39438.fb2 PS Kocham Ci? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 7

PS Kocham Ci? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 7

ROZDZIAŁ PIĄTY

Holly starannie rozwieszała na sznurach uprana bielizną, rozmyślając o tym, jak przez cały miniony miesiąc próbowała zapanować jakoś nad swoim życiem. Wciąż wierzyła, że wszystko się ułoży, ale bywały dni, że optymizm ulatniał się całkowicie i ogarniał ją nieprzebrany beznadziejny smutek. Godzinami, odrętwiała, przesiadywała wówczas w salonie, wspominając dawne chwile, rozpamiętując każdą kłótnię z Gerrym i żałując przy tym, że nie może cofnąć czasu. Wyrzucała sobie, że nazbyt często obrażała się, zamiast od razu wyjaśniać nieporozumienia i wybaczać. Samotnie kładła się spać, zamiast przytulić się do ukochanego. Bezsensowna strata czasu.

Bywało, że całymi dniami snuła się po domu, zatopiona we wspomnieniach. Niekiedy nagle wybuchała śmiechem, bo przypominał jej się jakiś dowcip Geny’ego albo ich wspólne wygłupy. Męczyła ją ta huśtawka nastrojów. Czasami pogrążała się w depresji na wiele dni. Potem jakimś cudem znajdowała w sobie siłę, żeby się z niej wyrwać, ale wkrótce ponury nastrój wracał ze zdwojona siłą. Z byle powodu tryskały łzy. Wszystko to razem było nie do zniesienia.

Wiele razy wracała do listu Gerry’ego, usiłując wyczytać coś między wierszami, wyłowić jakieś ukryte przesłanie. Nigdy się już nie dowie, o co naprawdę mu chodziło, bo nigdy już z nim nie porozmawia. Wciąż nie mogła się pogodzić z nieodwracalnością śmierci.

Po maju nastał czerwiec, który przyniósł długie, jasne wieczory i śliczne poranki. Cała Irlandia obudziła się z zimowego snu. Pora zacząć wstawać z ptakami i przestać kryć się w mroku, pomyślała Holly.

Czerwiec oznaczał kolejny list od Gerry’ego.

Holly usiadła na słońcu, delektując się kolorami życia, i rozerwała czwartą kopertę. Gerry zrobił wykaz swoich rzeczy i wydał dyspozycje, co powinna z nimi zrobić. Na końcu dopisał:

PS Kocham Cię, Holly, i wiem, że Ty kochasz mnie. Nie musisz mieć pod ręką pamiątek po mnie, żeby nie zapomnieć. Nie musisz ich trzymać na dowód mojego istnienia i mojej obecności w Twoich myślach. Nie musisz chodzić w moim swetrze, żeby czuć mnie przy sobie. Zawsze będę tulił Cię do siebie.

Holly była zdruzgotana. Wolałaby jeszcze raz wziąć udział w karaoke. Chętnie skoczyłaby ze spadochronem, przebiegła tysiąc kilometrów, cokolwiek, byle nie opróżniać jego szaf i nie pozbywać się ostatnich śladów jego obecności.

Miał jednak rację, o czym doskonale wiedziała. Przecież znikł w fizycznej postaci.

Spełnienie tego polecenia wiele ją kosztowało. Przez kilka dni zmagała się z rzeczami męża. Z każdym ubraniem i każdym świstkiem papieru wyrzucała setki wspomnień. Odkładając kolejne przedmioty, czuła, jak gdyby znów żegnała się z Gerrym. To była tortura!

Skończyła. Teraz pozostało już tylko wyrzucić wszystko na śmietnik. Zamierzała uporać się z tym sama, ale wpadł Jack i spełnił za nią smutny obowiązek.

Tyle przedmiotów, tyle wspomnień: ślubny smoking Gerry’ego, garnitury, koszule, krawaty, których tak nie lubił nosić. Zmieniały się mody – błyszczące garnitury z lat osiemdziesiątych i dresy zwinięte w kłębek. Fajka do nurkowania, muszla, którą dziesięć lat temu znalazł na dnie oceanu, zbiór podstawek pod piwo ze wszystkich barów, jakie odwiedzili na całym świecie. Karty walentynkowe od Holly. Kije golfowe od Johna, książki od Sharon, wspomnienia, łzy i śmiech.

Całe życie spakowane w dwadzieścia worków na śmieci.

Przeszłość spakowana w głowie Holly.

Każdy przedmiot wzbijał kurz, każdy budził nowe wspomnienia. Upchała wszystko do worków, odkurzyła, otarta oczy i odsunęła przeszłość od siebie.

Zadzwonił telefon komórkowy. Holly zbiegła szybko do kuchni, żeby odebrać.

– Halo.

– Zrobię z ciebie gwiazdę! – zawył histerycznie Declan i zaniósł się niepohamowanym śmiechem.

Holly wytężyła umysł, nie mogła jednak pojąć, o co jej bratu chodzi.

– Upiłeś się, czy co?

– Może trochę, ale to nie ma najmniejszego znaczenia.

– Bój się Boga, jest dziesiąta rano! – Roześmiała się. – Ty w ogóle spałeś?

– Nie. Właśnie wracam do domu. Jestem w pociągu, w Galway. Wczoraj wieczorem odbyło się tu wręczenie nagród.

– Wybacz moją ignorancję, ale nie wiem, o jakich nagrodach mówisz.

– O studenckich nagrodach mediów. Wygrałem konkurs! – krzyknął. Z wrzawy w słuchawce Holly wywnioskowała, że świętuje z nim cały wagon. – A w nagrodę puszczą mój film za tydzień w telewizji w Kanale Czwartym! – W słuchawce znów rozległ się aplauz, dlatego ledwo słyszała brata. – Zobaczysz, siostro, jeszcze będziesz sławna! – usłyszała, zanim się rozłączył.

Zadzwoniła do rodziny, żeby przekazać dobrą wiadomość, ale okazało się, że Declan wszystkich już zdążył obdzwonić. Ciara trajkotała jak rozemocjonowana pensjonarka o tym, że pokażą je w telewizji i że Daniel udostępnił „Klub Diwa”, żeby wszyscy mogli obejrzeć film w przyszłą środę na dużym ekranie. Holly nie posiadała się z radości. Zadzwoniła do Sharon i Denise, żeby podzielić się z nimi tą nowiną.

– Coś niesamowitego! – wyszeptała z przejęciem Sharon.

– Dlaczego mówisz szeptem? – spytała również szeptem Holly.

– Ten stary ramol zabronił nam rozmawiać w sprawach prywatnych – pożaliła się Sharon na szefa. – Twierdzi, że więcej czasu spędzamy na rozmowach przez telefon niż na pracy. – Nagle zaczęła mówić dużo głośniej, bardzo urzędowym tonem. – Czy mogłabym poznać dokładne dane?

Holly roześmiała się.

– Stoi ci teraz nad głową?

– Jak najbardziej – ciągnęła Sharon.

– No dobra, to nie będę gadała długo. Dokładne dane wyglądają tak, że spotykamy się w środę wieczór u „Hogana”, żeby to obejrzeć.

– Znakomicie.

Sharon udawała, że notuje dane.

– Żebyś wiedziała. Szykuje się chyba niezła zabawa. Sharon, co ja mam włożyć?

– Hm. Myślisz o jakimś nowym ciuchu, czy o czymś, co masz?

– Na nic nowego mnie nie stać. Muszę wybrać coś z szafy.

– Może coś czerwonego?

– Tę bluzkę, którą miałam na twoich urodzinach?

– O właśnie. A jaki jest obecny stan pani zatrudnienia?

– Szczerze mówiąc, jeszcze nie zaczęłam szukać pracy. – Holly zasępiła się.

– A data urodzenia?

– Oj, daj już spokój – powiedziała ze śmiechem Holly.

– Proszę wybaczyć, ale wydajemy ubezpieczenia komunikacyjne osobom, które ukończyły dwudziesty czwarty rok życia. Niestety, jest pani za młoda.

– Ech, marzenie ściętej głowy. Dobra, pogadamy później.

– Dziękuję za rozmowę.

Holly usiadła przy kuchennym stole, dumając, w co by się za tydzień ubrać. Postanowiła wyglądać elegancko i seksownie. Może znajdzie coś w sklepie Denise. Postanowiła od razu do niej zadzwonić.

– Słucham, tu „Swobodny Strój” – odebrała uprzejmie Denise.

– Witaj, „Swobodny Stroju”. Mówi Holly. Wiem, że nie powinnam ci przeszkadzać w pracy, ale mam sensację: film Declana dostał pierwszą nagrodę na jakimś festiwalu studenckim. Mają go puścić w telewizji w środę wieczór.

– To cudownie! I my też w nim jesteśmy?

– Tak sądzę. Spotykamy się w środę w pubie „U Hogana”, żeby go razem obejrzeć. Przyjdziesz?

– Jasne! Mogę przyprowadzić swojego nowego chłopaka, Toma? – spytała ze śmiechem.

– Tego od karaoke? – spytała zdumiona Holly.

– A kogo by innego? Och, Holly, jestem taka zakochana! – wyszczebiotała i znów zaczęła się śmiać.

– Zakochana? Przecież poznałaś go dopiero kilka tygodni temu!

– No to co? Podobno wystarczy jedna chwila.

– Ale mnie zaskoczyłaś! Nie wiem, co powiedzieć. To fantastyczna wiadomość!

– Tylko się tak na wyrost nie podniecaj – powstrzymała jej entuzjazm Denise. – Ale nie mogę się doczekać, żebyś go poznała. Na pewno ci się spodoba.

– Przecież już go poznałam… – powiedziała Holly.

– Oj wiem, ale wolałabym, żeby się to odbyło w normalnych okolicznościach. Wtedy myślałaś tylko o tym, żeby się schować w toalecie.

Holly wzniosła oczy do nieba.

– W takim razie do zobaczenia.

Po przyjeździe do „Hogana” Holly weszła na górę do „Klubu Diwa”. Dochodziło pół do ósmej, klub nie był jeszcze oficjalnie otwarty. Przyszła pierwsza i zajęła miejsce przy stole naprzeciwko wielkiego ekranu.

Aż podskoczyła na brzęk tłuczonego szkła. Zobaczyła za barem Daniela z szufelką i zmiotką w ręce.

– O, cześć, Holly. – Patrzył na nią ze zdziwieniem. – Nie słyszałem, żeby ktoś wchodził.

– To tylko ja. Przyjechałam trochę wcześniej. Podeszła, żeby się przywitać.

– Nawet nie trochę, a bardzo – zauważył, spoglądając na zegarek.

– Reszta towarzystwa zejdzie się najwcześniej za godzinę.

Holly zmieszała się.

– Przecież program zaczyna się o ósmej.

– Mnie powiedziano, że o dziewiątej, ale mogę się mylić. – Sięgnął po gazetę. – Tak, dwudziesta pierwsza, Kanał Czwarty.

– Och, przepraszam. Przejdę się po mieście.

– Nie wygłupiaj się. Dotrzymasz mi towarzystwa. – Uśmiechnął się.

– Czego się napijesz?

Miał zaraźliwy uśmiech.

– No dobrze. W takim razie poproszę mineralną.

Sięgnął za siebie do lodówki po wodę w butelkach. Holly zastanawiała się, na czym polega zmiana w jego wyglądzie. Tym razem nie był ubrany jak zwykle w czerń. Miał na sobie spłowiałe niebieskie dżinsy i jasnoniebieską koszulę barwy jego błyszczących oczu. Rękawy podwinął do łokci. Pod cienką tkaniną rysowały się muskuły. Holly szybko odwróciła wzrok, kiedy podawał jej szklankę.

– A czy ja mogłabym ci postawić drinka? – spytała.

– O nie. Tym razem ja stawiam.

– Proszę cię, robiłeś to już tyle razy. Chciałabym się odwdzięczyć.

– No dobrze. Napiję się budweisera.

Przechylił się przez kontuar, nie odrywając od niej wzroku.

– Co? Ja mam ci nalać? – Roześmiała się i zeskoczyła ze stołka.

– W dzieciństwie marzyłam o pracy za barem – dodała, biorąc duży kufel i naciskając kurek.

– Gdybyś szukała pracy, mam nawet wolny etat – zaoferował.

– Nie, dziękuję. Chyba lepiej mi pójdzie z drugiej strony baru – powiedziała ze śmiechem i napełniła kufel. Wyjęła portmonetkę, wręczyła mu pieniądze. – Reszty nie trzeba – droczyła się z nim.

– Dziękuję. – Odwrócił się do kasy. – I znów mąż zostawił cię dziś samą? – zapytał.

Holly zastanowiła się, jak mu odpowiedzieć.

– Danielu, nie chciałabym cię wprawiać w zakłopotanie, ale mój mąż nie żyje.

Lekko się zaczerwienił.

– Przepraszam, nie wiedziałem.

– Nie szkodzi. Wiem, że nie wiedziałeś. – Uśmiechnęła się na znak, że jej nie uraził. – Gerry umarł w lutym.

– Bo ostatnio chyba mówiłaś, że tu jest.

– A tak. – Speszyła się i wbiła wzrok w podłogę. – Niby go tu nie było – odparła cicho, rozglądając się po klubie – ale jest tutaj.

Położyła rękę na sercu.

– Rozumiem. W takim razie jeszcze bardziej doceniam twoją odwagę tamtego wieczoru – powiedział delikatnie. Holly była zdziwiona, że tak dobrze się z nim czuje. Odprężyła się i mogła rozmawiać szczerze, bez obawy, że zaraz się rozpłacze. Opowiedziała mu w skrócie o liście.

– Dlatego wtedy wybiegłam zaraz po występie Declana.

– A więc nie dlatego, że tak strasznie grali – zażartował Daniel. – Już rozumiem. Był trzydziesty kwietnia.

– Bingo! – zawołała ze śmiechem.

– Jestem! – ogłosiła Denise, wparowując do klubu. Wystroiła się w suknię, którą miała na balu w zeszłym roku. Za nią wszedł Tom. Nie odrywał oczu od dziewczyny.

– Aleś się odstawiła – zauważyła Holly. Sama w końcu postanowiła włożyć dżinsy, czarne botki i bardzo prostą czarną bluzkę. Nie miała ochoty się stroić.

– Nie codziennie miewa się własną premierę, prawda? Tom i Daniel przywitali się męskim uściskiem.

– Kochanie, poznaj mojego przyjaciela, Daniela – dokonał prezentacji Tom.

Daniel i Holly unieśli brwi i uśmiechnęli się. Oboje zwrócili uwagę na słowo „kochanie”.

– Cześć, Tom. – Holly uścisnęła mu rękę, a on cmoknął ją w policzek.

– Przepraszam za tamten wieczór. Nie byłam wtedy w pełni panią siebie.

– Nie ma sprawy. – Tom skwitował jej przeprosiny uśmiechem.

– Gdybyś się nie zgłosiła, nie poznałbym Denise. Jestem twoim wielkim dłużnikiem.

Holly ze zdumieniem odkryła, że dobrze się bawi i wcale nie musi udawać. Była naprawdę szczęśliwa. Poza tym cieszyło ją, że Denise w końcu się zakochała.

Niedługo potem zjawiła się reszta rodziny Kennedych, a wraz z nimi Sharon i John. Holly wybiegła im na spotkanie.

– Ludzie, słuchajcie! – Declan stanął na stołku. – Ponieważ Ciara nie mogła się zdecydować, co na siebie włożyć, spóźniliśmy się, a lada chwila puszczą mój dokument. Dlatego błagam was, siadajcie.

– Och, Declan – fuknęła mama.

Holly roześmiała się i posłusznie usiadła. Kiedy spiker zapowiedział film, wszyscy zaczęli klaskać.

Na tle pięknego widoku Dublina nocą ukazał się napis „Dziewczęta w wielkim mieście”, a następnie zdjęcie Sharon, Denise, Abbey i Ciary ściśniętych na tylnym siedzeniu taksówki. Przemówiła Sharon:

– Witajcie! Ja jestem Sharon, a to są Abbey, Denise i Ciara.

Dziewczęta pozowały kolejno w zbliżeniu.

– Jedziemy do naszej przyjaciółki Holly, która ma dziś urodziny. Urządzamy babski wieczór, zero facetów.

W następnej scenie krzyczały do Holly zaskoczonej w drzwiach: „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin”.

– Och, dziś nie będziemy oszczędzać na piciu.

Kamera ukazała Holly otwierającą szampana, a po chwili dziewczęta spełniające toast. Na końcu Holly, z przekrzywioną tiarą na głowie, piła szampana przez słomkę z butelki.

– Idziemy powłóczyć się po klubach.

Kolejne ujęcie przedstawiało dziewczęta, szalejące w „Boudoir”. Od czasu do czasu któraś wykonywała bardzo nieprzystojne ruchy. Potem Sharon zapowiedziała otwarcie:

– Żebyśmy tylko nie przesadziły. Dziś mamy być grzeczne!

W następnej scenie dziewczęta gwałtownie protestowały, kiedy trzech ochroniarzy wyprowadzało je z klubu.

Holly patrzyła wstrząśnięta na Sharon. Przyjaciółka zastygła w bezruchu. Mężczyźni zaśmiewali się i poklepywali Declana po plecach. Holly, Sharon, Denise, Abbey, a nawet Ciara, skuliły się na krzesłach, upokorzone. Co ten Declan narobił!

Holly wstrzymała oddech. Co tak naprawdę wymazały z pamięci? Aż ścierpła na myśl, co ujrzą za chwilę.

Na ekranie pojawił się kolejny napis: „Wypad na miasto”. Dziewczęta jechały siedmioosobową taksówką. Holly wydawało się, że jeszcze wtedy była trzeźwa.

– Och, John – żaliła się kierowcy z tylnego siedzenia. – Dziś kończę trzydziestkę, wyobrażasz sobie?

John obejrzał się i roześmiał.

– Świetnie się trzymasz.

Kamera najechała na twarz Holly, która aż się skuliła, widząc siebie na ekranie. Miała taką smętną minę.

– I co ja teraz zrobię? – wyła. – Nie mam pracy, męża ani dzieci, a już stuknęła mi trzydziestka! Mówiłam ci, ile mam lat?

– Skarbie, zostaw zmartwienia na jutro.

Wystawiła głowę przez okno i nie zważając na wiatr jechała tak, zatopiona w myślach. O Boże, jak samotnie wyglądam, skonstatowała Holly. Co za okropny widok! Rozejrzała się speszona po pokoju, ale w porę zwróciła oczy na ekran. Pohukiwała właśnie dziarsko na koleżanki, stojąc na O’Connell Street.

– Dobra, dziewczyny. Szturmujemy „Boudoir”. I nikt nas nie powstrzyma, a już na pewno żadne kretyńskie goryle, którym wydaje się, że trzęsą klubem.

Z tymi słowy pomaszerowała, jak jej się wówczas zdawało, prosto przed siebie. Koleżanki przyklasnęły i ruszyły za nią.

Następne ujęcie przedstawiało dwóch bramkarzy przed „Boudoir”, którzy kręcili głowami.

– Przykro nam, moje panie, ale nie dzisiaj.

– A wy wiecie – spytała bez zmrużenia powiek Denise – z kim macie do czynienia?

– Nie.

Obaj patrzyli w przestrzeń, lekceważąc starania dziewcząt.

– No właśnie! – Denise ujęła się pod boki. – A to jest bardzo znana księżniczka Holly z fińskiej rodziny królewskiej.

Holly spiorunowała Denise wzrokiem. W barze cała rodzina ryknęła śmiechem.

– Sam nie napisałbym lepszego scenariusza – mówił, zaśmiewając się Declan.

– Księżniczka? – dziwił się wąsaty bramkarz. – Paul, czy w Finlandii jest monarchia?

– Chyba nie, szefie.

Holly zbyła ich monarszym machnięciem ręki.

– Widzisz? – powiedziała Denise. – Narobicie sobie wstydu, jeśli jej nie wpuścicie.

– Nawet jeżeli ją wpuścimy, wy zostajecie.

Wąsacz wskazał gestem czekającym z tyłu gościom, żeby przeszli.

– O nie! – zaprotestowała ze śmiechem Denise. – Jestem jej dworką.

– Jej książęca mość musi się napić – przyszła jej w sukurs Holly. – Jej książęca mość umiera z pragnienia.

Paul i Wąsacz starali się zachować kamienną twarz.

– Nie, naprawdę, dziewczyny, tu wchodzą tylko członkowie klubu.

– Przecież jestem członkiem rodziny królewskiej! – przypomniała im Holly.

– Księżniczka i ja nie sprawimy wam kłopotu – przymilała się Denise. Wąsacz wzniósł oczy do nieba.

– No dobra. Wchodźcie – wreszcie zlitował się i zrobił im przejście.

– Bóg zapłać – powiedziała Holly, wkraczając do środka.

– Wariatka – skomentował Wąsacz ze śmiechem i zebrał się w sobie na widok grupy nadchodzącej z Ciarą.

– Czy moja ekipa filmowa może wejść ze mną? – spytała ufnie Ciara typowym australijskim akcentem.

– Chwileczkę, zaraz sprawdzę. – Paul odwrócił się, zamienił z kimś kilka słów przez krótkofalówkę. – Dobra, nie ma sprawy. Wchodźcie.

– To ta australijska piosenkarka, tak? – upewnił się Wąsacz.

– Tak. Aha, niezła sztuka.

– Powiedz chłopakom, żeby mieli na oku tę całą księżniczkę. I żeby nie wchodziły w drogę piosenkarce z różowymi włosami.

Oglądając teraz wnętrze klubu „Boudoir” na ekranie, Holly przypomniała sobie, że klub je rozczarował. Czytały w jakimś czasopiśmie, że jest tam fontanna, do której podobno kiedyś wskoczyła Madonna. Holly wyobrażała sobie wielki wodospad z szampana spływający po ścianie klubu, otoczony przez śmietankę towarzyską. Goście raz na jakiś czas podstawiają kieliszki, by uzupełnić musujący trunek. Tymczasem okazało się, że zamiast kaskad szampana pośrodku okrągłego baru znajduje się duże akwarium. W ogóle lokal był mniejszy, niż się spodziewała. W głębi wisiała wielka złota kotara, w kącie sali na podwyższeniu stało rozłożyste królewskie łoże. W złotej jedwabnej pościeli leżały dwie szczuplutkie modelki, pomalowane na złoto, w złotych stringach. Słowem jeden wielki kicz.

– Rany, ale te stringi skąpe! – zawołała zdumiona Denise. – Plaster na moim małym palcu jest większy.

Tom zaczął nerwowo skubać mały palec Denise. Holly znów spojrzała na ekran.

– Dobry wieczór, tu Sharon McCarthy. Witam w wiadomościach o północy.

Sharon stała przed kamerą, trzymając butelkę, która miała imitować mikrofon. Declan przekrzywił kamerę tak, żeby uchwycić w kadrze znanych prezenterów telewizji irlandzkiej.

– Dzisiaj, w dniu trzydziestych urodzin, księżniczka Holly z Finlandii wraz z dworką uzyskała wstęp do słynnego, elitarnego klubu „Boudoir”. W klubie bawi się również australijska gwiazdka rocka, Ciara, z własną ekipą filmową oraz… – Tu Sharon podniosła palec do ucha, jakby nasłuchiwała dalszych informacji. – Właśnie dostałam najświeższe doniesienia… Dosłownie przed chwilą widziano, jak Tony Walsh, ulubiony spiker Irlandczyków, się uśmiecha. Jest z nami naoczny świadek. Witaj, Denise. – Denise wdzięczyła się przed kamerą. – Denise, opowiesz nam, jak to wyglądało?

– Siedziałam tuż obok jego stolika, zajęta własnym towarzystwem, gdy wtem pan Walsh pociągnął z kieliszka i uśmiechnął się.

– To doprawdy coś niesłychanego! Czy to aby na pewno był uśmiech?

– Może zrobił grymas, chwytając oddech, ale moje koleżanki też uznały to za uśmiech.

– Zatem byli inni świadkowie?

– Owszem, księżniczka Holly widziała całe zdarzenie.

Kamera przebiła się do Holly, która na stojąco piła z butelki szampana przez słomkę.

– Powie nam pani, czy to był grymas, czy uśmiech?

Holly najpierw stropiła się, a potem postawiła oczy w słup.

– Chyba grymas. Przepraszam, to wszystko przez tego szampana.

Publiczność w „Klubie Diwa” trzęsła się ze śmiechu. Speszona Holly ukryła twarz w dłoniach.

– No dobrze – podsumowała Sharon – sami państwo słyszeli. Jako pierwsi podajemy, że dziś wieczorem najbardziej ponury prezenter Irlandii uśmiechnął się przy świadkach. Oddaję głos do studia. – Ale uśmiech znikł jej z twarzy, kiedy podniosła oczy i zobaczyła, że stoi nad nią Tony Walsh. Przełknęła ślinę i przywitała się: – Dobry wieczór. – Koniec sceny. Cały klub zarykiwał się ze śmiechu.

W następnej scenie ukazał się napis: „Operacja Złota Kurtyna”. Denise wrzasnęła:

– O Boże, Declan, ty świnio! Jak mogłeś! – I wybiegła, żeby schować się w toalecie.

Declan zachichotał.

– Dobra, dziewczyny – mówiła Denise na ekranie. – A teraz czas na operację Złota Kurtyna. Pora odwiedzić bar VIP – ów.

– Więc to jeszcze nie wszystko? – zapytała sarkastycznie Sharon, rozglądając się po „Boudoir”.

– Nie! Prawdziwe sławy chodzą tam! – oznajmiła Denise, wskazując złotą kurtynę, za którą wstępu bronił największy bodaj i najpotężniejszy mężczyzna na tym globie. – Dziewczyny, Abbey i Ciara już tam są. A my?

Sharon i Holly spojrzały pytająco na przyjaciółkę.

– Dobra, dziewczyny, proponuję następujący plan – oznajmiła Denise.

Holly odwróciła się od ekranu i szturchnęła łokciem Sharon. Nic z tego nie pamiętała. Sharon wzruszyła ramionami. Jak gdyby chciała powiedzieć, że również nie była przy tym wszystkim obecna.

Kamera śledziła dziewczęta, kiedy podeszły do złotej kurtyny i kręciły się przed nią jak idiotki. W końcu Sharon zdobyła się na odwagę, żeby postukać olbrzyma w ramię. Odwrócił się. Denise kucnęła szybko i na czworakach wetknęła głowę za kurtynę. Holly popchnęła ją, żeby się pospieszyła.

– Widzę je – syknęła głośno Denise. – Rozmawiają ze znanym hollywoodzkim aktorem! – Cofnęła głowę i spojrzała na Holly. Niestety, olbrzym już odwrócił głowę.

– Coś podobnego! – zawołała Denise. – Oto księżniczka Holly z Finlandii. Pokłońmy jej się nisko. Ty również!

Sharon prędko się schyliła i obie padły Holly do stóp. Speszona tym, że wszyscy się na nią gapią, zbyła koleżanki monarszym gestem.

– Och, Holly! – zdołała wyjąkać mama, która ledwo łapała oddech, zachłystując się śmiechem.

Potężny ochroniarz nadał wiadomość przez krótkofalówkę:

– Chłopaki, jest zadyma z księżniczką i jej dworką. Denise spojrzała ze strachem na koleżanki i szepnęła:

– Chodu!

Zerwały się i uciekły, chichocząc. Kamera omiatała tłum, ale nie mogła ich znaleźć.

Holly, siedząc na krześle w „Klubie Diwa”, głośno jęknęła, bo uświadomiła sobie, co będzie potem.

Paul i Wąsacz skoczyli na górę za złotą kurtynę.

– Co tu się dzieje? – zagadnął Wąsacz.

– Te dziewczyny próbowały przeczołgać się na drugą stronę – wyjaśnił olbrzym. Jego poprzednia praca polegała widocznie na mordowaniu ludzi, którzy usiłowali przedrzeć się na niewłaściwą stronę.

Olbrzym wbił wzrok w ziemię.

– Gdzie teraz są? – spytał Wąsacz.

– Schowały się, szefie. Wąsacz wzniósł oczy do nieba.

– No, to ich poszukajcie.

Kamera dyskretnie śledziła trzech bramkarzy, którzy patrolowali klub, zaglądając pod stoły i za zasłony. W głębi sali zrobiło się jakieś zamieszanie i ochroniarze ruszyli w tamtą stronę. Dwie tancerki pomalowane na złoto przerwały taniec i patrzyły ze zgrozą. Kamera uchwyciła królewskie łoże. Wyglądało to tak, jakby w złotej pościeli kotłowały się trzy prosiaki. Sharon, Denise i Holly przewracały się, piszcząc i próbując tak się rozpłaszczyć, żeby nikt ich nie zauważył. Zebrał się tłum, wyłączono muzykę. Trzy wielkie tłumoki przestały się wiercić i zastygły w bezruchu.

Bramkarze zerwali koc z łóżka. Ich oczom ukazały się trzy skulone, przerażone dziewczyny, które przypominały łanie złapane na szosie w światła samochodu.

– Jej książęca mość musiała się nieco zdrzemnąć przed wyjściem – oznajmiła przytomnie Holly monarszym tonem, a koleżanki zwijały się w konwulsjach.

Wszyscy goście „Klubu Diwa” pokładali się ze śmiechu.

Kolejna scena nosiła nazwę „Długi powrót do domu”. Wracały taksówką. Abbey siedziała z głową wystawioną przez okno jak pies, bo taksówkarz ją przestrzegł:

– Tylko nie waż się zwymiotować w taksówce. Twarz miała fioletową. Sharon i Denise zasnęły.

Kamera skierowała się na Holly siedzącą obok kierowcy. Tym razem nie zamęczała go paplaniną. Oparła głowę o zagłówek i patrzyła przed siebie w noc. Dobrze teraz pamiętała, o czym myślała wtedy. Że znów wraca do pustego domu.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Holly – zaszczebiotała Abbey.

Holly odwróciła się i uśmiechnęła. Znalazła się oko w oko z kamerą.

– Jeszcze kręcisz? Wyłącz to!

I wytrąciła Declanowi kamerę z ręki. Koniec.

Kiedy Daniel poszedł zgasić światła w klubie, Holly wymknęła się cichutko przez najbliższe drzwi. Chciała zebrać myśli, zanim wszyscy zaczną komentować film. Znalazła się w małym składziku wśród pustych beczek. Usiadła na jednej z nich, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą zobaczyła. Była rozżalona na brata. Twierdził, że kręci film dokumentalny o życiu klubowym, a w gruncie rzeczy wystawił na pośmiewisko ją i jej koleżanki.

Za nic w świecie jednak nie chciała strofować Declana przy całej rodzinie. Gdyby dokument obejrzany właśnie w telewizji nie dotyczył jej osobiście, uznałaby, że zasługuje na nagrodę. Ale dotyczył. Nie przeszkadzały jej sceny wygłupów z koleżankami, bardziej bolały ukradkowe scenki ukazujące jej cierpienie.

Słone łzy pociekły jej po twarzy. Dopiero telewizja uświadomiła jej, jak się naprawdę czuje – zagubiona i samotna. Zapłakała za Gerrym, rozszlochała się nad swoim losem. Nie chciała, żeby rodzina zobaczyła tę samotność, którą tak bardzo starała się ukryć. Po prostu chciała, żeby Gerry wrócił.

Wtem otworzyły się drzwi i poczuła objęcie silnych męskich ramion. Zaniosła się płaczem. Dosłownie wylewały się z niej miesiące nagromadzonej udręki.

– Nie podobało jej się? – dobiegł ją zatroskany głos Declana.

– Zostaw ją – powiedziała cicho mama i drzwi znów się zamknęły. Tymczasem Daniel głaskał ją po głowie i delikatnie kołysał.

Kiedy wypłakała chyba wszystkie łzy, wyślizgnęła się z jego objęć.

– Przepraszam – szepnęła, pociągając nosem.

– Nie musisz przepraszać – powiedział serdecznie. Siedziała w milczeniu i próbowała wziąć się w garść.

– Naprawdę niepotrzebnie przejmujesz się tym filmem.

– Akurat – rzuciła sarkastycznie, ocierając łzy.

– Poważnie. Wyglądało na to, że się świetnie bawicie. Nikt poza tobą nie zauważył, że jesteś zasmucona.

Holly poczuła się nieco lepiej.

– Jesteś pewien?

– Absolutnie. I przestań już wreszcie kryć się po wszystkich pomieszczeniach w moim klubie. Bo wezmę to do siebie – zagroził z uśmiechem.

– A jak dziewczyny?

Zza drzwi dobiegły ją głośne śmiechy.

– W porządku – odparł. – Ciara upaja się myślą, że zaczną ją brać za gwiazdę. Denise w końcu wyszła z toalety, a Sharon pokłada się ze śmiechu. Tylko Jack robi Abbey wymówki, że wymiotowała w drodze do domu.

Holly zachichotała.

– Dziękuję ci.

– Już możesz pokazać się ludziom? – spytał.

– Chyba tak.

Kiedy wyszła, wszyscy siedzieli przy jednym stole i opowiadali sobie dowcipy. Holly usiadła obok mamy. Elizabeth czule cmoknęła córkę w policzek.

– Nie masz mi za złe? – spytał Declan w obawie, czy nie zdenerwował siostry.

Holly spojrzała na niego miażdżącym wzrokiem.

– Wybaczę ci pod warunkiem, że będziesz dla mnie miły przez najbliższe kilka miesięcy.

Declan skrzywił się. Przepadł z kretesem.

– Mówi się trudno – powiedział.