39514.fb2 Romans na recept? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 46

Romans na recept? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 46

– Zwariowałeś.

– No widzisz. To normalne, że wyjeżdżają. Byłoby gorzej, gdyby zostały w Szczecinie tylko po to, żeby mamuni samej nie zostawiać. A ty będziesz wreszcie miała czas dla siebie. Przyzwyczaisz się do spokoju. Możesz sprawić sobie psa. Będziesz mogła robić tysiąc rzeczy, na które będziesz miała ochotę. Nie wracać na noc do domu, odwiedzać przyjaciół…

– Boże, Grześ, ty wiesz, że ja mam bardzo mało przyjaciół… takich poza pracą…

– To teraz będziesz miała czas, żeby sobie takich znaleźć. Tylko nie zakop się w robocie! Zadbaj o siebie. Porozpieszczaj się. A najlepiej zafunduj sobie romans.

– Oszalałeś! W moim wieku!

– Bardzo dobry wiek na romanse. Sam bym na ciebie poleciał.

– Dziękuję uprzejmie. Jak ja na ciebie leciałam, to mi tłumaczyłeś, że nie możesz z pacjentką!

– Bo z pacjentką to jest niemoralnie. A teraz sama chciałaś, żebym cię potraktował jak przyjaciel, a nie jak lekarz!

Eulalia wybuchnęła śmiechem. Grzegorz patrzał na nią z zadowoleniem.

– Widzisz, jak dobrze wpływa na ciebie sama myśl o romansie ze mną? Aleja się nie narzucam. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, rozumiem. Gdybyś jednak zmieniła zdanie, służę w każdej chwili.

– Czy to znaczy, że nie jestem jeszcze do wyrzucenia?

– Nie kokietuj. Jesteś piękną kobietą. Dojrzała brzoskwinia. Nigdy nie lubiłem kwaśnych jabłek, jeżeli o mnie chodzi. Lolitki uważam za obrzydlistwo. Podejrzewam, przy całej mojej próżności, że nie jestem z tymi upodobaniami jedyny na świecie. No więc umawiamy się: każdego dnia patrzysz w lustro i cieszysz się z tego, że jesteś piękna, mądra, inteligentna, utalentowana, masz świetne dzieciaki, które cię kochają i które ładnie dorośleją. Masz pracę… a propos, nie wyrzucają cię?

– Chyba nie.

– Dobrze. Poza tym, kochana, ćwiczenia oddechowe, odrobina medytacji, możliwie dużo ruchu. Ogródek. Kwiaty wokół siebie. Piękno. Muzyka. Takie rzeczy. Nie oglądaj dzienników, jeżeli nie musisz koniecznie, oglądanie tych osłów, którzy nami rządzą, prowadzi do depresji w przyspieszonym tempie. Literatura. Poezja. No. A jak twoje dzieci pojadą na te studia, to zadzwoń do mnie, pogadamy, zobaczę, jak sobie z tym radzisz. I poderwij kogoś.

– Dla zdrowia…

– Oczywiście. Mogę ci nawet wypisać receptę. Teraz już muszę lecieć. Jak ci będzie smutno, dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy. Bez krępacji, pani redaktorowo. Masz tu wizytówkę z moją nową komórką. Stary numer będzie nieaktualny za tydzień. Idziemy?

Wyszli z gmachu telewizji, a zanim wsiedli każde do swojego samochodu, Grzegorz uściskał ją serdecznie… czuła to, czuła, że nie jest to zdawkowy uścisk, że on ją naprawdę bardzo lubi. A jednocześnie miała wrażenie, że otrzymuje od niego porcję energii, odwagi, wiary w przyszłość. No proszę. Może szkoda, że przestała na niego lecieć? Co on właściwie zrobił ze swoją żoną? Byli świetną parą. Prawda, umarła mu. Zginęła w wypadku samochodowym. Pięć lat temu. Dzieci nie mieli. Nie ożenił się znowu, wiedziałaby, zaprosiłby ją na ślub albo chociaż zawiadomił. To znaczy, że jest naprawdę całkiem samotny, nie tak jak ona… i to on ją pociesza!

Kiedy wjeżdżała na swoją posesję, na chodniku stał już zielony peugeot, a gbur wysiadał z niego i zamykał drzwi.

Ukłonił jej się z daleka. Miała wrażenie, że był to ukłon szalenie oficjalny.

Nadszedł pierwszy dzień szkoły i oczywiście Helenka zażądała, aby Eulalia zaplanowała swoje telewizyjne zajęcia w sposób umożliwiający odwożenie Marysi na lekcje i przywożenie jej na domowy obiadzik.

– Rozumiesz sama, moja droga – powiedziała z wdziękiem – że nie miałoby sensu żadne inne rozwiązanie. Ty przecież i tak musisz być w mieście codziennie, więc po prostu wstaniesz wcześniej i wcześniej wyjedziesz. A potem wcześniej wrócisz. Same korzyści dla ciebie.

Eulalia, która nienawidziła wczesnego wstawania, przypomniała sobie swój wieczorny seans psychoterapeutyczny i odmówiła świadczeń.

– Zapomnij. Zapomnij o mnie, o moim samochodzie i o tym, że ja w ogóle mam jakikolwiek budzik w domu.

– Ja cię mogę budzić… Chociaż to oczywiście bez sensu, skoro i tak musisz wstać. A jak już wstaniesz, możesz od razu zrobić dwa śniadania, dla siebie i dla Marysi. Ty jesz śniadania, prawda?

– Prawda. Około dziewiątej rano. Nie wcześniej. Helenko, ja mówię najzupełniej serio. I niech to do ciebie dotrze. Nie będę wstawała wcześniej. Nie będę robiła śniadań Marysi. Nie będę jej woziła. Masz samochód, to go używaj. Prawo jazdy też masz. Wolno ci poruszać się po drogach publicznych.

To ostatnie powiedziała z zamierzoną złośliwością, pamiętając, jakie były w rodzinie palpitacje, kiedy Helenka zdawała egzamin na prawo jazdy i jaką kwotę musiał Atanazy wybulić w charakterze łapówki, aby jego żona dostała upragniony kwit.

.Helenka skrzywiła się, nie za mocno, żeby nie nabyć czasem jakich nowych zmarszczek.

– Nie, Eulalio, ty jesteś niemożliwa. Przecież wiesz, że ja nie lubię jeździć po mieście w godzinach szczytu… Nie jestem takim wprawnym kierowcą jak ty! – Zatrzepotała artystycznie rzęsami, co na Eulalii nie zrobiło żadnego wrażenia, być może dlatego, że nie była w dostatecznym stopniu mężczyzną. – Poza tym ja będę doglądać remontu.

Grzegorz kazał być asertywną.

– Jeśli nie będziesz jeździła, to się nigdy nie wprawisz – powiedziała bezlitośnie. – Ja bym ci nawet radziła wjeżdżanie w największy tłok. Bardzo szybko złapiesz bluesa. A w ogóle to jest twoje dziecko. I twój remont. Zrób sobie grafik. Powieś na drzwiach plan lekcji Marysi i się dostosuj. I nie zapomnij o jej licznych zajęciach pozalekcyjnych.

Oburzona Helenka prychnęła i poszła – prawdopodobnie poskarżyć się Balbinie. Eulalia pozostała przy stole, przy którym piły popołudniową kawę, i zamyśliła się.

Asertywność jej wyszła. Jeszcze trzeba będzie pokonać Balbinę. Ale spokojnie. Jesteśmy na dobrej drodze. Teraz należy pomyśleć o romansie.

Tylko z kim?

Dolała sobie kawy i zrobiła pospieszny remanent.

Rzeczywiście, ze swoimi niezliczonymi znajomościami prawdziwych przyjaciół ma niewielu. A już takich, z którymi dałoby się romansować… Szkoda słów.

W pracy głównie małolaty, przeważnie żonaci, zresztą zasadę, że nie romansuje się z kolegami, uważała zawsze za niezwykle rozsądną.

Grzegorz… Może by jednak?

Grzegorz jest jak brat, to by było kazirodztwo.

Podczas jednej takiej konferencji prasowej bardzo się nią zainteresował gość z biura prasowego wojewody. Ale on, zdaje się, pije jak smok, poza tym używa ohydnej wody toaletowej. A w ogóle ona prawie nie zna faceta, więc o czym my mówimy?

Ostatni nabytek w dziedzinie towarzyskiej – GOPR. Same chłopy. Za młodzi. Żonaci. A jak nie za młodzi, to tym bardziej żonaci.

Gbur.

No nie! To już sobie pomyślała wyłącznie z rozpędu. Skojarzył jej się z GOPR – em. Były ratownik… Gburowaty w zasadzie monotematycznie, poza tym wygląda na to, że w porządku. Maniery posiada. Prezencję również. Nie wiadomo wprawdzie, co ma w środku, ale wszyscy znajomi wyrażają się o nim wyłącznie pozytywnie.

Nie, nie ma o czym mówić. Narobił jej afrontów, potem ona jemu narobiła afrontów… Ten most jest raczej spalony.

Ale przysłał jej czerwoną różę.

A ona wyszła z przyjątka, na którym on był gościem.

Ale to Helenka zorganizowała przyjątko, nie ona. Co gorsza, Helenka coś mu tam mówiła o jej, Eulalii, klimakterium.

No to co, że mówiła o jej klimakterium. Grzegorz za to mówił o dojrzałej brzoskwini.

Lepiej zapomnieć o głupich pomysłach Grzegorza i rzucić się w wir pracy twórczej. Słabo płatnej, ale zawsze. A propos płatnej, musi napisać dwa zaległe felietony o życiu kobiet.

– Lalu, jak możesz! Nie spodziewałam się tego po tobie!

Balbina. Cała płonąca świętym oburzeniem. Eulalia postanowiła udać głupią.