39418.fb2 Powt?rka z morderstwa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 48

Powt?rka z morderstwa - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 48

– Niestety, kłamałam jak pies. Nie, pies nie kłamie. A ja tak. W ogóle nie znam pani Makuchowej. Ona teraz myśli, że ma sklerozę. I martwi się, że nie pamięta, jak mi na imię i jak wyglądam. Trudno. Dała mi namiar na Proszkowską.

– Jak to, nie znasz? – nie zrozumiał komisarz. – Rozmawiałaś z nią jak ze starą znajomą…

– To znacznie ułatwia zdobywanie potrzebnych danych – wyjaśniła cynicznie Alusia. – Widziałam ją w programie, jak odsłaniała jakąś koszmarną tablicę. Szczęście, że nie wyszło na jaw, że nie mam pojęcia, gdzie ona tę tablicę odsłaniała. „Szkoło, moja szkoło, tyś domem moim i życiem”. Bla, bla, bla. Jakbym się zaczęła tłumaczyć, to ona by mogła wyjechać z ochroną danych osobowych, wiecie, obcą osobę traktuje się nieufnie. A znajomej dziennikarce jak tu nie pomóc? Taka działaczka związkowa spotkała w życiu dziesiątki dziennikarzy i połowy z nich nie pamięta.

– Nie umrzesz własną śmiercią. – Ilonka była w gruncie rzeczy zachwycona. – I co, gdzie mieszka madame Proszkowska?

– W domu spokojnej starości, to znaczy w domu nauczyciela seniora. Wiosenna jesień czy coś w tym rodzaju. Dam wam adres i powiem, jak dojechać, ale sama was nie doprowadzę, przepraszam. Nie mam czasu dzisiaj, powinnam zrobić z tysiąc rzeczy, a energii mam mało po tej owocnej nocce. Fajny reportaż mi wyszedł, Ilonko, pewnie nie masz czasu, a chętnie bym ci go pokazała i posłuchała koleżeńskiej krytyki. To znaczy koleżeńskich wyrazów uznania. Ale ten twój komisarz ma minę! Przecież wiem, że nie macie czasu i nie zatrzymuję…

– To nie jest MÓJ komisarz – powiedziała Ilonka grobowym tonem.

Nie twój? A wygląda. To przepraszam. Tu wam zapisałam adres, a tutaj patrz, Tomek. – Alusia rozłożyła plan Rzeszowa. – Tak będziesz jechał…

– To nie ja będę jechał, tylko Ilonka – sprostował tym razem komisarz. – Ona by mi nie pozwoliła dotknąć swojego świętego samochodu.

– Lepiej też uważaj, przyda mi się pilot, a co do jeżdżenia po obcych miastach, to ja tak sobie… Muszę w końcu kupić GPS.

– Najpierw kup swojemu małemu coś do jedzenia. Głodówkę mu robisz czy co? Patrz, miałam tu zapas ciasteczek na tej dolnej półce, wszystkie zeżarł. Teraz pęknie.

Dom pedagoga seniora imienia Euzebiusza Karolkowa znajdował się w mocno podniszczonym starym pałacyku, a pałacyk w pięknym starym parku. Ilonka i komisarz trafili tam nie bez trudności, ale dopiero następnego dnia i to nie od rana, musieli bowiem odbyć jeszcze kilka spotkań z dziennikarzami obojga płci, którzy potwierdzili i nawet uzupełnili opowieść Alusi o niekonwencjonalnym traktowaniu żony przez Procha, oraz z dyrektorem telewizji rzeszowskiej, szalenie miłym człowiekiem, który jednakowoż nie powiedział im o Żożu, Proszkowskiej i przekrętach marketingowych niczego nowego.

– Co to za jeden, ten Karolkow? Jakiś radziecki pionier pedagogiki z początków ubiegłego wieku? – Ilonka rozglądała się ciekawie. – Czemu nikogo nie ma w tym parku? Przy takiej pięknej pogodzie seniorzy powinni tu hasać jak te wiewióreczki.

– Może mają porę obiadową?

– Raczej podwieczorkową. – Ilonka była zorientowana w zwyczajach domów seniora, ponieważ, oczywiście, w kilku z nich robiła materiały. – Jak nie wejdziemy, to się nie dowiemy.

Weszli do środka przez ciężkie drzwi, stylowe, częściowo oszklone grubymi, matowymi szybami, pokonali siedem schodków wyłożonych kokosowym chodnikiem i przeszli przez kolejne drzwi, również pięknie oszklone, ale szkłem przezroczystym, prawdopodobnie kryształowym, na krawędziach załamującym niskie, jesienne promienie słoneczne.

Za tymi dubeltowymi wspaniałymi drzwiami stał zwykły biurowy stoliczek, a przy stoliczku siedziało dwóch seniorów w schludnych blezerach. Obaj jednakowo siwi i starannie ogoleni. Obaj jednakowo smętni. Blezer większego miał kolor ciemnoszary, a mniejszego buraczkowy.

– Dzień dobry panom – zagaiła Ilonka z promiennym uśmiechem. Komisarz był ciekaw, czy jest on prawdziwy, czy tylko… na użytek doraźny. Był skłonny przyznać, że jednak prawdziwy. Starsi panowie nieco nieśmiało odwzajemnili ten uśmiech. – Czy moglibyśmy zobaczyć się z panią Proszkowską? Niestety, nie wiem, jak ma na imię, ale owie na pewno ją znają…

Seniorzy spojrzeli po sobie.

– O tak – powiedział Szary Blezer.

– Znamy ją doskonale – dodał Buraczkowy. Obaj westchnęli i zamilkli.

– A gdzie ją znajdziemy?

– A, prawda – ocknął się Szary Blezer. – Powinna być na świetlicy. O tej porze prowadzi zajęcia grupowe. Kabaret seniora.

– To pani Proszkowska tu pracuje? – Ilonka była zdziwiona. – Myśleliśmy, że jest pensjonariuszką, no, mieszka tutaj…

– Mieszka, mieszka. – Buraczkowy Blezer ciężko wstał z miejsca. – Ja zaprowadzę.

– A gdzie jest jakiś personel? – Ilonka zaprezentowała dziennikarską dociekliwość. – Jakieś pielęgniarki, czy ktoś w tym rodzaju. Jest tu ktoś taki?

– Jest, jest. – Buraczkowy Blezer mógł, jak się zdaje, albo iść, albo mówić. Nie jednocześnie. Nie miał tyle oddechu. Stanął, żeby udzielić wyjaśnienia. – Są panie, ale o tej porze będą pewnie u siebie. Będziemy przechodzić.

Wskazał dłonią kierunek i ruszył naprzód.

Rzeczywiście, po chwili trzyosobowy pochód minął salkę z napisem „Dyżurka”. Drzwi były uchylone i widać przez nie było kilka pań w białych uniformach. Siedziały tyłem do drzwi a przodem do telewizora, w którym leciało właśnie powtórzenie wczorajszego wieczornego odcinka „M jak miłość”.

Komisarz pokręcił głową, a bardziej bywała Ilonka wzruszyła ramionami.

Buraczkowy Blezer parł naprzód.

Kiedy wreszcie udało im się dojść do świetlicy, Buraczkowy Blezer był na skraju zapaści. Ilonka zastanawiała się głośno, czy nie należałoby biec do dyżurki i wyrwać przynajmniej jedną z pielęgniarek z błogostanu, niechby rzuciła fachowym okiem na ciężko dyszącego seniora, ale Buraczkowy Blezer machnął tylko ręką i ruszył w drogę powrotną.

– Ciekawe, czy ja też będę kiedyś takim dziadkiem – mruknął komisarz i otrząsnął się, jakby chciał strzepnął z siebie tę ponurą wizję.

– Byłeś kiedy w podobnym domu?

– Nie, a ty?

– Kilka razy. Zawodowo. Tu jeszcze nie jest tak strasznie. Dużo gorsze są takie domy pomocy społecznej, gdzie jest wielu chorych, bardzo starych, leżących, siusiających pod siebie, takich, których trzeba karmić łyżeczką. Masakra. A domy dziecka są jeszcze gorsze. Ale tak samo dzieci, jak ci staruszkowie patrzą na ciebie z nadzieją, że ich stamtąd zabierzesz. Ci z demencją, rzecz jasna. Przytomniejsi nie mają żadnej nadziei. I czujesz ten zapach? Nienawidzę go. Chodź, znajdźmy tę Proszkowską i spadajmy stąd jak najprędzej, zanim się rozchoruję.

Komisarz z pewnym trudem powstrzymał nagłą chęć przytulenia Ilonki i skinął głową. Spoza drzwi świetlicy dobiegały jakieś śpiewy. Uczciwie mówiąc, dość nieporadne. Przerywał je co chwila damski głos wydający pretensjonalnym tonem jakieś komendy.

Kiedy Ilonka i komisarz uchylili te drzwi, śpiewy umilkły. Weszli i zobaczyli kilkanaście osób w mocno zaawansowanym wieku. Osoby skupione były wokół ślicznego, starego, acz okropnie rozstrojonego pianina. Przy pianinie siedziała malutka, okrąglutka i zastrachana staruszka. Za jej plecami stała wysoka jędza, podobna do Procha jak dwie krople wody. Nie można byłoby się pomylić.

– Państwo do kogo? – Proszkowska miała głos jak brzytwa. – Mamy próbę! Nie można zaczekać?

– Można – zgodził się komisarz. – My do pani, ale jeśli pani sobie życzy, poczekamy. Z pewnością nie chcielibyśmy przeszkadzać.

– Chwileczkę, państwo w jakiej sprawie?

– Ja się nazywam Ilona Dymek – pospieszyła Ilonka z odpowiedzią. – Jestem z telewizji szczecińskiej i chciałabym porozmawiać o panu Sebastianie Prochu – Proszkowskim.

– Proch – Proszkowskim. „Proch” się nie odmienia. A pan?

– Pan się nazywa Tomasz Ogiński i jest ze mną.

Ilonka uznała, że nie ma co wyciągać policyjnej legitymacji ani wymachiwać odznaką. Telewizja powinna okazać się skuteczniejsza. Komisarz zrozumiał i nie protestował.

Mieli rację.

Pani Proszkowska – seniorka władczo skinęła na zebranych.

– Koleżanki, koledzy! Przerwa! Za pół godziny proszę wszystkich z powrotem! Gdyby mnie nie było, koleżanka Wojda poprowadzi próbę do mojego powrotu!

Starsi państwo posłusznie wyszli ze świetlicy. Pani Proszkowska zwróciła się do swoich gości:

– Państwo będą pisać o Sebastianie?

– My nie piszemy artykułów – wyjaśniła Ilonka. – Jestem reporterką telewizyjną i robię filmy dokumentalne, na razie dokumentuję sobie wstępnie reportaż o panu Prochu – Proszkowskim. Wie pani, muszę zebrać jak najwięcej materiałów, a potem zastanowię się, co jest najważniejsze, a co można pominąć.