39438.fb2 PS Kocham Ci? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

PS Kocham Ci? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Barbara skończyła obsługiwać klientów, a kiedy wszyscy już wyszli z biura, natychmiast pobiegła do pokoju dla personelu i zapaliła papierosa. W agencji turystycznej Swords Travel przez cały dzień panował istny kocioł. Koleżanka z pracy, Melissa, zadzwoniła rano, że jest chora, dlatego Barbara musiała się uwijać sama. Wraz z listopadem nadeszły przygnębiające ciemne wieczory i ulewne deszcze, toteż drzwi agencji się nie zamykały, bo wszyscy rezerwowali wyjazdy do ciepłych krajów.

Kiedy szef w końcu wyszedł załatwić coś w mieście, Barbara wymknęła się na długo oczekiwanego papierosa. Pech jednak chciał, że dzwonek do drzwi znów zadzwonił. Zaklęła w duchu, pociągnęła ostatni dymek i poprawiła szminkę. Wybiegła z pokoju dla personelu, spodziewając się zobaczyć klienta niecierpliwie czekającego za ladą, ale starszy pan dopiero człapał w jej stronę.

– Przepraszam – odezwał się słabym głosem.

– Witam uprzejmie. Czym mogę służyć? – spytała, zaskoczona, że z bliska okazał się młodym człowiekiem. Szedł przygarbiony i podpierał się laską, jakby miał za chwilę upaść. Cerę miał ziemistą, chociaż w wielkich piwnych oczach igrał uśmiech. Barbara też się uśmiechnęła.

– Chciałbym zarezerwować wczasy – powiedział. – Czy pomogłaby mi pani wybrać odpowiednie miejsce?

Zwykle przeklinała w duchu klientów, którzy zaprzęgali ją do tak niewdzięcznej roboty. Większość miała zupełnie niesprecyzowane wymagania, toteż przesiadywała z nimi całymi godzinami. Tym razem zaskoczyła samą siebie.

– Z przyjemnością. Mam na imię Barbara. Proszę spocząć, zaraz przejrzymy broszury. – Wskazała mu krzesło i odwróciła wzrok, żeby nie patrzeć na jego zmagania z własną słabością. – Czy wybrał pan już wstępnie kraj?

– Najchętniej Hiszpania. Może Lanzarote. Wyjazd w lecie. Przejrzeli broszury, wreszcie mężczyzna znalazł ofertę, która mu odpowiadała.

– A w którym miesiącu?

– Może w sierpniu?

– To dobry miesiąc. Pokój z widokiem na morze?

Spojrzał przed siebie z uśmiechem.

– Bardzo chętnie.

– Pochwalam wybór. Pańska godność i adres?

– Zaraz podam, ale nie rezerwuję wyjazdu dla siebie. – Jego piwne oczy zasnuł smutek. – Chcę zrobić niespodziankę żonie i jej koleżankom.

– Bardzo sympatyczny prezent.

Kiedy zapisała jego dane, dokonał wpłaty.

– Czy mógłbym powierzyć organizację wyjazdu pani? Nie chciałbym zgubić gdzieś dokumentów. Żona dowie się dopiero w lipcu, dlatego prosiłbym do tej pory o dyskrecję.

– Ależ oczywiście.

– Dziękuję za pomoc, pani Barbaro – ukłonił się.

– Bardzo mi było miło, panie… Clarke?

– Po prostu Gerry – powiedział z uśmiechem.

– Bardzo mi miło, Gerry. Żona z pewnością świetnie wypocznie. Moja koleżanka wykupiła podobny turnus i była zachwycona.

– Muszę już wracać. Nie powinienem wstawać z łóżka. I z uśmiechem powlókł się do czekającej taksówki.

Pierwszego lipca Barbara siedziała smętnie za kontuarem w biurze. Był najgorętszy dzień w roku, klienci wchodzili do agencji w szortach i skąpych bluzkach. Ona wierciła się na fotelu w niewygodnym kostiumie. Klepnęła wentylator, który nagłe stanął.

– Zostaw go – jęknęła Melissa. – Jeszcze zepsujesz.

– A, daj spokój, mam to gdzieś – mruknęła Barbara.

– Co cię dzisiaj ugryzło? – dopytywała się Melissa ze śmiechem.

– Nic takiego. Jest najgorętszy dzień w roku, a my sterczymy w dusznym pomieszczeniu przy okropnej pracy.

– To wyjdź się przewietrzyć, a ja obsłużę klientkę. I wskazała głową wchodzącą kobietę.

– Dzięki, Mel – powiedziała Barbara i złapała papierosy.

– Dzień dobry. Czym mogę służyć? – uprzejmie przywitała klientkę Melissa.

– Dzień dobry. Chciałam spytać, czy pracuje tu jeszcze Barbara. Barbara zastygła w pół kroku do drzwi. Jęknęła i wróciła na swoje miejsce.

– Słucham. Mam na imię Barbara.

– Och, to świetnie! Zastanawiałam się, czy pani tu jeszcze pracuje.

– A w czym mogę pomóc? – spytała Barbara.

– Mam nadzieję, że rzeczywiście mi pani pomoże – przyznała wyraźnie zdenerwowana kobieta i zaczęła grzebać w torebce. – Dostałam dziś od męża taką przesyłkę. Czy mogłaby mi pani to wyjaśnić?

Barbara ze zdziwieniem spojrzała na wymiętą kartkę. Ktoś wyrwał ją z broszury wakacyjnej z odręcznym dopiskiem „Agencja Swords Travel, pani Barbara”.

– Nie może pani sama spytać męża?

– Nie mogę. Bo go już nie ma – odparła ze smutkiem kobieta.

– Rozumiem. Sprawdzę, czy pani nazwisko figuruje w komputerze.

– Nazywam się Holly Kennedy – powiedziała drżącym głosem.

– Holly Kennedy, Holly Kennedy – powtórzyła Melissa, która przysłuchiwała się rozmowie. – Chwileczkę. Właśnie w tym tygodniu miałam do pani dzwonić! Dziwna sprawa, dostałam ścisłe zalecenie, żeby zadzwonić dopiero w lipcu…

– Już wiem! – przerwała Barbara. – Pani jest żoną Gerry’ego?

– Tak! – Holly zasłoniła rękami twarz. – Mąż tu był?

– Owszem, był. – Barbara kliknęła z uśmiechem w komputer. – Pani pozwoli, że wyjaśnię. Gerry wykupił dla pani oraz pań Sharon McCarthy i Denise Hennessey tygodniowy pobyt w Lanzarote. Wyjazd dwudziestego ósmego lipca, powrót trzeciego sierpnia. Cieszył się, że znalazł dla pani to wymarzone miejsce.

– A kiedy tu był? – spytała Holly i łzy trysnęły jej z oczu.

– Rezerwację zrobił dwudziestego ósmego listopada.

– Listopada? – jęknęła Holly. – Przyszedł sam?

– Tak, ale przed wejściem czekała na niego taksówka. Barbara opowiedziała wszystko, co zdołała sobie przypomnieć.

– Dziękuję pani, Barbaro. Bardzo dziękuję.

Holly uściskała kobietę przez kontuar.

– Ależ bardzo proszę. Będę wdzięczna za informację, jak się udał wyjazd – dodała z uśmiechem. – Tu są wszystkie potrzebne dokumenty.

Wręczyła Holly grubą kopertę i odprowadziła ją wzrokiem. Barbara westchnęła i pomyślała, że czasem ta durna robota wcale nie jest taka znów durna.

Holly wróciła do domu. Zamachała do Sharon i Denise, które opalały się na murku w jej ogrodzie. Zeskoczyły i wybiegły jej na powitanie.

– Ale się uwinęłyście – pochwaliła je. Próbowała zdobyć się na odrobinę entuzjazmu, lecz w rzeczywistości czuła się całkiem wypompowana.

– Sharon urwała się z pracy zaraz po twoim telefonie i zgarnęła mnie z miasta – wyjaśniła Denise, przyglądając się Holly.

– Och, nie ma aż takiego pośpiechu – wymamrotała apatycznie Holly, wkładając klucz do zamka.

– Robiłaś coś ostatnio w ogrodzie? – spytała, rozglądając się Sharon, żeby zmienić nastrój.

– Nie. Ale wziął się za niego albo mój sąsiad, albo jakiś krasnoludek – wyjaśniła Holly, otwierając drzwi. – Rozgośćcie się w salonie, zaraz do was wrócę.

Wyszła do łazienki i przemyła twarz zimną wodą. Musiała zapanować nad sobą i przekazać dziewczynom wiadomość tak radośnie, jak pragnął tego Gerry.

Kiedy trochę się odświeżyła, wróciła do przyjaciółek. Przystawiła podnóżek do kanapy i usiadła naprzeciwko nich.

– Dobra, od razu przystąpię do rzeczy. Otworzyłam dzisiaj lipcową kopertę i posłuchajcie, co przeczytałam.

Pokazała im bilecik przypięty do broszury.

Miłych wakacji, Holly! PS Kocham Cię…

– I tyle?

Rozczarowana Denise zmarszczyła nos.

– Bardzo miły bilecik – zełgała obłudnie Sharon. – Ujmujący… i taki sympatyczny.

Holly parsknęła śmiechem.

– Ty kretynko! – zawołała i rzuciła poduszką w Sharon. – Zobacz, co było w środku.

I pokazała koleżankom pomiętą kartkę wyrwaną z broszury. Patrzyła z rozbawieniem na dziewczyny, jak próbują odczytać niezbyt wyraźne pismo Gerry’ego.

– O Boże! – wykrzyknęła Denise.

– Co? – zdumiała się Sharon. – Gerry wykupił ci wyjazd?

– Dziewczyny – oznajmiła Holly, promieniejąc. – On nam wszystkim zafundował wakacje!

Otworzyły butelkę wina.

– Niesamowite – powiedziała nadal oszołomiona Denise. – Kochany Gerry.

Holly pokiwała głową, dumna z własnego męża, który po raz kolejny tak ją zaskoczył.

– I pojechałaś sama do tej Barbary? – spytała Sharon.

– Tak. Przeurocza dziewczyna. – Holly uśmiechnęła się. – Bardzo długo opowiadała mi o ich rozmowie.

– To ładnie z jej strony – pochwaliła Denise. – A kiedy to było?

– Pojechał do agencji pod koniec listopada.

– Pod koniec listopada? – powtórzyła Sharon z zadumą. – Czyli już po drugiej operacji.

Holly pokiwała głową.

– Tej dziewczynie wydał się bardzo słaby.

– Aż dziwne, że nie powiedział o tym żadnej z nas – skomentowała Sharon.

Pokiwały w milczeniu głowami.

– Tak czy owak, jedziemy razem do Lanzarote! – zawołała wesoło Denise. Uniosły kieliszki. – Za Gerry’ego!

– Za Gerry’ego! – zawtórowały jej Holly i Sharon.

Po wyjściu koleżanek Holly zajrzała do ogrodu, dumając, jaki to krasnoludek tak go pielęgnuje. Wracała już do domu, kiedy zadzwonił telefon. Musiała dobiec do aparatu.

– Halo – rzuciła zdyszana do słuchawki.

– Trenujesz maraton?

– Nie, ganiam krasnoludki.

– Fajnie.

O dziwo, Ciara o nic się nie dopytywała.

– Za dwa tygodnie mam urodziny. Holly na śmierć zapomniała.

– Wiem.

– Rodzice zaproponowali, żebyśmy urządzili grill dla przyjaciół. Mogłabyś zaprosić Sharon z Johnem, Denise z tym jej didżejem i Daniela, co? – Roześmiała się nerwowo. – On jest boski!

– Ciara, ja go ledwo znam. Zwróć się do Declana, żeby go zaprosił.

– Nie, bo chcę, żebyś mu subtelnie wyjaśniła, że się w nim kocham i że chcę mieć z nim dzieci.

Holly jęknęła.

– Przestań – wybuchła Ciara. – On będzie moim prezentem urodzinowym!

– No dobra, zadzwonię do pozostałych i…

Ale Ciara już się rozłączyła.

Holly postanowiła najpierw uporać się z najtrudniejszym telefonem, dlatego wykręciła numer do „Hogana”.

– Daniel? Tu Holly Kennedy.

– Kto?

Holly tak się speszyła, że osunęła się na łóżko.

– Holly Kennedy. Siostra Declana.

– Ach, Holly, witaj. Poczekaj, przejdę gdzieś, bo nie słyszę.

W tle dochodziły dźwięki „Greensleeves”. Zaczęła wirować po sypialni i śpiewać na głos.

– Przepraszam cię. – Daniel się roześmiał. – Lubisz „Greensleeves”?

– Bo ja wiem? Nie bardzo. – Holly spąsowiała. – Dzwonię, żeby cię zaprosić na grill.

– Fantastycznie. Bardzo chętnie przyjdę.

– W piątek są urodziny Ciary, no wiesz, mojej siostry. Zleciła mi, żebym cię zaprosiła i powiedziała ci subtelnie, że chce za ciebie wyjść za mąż i mieć z tobą dzieci.

Parsknął śmiechem.

– Rzeczywiście, bardzo subtelnie mi to przekazałaś.

– Denise przyjdzie z Tomem, zapowiedział się Declan, więc będziesz znał parę osób.

– Mam nadzieję, że ty też przyjdziesz.

– Jasne! – Już miała odłożyć słuchawkę, kiedy coś jej przyszło do głowy. – A, i jeszcze jedno. Czy ta praca za barem jest nadal aktualna?

Dobrze, że pogoda dopisuje, pomyślała Holly, idąc do ogrodu za domem rodziców. Lało przez cały tydzień, toteż Ciara umierała ze strachu o swój grill. Na szczęście się przejaśniło.

Już z daleka słyszała śmiechy. W ogrodzie zobaczyła tłum rodziny i przyjaciół. Denise przyjechała z Tomem i Danielem. Wszyscy troje rozłożyli się na trawie. Sharon przyszła bez Johna i teraz rozmawiała z mamą Holly. Przypuszczalnie rozważały, jak sobie Holly radzi w życiu.

Ciara stała na środku ogrodu, pokrzykiwała na wszystkich i nie posiadała się z radości, że znajduje się w centrum uwagi. Miała na sobie stanik bikini w barwie jej różowych włosów i wystrzępione dżinsowe szorty.

Holly podeszła do siostry z prezentem. Ciara od razu rozerwała opakowanie.

– Och, co za cudo! Zaraz go włożę! – zawołała, wyjmując z pępka stary kolczyk i wbijając sobie w skórę motylka z różowymi skrzydłami, które zdawały się falować w rytm jej oddechu.

– Brrr. – Holly aż się wzdrygnęła. – Wolałabym tego nie oglądać.

W powietrzu rozszedł się smakowity zapach pieczonego mięsa, aż Holly napłynęła ślinka do ust. Dołączyła do Denise, Toma i Daniela siedzących na trawie.

– Cześć, Daniel. Cmoknęła go w policzek.

– Cześć, Holly. Dawno cię nie widziałem.

Podał jej piwo. W granatowej koszulce, granatowych szortach i sportowych butach wyglądał zupełnie inaczej niż w zimowych ubraniach. Kiedy wychylał piwo, przyjrzała się jego bicepsom. Nie miała pojęcia, że jest tak muskularny.

– Ale się opaliłeś – rzuciła od niechcenia, chcąc jakoś usprawiedliwić to, że się tak na niego gapi.

– Ty też – powiedział i powiódł wzrokiem po jej nogach. Roześmiała się i podkuliła je pod siebie.

– Skutek bezrobocia. A twoja wymówka?

– W zeszłym miesiącu wyskoczyłem do Miami.

– Szczęściarz. Dobrze się bawiłeś?

– Fantastycznie – przyznał. – Byłaś tam kiedyś?

Pokręciła głową.

– Ale w przyszłym tygodniu jadę z dziewczynami do Hiszpanii. Już się nie mogę doczekać.

Zatarła ręce.

– Słyszałem. Fajna niespodzianka. Uśmiechnął się, marszcząc kąciki oczu. Przez chwilę rozmawiali o jego urlopie.

– Mam nadzieję, że nie bawiłeś się w Miami z jakąś kobietą, bo biednej Ciarze serce by pękło – zażartowała, ale zaraz ugryzła się w język. Nie powinna się wtrącać.

– Nie – odparł poważnie. – Zerwaliśmy z moją dziewczyną kilka miesięcy temu.

– Tak mi przykro. A długo byliście razem?

– Siedem lat.

Odwrócił wzrok. Holly nie była pewna, czy chce o tym mówić, więc szybko zmieniła temat.

– Dziękuję, że mnie pocieszałeś wtedy po emisji filmu. Większość facetów ucieka na widok płaczącej kobiety.

– Nie ma za co. Przykro mi, kiedy widzę, że jesteś zdenerwowana.

– Fajny z ciebie przyjaciel – pochwaliła go. – Chciałabym cię poznać bliżej. Ty chyba znasz już cały mój życiorys.

– Nie ma sprawy – powiedział Daniel.

– Dałeś już Ciarze prezent urodzinowy? – spytała.

– Jeszcze nie – roześmiał się. – Cały czas jest bardzo zajęta.

Holly wypatrzyła siostrę, która flirtowała z jednym z kolegów Declana. Całkiem niedawno marzyła o ślubie z Danielem…

– Poproszę ją, dobra?

– Dzięki – powiedział Daniel.

– Ciara! – zawołała Holly. – Kolejny prezent dla ciebie!

– Oooo! – krzyknęła zachwycona Ciara. – A co to jest?

Przysiadła obok nich na trawie.

Holly skinęła głową na Daniela.

– Od niego.

– Chciałabyś pracować w barze „Klubu Diwa”?

Ciara aż jęknęła.

– Och, Danielu, genialna sprawa! – zapiszczała radośnie i rzuciła mu się na szyję.

Każdy pretekst jest dobry, pomyślała Holly.

– Ciara, przestań już. Bo udusisz swojego nowego szefa.

Nagle wszyscy w ogrodzie umilkli. Weszli rodzice z wielkim tortem i odśpiewali „Sto lat”. Tuż za nimi szedł ktoś zasłonięty olbrzymim bukietem kwiatów. Rodzice postawili tort na stole, a nieznajomy opuścił bukiet, odsłaniając twarz.

– Mathew! – wykrzyknęła Ciara i zbladła jak kreda.

– Przepraszam, że zachowałem się jak idiota. – Australijski akcent Mathew poniósł się echem po ogrodzie. Wyglądało to jak scena z australijskiego serialu, ale Ciara zawsze uwielbiała melodramaty. – Kocham cię! Błagam, wybacz mi! – wołał.

Oczy gości zwróciły się natychmiast ku dziewczynie. Wszyscy byli ciekawi, co powie.

Ciara osłupiała, drgała jej tylko dolna warga. Po chwili podbiegła, pocałowała Mathew i zarzuciła mu ręce na szyję.

Holly ze wzruszenia stanęły w oczach łzy. Declan natomiast szybko złapał kamerę i zaczął filmować.

Daniel objął Holly.

– Przykro mi, Danielu. – Otarta oczy. – Chyba właśnie straciłeś dziewczynę.

– Nie przejmuj się – powiedział ze śmiechem. – I tak nie mógłbym mieszać przyjemności z pracą.

Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.

Holly nie odrywała oczu od Ciary i Mathew, który porwał jej siostrę w ramiona.

– Miejsce dla młodej pary! – krzyknął Declan i wszyscy się serdecznie roześmiali.

Holly uśmiechnęła się w przejściu do członków zespołu jazzowego i rozejrzała za Denise, Tomem i Danielem. Umówili się w ich ulubionym barze, znanym z dużego wyboru koktajli i relaksującej muzyki. Zobaczyła Denise wtuloną w Toma na wielkiej czarnej skórzanej kanapie w oranżerii z widokiem na rzekę Liffey. Naprzeciwko nich siedział Daniel, popijał przez słomkę truskawkowe daiquiri i omiatał spojrzeniem rozsianych po sali gości.

– Przepraszam za spóźnienie – przeprosiła, podchodząc do przyjaciół.

– Nie wybaczam – szepnął Daniel do ucha Holly, pocałował ją i uścisnął. – Nie wiem, po co zaprosili tyle osób. Przecież i tak tylko siedzą i patrzą sobie w oczy, nie zwracając na nikogo uwagi. Nawet ze sobą nie rozmawiają! A jeśli ktoś się do nich odezwie, to czuje się jak intruz – dodał, pociągając z kieliszka. Aż się skrzywił, czując zbyt słodki smak. – Muszę się napić piwa.

Holly parsknęła śmiechem.

– Przychodzę ci z odsieczą.

Przejrzała kartę alkoholi. Wybrała drink z najniższą zawartością alkoholu i usiadła w fotelu.

– Panie Connelly, wie pan o mnie wszystko. Dzisiaj ja mam zamiar dowiedzieć się czegoś o panu, a więc proszę się przygotować na przesłuchanie.

Uśmiechnął się.

– Jestem gotów.

Zastanowiła się nad pierwszym pytaniem.

– Skąd pochodzisz?

– Urodziłem się i wychowałem w Dublinie. – Pociągnął łyk czerwonego koktajlu i puścił do niej oko. – Ale gdyby któryś z kolegów z dzieciństwa zobaczył mnie pijącego takie paskudztwo i słuchającego jazzu, miałbym się z pyszna.

Roześmiała się.

– Po szkole wstąpiłem do wojska – ciągnął.

Zdziwiła się.

– Ciekawe, z jakich pobudek.

– Bo nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, a nieźle płacili – odparł bez wahania.

– A mówią, że żołnierzom przyświeca wyłącznie szczytny cel bronienia niewinnych ludzi.

– Służyłem tylko kilka lat. Rodzice przeprowadzili się do Galway, gdzie objęli pub. Pojechałem z nimi, by tam pracować, a kiedy przeszli na emeryturę, ja przejąłem lokal. Kilka lat temu zapragnąłem jednak mieć własny pub. Harówka przyniosła mi trochę oszczędności, a poza tym zaciągnąłem olbrzymi kredyt hipoteczny. Wróciłem do Dublina i kupiłem bar od Hogana. No i teraz tu jestem i rozmawiam z tobą.

– Piękny życiorys.

– Nic szczególnego, ot, zwykłe życie.

– A gdzie się plasuje była dziewczyna? – spytała Holly.

– Między ucieczką z pubu w Galway a przyjazdem do Dublina.

– No tak.

Pokiwała ze zrozumieniem głową. Wychyliła kieliszek i wzięła do ręki kartę dań.

– Chyba zdecyduję się na „seks na plaży”.

– Kiedy? Na urlopie? – zażartował Daniel.

Holly dała mu kuksańca. Za dużo sobie wyobraża!