39418.fb2 Powt?rka z morderstwa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 23

Powt?rka z morderstwa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 23

– Z niego marketingowiec jak z koziego zadka trąba. Natomiast ma chłopiec talent do interesów, a w marketingu można go łatwo wykorzystać…

– Insynuujesz coś Buckowi?

– On się u was nazywa Bucek? U nas miał ksywę Bucefał. Ja tam sama za dużo nie wiem, bo mnie to brzydzi, ja nie jestem dziennikarz śledczy, jednak to i owo mi się o uszy obiło. Podobno Bucefalski potrafił twórczo wykorzystać sponsoringi i patronaty medialne. Rozumiesz: przyjmiemy patronat medialny nad waszą imprezką, ale musimy jakąś przyjemność z tego mieć. No i jeżeli imprezką to był doroczny zjazd niepełnosprawnych ruchowo miotaczy kulą, to interesik się zawieszało na kołku. Inaczej to wyglądało, jeśli w grę wchodziły na ten przykład jakieś duże targi albo piknik samochodowy, zresztą nie wiem co jeszcze, ja tam głowy do interesu nie mam, ja mam głowę do roboty.

To zupełnie tak jak ja. Ale chwytam ideę. Ze sponsoringami podobnie, co?

– Właśnie. W każdym razie Buckiewicz zawsze był na tym styku z klientem. I wszystkie wróble na dachach ćwierkały, że zupełnie sympatycznie sobie na tym dorabiał do pensji. A jak wróble były szczególnie złośliwe, to jeszcze ćwierkały, że pani dyrektor i w tym względzie coś z Buckiewicza miała.

– A miała coś w innym?

Alusia spojrzała na Wikę znad szklanki kompotu z pewnym politowaniem.

– Wika, ty dziecko jesteś? Pani dyrektor miała z niego bezpieczny seks!

– To chyba z nim, nie z niego. Coś ty? Naprawdę? I dlaczego bezpieczny? I skąd ty to wiesz?

– Wszystko od wróbli. A bezpieczny, bo Bucefalak cenił dyskrecję. A jej znowuż wcale nie zależało na tym, żeby wszyscy wiedzieli, ponieważ lubiła być małżonką sławnego dramaturga, a dramaturg podobno wcale nie takie ciepłe piwo, tylko gość z temperamentem.

– A nie wygląda…

– Pozory mylą, przyjaciółko. Oczywiście to też wiem od wróbli. Matko jedyna, ale późno! Wika, muszę jechać. Jak najwięcej drogi za dnia. Po co ja przyjechałam samochodem, chyba miałam zaćmienie umysłu. Ale ja strasznie kocham ten samochodzik, tylko on ma jedną wadę, zdjęcia z fotoradarów za nim przychodzą. Podrzucę cię do fabryki.

Obok parkującego przy barze srebrzystego subaru imprezy stało już kilku podziwiających auto dziesięciolatków. Alusia przegoniła ich machnięciem ręki, wsiadła, wpuściła Wikę, z lekkim piskiem opon (na cześć publiczności) zawinęła zgrabnie i wjechała w Jagiellońską.

– Chyba całe życie zarabiałaś na tę brykę?

– Dziecko. Nie widziałaś naprawdę drogich bryk? Tylko nam, prowincjonalnym dziennikarkom, się wydaje, że to bógwico.

– Pewnie masz rację. Oczywiście, że masz. Widziałam wypasione bryki, za które dałoby się kupić cały salon takich jak ta… Jedna nasza koleżanka, co ma świra na tle samochodów, stale nam coś pokazuje, a sama koniecznie chce sobie kupić nowego jeepa, tylko nie może na niego uskładać, na razie ma dwulatka…

– Słynna w całej Polsce Ilonka Karambol, znam ją z materiałów. A ja wcale nie mam świra na tle samochodów, tylko na tle tego jednego. Do niedawna jeździłam seicento, masz głowę? Tak naprawdę to subaru mój mąż kupił, wydał na niego całą nagrodę za jeden taki konkursowy projekt, bo ja mam męża architekta, wiesz? Tylko jak zaczął go używać, to… no właśnie, zaczęły te zdjęcia przychodzić i Misiowi punkty narosły. Jeszcze pół roku mam bryczkę do dyspozycji. Więc korzystam, bo jak Misiek znowu będzie mógł pokazać się na drogach publicznych, to mi ją zabierze.

Konwersacja definitywnie zeszła na samochody i o Jerzym Buczku więcej panie już nie rozmawiały.

Teraz, przy smętnych resztkach kaszanki dogorywającej na wciąż wesoło płonących brykietach Wika przypomniała sobie całą tę rozmowę i skrupulatnie powtórzyła ją koleżankom.

– Ooooo – ucieszyła się Lalka, która szczerze nie znosiła Bucka. – To ja już wszystko wiem. Żożo ją załatwił, głowę sobie dam uciąć! Tylko jeszcze nie wiem, dlaczego, skoro tak ładnie im szedł ten dubeltowy interes, seksualno – marketingowy!

– Czekajcie. – Ilonka zatarła drobne rączki. – U nas też wróble mieszkają na korytarzach i dzioby im się nie zamykają. Słyszałyście, że Bucek się szykuje na miejsce po Filipie? On udawał, że to dla niego korzystna zamiana, ale tak naprawdę wcale nie. Może dlatego Paprochowa chciała mu dać mój Magazyn Motoryzacyjny, na otarcie łez, albo żeby nadal jej służył swoją… tego… osobą… to znaczy fragmentem. Jak myślicie, dziewczynki, czy on ją kochał prawdziwą miłością? Albo ona jego?

– Albo jeszcze inaczej. – Wika obgryzała paznokieć, który jej się złamał na szufelce do nakładania brykietów. – Szefowa znalazła sobie innego gacha, nie wiecie, kto miał przyjść po Bucku do marketingu? Może jeszcze tworzyła jakieś pozory, żeby tak nie od razu, ale Bucek był de facto już w odstawce. Rzeczywiście miał dostać Magazyn na łez otarcie, ale z tego, jeśli się nawet da wycisnąć jakieś lewe pieniądze, to przecież nie tyle co w marketingu. Ilonka, brałaś jakieś łapówy?

– Kurczę, nie. Ale może teraz zacznę, bo mi Geniusz obiecał, że nie da Magazynu Buckowi…

– Szkoda, wiedziałybyśmy, ile Żożo traci!

– Nic byśmy nie wiedziały, bo najwięcej zarabiał na tych sponsoringach i patronatach! Czy któraś z was jest w przyjaźni z Kaśką Papracką?

Trzy kobiety zamilkły. Kasia Rapacka miała charakter prawie tak samo nieprzyjemny jak Żożo.

– Dla dobra śledztwa jestem gotowa się poświęcić – po dziesięciu sekundach przerwała milczenie Ilonka. – Nigdy z nią nie miałam do czynienia, więc się nie rzuci w oczy moja obrzydliwa obłuda…

– Myślisz, że dasz radę? – Lalka położyła na ruszcie kawałek chleba. – Chcecie też?

– Chcemy. Moim zdaniem Ilonka sobie rady nie da, od razu będzie widać, że się zmusza.

– Nie znacie mnie. Jak będę miała motywację, to zagram dowolną rolę w tym cyrku.

– W cyrku nie gra się ról, tylko się chodzi po linie. To cienka lina i jak nie będziesz uważała, możesz zlecieć na pysk. Jeśli Bucek naprawdę jest mordercą i jeśli się dowie, że dokoła niego węszysz, to, nie daj Bóg, mógłby i ciebie trzepnąć. Tfu, tfu, na psa urok. Gdzie są psy?

– Latają gdzieś po ogrodzie. Nie uciekną, bo wzmocniłam ogrodzenie, kiedyś Szanta uciekała. Bawią się w krzaczkach. Nie rozpraszajcie mnie. Czy wiemy, kto się szykował na marketing po Bucku?

– Nie wiemy. A czy to ma jakieś znaczenie?

– Tego też nie wiemy.

– Jest też pytanie, dlaczego Bucek poszedł w odstawkę. Jeżeli poszedł…

Moim zdaniem nie poszedł jeszcze tak definitywnie – powiedziała stanowczo Ilonka. – Całkiem niedawno byłam u szefowej, to znaczy usiłowałam być, ale mnie Jolcia spuściła po brzytwie, w każdym razie właśnie robiłam jej awanturę w sekretariacie, kiedy Żożo wylazł z gabinetu Paproszkowskiej taki raczej zgrzany, a za nim szefowa w pąsach. I łaskawie zgodziła się ze mną rozmawiać. Widocznie Jolka miała zakaz wpuszczania kogokolwiek, dopóki szefowa zajmuje się marketingiem. Ale moim zdaniem od marketingu fryzura się nie psuje.

– Patrzcie, jak to dobrze czasem skonfrontować stan wiedzy – zauważyła Lalka. – A ja chyba wiem, kto miał zastąpić Bucka. Bo ja z kolei kiedyś, też całkiem niedawno, widziałam jak się szefowa całowała w samochodzie, w garażu… zgadnijcie z kim?

– No przecież nie wiemy, kto teraz wchodzi do marketingu…

– Z Boryskiem Otmuchowskim. Oni z Klaudią są chyba takim nowoczesnym małżeństwem; pamiętacie, jak ona romansowała z Geniuszem?

– A co, urwało im się?

– Wika, jesteś nie na czasie. Urwało im się jakiś rok temu, bo się żona Geniusza dowiedziała i zagroziła mu separacją od stołu i łoża. Łoże to on miał z Klaudyną, ale koryta mu było szkoda, bo żona zarabia z osiem razy więcej od niego. No i dziecko tam było w sprawie użyte, to znaczy żona mu powiedziała, że zabroni kontaktów i on się przestraszył nie na żarty. I odstawił Klaudię od piersi, ale dla niej to była mała szkoda, bo i tak się już zaprzyjaźniła z panią dyrektor, i pani dyrektor osobiście pilnowała, żeby Klaudia miała co robić na antenie.

– Podsumujmy, dziewczynki – zażądała Ilonka. – Żożo miał iść w odstawkę, zarówno od łoża, jak i koryta, wiedział o tym od jakiegoś czasu, pani się wciąż wahała, ale przygotowywała zmiany konsekwentnie, zesłaniem miała być redakcja informacji, a nagrodą pocieszenia mój magazyn. Sytuacja zaczynała się klarować w sposób niekorzystny dla Bucka, więc Bucek załatwił panią celem zapobieżenia swojej katastrofie finansowej. Bo co do tego gruppenseksu, to nie sądzę, żeby mógł stanowić motywację. Dobrze mówię?

– Bardzo dobrze – pochwaliła Lalka. – Teraz pytanie, czy mógł to zrobić?

– Jasne że mógł. Wystarczyło ją zwabić do studia, kiedy wszyscy już stamtąd wyszli i stuknąć. To znaczy przydusić. To nie wymagało długiego czasu, wystarczyłoby kilka minut. Nie wiecie, czy on był wtedy w fabryce?

– Nie mam pojęcia. – Wika zmartwiła się nieco.

– Ale ja mam – oświadczyła tryumfalnie Lalka. – Był, widziałam go. Odprowadzałam Marka Rudzkiego do samochodu, bo mu przedtem załatwiłam wjazd na nasz parking i musiałam go wypuścić, i akurat wtedy Bucek wjeżdżał do garażu od strony Monte Cassino.

– Noo. – Wika pojaśniała. – To go mamy! Ilonka skrzywiła się sceptycznie.

– Nie wiem, czy mamy. Mógł iść do swojego marketingu i wcale jej nie spotkać albo mógł ją spotkać i wcale jej nie kropnąć. Chyba nie jest łatwo być policjantem kryminalnym. Ale się nie poddamy, co, kobitki?

– Nie ma takiej możliwości – oświadczyła Lalka. – Tylko teraz się zastanówmy, jakiego chytrego sposobu użyjesz, żeby zawiadomić swojego komisarza o naszych ustaleniach.

Okazja nadarzyła się kilka dni później. Komisarz i aspirant zdążyli w tym czasie z niejakim żalem zrezygnować z wpisania na listę podejrzanych Lilki Solskiej, którą odwiedzili i odpytali, a która przedstawiła im granitowe alibi w postaci trzech koleżanek z okresu studiów, poświadczających zgodnie, że w momencie śmierci Eweliny Proszkowskiej grały z Lilką w brydża, jak co tydzień od dwudziestu prawie lat. Sesja brydżowa odbywała się tym razem u niejakiej Marzeny Grabowicz, w jej domu na Gumieńcach, w związku z czym jako dodatkowi świadkowie wystąpili mąż i dwaj synowie pani Grabowicz. Lilka Solska okazała się uroczą kobietą, z dużym dystansem odnoszącą się do wszystkich wielbicielek swojego małżonka.