać życie, choć żaden dźwięk nie jest głośniejszy od bzyczenia muchy. Cisza zawsze jest żywa. I trwa na tyle długo, by ją usłyszeć, i na tyle krótko, by się nie niepokoić. Cisza, która teraz zapanowała, była całkowicie martwa. Jak kot.

Nagle dało się słyszeć głębokie, ciężkie westchnienie. Ewa pomyślała, że to ich dom odetchnął ciężko, z namysłem, tchnieniem tak silnym, że drewniane okiennice zatrzeszczały, trzasnęły jakieś drzwi, a powiew wiatru, nie wiadomo skąd, wpadł do kuchni, owijając jej spódnicę wokół nóg, wichrząc włosy Myszki i gładką fryzurę Adama.

– Przeciąg – stwierdził obcym głosem Adam, a wiatr zakręcił się po kuchni, jeszcze raz zburzył czuprynę Myszki i ucichł.

Myszka zaśmiała się grubym, pogodnym głosem. Jej twarz rozjaśnił uśmiech.

– Oć… oć… – powtórzyła, ruszając w stronę kociaka.

Zwierzę poruszyło się. Najpierw niemrawo uniosło głowę, zostawiając smużkę krwi na kafelkach, potem powoli usiadło. Patrzyło na nich uważnie, oczami skośnymi i zielonkawymi jak u Myszki. Pośliniło jedną z łapek i zaczęło starannie myć zakrwawiony pyszczek.

Ewa westchnęła głośno i z niedowierzaniem. Myszka tymczasem pogłaskała kota i powiedziała nagląco:

– Jeeś…

Ewa szybko nalała mleka na talerzyk. Adam stał w milczeniu, z tostem w ręce, nie podnosząc go do ust. Nagle wzruszył ramionami i wyszedł. Jego krokom towarzyszyło donośne mlaskanie kota. Myszka uśmiechnęła się, mrużąc grube powieki, i sięgnęła rączką po resztkę łososiowej pasty. Przykucnęła i niewprawnie zaczęła wyciskać tubkę na podłogę obok zwierzęcia. Kociak porzucił mleko i przywarł różowym językiem do równie różowej papki o kuszącym zapachu.

– Żyje… To niemożliwe… – wyszeptała Ewa.

Wciąż nie mogła pogodzić się z tym, że życie jest tak kruche; że w jednej chwili pełne ruchu i wdzięku stworzenie przemieniło się w nieruchomą pustą skorupę. “Więc TO tak wygląda”, pomyślała. Ale to nie wyglądało tak, skoro kot żył.

– Jak mu dasz na imię? – spytała. – “Ten, kto wyznacza imię, jest dawcą życia i ma wpływ na jego bieg” – bezwiednie zacytowała Księgę.

– Mia…? – spytała Myszka, a Ewa kiwnęła głową. Mia było imieniem równie dobrym jak każde inne. I łatwym do wypowiedzenia.

– Twój kot, twój wybór – powiedziała do córki.

– On daa… – oznajmiła Myszka. “Ona chyba myśli, że Adam dał jej kota”, zdziwiła się, ale nie chciała tego prostować.

*

Adam otworzył okno i wyrzucił tosta. Stracił apetyt. Nie chciał zrobić krzywdy temu zwierzęciu ani nikomu. Nie zauważył kota. Nawet gdyby po podłodze łaził nie kot, ale na przykład krokodyl, też by go nie zauważył.

– …bo nie chciałeś widzieć swojej córki – szepnął do siebie półgłosem. – I dlatego, że nie chciałeś jej widzieć, obecność kota cię zaskoczyła i zareagowałeś tak brutalnie. Przyznaj się…

Przyznał się. Nie chciał jej widzieć. Nie chciał okazywać, że ją dostrzega. Nie chciał, by odezwała się bezpośrednio do niego – jak do ojca. One obie weszły do kuchni tak niespodziewanie… Myślał, że dawno poszły już spać. Pazurki, wczepione znienacka w nogę, zadały mu ból, odruchowo chciał się go pozbyć…

“Mogłem go zabić. To cud, że go nie zabiłem. Ale ta wariatka nie musiała recytować Biblii!”, pomyślał ze złością.

Kot na szczęście żył. Kiedyś, gdy budował ten dom dla swojej rodziny, z nadzieją, że zapełni się dziećmi – pierwszym… drugim… może trzecim? – Adam planował, że będą w nim również zwierzęta. Zawsze uważał, że pełna, prawdziwa rodzina powinna składać się także z kota lub psa. Lub jednego i drugiego. W ich dużym domu zwierzęta miałyby dużo swobody – i były zaplanowane, jak zresztą wszystko. Wszystko poza Myszką.

Nagle powrócił do niego biblijny cytat, który Ewa wyrecytowała z jakąś dziwną, natchnioną interpretacją:

“I panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebieskim, i nad wszelkim zwierzem na ziemi…”

Czy Bóg rzeczywiście tak to zaplanował? Czy Bóg w ogóle planuje? Planowanie pasuje raczej do księgowego niż do Boga, pomyślał kpiąco. Bóg pewnie eksperymentuje. Albo wie.

– Boga nie ma – powiedział głośno i gniewnie ku otwartemu oknu. – Lecz jeśli jest, nie powinien oddawać zwierząt pod panowanie ludzi.

“A ludzie? Czy można oddać ludzi we władanie ludziom? Co w ogóle można im powierzyć, nie obawiając się, że zniszczą, popsują, skrzywdzą?”, zamyślił się.

Coraz częściej myślał o sprawach, które dawniej go nie interesowały lub którymi nie chciał się interesować.

“Głupieję z tego wszystkiego”, pomyślał z irytacją.

Znowu poczuł żal: do Ewy, do siebie, lecz przede wszystkim do Myszki. Gdyby nie ona, ich życie mogło być piękne i szczęśliwe. Kochał porządek, nienawidził chaosu. ł

“Myszka to chaos”, pomyślał, przygotowując pościel do spania.

*

Kot, zwinięty w kłębek, mruczał w wielkim małżeńskim łożu, w którym spały matka i córka.

“On przyprowadził na ziemię zwierzęta i dał mi jedno z nich”, myślała Myszka, zasypiając. “Może nie chciał, bym się martwiła i zastanawiała, co teraz tam robi? I co z tego wyniknie, skoro nie posłuchał głosów z mojej głowy? Nie mógł posłuchać. Bo ich nie było, bo nie wiem, czego On chce”, myślała niecierpliwie, usiłując nie wiercić się, żeby nie budzić mamy. “Ale zechciał tchnąć w kota drugie życie. Stworzył go jeszcze raz, z martwego zakrwawionego futerka”.

– To było dobre – wymruczała cichutko, a ściany sypialni usłyszały dziwne, chrapliwe echo: “To…y…obe…” Ale czy będzie dobre to, co On nadal stwarza?

Kot mruczał, Ewa spała, a Myszce przypomniał się śpiewny, dziwnie bliski rytm słów, które mama wypowiedziała w kuchni, gdy myślała, że kot nie żyje.

“Kto ma panować nad rybami, ptactwem i wszelkim zwierzem na ziemi…?”, zapytała bezgłośnie samej siebie.

“Wiem, co On tam stwarza”, uprzytomniła sobie nagle, a potem zasnęła, zanim zdążyła się zaniepokoić, czy to będzie dobre.

Kot mruczał, przytulony do jej szyi.

I stał się wieczór, dzień szósty.