39418.fb2
Aż go skręciło na myśl o tym, że zwalista jejmość mogłaby zostać teściową Ilonki, nawet gdyby miała jej podsuwać pod nos smakołyki. I kim, na Boga, jest kretyn pod tytułem Donio?
Ilonka oprzytomniała.
– Jakiekolwiek miałeś wrażenie, było one mylne – oświadczyła i zerwała się z taboretu. – Nieuprawnione, tak się teraz mówi. Nieuprawnione. – Pospiesznie grzebała w torbie. – Zaraz ci wszystko wyjaśnię, tylko wykonam telefon, to będę miała więcej danych. Jest. Czekaj. Sześć, zero, dwa, osiem… Halo! Marieta? To ja, Ilonka. Możesz rozmawiać, czy na przykład coś ci się rodzi?… No dobrze, powiedz, czy rozmawiałaś z Doniem?… Czekaj chwilkę, dam na głośnik, bo coś robię. – Spojrzała na komisarza i przyłożyła sobie palec do ust, po czym przerzuciła rozmowę na głośniczek.
– Donio jest ze mną – mówiła nieznajoma Marieta odrobinę jakby podniecona. – Nie jestem w pracy, jestem w domu. Ilonka, słuchaj, jesteś niezwykła. Dzwoniłam do tego Manchesteru, do pana Kociołka. Oni się rozwijają, chcą być serwisem vauxhalla…
– Wiem – przerwała Ilonka niecierpliwie. – To znaczy, że jest praca dla Donata?
– Mógłby zaczynać od jutra! Powiedz mu, że powinien to zrobić!
Komisarz miał w tej chwili uszy jak słoń.
– Donio, jesteś? Tu Ilonka.
– No jestem – odpowiedział głos męski, zdaniem komisarza raczej rozlazły. – Ilona, co wy tu knujecie z Marietką?
Komisarz zanotował z pewną przyjemnością fakt, że nieznany Donio Marietę zdrobnił, a Ilonkę nie.
– Donio! Sam pomyśl. Macie szansę na dobrą pracę, zarobicie tyle pieniędzy, że tu w życiu wam się to nie uda, będziecie razem, na wejściu możecie mieć dom albo przynajmniej bardzo porządne mieszkanie, no i mama nie będzie wam robiła wstrętów!
– Czego nie będzie robiła mama?
– Nie będzie wam przeszkadzać! Sam wiesz, że twoja mama nie chce się zgodzić na Marietę! Kochasz ją?
– Kogo? – nie zrozumiał Donio. – Mamę?
– Marietę! Mamę to wiem, że kochasz. Każdy kocha mamę!
– No, kocham Marietkę, przecież ci mówiłem…
– Ona też cię kocha. I co, tak ją zostawisz?
– Czekaj, Ilona. Skąd wiesz, że Marietką mnie kocha?
– Chryste Panie! Bo mi powiedziała! Tobie nie powiedziała?
Komisarz, już zorientowany w sytuacji i odprężony, znów w nadziei na kolację z Ilonka, zaczynał się właśnie doskonale bawić.
– Chyba nie…
– Marieta, powiedz mu to natychmiast!
– Jak to, natychmiast? Przez telefon? Przy świadkach?
– Przy jednym świadku – zełgała swobodnie Ilonka. – I to ja jestem telefoniczna, a nie Donat! Mów mu zaraz, bo przecież jeszcze chwila i on się nie zdecyduje na ten wyjazd!
– Marietką, co ona mówi?
No, ona wie, co mówi. Donio, ja naprawdę cię kocham…
– O kurde – wyrwało się z młodej piersi niewidzialnego Donata. – Ja przecież ciebie też kocham… Marietka!
– Tylko jeśli zostaniemy tutaj, twoja mama zrobi wszystko, żebyśmy się nie mogli widywać. A już na pewno nie pozwoli nam się pobrać.
– Kurde, Marietka, naprawdę wyjdziesz za mnie?
– Pewnie, że wyjdę…
Odgłosy, które nastąpiły, świadczyły o gwałtownym wybuchu uczuć amanta.
Ilonka i komisarz popatrzyli na siebie, a oczy w tym momencie błyszczały obojgu.
– Ty, Ilona…
– Jestem, jestem.
– Masz u mnie wszystko, co chcesz. Ona mi ani razu nie powiedziała, że mnie naprawdę kocha, ja jej się bałem oświadczyć, a teraz wszystko sobie powiedzieliśmy, przez ciebie…
– Dzięki tobie – poprawiła przytomnie Marieta.
– No, dzięki tobie. Ty naprawdę jesteś fajna szmula, Ilona. Naprawdę. Słuchaj, ja biorę tę robotę, Marietka idzie pracować do szpitala, do tej swojej koleżanki, co to mi o niej opowiadała… Przyjedziesz do Anglii na nasz ślub?
– Jasne, że przyjadę – odrzekła Ilonka entuzjastycznie, myśląc sobie, że na pewno nie, bo przecież będzie tam mamuśka Donata. – A nie zmienicie zdania?
– Nie ma takiego numeru – oświadczył godnie Donio. – Matka będzie musiała się pogodzić z sytuacją.
– Może kiedyś weźmiemy ją do siebie – wtrąciła szlachetnie Marieta. – Ilonka, a ty zawsze będziesz miała u nas metę. Pamiętaj, zawsze!
– No to fajnie – Ilonka dążyła do zakończenia rozmowy, jakże owocnej. – To ja się teraz biorę do robienia kolacji, bo też mam gościa. O cholera…
– Nas tam ktoś słyszał u ciebie? – W głosie Donia było tyleż niezadowolenia, co zawstydzenia.
Przepraszam, nie chciałam, żebyście wiedzieli, ale mi się wypsnęło. To mój przyjaciel, od niego mam te namiary na warsztat w Manchesterze. Pośrednio. No, już się nie gniewajcie.
– Jak twój przyjaciel, to się chyba nie będziemy gniewać – zdecydowała wielkodusznie Marieta.
Ilonce coś się przypomniało.
– Czekajcie, nie rozłączajcie się! Donio, a wziąłeś pod uwagę, że w Manchesterze jest Manchester United?!
Donat wydał gwałtowny okrzyk, świadczący o tym, że nie brał tego szczęścia pod uwagę.
– No to trzymajcie się, dzieci – powiedziała Ilonka, bardzo zadowolona ze znalezienia argumentu, który mógł bardzo zasadniczo ugruntować sukces jej działań.
Uwolni się od mamy Karachulskiej!